*2 dni później*
- Dbaj o niego, bo masz wszystko to, bez czego ja muszę nauczyć się żyć - Danielle spojrzała ciepło na swojego, już byłego chłopaka, a potem na Alice. Liam nie mógł uwierzyć, że brunetka tak łatwo przyjmuje wiadomość, że on ją zdradził.
- Wiedz Li, że ja też nie byłam z tobą do końca szczera, ale to już i tak nieważne. Nie mam do ciebie urazy, prędzej czy później i tak by do tego doszło - powiedziała i podeszła do Alice. Nachyliła się nad nią i wyszeptała
- Opiekuj się nim, za każdym razem gdy powiesz, że go kochasz uśmiechnie się i nie będzie w stanie wydusić z siebie słowa, ale gdy już dojdzie do siebie usłyszysz melodyjne i najpiękniejsze "Ja ciebie też."
- Dziękuję. - Alice przytuliła brunetkę i razem z Liam'em poszli do jej domu.
- Może to dziwne, ale lubię noce, ten mrok, który narasta kiedy zniknie słońce.
- Nie lubisz być w centrum uwagi, prawda? Boisz się jej, nie chcesz żeby ktoś cię zauważył, czemu? - popatrzał na nią jak na małą dziewczynkę, której trzeba pomóc.
- Wolę, żeby mnie omijano jak eksponat w muzeum, żeby mnie nie podnosili kiedy leżę, bo kiedy ktoś wyciągnie w moją stronę dłoń poczuję się potrzeba, a gdy czuję się potrzebna niepotrzebnie ufam ludziom.
- To nie znaczy, że trzeba się zabić.
- Śmierć nie jest zła, samotność też nie jest okrutna, to wszystko nas uczy, tęsknota nas uczy i uświadamia, jak bardzo kochamy bliskich, śmierć działa podobnie, tylko wtedy już nic nie odzyskamy. Już nie ma czegoś za coś, jest tylko coś. Rozumiesz?
- Nie rozumiem.
- Próbuję ci powiedzieć, że cię potrzebuję kretynie.
- Mimo tego, że czasem cię nie rozumiem to i tak uwielbiam sposób w jaki do mnie mówisz. - przytulił ją. - Ale nie każ mi więcej przez ciebie płakać.
- Problem w tym, że ja zawsze myślę chwilę za długo, a potem czuję się jakby ktoś wszystkie swoje problemy i cały swój strach przelał na mnie i powiedział "Masz za mało problemów, więc weź i moje."
Czasem myślę, że jestem nienormalna. Ja odstaję Zayn. - chłopak nie bardzo ją rozumiał, zresztą jak zwykle.
- Powiedz czego się boisz, przecież wiesz, że ci pomogę.
- Czasem, ale jedynie czasem boję się miłość, porzucenia, ludzi, mogłabym powiedzieć, że boję się pająków, to też byłaby prawda, ale wtedy nie powiedziałabym tego, co chcę powiedzieć. Wiem, że nie pojmujesz sensu mojej wypowiedzi, bo ona jest tak samo głupia, jak mój strach. Zayn wiesz czym jest strach? Wiesz jak to jest bać się wyjść na ulicę, bo nie chcesz, żeby ktoś cię zauważył, bo boisz się, że cię zrani?
- Nie wiem czym jest strach, ale wiem jedno. Musisz przestać popadać w paranoję, bo strach nie uczy miłość, a tego ci brakuje. Osoby która cię wesprze, która rozweseli, która nauczy żyć od nowa.
- Żyjemy w świecie hipokrytów Zayn, uwielbiają cię, uśmiechają się do ciebie, a za plecami nienawidzą. Wbijają język jadu w twoją niewidzialną skórę, a potem składają pocałunek uwielbienia. A wiesz jak zapraszają? Wystarczą cztery słowa " Chodź ponienawidzimy sobie kogoś " i to wystarczy. Stają się szydercami i despotami. Wystarczy trochę kasy i parę słów. Wiesz jakich? " Chodź pośmiejemy się z niej, z jej figury jabłka, z jej braku stylu, z tego jak chodzi. Przecież to nic złego. " Oni wszyscy są jak armia, jeszcze nie rozumiesz? Przedstawiłam ci mój obraz w jakim postrzegam ludzi. Jedno określenie maska. Myślisz, że jej nie masz? Każdy ją ma. A ja? Ja czuję się taka obca w świecie gdzie wszyscy są jednakowi.
- Mam mętlik w głowie przez ciebie.
- To dobrze. Przemyśl to wszystko. Każdy ma maskę i to od ciebie zależy, czy ktoś ją przed tobą zdejmie, czy dalej będzie ukrywać swoją twarz.
- Dobra, skończmy z tym.
- Czemu? Denerwuje cię to? Wkurzasz się, bo jesteś z tych, którzy są dobrzy, ale się boją. Zawsze gdy zawieje wiatr w oczy tchórzysz i zamykasz je, jakby bojąc się wywiania źrenic z tęczówek. Czyli wiesz co to strach. Ale to dobrze. - zarzuciła nogę na nogę i popatrzała na niego. - Strach jest częścią nas, bez tego mówilibyśmy rzeczy które by raniły, nie bojąc się konsekwencji, bo w końcu nie balibyśmy się.
- Des skończ.
- Ktoś ci to musiał uświadomić Zayn, ty myślisz, że ludzie są wspaniali podczas gdy to są dyktatorzy. Każdy myśli, że jest lepszy od całego świata. Ty tak nie myślisz? Oczywiście, że myślisz. Widzisz osobę inną od ciebie, nienawidzisz jej, bo nie jest taka jak ty, albo taka jak ty byś chciał, żeby była. I nie patrz tak na mnie, bo mi nie chodzi o to, żeby cię obrazić, tylko żebyś zrozumiał, że nie ma ideałów.
- Ja już chyba pójdę Des, przyjdę jutro. - pocałował ją w policzek i wyszedł.
- Jak on cholernie boi się samego siebie. - powiedziała sama do siebie i się uśmiechnęła. Tak samo jak ona, tylko, że Des bała się nie tyle siebie co ludzi. Wiele przeżyła i głównie poznawała złe osoby, nie wiedziała co to miłość i w tym tkwił problem. Nie długo była sama, tak jak obiecał zjawił się Niall.
- Niall proszę cię nie każ mi tego robić. Myślałam, że jesteś moim przyjacielem.
- Bo jestem i chcę, abyś wyświadczyła mi drobną przysługę.
- Ty nie rozumiesz, że tym zniszczę moją przyjaźń z Zayn'em? I ty też ją zniszczysz! - krzyknęła. - Nie wierzę, że wolisz jakąś głupią dziewczynę od swojego najlepszego przyjaciela który ci pomagał. Nie jesteś taki Niall. - przytuliła go. Podobno to pomaga. - Nigdy taki nie byłeś. Przyjaźń to piękna rzecz, Zayn by ci tego nie zrobił. Nie chcesz chyba go stracić?
- Nie chce. - wyszeptał. - Ale co ja mam zrobić jak ona mi się podoba?
- Zadać sobie pytanie czy ją naprawdę kochasz i czy jesteś gotów poświęcić waszą przyjaźń. - blondyn chyba zrozumiał jej słowa, bo usiadł na kanapę i schował twarz w dłoniach.
- Przepraszam.
- Nie masz za co, ale odpuść sobie blondasku. Uwierz mi, znałam ją trochę i nie jest tego warta. Lepiej idź do Zayn'a i go przeproś.
- Nienawidzę cię. - powiedział jej prosto w oczy. Szatynka była zszokowana. Jeszcze przed chwilą mówił, że ją przeprasza, a teraz, że nienawidzi?
- Że co?
- Nienawidzę cię za to, że cię nachodziłem i groziłem, a pomimo tego ty i tak mi przebaczyłaś i nie masz do mnie tej pieprzonej urazy. Kim ty jesteś Destiny Bein?
- Jestem osobą która wiele w życiu przeszła i która pomaga innym nie umiejąc pomóc sobie.
_________________________________________________________________________
Mam jedno wielkie określenie co do tego rozdziału ŻENADA! Japierdole, ale ja jestem tępa.
Nie umiem wymyślić nic sensownego. ;cc Dziękuję za opinię na temat imaginu miło mi było jak czytałam Wasze komentarze, ale raczej nie będę ich pisać, chyba, że będzie jakaś specjalna okazja do tego, bo nie za bardzo mi wychodzą. No i dostałam dwie nominacje do Libster Award, już nawet nie wiem ile ich wszystkich dostałam xD Odpowiem tylko na pytania. :) Nie będę robić specjalnej notki do tego, bo mi się nie chce , tylko napisze odpowiedzi tutaj. < mam lenia na wszystko >
Pytania od Marry Styles z bloga http://kimberly-gabrielle-and-one-direction.blogspot.com/.
1. Jak macie naprawdę na imię?
Ughh nie lubię swojego imienia. -,- Weronika.
2. Którego chłopaka z 1D lubicie najbardziej i dlaczego?
Zayna, bo ma świetny głos.
3. Co skłoniło Was do napisania bloga?
O zgrozo ile ja już razy odpowiadałam na to pytanie. xD Tak naprawdę to chyba czysta nuda.
4. Macie inne zainteresowania oprócz pisania?
Tak mam, lubię rysować. :)
5. Jakaś ciekawostka o Was (w sensie coś niezwykłego co macie albo potraficie zrobić)?
Umiem zrobić szpagat ^.^ < tak, tak wiem mam się czym chwalić. Pięcioletnie dziecko tez umie xD >
6. Byłyście kiedyś za granicą?
Tak.
7. Ulubiony zespół oprócz 1D?
The Fray.
8. Macie jakieś gadżety z One Direction?
Mam poduszkę z mordką Zayna, którą dostałam od przyjaciółki na Mikołaja. Dziękuję Ci. ;**
9. Jak i kiedy wpadłyście na pomysł z założeniem bloga?
Moja druga przyjaciółka założyła, no to pomyślałam, że ja tez założę.
10. Od kiedy jesteście Directioners?
Dokładnej daty nie pamiętam, ale gdzieś tak w marcu, kwietniu.
11. Czy chciałybyście koncert 1D w Polsce?
No ba!
Pytania od Kocham Cię. Ania < fajny nick. ;pp > z bloga http://nie-lubie-cie-misiu.blogspot.com/
1. Masz powód dla którego zaczęłaś pisać? Ktoś/coś jest Twoją motywacją?
Powodu nie mam, aczkolwiek motywacją jest sam zespół o którym piszę.
2. Co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu?
Nie zastanawiałam się nad tym.
3. Najlepsza/najśmieszniejsza wpadka Twojego życia?
Noł koment. xD
4. Co byś w sobie zmieniła , gdybyś miała taką możliwość?
Szczerze? Wszystko od wyglądu, po charakter i umiejętności < których nie mam. xD >
5. Gdybyś mogła cofnąć czas i coś zmienić , zrobiłabyś to?
Tak, zmieniłabym jedną rzecz. :)
6. Co najchętniej robisz w wolnym czasie?
Najchętniej to nic nie robię.
7. Kogo sławnego chciałabyś poznać?
No oczywiście, że Zayna.
8. Jak wiele jesteś w stanie poświęcić dla bliskich?
Myślę, że dużo.
9. Ile czasu poświęcasz na napisanie postu na bloga?
Zależy jaki mam humor, czasem idzie mi to szybko, a czasem robię sobie przerwy i czas się wydłuża.
10. Ulubiony kolor?
Szybko je zmieniam, ale na razie zostaję przy czerwonym.
11. Myślałaś kiedyś o tym co by było gdybyś zakochała się w osobie tej samej płci?
o,O Nie, jestem gejem, wolę chłopców. ;pp
Dziękuję za nominację. Kocham Was. ;**
czwartek, 27 grudnia 2012
wtorek, 25 grudnia 2012
Opóźniony prezent pod choinkę. xD
TO NIE JEST ZWIĄZANE Z OPOWIADANIEM!! To jest taki mój malutki opóźniony prezent dla Was, mianowicie imagin, który napisałam, nawet nie pamiętam kiedy go napisałam. xD Mniejsza z tym. Jak ktoś chce może przeczytać i skomentować. :) Z góry przepraszam za błędy. Miłego czytania. ;**
(włącz, jak się skończy włącz od nowa)
Patrz. Stoisz przed lustrem. Widzisz? To ty! Jesteś piękna, pamiętaj o tym. A teraz popatrz na nią. Widzisz coś? Nie? Hmm... Chyba masz popsute lustro, albo nie jesteś nim. Na pewno nie jesteś nim, bo wtedy byś ją widziała. Była piękna, jasne, blond włosy, zniewalający uśmiech i w dodatku te oczy, które były zgaszone, zawsze. Ale nie martw się, że jej nie widzisz, na koniec tej głupiej opowiastki będziesz ją znała lepiej, jednak nie bardziej od niego.
Londyn 24 grudnia 2012
- Louis potrzebuje nowego serca. - ta wiadomość wstrząsnęła całym światem, jednak najbardziej przyjaciółmi i rodziną chłopaka. Nikt nie umiał mu pomóc, ale ona wiedziała, że jest jedna osoba, która może. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak choroba łączy ludzi, a co dopiero dwie.
- Lou jak umrę będę nad tobą czuwać. - powiedziała dziewczyna, już wyobrażała sobie siebie jako anioła, będzie zawsze koło niego.
- Faye nawet tak nie mów, wyjdziesz z tego, jesteś młodsza ode mnie.
- Ale za to bardziej chora Lulu. -uwielbiała mówić tak na niego. Ot co, takie słodkie zdrobnienie. - Mimo wszystko to były najlepsze 3 miesiące w moim krótkim życiu. Nie zapomnę cię. - pocałowała go w policzek.
- Mówisz tak jakbyś miała zaraz umrzeć, a to ja wyglądam jak trup - zaśmiał się, ale za chwile spoważniał. - Wiedz, że nigdy nie zamieniłbym tego czasu spędzonego z tobą na nowe serce. Wolę umrzeć ze świadomością, że poznałem najwspanialsza fankę na świecie. - wysilił się na uśmiech.
- Będziesz miał nowe serce Lulu, przysięgam.
- Nie martw się Faye, obydwoje przeżyjemy. Przyjaciele na zawsze? - podał jej swoją chudą, bladą dłoń.
- Na zawsze. - wyszeptała i przytuliła go, po raz ostatni. Potem przyszedł lekarz z jakąś ważną sprawą. Faye nie chciała, żeby Louis słyszał jej rozmowę z doktorem, więc wyszli na korytarz.
- Panno Blake, na pewno chce pani oddać serce panu Tomlinson'owi? Potem nie będzie odwrotu.
- Chcę. - jej stanowczy i nie znoszący sprzeciwu ton trochę zdziwił lekarza, jednak nic nie powiedział, a ona kontynuowała. - To jest wspaniały człowiek, niech pan mi powie, lepiej żeby kto umarł? Dobry człowiek i genialny muzyk którego odejście zaboli miliony dziewczyn, fanek? Czy ja, taka sobie nic nie warta dziewczyna, która i tak niedługo umrze? Niech pan zrozumie ja nie mam przyjaciół, rodziny, nie mam nikogo oprócz niego. - wskazała na nic nieświadomego Lou. - Jak on umrze, to i ja nie będę miała po co żyć, a tak przynajmniej jedno z nas będzie szczęśliwe. - mężczyzna znowu się nie odezwał, jednak po chwili pokazał jej, gdzie ma złożyć podpis. Zawarła pakt ze śmiercią. Już nie ma odwrotu.
*3 godziny później*
- Przyszłam się pożegnać Lulu. - podeszła do chłopaka i przytuliła go najmocniej jak umiała.
- Nie żegnaj się, przecież zrobią ci operację i wszystko będzie w porządku, powiedziałaś, że masz dla mnie prezent pod choinkę, więc będziesz musiała mi go dać po zabiegu. - zaśmiał się chłopak.
- Dam ci go. Pamiętaj, że to wszystko dla ciebie. - ucałowała go i wyszła. Potem wszystko potoczyło się szybko, zabieg, śmierć, ale przed operacją Faye dała list pielęgniarce.
- Niech pani to da Louis'owi, ale jak mnie już nie będzie. - to było jej ostatnie życzenie.
Nie było już nic oprócz niej i wyrosły jej skrzydła. Piękne, białe skrzydła, biała, długa sukienka. Była aniołem, nieskazitelnym aniołem. Będzie nad nim czuwała, przecież przysięgła i obietnicy dotrzyma. Tak pięknie wtedy wyglądała, tylko szkoda, że on jej już nigdy nie zobaczył.
- Panie Tomlinson - do sali wszedł lekarz - mamy dla pana serce.
- Naprawdę? - ucieszył się, widać to było po jego uśmiechu, ale on zaraz zszedł jak się dowiedział kto mu je podarował. Ona.
- Czemu jej na to pozwoliliście? - jego oczy zalała fala łez. - Czemu do cholery ona to zrobiła?! Nie chcę tego serca! - krzyknął. - Nie chcę. - wyglądał wtedy tak żałośnie. Mały, zagubiony chłopczyk, był strasznie blady.
- Pielęgniarka przygotuje pana do zabiegu. - lekarz nie spodziewał się takiej reakcji po chłopaku. Było mu go żal, jednak nie cofnie czasu.
Zabieg odbył się szybko, nikt o nim nie wiedział, nawet rodzina Louis'a. Wszystko przebiegło zgodnie z planem, jej planem. Żył, a ona mogła go obserwować.
- Faye zostawiła to dla ciebie. - pielęgniarka podała Louis'owi list i wyszła.
Chłopak powoli i ostrożnie otworzył kopertę i wyciągnął kartkę. Przyłożył sobie do ust i pocałował, zaciągnął się jej zapachem i zaczął czytać.
Mój kochany Lulu.
Często ludzie zaczynają właśnie takie listy, jaki teraz czytasz od słów " Kiedy zaczniesz to czytać, mnie już nie będzie." Ale to jest takie oklepane. Pewnie teraz się zaśmiejesz. Dobrze wiesz, że mam, ah przepraszam, miałam hopla na punkcie oryginalności, dlatego ja tak nie napiszę. Zamiast tego powiem ci, że ja będę zawsze, nawet jak mnie nie będzie. Zakręcone, co? Wiem, ale przecież taka byłam. Wiesz jak dziwnie się czuję pisząc o sobie w czasie przeszłym? Oh, odbiegam od tematu, ale w każdym razie, wiedz, że Cię obserwuję. Będę wiedziała wszystko o Tobie. Pozwól, że przytoczę tutaj pewien cytat.
" Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie, gdy będziemy gotów przyjąć niespodzianki, jakie niesie nam los."
Ja podjęłam to ryzyko dla Ciebie, bo cały czas jesteś moim przyjacielem i nim będziesz, kiedyś się spotkamy, ale już nie w szpitalu tylko gdzieś tam do góry, ale ja tam nie odejdę bez Ciebie, jako anioł będę sobie koło Ciebie latać, a kiedy przyjdzie i Twój czas polecimy do góry oboje. Pasuje ci tak? Ale nawet jakby mnie nie było to i tak bym była, bo masz przecież w sobie moje serce. Oby Ci służyło lepiej niż mi. Grałam z Aniołem śmierci w pokera i przegrałam życie, ale ktoś dał mi ostatnią szansę i mogłam ją oddać Tobie Lulu. To jest ten mój obiecany prezent pod choinkę. Mną się nie przejmuj, ja Cię widzę i będę przy Tobie. Pamiętaj o tym. Będę czekać. Ukryję się na tyle, że nikt oprócz Ciebie mnie nie znajdzie, ale cholera będę czekać. Wiesz, znalazłam plus w tej całej śmierci. Nie muszę być Bogiem, by wiedzieć kiedy umrę.
I'll come back / Wrócę,
When you call me / kiedy mnie wezwiesz
No need to say goodbye / Nie trzeba się żegnać
Zapamiętaj słowa tej piosenki Lulu. Teraz trochę mniej oryginalne zakończenie listu. Kocham Cię.
Twoja kochająca na zawsze, przyjaciółka.
Odeszła, nie obracając się za siebie. - wyszeptał, a po jego policzku zaczęły spływać łzy. Dotknął miejsca gdzie biło jej serce. - Wiesz co Faye? Oddając mi swoje serce chyba nie wiedziałaś co robisz, jak mnie krzywdzisz. Nie przewidziałaś tego, że kiedy poznam jakąś dziewczynę nie mogę jej powiedzieć " Moje serce bije dla ciebie." Bo to jest twoje serce i bije tylko dla ciebie i dla mnie.
*2 dni po pogrzebie*
- Przyszedłem dopiero teraz, ale nie gniewaj się. Tak bardzo nie chcę tu stać, ale będę przychodził codziennie. Nie wiedziałem jakie kwiatki lubisz, nie zdążyłem się spytać, więc kupiłem po jednym kwiatku każdego gatunku, jakie znajdowały się w kwiaciarni, wybierz sobie. - zaśmiał się nerwowo i położył wielki bukiet kwiatów na marmurowej płycie. Usiadł na ławce i przyglądał się płatkom, które targał wiatr. Zamknął oczy zroszone łzami.
- Przepraszam. - wyszeptał. - Gdyby nie ja, ty byś tu nie leżała, ale wrócisz, kiedy to wszystko się skończy. Nie trzeba się żegnać. - i odszedł tak jak ona, nie obracając się za siebie, ale szybko wrócił i na nowo złożył kwiatki. Jeden z każdego gatunku.
Tak oto kończy się ta historia. Miłość prawdziwej fanki do idola jest wielka. Ona to pokazała, no bo czy oddałabyś własne serce gwieździe, którą tak na prawdę poznałaś 3 miesiące temu? Mniejsza z tym. Ona pokazała, że jest w stanie oddać za niego życie, a on to docenił. Jej blady duch odbija się w każdym lustrze i czeka na niego cały czas. Ma nadzieję, że będzie żył jeszcze długo, bo ona ma dużo czasu. Znasz ją już trochę lepiej, jednak nie tak jak on. To była śmierć jakich pełno, historia jakich mało.
(włącz, jak się skończy włącz od nowa)
Patrz. Stoisz przed lustrem. Widzisz? To ty! Jesteś piękna, pamiętaj o tym. A teraz popatrz na nią. Widzisz coś? Nie? Hmm... Chyba masz popsute lustro, albo nie jesteś nim. Na pewno nie jesteś nim, bo wtedy byś ją widziała. Była piękna, jasne, blond włosy, zniewalający uśmiech i w dodatku te oczy, które były zgaszone, zawsze. Ale nie martw się, że jej nie widzisz, na koniec tej głupiej opowiastki będziesz ją znała lepiej, jednak nie bardziej od niego.
Londyn 24 grudnia 2012
- Louis potrzebuje nowego serca. - ta wiadomość wstrząsnęła całym światem, jednak najbardziej przyjaciółmi i rodziną chłopaka. Nikt nie umiał mu pomóc, ale ona wiedziała, że jest jedna osoba, która może. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak choroba łączy ludzi, a co dopiero dwie.
- Lou jak umrę będę nad tobą czuwać. - powiedziała dziewczyna, już wyobrażała sobie siebie jako anioła, będzie zawsze koło niego.
- Faye nawet tak nie mów, wyjdziesz z tego, jesteś młodsza ode mnie.
- Ale za to bardziej chora Lulu. -uwielbiała mówić tak na niego. Ot co, takie słodkie zdrobnienie. - Mimo wszystko to były najlepsze 3 miesiące w moim krótkim życiu. Nie zapomnę cię. - pocałowała go w policzek.
- Mówisz tak jakbyś miała zaraz umrzeć, a to ja wyglądam jak trup - zaśmiał się, ale za chwile spoważniał. - Wiedz, że nigdy nie zamieniłbym tego czasu spędzonego z tobą na nowe serce. Wolę umrzeć ze świadomością, że poznałem najwspanialsza fankę na świecie. - wysilił się na uśmiech.
- Będziesz miał nowe serce Lulu, przysięgam.
- Nie martw się Faye, obydwoje przeżyjemy. Przyjaciele na zawsze? - podał jej swoją chudą, bladą dłoń.
- Na zawsze. - wyszeptała i przytuliła go, po raz ostatni. Potem przyszedł lekarz z jakąś ważną sprawą. Faye nie chciała, żeby Louis słyszał jej rozmowę z doktorem, więc wyszli na korytarz.
- Panno Blake, na pewno chce pani oddać serce panu Tomlinson'owi? Potem nie będzie odwrotu.
- Chcę. - jej stanowczy i nie znoszący sprzeciwu ton trochę zdziwił lekarza, jednak nic nie powiedział, a ona kontynuowała. - To jest wspaniały człowiek, niech pan mi powie, lepiej żeby kto umarł? Dobry człowiek i genialny muzyk którego odejście zaboli miliony dziewczyn, fanek? Czy ja, taka sobie nic nie warta dziewczyna, która i tak niedługo umrze? Niech pan zrozumie ja nie mam przyjaciół, rodziny, nie mam nikogo oprócz niego. - wskazała na nic nieświadomego Lou. - Jak on umrze, to i ja nie będę miała po co żyć, a tak przynajmniej jedno z nas będzie szczęśliwe. - mężczyzna znowu się nie odezwał, jednak po chwili pokazał jej, gdzie ma złożyć podpis. Zawarła pakt ze śmiercią. Już nie ma odwrotu.
*3 godziny później*
- Przyszłam się pożegnać Lulu. - podeszła do chłopaka i przytuliła go najmocniej jak umiała.
- Nie żegnaj się, przecież zrobią ci operację i wszystko będzie w porządku, powiedziałaś, że masz dla mnie prezent pod choinkę, więc będziesz musiała mi go dać po zabiegu. - zaśmiał się chłopak.
- Dam ci go. Pamiętaj, że to wszystko dla ciebie. - ucałowała go i wyszła. Potem wszystko potoczyło się szybko, zabieg, śmierć, ale przed operacją Faye dała list pielęgniarce.
- Niech pani to da Louis'owi, ale jak mnie już nie będzie. - to było jej ostatnie życzenie.
Nie było już nic oprócz niej i wyrosły jej skrzydła. Piękne, białe skrzydła, biała, długa sukienka. Była aniołem, nieskazitelnym aniołem. Będzie nad nim czuwała, przecież przysięgła i obietnicy dotrzyma. Tak pięknie wtedy wyglądała, tylko szkoda, że on jej już nigdy nie zobaczył.
- Panie Tomlinson - do sali wszedł lekarz - mamy dla pana serce.
- Naprawdę? - ucieszył się, widać to było po jego uśmiechu, ale on zaraz zszedł jak się dowiedział kto mu je podarował. Ona.
- Czemu jej na to pozwoliliście? - jego oczy zalała fala łez. - Czemu do cholery ona to zrobiła?! Nie chcę tego serca! - krzyknął. - Nie chcę. - wyglądał wtedy tak żałośnie. Mały, zagubiony chłopczyk, był strasznie blady.
- Pielęgniarka przygotuje pana do zabiegu. - lekarz nie spodziewał się takiej reakcji po chłopaku. Było mu go żal, jednak nie cofnie czasu.
Zabieg odbył się szybko, nikt o nim nie wiedział, nawet rodzina Louis'a. Wszystko przebiegło zgodnie z planem, jej planem. Żył, a ona mogła go obserwować.
- Faye zostawiła to dla ciebie. - pielęgniarka podała Louis'owi list i wyszła.
Chłopak powoli i ostrożnie otworzył kopertę i wyciągnął kartkę. Przyłożył sobie do ust i pocałował, zaciągnął się jej zapachem i zaczął czytać.
Mój kochany Lulu.
Często ludzie zaczynają właśnie takie listy, jaki teraz czytasz od słów " Kiedy zaczniesz to czytać, mnie już nie będzie." Ale to jest takie oklepane. Pewnie teraz się zaśmiejesz. Dobrze wiesz, że mam, ah przepraszam, miałam hopla na punkcie oryginalności, dlatego ja tak nie napiszę. Zamiast tego powiem ci, że ja będę zawsze, nawet jak mnie nie będzie. Zakręcone, co? Wiem, ale przecież taka byłam. Wiesz jak dziwnie się czuję pisząc o sobie w czasie przeszłym? Oh, odbiegam od tematu, ale w każdym razie, wiedz, że Cię obserwuję. Będę wiedziała wszystko o Tobie. Pozwól, że przytoczę tutaj pewien cytat.
" Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie, gdy będziemy gotów przyjąć niespodzianki, jakie niesie nam los."
Ja podjęłam to ryzyko dla Ciebie, bo cały czas jesteś moim przyjacielem i nim będziesz, kiedyś się spotkamy, ale już nie w szpitalu tylko gdzieś tam do góry, ale ja tam nie odejdę bez Ciebie, jako anioł będę sobie koło Ciebie latać, a kiedy przyjdzie i Twój czas polecimy do góry oboje. Pasuje ci tak? Ale nawet jakby mnie nie było to i tak bym była, bo masz przecież w sobie moje serce. Oby Ci służyło lepiej niż mi. Grałam z Aniołem śmierci w pokera i przegrałam życie, ale ktoś dał mi ostatnią szansę i mogłam ją oddać Tobie Lulu. To jest ten mój obiecany prezent pod choinkę. Mną się nie przejmuj, ja Cię widzę i będę przy Tobie. Pamiętaj o tym. Będę czekać. Ukryję się na tyle, że nikt oprócz Ciebie mnie nie znajdzie, ale cholera będę czekać. Wiesz, znalazłam plus w tej całej śmierci. Nie muszę być Bogiem, by wiedzieć kiedy umrę.
I'll come back / Wrócę,
When you call me / kiedy mnie wezwiesz
No need to say goodbye / Nie trzeba się żegnać
Zapamiętaj słowa tej piosenki Lulu. Teraz trochę mniej oryginalne zakończenie listu. Kocham Cię.
Twoja kochająca na zawsze, przyjaciółka.
Odeszła, nie obracając się za siebie. - wyszeptał, a po jego policzku zaczęły spływać łzy. Dotknął miejsca gdzie biło jej serce. - Wiesz co Faye? Oddając mi swoje serce chyba nie wiedziałaś co robisz, jak mnie krzywdzisz. Nie przewidziałaś tego, że kiedy poznam jakąś dziewczynę nie mogę jej powiedzieć " Moje serce bije dla ciebie." Bo to jest twoje serce i bije tylko dla ciebie i dla mnie.
*2 dni po pogrzebie*
- Przyszedłem dopiero teraz, ale nie gniewaj się. Tak bardzo nie chcę tu stać, ale będę przychodził codziennie. Nie wiedziałem jakie kwiatki lubisz, nie zdążyłem się spytać, więc kupiłem po jednym kwiatku każdego gatunku, jakie znajdowały się w kwiaciarni, wybierz sobie. - zaśmiał się nerwowo i położył wielki bukiet kwiatów na marmurowej płycie. Usiadł na ławce i przyglądał się płatkom, które targał wiatr. Zamknął oczy zroszone łzami.
- Przepraszam. - wyszeptał. - Gdyby nie ja, ty byś tu nie leżała, ale wrócisz, kiedy to wszystko się skończy. Nie trzeba się żegnać. - i odszedł tak jak ona, nie obracając się za siebie, ale szybko wrócił i na nowo złożył kwiatki. Jeden z każdego gatunku.
Tak oto kończy się ta historia. Miłość prawdziwej fanki do idola jest wielka. Ona to pokazała, no bo czy oddałabyś własne serce gwieździe, którą tak na prawdę poznałaś 3 miesiące temu? Mniejsza z tym. Ona pokazała, że jest w stanie oddać za niego życie, a on to docenił. Jej blady duch odbija się w każdym lustrze i czeka na niego cały czas. Ma nadzieję, że będzie żył jeszcze długo, bo ona ma dużo czasu. Znasz ją już trochę lepiej, jednak nie tak jak on. To była śmierć jakich pełno, historia jakich mało.
sobota, 22 grudnia 2012
22. " To było piękne mój przyjacielu. "
- Zastanawiałaś się, jaką krzywdę zrobiłabyś ludziom, odbierając sobie życie?
- Ludziom?- udała, że nie rozumie.
- No na przykład mnie.
- Co bym ci zrobiła?
- Zabiłabyś moją przyjaciółkę, albo raczej ja bym to zrobił. To moja wina. Przepraszam za wszystko. - wyszeptał. Kolejny raz to słowo wyszło z jego ust. Głupiec, myśli, że to wszystko naprawi.
- Zayn? - zaczęła, kiedy chłopak zwrócił na nią całą swoją uwagę mówiła dalej. - Przynieś mi trochę śniegu.
- Śniegu? - upewnił się chłopak. Było to dziwne życzenie, jednak nie ociągał się, tylko spełnił jej prośbę.
- Nie da się tu przynieść śniegu, bo w szpitalu jest za ciepło. - wyciągnął w jej stronę dłoń, na której po kolei umierały białe płatki.
- Właśnie o to chodziło. Daj mi to. - to życzenie również spełnił, potem kazała mu usiąść obok siebie.
- Popatrz. Te płatki są jak czas.
- O czym ty mówisz? - zdziwił się. Jaki czas? O co jej chodzi?
- Ciągle ich ubywa, prawda? - pokiwał głową. - Tak samo jak mijają sekundy, minuty, godziny, dni, a nawet całe lata. Cały czas jest ich mniej. Ubywają z każdym przepraszam, z każdym wybacz, z każdym żałuję. Czy te parę słów coś zmieniło? Czy jak powiem do nich przepraszam, one się nie stopią?
- Nie.
- A czy jak powiesz do mnie żałuję, to zagoi moje serce?
- Nie.
- Nie rań mnie więcej Zayn. To, że powiesz mi, że przepraszasz nie uleczy rany w moim sercu, a ta z każdym dniem jest coraz większa. Popatrz na te płatki, ich już nie ma. - wytarła dłonie o swoją koszulę. - Stopiły się, została tylko marna woda. Co mi z tej wody, jak ja chcę płatków? Tak samo, co ci ze mnie, kiedy mnie nie będzie, prawda? - wtedy zrozumiał tą całą zabawę śniegiem.
- A jeżeli zamrożę wodę, która została po tym śniegu?
- A czy to wtedy będą płatki śniegu czy lód? - na to pytanie nie odpowiedział, ona w tym czasie zamknęła swoje błękitne, dziecięce oczy i oparła się o poduszkę. Była bardzo senna i zmęczona. A on? On na razie był, ale jak długo jeszcze? Kiedy mu się znudzi? Wierzyła, że któregoś dnia zniknie na dobre. Odejdzie, a ona spróbuje zapomnieć, że istniał. Tak naprawdę pozostanie jednak pyłem na powiekach i będzie odbierał sny. Stanie się na ułamek sekundy najrealniejszym z nierealnych, najlepszym z najgorszych.
- Nic nie trwa wiecznie. - powiedziała na głos.
- Co?
- Nic, nic. - otworzyła oczy, machnęła ręką i znowu je zamknęła. Zapragnęła wyjść na dwór. Ot tak. Lubiła czuć, czuć deszcz, śnieg, bliskość, ciepło, obojętnie co. Przecież uczucia są takie piękne, bez nich bylibyśmy nikim. Zawsze chciała wyjść w zimowy wieczór na spacer, patrzeć jak płatki śniegu roztapiają się pod wpływem jej ciepła, jego ciepła. Niepoprawna romantyczka, skarciła się w myślach. Aniołki na śniegu miały dla niej większe znaczenie niż tylko zabawa. Nawet kiedy była mała, jak robiła aniołka, zawsze dorysowywała im skrzydła. Kiedy inni pytali czemu, ona im odpowiadała
Przecież anioł bez skrzydeł to upadły anioł, to człowiek.
- Co z nią? - do sali wpadł zdyszany Horan.
- Żyję. - odezwała się cicho dziewczyna.
- Czego tu szukasz Niall?
- Chciałem się dowiedzieć co z moją przyjaciółką. - wyminął mulata.
- Przyjaciółką. - prychnął Zayn.
And I told you to be patient / Mówiłam Ci, abyś był cierpliwy
And I told you to be fine / Mówiłam Ci, abyś był subtelny
And I told you to be balanced / Mówiłam Ci, abyś zachował równowagę
And I told you to be kind / Mówiłam Ci, abyś był miły
- Zostaw ją Niall, albo porozmawiamy inaczej.
- Zayn nie zachowuj się tak, przecież to twój przyjaciel. - powiedziała Des, ale chłopcy i tak jej nie słuchali.
- Ogarnij się lalusiu. - warknął blondyn.
- Nic dziwnego, że żadna dziewczyna cię nie chce. - mulat pokazał Niall'owi środkowy palec i wyszedł zapalić. Blondyn zignorował jego zachowanie i wdał się w rozmowę z Des.
- I jak, zastanowiłaś się nad moją propozycją?
- Myślałam, że już ci przeszło.
- Destiny, biedna, samotna, głupiutka Des. - zaśmiał się Horan. - Chyba nie myślałaś, że odpuszczę? A Zayn? Owszem może kiedyś był moim przyjacielem, ale wiesz, życie jest brutalne. - przybliżył się do niej i założył kosmyk jej włosów za ucho. Drgnęła, nie spodziewając się takiego gestu z jego strony.
- Co ty robisz? - zapytała tak cicho, jakby bała się, że jakiś głośniejszy dźwięk zachęci chłopaka do dalszej gry. Czy to można było tak nazwać? Tak, chyba tak. To była jakaś gra, a ona była pionkiem, on również, ale na razie nie zdawał sobie z tego sprawy. Myślał, że to on jest graczem, a zarazem wygranym. Przejechał palcem po jej policzku i przybliżył swoje usta do jej ucha..
- Załatwiłem, że dzisiaj cię stąd wypuszczą, także spodziewaj się mnie. - uśmiechnął się i poszedł.
- I co ja mam teraz zrobić? - mamrotała pod nosem. - Boże pomóż, przecież ja tego nie chciałam. - opuściła powieki, żeby nie wybuchnąć płaczem. Próbowała wcisnąć łzy z powrotem do oczu.
Dzielna dziewczynka.
Do pokoju wszedł mulat. Usiadł obok niej i wsłuchał się w jej oddech. Był równomierny, myślał, że zasnęła.
Pewnie musi być wyczerpana, zabiorę ją stąd jak się obudzi, pomyślał.
- Wiesz Des, kiedy śpisz mogę ci powiedzieć tak wiele rzeczy. - wyszeptał, poczuła jego ciepły oddech tuż przy uchu. - Mogę ci powiedzieć, że nawet nie zdajesz sobie sprawy ile razy przez ciebie płakałem. Nie, jednak nie przez ciebie, przez nas. Mogę ci obiecać, że nie dam cię już skrzywdzić. Mogę ci powiedzieć, że Niall jednak nie jest takim dobrym człowiekiem za jakiego go uważasz i nie bać się, że na mnie nakrzyczysz. Z resztą co ja mówię? Ty i krzyczeć? - zaśmiał się cicho pod nosem. - Ty jesteś usposobieniem łagodności, naprawdę jesteś jak anioł. Wybaczasz, chociaż spotkało cię tyle krzywdy, to jest niesamowite. Nie znam drugiej tak magicznej osoby jak ty i mam nadzieję, że nie poznam, bo chcę znać tylko jedną taką osobę, ciebie. - wzruszyła się. Wiedziała, że to było prosto z serca, wiedziała, że nie kłamał. Po jej policzku spływały łzy. Znowu płakała, ale tym razem było to spowodowane przez te dobre emocje.
- To było piękne mój przyjacielu. - przytuliła się do niego. Mulat był na początku zaskoczony, ponieważ myślał, że spała, ale po chwili też ją przytulił. Byli najlepszymi przyjaciółmi, a zachowywali się jakby pomiędzy nimi było coś więcej, oczywiście oni nie widzieli w tym nic złego, ale przecież Zayn miał dziewczynę. Prawdę mówiąc nie za bardzo spodobało się to Perrie co widziała, kiedy weszła do pomieszczenia w którym znajdowała się Des razem z mulatem.
(włącz)
- Zabije cię suko. - wysyczała i rzuciła się na dziewczynę. Na szczęście Zayn zdążył odciągnąć wściekłą blondynkę .
- Koniec! - krzyknęła Destiny. - Mam dość. Weź się ode mnie odpierdol, odwal, obojętnie co. Po prostu zniknij z mojego życia, przyjaciółko. - prychnęła. - Nie chcę cię widzieć, rozumiesz? Nienawidzę cię. I wiesz co? Może nie jestem tak ładna jak ty, tak bogata jak ty, tak idealna jak ty , ale za żadne skarby nie zamieniłabym się z tobą miejscami, bo ty nie masz sumienia, jesteś chodzącą maszyną, zapatrzoną w tą twoją krzywą buźkę! - nie wiedziała skąd nagle przybyło jej tyle odwagi, ale była szczęśliwa, że wreszcie się na to zdobyła. Powiedziała jej co o niej myśli.
Gdy Perrie krzyczała i histeryzowała w szpitalu, Liam i Alice byli na romantycznej kolacji w hotelu poza miastem. Potem przenieśli się do pokoju. Jako że blondynka nie miała głowy do alkoholu, nie zdawała sobie sprawy z tego co robi. Zaczęło się od niewinnego pocałunku. W blasku księżyca popatrzeli na siebie, a ich usta poluzowały się czekając na muśnięcie warg. Dłonie się splotły, a ciało do siebie przywarło.
- Li, ty masz dziewczynę, przestań. - nie chciała, żeby skończył, pragnęła, żeby dalej oprowadzał ją po tym magicznym świecie. Błądził po jej ciele jak mały chłopiec, który zgubił się w lesie. Zakochała się w jego dotyku.
- Błagam Alice, nie psuj tej chwili. - ugryzł ją lekko w ucho, potem pocałował w szyję. Wreszcie poczuła się kochana. Zamknęła oczy rozkoszując się jego zapachem, a on mocniej przyciągnął ją do siebie. Posłała mu lekko zaniepokojone spojrzenie, kiedy rozpinał guziki jej bluzki, jednak kiedy pocałował ją w usta, cały strach przeminął i obdarzyła go szczerym uczuciem.Przyjemny dreszcz, blond włosy delikatnie opadające na nagie ramiona. Przekroczyli granicę przyjaźni.
"Nie musiała rozumieć sensu życia, wystarczyło spotkać kogoś, kto go zna. A potem zasnąć w jego ramionach jak dziecko, które wie, że ktoś silniejszy od niego chroni je przed wszelkim złem i niebezpieczeństwami."
________________________________________________________________________________
Pewnie jest masa błędów, za co przepraszam, ale to było przepisywane bardzo szybko. Wiem, wiem zawaliłam i rozdział i w ogóle, że nic nie dodawałam tak długo, ale teraz te święta, cały czas ktoś coś ode mnie chce i cierpię na brak weny ;c Chociaż wenę mają pisarze, a ja pisarką nie jestem, więc cierpię na taki amatorski brak energii i pomysłu. xD Macie tu krótki, bo krótki wątek miłosny, ale przynajmniej jest. Więc jeszcze raz przepraszam za wszystkie błędy i za to coś do góry nazwane przez niektórych rozdziałem. Wesołych Świąt. Kocham Was. ;* *
niedziela, 16 grudnia 2012
21. " Przeznaczenie zmieniło swoje zdanie. "
I choćbyś nie wiadomo jak się starał, ile nocy przepłakał, ile klął, wyzywał, przeklinał los, ile razy zamykał oczy z nadzieją: może teraz? Nie chcę się obudzić, bo mi tu dobrze. - Zayn poczuł, jakby ktoś dotykał jego ramienia. - Ale pomimo tego, tak cholernie tęsknię. Jednak nie jesteś mi obojętny, ale i tak już za późno, kawa stygnie, uczucia gasną, oranżada traci gaz, a ja umieram. - czy on już świruje? Czy to na prawde jej głos?
- Nie opuszczaj mnie. - wyszeptał. Do kogo? Do niej?
- Zostawię cię tak jak ty mnie, bo przecież tak można, prawda? - czuła się wolna, jednak nie do końca, coś nie pozwalało jej odejść.
- Zostań ze mną. - urządzenie dalej wydawało dźwięki, zbiegli się lekarze, co oni robią? Ratują ją? Ale ona nie chce! Nie chce! Przecież mogliby w tym czasie ratować jakieś biedne dziecko, które potrzebuje pomocy. Niech ją zostawią! Ona nie chce żyć. Czemu ją znowu karzą? Czemu znowu każą jej żyć ?!
- Co z Destiny?! - przybiegł zdyszany Harry.
- Harry powiedz jej, że nie może odejść! Rozumiesz?! Powiedz jej, żeby mnie nie zostawiała, proszę. - mulat popatrzał na niego tak błagalnie. Jak ma z nią porozmawiać, jak właśnie ją reanimują? - Powiedz, teraz. - z jego oczu pociekły łzy. - Ona chce żyć, tylko jeszcze tego nie wie, ale ja obiecuję, ja dam jej ten cholerny powód do życia, ja jej już nigdy... Nigdy jej nie zranię, tylko niech nie odchodzi. Błagam.
- Dusi mnie wszechświat Harry, dusi mnie wszechświat. - westchnęła mu do ucha. Chłopak miał omamy? Przecież ona leżała tam, to jak mógł słyszeć jej głos tu?! Jak w ogóle mógł ją słyszeć jak umierała?!
- Żegnaj, będę nad tobą czuwała. - uśmiechnęła się do niego, jednak on tego nie widział, jedynie ją słyszał.
- Nie! Zostań, dla mnie, dla Zayn'a. Dla nas. On cię potrzebuje. - pokazał na płaczącego mulata. Do kogo on mówi? Do zjawy?
- Poradzi sobie beze mnie. Powiedz mu, że go koch...- nie zdążyła dokończyć, bo wróciła do swojego ciała. A wtedy najważniejszym dźwiękiem było bicie jej serca, które nigdy nie zawiodło. Przeznaczenie zmieniło swoje zdanie. Żyje... dla niego.
Podszedł do niej, kiedy jej stan się ustabilizował, usiadł na stołku obok jej łóżka. Obserwował jak wraz z oddechem i biciem serca unosi się jej klatka piersiowa, trzymał ją wtedy za dłonie. Pocałował jej bladoróżowe policzki. Widział jej kąciki ust, podniesione ku górze. Czyżby była szczęśliwa? Tak była, bo poczuła się kochana. Do sali wszedł Harry razem z Louis'em.
- Zayn, nie martw się, wszystko będzie dobrze. - chłopak w bluzce w paski poklepał go po ramieniu.
- Nic nie będzie dobrze, wiesz, że ja już myślałem, że będę do końca życia mieć wyrzuty sumienia? Ja jej o mało co nie zabiłem!
- Co ty pleciesz?
- Zostawcie mnie samego. - poprosił, a chłopcy wyszli.
- Nie wyobrażam sobie umierać bez ciebie. - pogładził jej policzek ręką. Miała taką aksamitną skórę.
Była taka blada, taka bezbronna. Milczała, chociaż tyle chciała mu powiedzieć, jednak nie mogła. Spała, była w świecie, gdzie nie ma nic, zupełnie nic.
- No powiedz coś, chwyć tą złość, rzuć nią we mnie. Tylko nie milcz, błagam. Nie milcz. - przyłożył jej zimną dłoń do swojego policzka, po chwili łza przechodziła drogę, od jego smutnych oczu, po jej place, aż wsiąknęła do jej szpitalnej koszuli.
I tak spędził przy niej cały tydzień. Chcieli go od niej odciągnąć, ale on cały czas czuwał. Nic innego się dla niego nie liczyło. Ona była najważniejsza. A dni płynęły, czas nie chciał się zatrzymać. Upływające minuty. Podobno zawsze jest jakieś wyjście, ale tym razem go nie ma. Czasami człowiek nic nie ma, zupełnie nic..
- Oddałbym wszystko, choć za minutę twojej obecności. - to było pierwsze zdanie, które wypowiadał jak wchodził na salę szpitalną. Codziennie do niej przychodził, nie było dnia w którym by tego nie zrobił. Nie, to nie była litość, ani nawet sumienie, to była miłość, jaką ją darzył, a ta była niezwykle wielka i silna. Pewnie pomyślisz, jasne najpierw ją skrzywdził, doprowadził do takiego stanu, a teraz ją kocha? Może i masz rację, ale kiedy ktoś nami manipuluje, nie łatwo jest się od tego kogoś wyrwać, zwłaszcza jak jest to ładna blondynka. Wtedy po prostu krzywdzimy bliskich. Nikt nie jest idealny. A zwłaszcza on. Ona też nie była idealna, w końcu tez krzywdziła Zayn'a. Nie chciała mu tego robić, ale miała kruchą psychikę i nawet najmniejszy szczegół mógł ją złamać. On się nie podda, wyciągnie ją z tego. Chociaż była w śpiączce, słyszała wszystko co do niej mówił, a najdziwniejsze było to, że zaczęła walczyć.Ona? Ta która nigdy nie postawiła na swoim, ta która nigdy nie miała własnego zdania, ta która była wcieleniem bezbronnego anioła? Ona zaczęła walczyć? Czy to przez niego? Słowem wdzierał się w każdą najmniejszą komórkę jej ciała, pobudzał dreszcze na śniadej, delikatnej skórze, na której co dzień zostawiał kształt swoich linii papilarnych Zapachem karmił stęsknione myśli i subtelnie drażnił jej nozdrza. Chciała to wszystko stracić? Nie sądzę, ale bywa również tak, że nie chce się odejść, ale nie można zostać. Był tak wyczerpany ciągłym czuwaniem przy niej, że nawet się nie spostrzegł, kiedy zapadł w sen, w tym czasie ona postanowiła wygrać tą wojnę. Wszystkimi siłami otworzyła oczy. Zobaczyła białe światło, które zaczęło ją razić, jednak nie poddawała się i nie zamknęła ich. Niby niewiele, ale dla niej wymagało to wiele wysiłku. Do sali wszedł Harry, pierwsze co rzuciło mu się w oczy to śpiący mulat, który trzymał głowę na ramieniu Destiny. Dopiero później zauważył, że dziewczyna ma otwarte oczy i rozgląda się po pokoju. Podbiegł do niej i chciał coś powiedzieć, jednak Des u nie pozwoliła.
- Cicho Harry - powiedziała osłabionym głosem, a ręką wskazała na mulata. - Niech sobie pośpi, należy mu się. - chłopak z loczkami pokiwał głowa i usiadł z drugiej strony łóżka.
- Zayn powiedział, że to przez niego...no wiesz - wyszeptał, tak aby nie zbudzić chłopaka.
- Nie Harry, to przeze mnie, on niczego nie zrobił, to ja jestem słaba.
- Niszczycie się nawzajem. - nie wiedziała co na to odpowiedzieć.
- Jestem słaba Harry, chce iść spać. - chłopak ze zrozumieniem pokiwał głową i wyszedł. Po chwili ciszę zakłócał jedynie jej równomierny oddech. Przewróciła się na bok i zasnęła. W tym czasie Zayn obudził się przez dzwoniącą komórkę.
- Halo?
- Cześć stary, mamy wywiad, Paul mówi, że musisz być. - powiedział Liam.
- Daj mi spokój. - zdenerwowany mulat wyłączył komórkę. Czemu wszyscy od niego czegoś chcą? Tutaj idź na wywiad, tam pójdziesz na sesję, potem na spotkanie z fanami. Czy nikt nie widzi, że on nie chce, że nie może? Do cholery jego najlepsza przyjaciółka prawie by nie umarła, a oni mu każą iść na jakiś durny wywiad?
Przez chwilę przyglądał się śpiącej dziewczynie, nawet przez głowę mu nie przeszło, że się obudziła. Wtedy zobaczył coś, czego się nie spodziewał. Na jej skórze widniał tatuaż. Ona miała tatuaż? Kto by pomyślał. Lekko odsunął materiał na jej plecach i palcem powiódł po jej skórze. Na plecach miała wytatuowane trzy ptaki, a pod nimi napis : Dear God, make a bird. So I could fly. Far, far away from here. / Dobry Boże, stwórz mnie ptakiem. Bym mogła latać . Daleko, daleko stąd.
- Ciekawe. - mruknął pod nosem. Patrzał na nią z fascynacją w oczach. Ile jeszcze zagadek kryła? Chciał się dowiedzieć. Postanowił, że pójdzie po kawę, bo jeżeli się czegoś nie napije to znowu zaśnie. Kiedy wyszedł niechcący trzasnął drzwiami, wtedy szatynka się obudziła. Przez okno zobaczyła, że napadało dużo śniegu. Uwielbiała ten biały, zimny puszek. Tak bardzo chciałaby wyjść na dwór. Jednak była jeszcze za słaba. Po chwili przyszedł Zayn, kiedy zobaczył, że szatynka ma otwarte oczy upuścił kubek z gorącą cieczą i wykrzyknął jej imię. Podbiegł do niej i ją przytulił. Tak lekko, jakby od tego zależało jej życie, ale za razem tak mocno, żeby poczuła, że on jest, że nie odejdzie.
_____________________________________________________________________________
SUPRAJSS! Destiny żyje. ;dd Nie chcę jeszcze kończyć bloga, bo zostało wiele niewyjaśnionych
zagadek m.in. kto ją prześladuje i takie tam. :) Więc jeszcze będę was dręczyć rozdziałami ;P
Tak bardzo jak podobał mi się tamten rozdział, tak nie podoba mi się ten. xD
Ale nie będę się użalać nad tym, bo każdemu zdarzają się gorsze rozdziały.
Dziękuję za komentarze pod ostatnią notką. ;**
Kocham Was. ;xx
- Nie opuszczaj mnie. - wyszeptał. Do kogo? Do niej?
- Zostawię cię tak jak ty mnie, bo przecież tak można, prawda? - czuła się wolna, jednak nie do końca, coś nie pozwalało jej odejść.
- Zostań ze mną. - urządzenie dalej wydawało dźwięki, zbiegli się lekarze, co oni robią? Ratują ją? Ale ona nie chce! Nie chce! Przecież mogliby w tym czasie ratować jakieś biedne dziecko, które potrzebuje pomocy. Niech ją zostawią! Ona nie chce żyć. Czemu ją znowu karzą? Czemu znowu każą jej żyć ?!
- Co z Destiny?! - przybiegł zdyszany Harry.
- Harry powiedz jej, że nie może odejść! Rozumiesz?! Powiedz jej, żeby mnie nie zostawiała, proszę. - mulat popatrzał na niego tak błagalnie. Jak ma z nią porozmawiać, jak właśnie ją reanimują? - Powiedz, teraz. - z jego oczu pociekły łzy. - Ona chce żyć, tylko jeszcze tego nie wie, ale ja obiecuję, ja dam jej ten cholerny powód do życia, ja jej już nigdy... Nigdy jej nie zranię, tylko niech nie odchodzi. Błagam.
- Dusi mnie wszechświat Harry, dusi mnie wszechświat. - westchnęła mu do ucha. Chłopak miał omamy? Przecież ona leżała tam, to jak mógł słyszeć jej głos tu?! Jak w ogóle mógł ją słyszeć jak umierała?!
- Żegnaj, będę nad tobą czuwała. - uśmiechnęła się do niego, jednak on tego nie widział, jedynie ją słyszał.
- Nie! Zostań, dla mnie, dla Zayn'a. Dla nas. On cię potrzebuje. - pokazał na płaczącego mulata. Do kogo on mówi? Do zjawy?
- Poradzi sobie beze mnie. Powiedz mu, że go koch...- nie zdążyła dokończyć, bo wróciła do swojego ciała. A wtedy najważniejszym dźwiękiem było bicie jej serca, które nigdy nie zawiodło. Przeznaczenie zmieniło swoje zdanie. Żyje... dla niego.
Podszedł do niej, kiedy jej stan się ustabilizował, usiadł na stołku obok jej łóżka. Obserwował jak wraz z oddechem i biciem serca unosi się jej klatka piersiowa, trzymał ją wtedy za dłonie. Pocałował jej bladoróżowe policzki. Widział jej kąciki ust, podniesione ku górze. Czyżby była szczęśliwa? Tak była, bo poczuła się kochana. Do sali wszedł Harry razem z Louis'em.
- Zayn, nie martw się, wszystko będzie dobrze. - chłopak w bluzce w paski poklepał go po ramieniu.
- Nic nie będzie dobrze, wiesz, że ja już myślałem, że będę do końca życia mieć wyrzuty sumienia? Ja jej o mało co nie zabiłem!
- Co ty pleciesz?
- Zostawcie mnie samego. - poprosił, a chłopcy wyszli.
- Nie wyobrażam sobie umierać bez ciebie. - pogładził jej policzek ręką. Miała taką aksamitną skórę.
Była taka blada, taka bezbronna. Milczała, chociaż tyle chciała mu powiedzieć, jednak nie mogła. Spała, była w świecie, gdzie nie ma nic, zupełnie nic.
- No powiedz coś, chwyć tą złość, rzuć nią we mnie. Tylko nie milcz, błagam. Nie milcz. - przyłożył jej zimną dłoń do swojego policzka, po chwili łza przechodziła drogę, od jego smutnych oczu, po jej place, aż wsiąknęła do jej szpitalnej koszuli.
I tak spędził przy niej cały tydzień. Chcieli go od niej odciągnąć, ale on cały czas czuwał. Nic innego się dla niego nie liczyło. Ona była najważniejsza. A dni płynęły, czas nie chciał się zatrzymać. Upływające minuty. Podobno zawsze jest jakieś wyjście, ale tym razem go nie ma. Czasami człowiek nic nie ma, zupełnie nic..
- Oddałbym wszystko, choć za minutę twojej obecności. - to było pierwsze zdanie, które wypowiadał jak wchodził na salę szpitalną. Codziennie do niej przychodził, nie było dnia w którym by tego nie zrobił. Nie, to nie była litość, ani nawet sumienie, to była miłość, jaką ją darzył, a ta była niezwykle wielka i silna. Pewnie pomyślisz, jasne najpierw ją skrzywdził, doprowadził do takiego stanu, a teraz ją kocha? Może i masz rację, ale kiedy ktoś nami manipuluje, nie łatwo jest się od tego kogoś wyrwać, zwłaszcza jak jest to ładna blondynka. Wtedy po prostu krzywdzimy bliskich. Nikt nie jest idealny. A zwłaszcza on. Ona też nie była idealna, w końcu tez krzywdziła Zayn'a. Nie chciała mu tego robić, ale miała kruchą psychikę i nawet najmniejszy szczegół mógł ją złamać. On się nie podda, wyciągnie ją z tego. Chociaż była w śpiączce, słyszała wszystko co do niej mówił, a najdziwniejsze było to, że zaczęła walczyć.Ona? Ta która nigdy nie postawiła na swoim, ta która nigdy nie miała własnego zdania, ta która była wcieleniem bezbronnego anioła? Ona zaczęła walczyć? Czy to przez niego? Słowem wdzierał się w każdą najmniejszą komórkę jej ciała, pobudzał dreszcze na śniadej, delikatnej skórze, na której co dzień zostawiał kształt swoich linii papilarnych Zapachem karmił stęsknione myśli i subtelnie drażnił jej nozdrza. Chciała to wszystko stracić? Nie sądzę, ale bywa również tak, że nie chce się odejść, ale nie można zostać. Był tak wyczerpany ciągłym czuwaniem przy niej, że nawet się nie spostrzegł, kiedy zapadł w sen, w tym czasie ona postanowiła wygrać tą wojnę. Wszystkimi siłami otworzyła oczy. Zobaczyła białe światło, które zaczęło ją razić, jednak nie poddawała się i nie zamknęła ich. Niby niewiele, ale dla niej wymagało to wiele wysiłku. Do sali wszedł Harry, pierwsze co rzuciło mu się w oczy to śpiący mulat, który trzymał głowę na ramieniu Destiny. Dopiero później zauważył, że dziewczyna ma otwarte oczy i rozgląda się po pokoju. Podbiegł do niej i chciał coś powiedzieć, jednak Des u nie pozwoliła.
- Cicho Harry - powiedziała osłabionym głosem, a ręką wskazała na mulata. - Niech sobie pośpi, należy mu się. - chłopak z loczkami pokiwał głowa i usiadł z drugiej strony łóżka.
- Zayn powiedział, że to przez niego...no wiesz - wyszeptał, tak aby nie zbudzić chłopaka.
- Nie Harry, to przeze mnie, on niczego nie zrobił, to ja jestem słaba.
- Niszczycie się nawzajem. - nie wiedziała co na to odpowiedzieć.
- Jestem słaba Harry, chce iść spać. - chłopak ze zrozumieniem pokiwał głową i wyszedł. Po chwili ciszę zakłócał jedynie jej równomierny oddech. Przewróciła się na bok i zasnęła. W tym czasie Zayn obudził się przez dzwoniącą komórkę.
- Halo?
- Cześć stary, mamy wywiad, Paul mówi, że musisz być. - powiedział Liam.
- Daj mi spokój. - zdenerwowany mulat wyłączył komórkę. Czemu wszyscy od niego czegoś chcą? Tutaj idź na wywiad, tam pójdziesz na sesję, potem na spotkanie z fanami. Czy nikt nie widzi, że on nie chce, że nie może? Do cholery jego najlepsza przyjaciółka prawie by nie umarła, a oni mu każą iść na jakiś durny wywiad?
Przez chwilę przyglądał się śpiącej dziewczynie, nawet przez głowę mu nie przeszło, że się obudziła. Wtedy zobaczył coś, czego się nie spodziewał. Na jej skórze widniał tatuaż. Ona miała tatuaż? Kto by pomyślał. Lekko odsunął materiał na jej plecach i palcem powiódł po jej skórze. Na plecach miała wytatuowane trzy ptaki, a pod nimi napis : Dear God, make a bird. So I could fly. Far, far away from here. / Dobry Boże, stwórz mnie ptakiem. Bym mogła latać . Daleko, daleko stąd.
- Ciekawe. - mruknął pod nosem. Patrzał na nią z fascynacją w oczach. Ile jeszcze zagadek kryła? Chciał się dowiedzieć. Postanowił, że pójdzie po kawę, bo jeżeli się czegoś nie napije to znowu zaśnie. Kiedy wyszedł niechcący trzasnął drzwiami, wtedy szatynka się obudziła. Przez okno zobaczyła, że napadało dużo śniegu. Uwielbiała ten biały, zimny puszek. Tak bardzo chciałaby wyjść na dwór. Jednak była jeszcze za słaba. Po chwili przyszedł Zayn, kiedy zobaczył, że szatynka ma otwarte oczy upuścił kubek z gorącą cieczą i wykrzyknął jej imię. Podbiegł do niej i ją przytulił. Tak lekko, jakby od tego zależało jej życie, ale za razem tak mocno, żeby poczuła, że on jest, że nie odejdzie.
_____________________________________________________________________________
SUPRAJSS! Destiny żyje. ;dd Nie chcę jeszcze kończyć bloga, bo zostało wiele niewyjaśnionych
zagadek m.in. kto ją prześladuje i takie tam. :) Więc jeszcze będę was dręczyć rozdziałami ;P
Tak bardzo jak podobał mi się tamten rozdział, tak nie podoba mi się ten. xD
Ale nie będę się użalać nad tym, bo każdemu zdarzają się gorsze rozdziały.
Dziękuję za komentarze pod ostatnią notką. ;**
Kocham Was. ;xx
wtorek, 11 grudnia 2012
20. " Nie odbieraj mi jej. "
- Perrie, Harry to wszystko słyszał, pewnie powiedział o tym Liam'owi. - powiedział wystraszony blondyn.
- Co?! Kurwa mać, trzeba coś wymyślić.
- A jeżeli on to powiedział też Zayn'owi? To po nas.
- Czekaj pójdę do Zayn'a zwale wszystko na Destiny. - blondynka była w szoku. Jak mogła być tak nieuważna?
- Zayn. - zaczęła nieśmiało wchodząc do jego pokoju. Bała się, że już zdążył się dowiedzieć, jednak on głupi dalej we wszystko wierzył.
- Tak kochanie? - uśmiechnął się i przytulił blondynkę.
- Wiesz, bo jest taka delikatna sprawa, Destiny chciała rozwalić nasz związek.
- Nie bądź śmieszna Perrie. - zaśmiał się mulat. - Des? Serio? Nie mogłaś wymyślić czegoś innego?
- Naprawdę, Niall ci to może potwierdzić. Niall! - krzyknęła. - Chodź powiedz Zayn'owi, że ta dziewucha chciała go uwieść.
Blondyn szybko znalazł się w pokoju i nieśmiało potwierdził słowa Perrie, po czym w szybkim tempie opuścił dom.
- Widzisz?
- Wyjdź, chce być sam. - dla Zayn'a to był szok. Jego Des chciała rozwalić mu związek? Niemożliwie, ale jednak Niall, on to potwierdził. Komu wierzyć? Znał ją niemal od zawsze. Kiedyś była inna niż teraz. Pogodna, wesoła, pełna życia. Chciał, żeby była taka jak dawniej. Jej uśmiech niegdyś promienny, teraz tylko dla świętego spokoju można zobaczyć na jej twarzy. Wymuszony, teatralny. Mimo to, dobrze odgrywa swoją rolę. Nikt oprócz niego nie spostrzegł tej zmiany. Z resztą, tylko on i Perrie wiedzieli jaka była. Uwierzył blondynce. Uwierzył jej, że jego przyjaciółka chciała rozwalić mu związek. Jak on mógł to zrobić? Jak mógł być tak bezczelny? Wiele razy ją zranił, ale ta rana była najgłębsza, jaką do tej pory zadał szatynce. Głupi, głupi, głupi...
Whitney! - krzyknęła Des, widząc jak jej psa, wyrzucają z czarnego auta. Był cały zakrwawiony i utykał na prawą łapę. Podbiegła do niego i wzięła na ręce. Po jej policzkach popłynęły łzy, z jednej strony płakała ze szczęścia, że żyje, z drugiej martwiła się czy z tego wyjdzie. Rana nie wyglądała zbyt dobrze
- Już dobrze mój piesku, wszystko się ułoży, będziesz zdrowy. Obiecuje. - przytuliła policzek do sierści psa. Po chwili był cały umazany krwią.
- Matko Destiny, co ci się stało? - podbiegł do niej zdyszany Louis.
- Oni go wyrzucili. Jak można być tak okrutnym?! Lepiej, żeby wzięli mnie, a nie jego. Czemu karzą niewinne zwierze za mnie? - rozpłakała się na dobre.
- Jacy oni? Boże, dziewczyno uspokój się, trzeba go zabrać do szpitala.
Razem z Lou poszli do szpitala, tam kazali jej wrócić po niego jutro. Obiecali, że zrobią wszystko, żeby go uratować. Razem z chłopakiem wracali do domu.
- Kto to był? - Louis cały czas nie odpuszczał, jednak szatynka była nieugięta.
- Idź do domu, zapomnij o całe sprawie. - skręciła na swoją posesję i zniknęła za drzwiami. Louis musiał przyznać, że ta dziewczyna kryje w sobie coraz więcej zagadek.
Mulat postanowił pójść do niej i ...i co ? Co jej powie? Nie niszcz mojego związku? Nienawidzę cię? Odejdź z mojego życia? Przecież dobrze wiedział, że takie słowa ją zabiją, że tego na pewno mu nie wybaczy. Chociaż, wybaczyłaby mu, wybaczyłaby mu wszystko, nie było rzeczy o której by rozpamiętywała i przypominała jaki zły uczynek zrobił. Na tym polega przyjaźń, prawda? On jeszcze nie pojął tajników tego uczucia. Znał tylko ćwierć tego, ona znała całą prawdę, dowiedziała się jej poprzez cierpienie, uzmysłowiła sobie, że nie ważne jak okropne świństwo ci ktoś zrobił, jeżeli przeprosi szczerze, wybacz. Jednak poszedł do niej, otworzyła mu uśmiechnięta, nie było to udawany uśmiech, był szczery, prawdziwy, jednak on nie zwracał na to uwagi, przecież najważniejsza była Perrie i te wszystkie kłamstwa, którymi go poiła. Miłość jest jednak ślepa. Nie wierzył jej. To bolało bardziej od wszystkiego.
- Naprawdę chciałaś to zrobić? Nie spodziewałem się tego po tobie. - zwykłe słowa, a tak ranią. Próbowała mu wszystko wytłumaczyć, ale on nie słuchał, z resztą on nigdy nie słuchał, bo uważał, że zawsze ma rację.
- To nie ja, to na prawdę nie ja. To Niall do mnie przyszedł, uwierz mi. Chociaż ten jeden pieprzony raz mi uwierz!
- Nie wierzę, tak samo nie wierzę, że nie zabiłaś mojej siostry! Morderca! - krzyknął. Złość powoli przestawała z niego uchodzić, po chwili zrozumiał sens swoich słów.
- Nienawidzę cię. - wyszeptała, dławiąc się słonymi łzami. Te dwa słowa zadziałały jak kula armatnia. Złość walnęła w niego ze zdwojoną siłą, nie panował nad swoimi słowami i czynami.
- Ty podła suko! Myślałaś, że ci uwierzę, że jej nie zabiłaś?! Chciałaś wszystko zwalić na Perrie! Ty jesteś potworem, rozumiesz?! Pomyśleć, że uwierzyłem w twoje kłamstwa. - przybliżył się do niej i mocno chwycił za nadgarstki. Szatynka syknęła z bólu. - Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj, do moich przyjaciół tym bardziej. Zniszczę cię, zapamiętaj. Życzę ci, żeby ci kolesie cię zabili. - puścił ją i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami. Co ona mu zrobiła?
- Boże powiedz proszę, czy ja ci coś kiedyś zrobiłam? Zawsze chodziłam do kościoła, modliłam się codziennie, spowiadałam się szczerze, nigdy nikogo nie obraziła, więc dlaczego mnie karzesz? Wiem, że nie byłam idealna, jednak za wszystko szczerze przepraszałam, czemu obierasz mi jedynego człowieka na ziemi, który jest dla mnie tak cholernie ważny, że nawet ty, który jesteś wszechwiedzący nie możesz tego pojąć? Czemu jesteś tak okrutny? - nie panowała nad niczym, z resztą nawet się nie starała. Czuła się jak...No właśnie jak? Nijak. Była nikim. Nikt, nigdy jej tak dogłębnie nie zranił, jak ten jeden człowiek.
(włącz)
- Ja cię nigdy nie skrzywdzę. - powiedział mały chłopczyk, wesoło uśmiechając się do dziewczynki, nawet nie wiedział jak bardzo mija się z prawdą.
- To tylko kwestia czasu. - odparła mu na to.
- Błagam niech ktoś powie, że to tylko sen, że tego nie było, że obudzę się, a moi rodzice będą żyli, że Doniya będzie żyła, że Zayn będzie moim przyjacielem na zawsze. Jakie to wszystko bezsensu. - Spójrz w jej oczy, zobacz jak ją zniszczył tymi paroma zdaniami. Jednak on był tylko marionetką w rękach czystego zła, był sługą pani nienawiści, był prawą ręką zazdrości. Nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Siedząc i płacząc na dywanie przypominała sobie jego oczy, kiedy mówił, ze jest suką, były takie zimne, bezuczuciowe, jakby ktoś je wyjął z lodówki, jakby to nie był on. Jakby mówiły do niej " Nienawidzę cię"
Nienawidzę cię...
Nienawidzę cię...
Nienawidzę cię...
Te dwa słowa odbijały się w jej głowie i zadawały ból, jakiego nigdy nie doświadczyła, czuła się jak chora psychicznie, czuła, że odstawała od tego świata, chciała zniknąć. Teraz już nawet nie miała dla kogo istnieć. Jedna Destiny w te czy wewte nie robi większej różnicy.
- Czemu ja się urodziłam? Po to, żeby być popychadłem? Żeby wszyscy mogli się na mnie wyżywać? Przecież ja nikomu nic nie zrobiłam. - przypomniała sobie dzień w którym odszedł. Wiesz co było dla niej najgorsze? Że następnego dnia musiała wstać i udawać, że wszystko jest w porządku, bo przecież życie toczy się dalej. Jak gdyby nigdy nic. I pomimo jej łez, świat się nie zatrzymał. Nawet na najkrótszą chwilę. Znowu Bóg niczego nie zauważył. Skuliła się na kanapie, by zrobić miejsce smutkowi. Jednak nie przejmuj się nią. Ona jest już przyzwyczajona, że nią się nikt nie przejmuje. A to tak cholernie bolało, bo kiedy odszedł, ona zostawiła u niego kawałek swojej duszy, a ten ból, który został to jest brak tego kawałka. Te słowa, chociaż ją zraniły, chociaż były okrutne, wybaczyła mu je. Przebaczyła mu je bez żadnych przeprosin, bez żadnego zająknienia, po prostu zbyt mocno go kochała, by mu tego nie odpuścić. Nie próbuj zrozumieć, czemu, bo i tak tego nie pojmiesz, nawet ona sama tego nie rozumiała, po prostu wybaczyłaby mu wszystko. Taka po prostu była. Jednak jedyne czego nie umiała to darować sobie. Nie umiała przebaczyć tego, że tak łatwo odpuszczała, po prostu była słaba. Zbyt słaba. Może dlatego z tej chwili myślała o śmierci? W końcu nic jej tu nie trzyma.
Cause I’m only a crack / Bo jestem tylko pęknięciem
in this castle of glass / w tym Zamku ze Szkła
- Cóż, teraz to chyba nikt mnie nie powstrzyma, w końcu wszyscy którzy mnie znają, albo mają mnie gdzieś, albo nienawidzą. - odejdzie po cichu. A on? On nawet nie będzie wiedział, że wtedy kiedy będzie balował z kolegami jej już nie będzie. Ale obiecała sobie, że będzie patrzała na niego z góry i nie pozwoli mu cierpieć. Życzenie przednoworoczne. Na jej grobie będzie napisane: Pewnego zimowego dnia odeszła, bo życie było za trudne.
Podeszła do szafki, tam trzymała swoje skarby, których z resztą dawno nie zażywała, jednak teraz weźmie ten najsilniejszy, w końcu chce ze sobą skończyć. Zanim on zrozumie, ona będzie już daleko, daleko stąd, tam gdzie będzie kochana. Straci ją. Wzięła jedną, dwie, trzy, pięć, potem już nie liczyła, bo po co? Przecież już nie musi wiedzieć co to umiar. Po raz pierwszy i ostatni. Odchodzi, powoli, spokojnie, bezboleśnie. Tak jak zawsze chciała, jednak ona chciała w lazurowej sukience, takiej jak jej oczy, niestety, musi odejść w starych dresach, ale może jednak ktoś ją ubierze w śliczną sukienkę? Może będzie mogła patrzeć na swoje ciało, które otulać będzie piękny, koronkowy materiał. Ciemność.
- Czy dodzwoniłem się do pana Louis'a Tomlinson'a?
- Tak, a o co chodzi?
- Był pan dzisiaj u weterynarza i zostawił nam pan swój numer, jakby coś się działo z pieskiem, prawda?
- Tak, a o co chodzi, czy pies jest chory?
- Nie, wręcz odwrotnie, tryska energią i bardzo bym prosił, jakby mogli państwo go dzisiaj odebrać.
- Już jadę, dziękuję.
Louis postanowił zrobić niespodziankę Destiny i odebrał Whitney'a. Kiedy dojechał z Whit'em do domu Des, nikt nie chciał otworzyć drzwi, więc wszedł do środka.
- Des? Jesteś w domu? - krzyknął, odpowiedziała mu głucha cisza. Jednak Whitney zaczął wąchać i tak doprowadził chłopaka do nieprzytomnej dziewczyny. Dalej wszystko potoczyło się samo. Zadzwonił po karetkę, oraz po Zayn'a. Mulat nie chciał uwierzyć, jednak pojechał do szpitala, bowiem Louis był za bardzo roztrzęsiony, żeby mu wszystko wytłumaczyć.
- Co z nią? Rękę złamała? - zaśmiał się ironicznie chłopak o brązowych oczach.
- Zayn ty nic nie rozumiesz. Ona umiera.
Jak to kurwa umiera? On sobie żarty stroi, pomyślał mulat. Właśnie lekarz wychodził z jej pokoju.
- Panie doktorze, wie pan co się dzieje z Destiny Bein?
- Tak. - mężczyzna zdjął okulary i nie patrząc chłopakowi w oczy powiedział - Nie udaję, że jej stan jest bardzo ciężki, prawdę mówiąc nie wiem, czy możemy coś jeszcze zrobić. - i już go nie było.
- Nie wierzę i to wszystko przeze mnie.- był bliski zobaczenia śmierci, kogoś kto był mu bardziej potrzebny niż tlen. Powoli wkraczała w ciemność z której nie ma wyjścia. Chłopak nie panował nad emocjami.
- To moja wina. To moja wielka, pierdolona wina! To przeze mnie. Matko co ja zrobiłem?! Co ja najlepszego zrobiłem. - rozpłakał się. Jego serce było trudne do zrozumienia.Niekiedy opowiadało historie pełne tęsknoty, kiedy indziej ślepło wraz ze wschodem słońca i nienawidziło wszystkiego, innym razem wyciskało skrywane łzy z oczu chłopca. Tak jak tym razem. Te poczucie winy, świadomość tego, że przez samego siebie traci właśnie jedną z najważniejszych osób w życiu, to ból, którego nie da się opisać. Śmierć, zbliża się, nadchodzi, tak spokojnie, tak powoli.
Ona nie puka do drzwi
Tylko przychodzi bez pytania
Zabiera marzenia i sny
Żegnać też ci się zabrania
Zimnym oddechem cię mrozi
Kościstą dłonią cię woła
Wciąż nieproszona przychodzi
Nikt jej oszukać nie zdoła
Odbiera ci oddech powietrza
By zamknąć cię w czarnej odchłani
I wcale nie staje się lepsza
Gdy mówisz; przyjdź śmierci o pani
Nie spieszmy się do niej zbyt prędko
Niech życia naszego nie szuka
Nie wchodźmy więc śmierci pod rękę
Bo ona nas sama odszuka
Ta chwila to będzie jak przejście
Od życia w krainę wieczności
Tam każde odejście jest wieczne
Bez bólu ,bez łez i miłości.
Spadł na kolana i na środku korytarza zaczął się modlić do jej Boga, o to by ją ocalił, o ty by nie pozwolił jej odejść.
- Błagam, nie odbieraj mi jej! - ukrył twarz w dłoniach, czuł się taki bezradny, taki zagubiony. Nienawidził siebie, brzydził się sobą. Podeszła do niego pani w podeszłym wieku.
- Dziewczyna? - zapytała.
- Nie, ktoś znacznie ważniejszy. - dławił się łzami.
- Nie martw się, wyzdrowieje. - poklepała go po ramieniu i podążyła w stronę swojego męża.
- Coś mu naopowiadała? - spytał podejrzliwie starszy pan.
- Ja mu tylko dałam nadzieję. - odpowiedziała staruszka i razem podążyli szpitalnym korytarzem.
- Nie odbieraj mi jej. - wyszeptał. Urządzenie monitorujące pracę serca zaczęło pikać. Czy to koniec?
__________________________________________________________________________
Zabijecie mnie, zakopiecie, odkopiecie, a potem przerobicie na konserwy, zgadłam? xD Ale wiecie co? Podoba mi się ten rozdział, pierwszy rozdział z którego tak na prawdę jestem dumna. Napisałam go długiego, jak na mnie, ale niektórzy też chcieli fakty, no więc macie tu parę:
1. Kiedyś umyłam mojemu psu zęby szczoteczką od kuzyna, po czym on dalej jej używał, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. xD
2. Nienawidzę swojego imienia.
3. Zostałam ogłoszona mianem jędzy w swojej miejscowości przez dziewczyny z młodszej klasy.
4. Persa mojej babci nazwałam Niall, bo był podobnego koloru co jego włosy, okazało się, że to była dziewczynka, ale i tak dalej mówię na niego Niall.
5. Jak byłam mała przywaliłam mojemu bratu metalową tacą, bo nie chciał mi przełączyć na bajki.
6. Chciałabym mieć krokodyla. ^^
7. Średnio 100 razy dziennie przeczesuje ręką swoją grzywkę.
8. Kiedy się denerwuję zaczynam się trząść, wtedy koleżanka mówi na mnie chihuahua.
9. Nie przepadam za Bożym Narodzeniem.
10. Potrafię zjeść cała pizze, kiedy moja koleżanka zje ledwo połowę. Spust jak blondyn. xD
Postarałam się dla was napisać długi rozdział, zawaliłam tym właśnie kartkówkę z chemii, ale się opłacało. Więc chyba mogę prosić o to, żeby każdy kto go przeczytał skomentował, no nie? Tak ładnie proosze <33.
Kocham Was ;xx
- Co?! Kurwa mać, trzeba coś wymyślić.
- A jeżeli on to powiedział też Zayn'owi? To po nas.
- Czekaj pójdę do Zayn'a zwale wszystko na Destiny. - blondynka była w szoku. Jak mogła być tak nieuważna?
- Zayn. - zaczęła nieśmiało wchodząc do jego pokoju. Bała się, że już zdążył się dowiedzieć, jednak on głupi dalej we wszystko wierzył.
- Tak kochanie? - uśmiechnął się i przytulił blondynkę.
- Wiesz, bo jest taka delikatna sprawa, Destiny chciała rozwalić nasz związek.
- Nie bądź śmieszna Perrie. - zaśmiał się mulat. - Des? Serio? Nie mogłaś wymyślić czegoś innego?
- Naprawdę, Niall ci to może potwierdzić. Niall! - krzyknęła. - Chodź powiedz Zayn'owi, że ta dziewucha chciała go uwieść.
Blondyn szybko znalazł się w pokoju i nieśmiało potwierdził słowa Perrie, po czym w szybkim tempie opuścił dom.
- Widzisz?
- Wyjdź, chce być sam. - dla Zayn'a to był szok. Jego Des chciała rozwalić mu związek? Niemożliwie, ale jednak Niall, on to potwierdził. Komu wierzyć? Znał ją niemal od zawsze. Kiedyś była inna niż teraz. Pogodna, wesoła, pełna życia. Chciał, żeby była taka jak dawniej. Jej uśmiech niegdyś promienny, teraz tylko dla świętego spokoju można zobaczyć na jej twarzy. Wymuszony, teatralny. Mimo to, dobrze odgrywa swoją rolę. Nikt oprócz niego nie spostrzegł tej zmiany. Z resztą, tylko on i Perrie wiedzieli jaka była. Uwierzył blondynce. Uwierzył jej, że jego przyjaciółka chciała rozwalić mu związek. Jak on mógł to zrobić? Jak mógł być tak bezczelny? Wiele razy ją zranił, ale ta rana była najgłębsza, jaką do tej pory zadał szatynce. Głupi, głupi, głupi...
Whitney! - krzyknęła Des, widząc jak jej psa, wyrzucają z czarnego auta. Był cały zakrwawiony i utykał na prawą łapę. Podbiegła do niego i wzięła na ręce. Po jej policzkach popłynęły łzy, z jednej strony płakała ze szczęścia, że żyje, z drugiej martwiła się czy z tego wyjdzie. Rana nie wyglądała zbyt dobrze
- Już dobrze mój piesku, wszystko się ułoży, będziesz zdrowy. Obiecuje. - przytuliła policzek do sierści psa. Po chwili był cały umazany krwią.
- Matko Destiny, co ci się stało? - podbiegł do niej zdyszany Louis.
- Oni go wyrzucili. Jak można być tak okrutnym?! Lepiej, żeby wzięli mnie, a nie jego. Czemu karzą niewinne zwierze za mnie? - rozpłakała się na dobre.
- Jacy oni? Boże, dziewczyno uspokój się, trzeba go zabrać do szpitala.
Razem z Lou poszli do szpitala, tam kazali jej wrócić po niego jutro. Obiecali, że zrobią wszystko, żeby go uratować. Razem z chłopakiem wracali do domu.
- Kto to był? - Louis cały czas nie odpuszczał, jednak szatynka była nieugięta.
- Idź do domu, zapomnij o całe sprawie. - skręciła na swoją posesję i zniknęła za drzwiami. Louis musiał przyznać, że ta dziewczyna kryje w sobie coraz więcej zagadek.
Mulat postanowił pójść do niej i ...i co ? Co jej powie? Nie niszcz mojego związku? Nienawidzę cię? Odejdź z mojego życia? Przecież dobrze wiedział, że takie słowa ją zabiją, że tego na pewno mu nie wybaczy. Chociaż, wybaczyłaby mu, wybaczyłaby mu wszystko, nie było rzeczy o której by rozpamiętywała i przypominała jaki zły uczynek zrobił. Na tym polega przyjaźń, prawda? On jeszcze nie pojął tajników tego uczucia. Znał tylko ćwierć tego, ona znała całą prawdę, dowiedziała się jej poprzez cierpienie, uzmysłowiła sobie, że nie ważne jak okropne świństwo ci ktoś zrobił, jeżeli przeprosi szczerze, wybacz. Jednak poszedł do niej, otworzyła mu uśmiechnięta, nie było to udawany uśmiech, był szczery, prawdziwy, jednak on nie zwracał na to uwagi, przecież najważniejsza była Perrie i te wszystkie kłamstwa, którymi go poiła. Miłość jest jednak ślepa. Nie wierzył jej. To bolało bardziej od wszystkiego.
- Naprawdę chciałaś to zrobić? Nie spodziewałem się tego po tobie. - zwykłe słowa, a tak ranią. Próbowała mu wszystko wytłumaczyć, ale on nie słuchał, z resztą on nigdy nie słuchał, bo uważał, że zawsze ma rację.
- To nie ja, to na prawdę nie ja. To Niall do mnie przyszedł, uwierz mi. Chociaż ten jeden pieprzony raz mi uwierz!
- Nie wierzę, tak samo nie wierzę, że nie zabiłaś mojej siostry! Morderca! - krzyknął. Złość powoli przestawała z niego uchodzić, po chwili zrozumiał sens swoich słów.
- Nienawidzę cię. - wyszeptała, dławiąc się słonymi łzami. Te dwa słowa zadziałały jak kula armatnia. Złość walnęła w niego ze zdwojoną siłą, nie panował nad swoimi słowami i czynami.
- Ty podła suko! Myślałaś, że ci uwierzę, że jej nie zabiłaś?! Chciałaś wszystko zwalić na Perrie! Ty jesteś potworem, rozumiesz?! Pomyśleć, że uwierzyłem w twoje kłamstwa. - przybliżył się do niej i mocno chwycił za nadgarstki. Szatynka syknęła z bólu. - Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj, do moich przyjaciół tym bardziej. Zniszczę cię, zapamiętaj. Życzę ci, żeby ci kolesie cię zabili. - puścił ją i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami. Co ona mu zrobiła?
- Boże powiedz proszę, czy ja ci coś kiedyś zrobiłam? Zawsze chodziłam do kościoła, modliłam się codziennie, spowiadałam się szczerze, nigdy nikogo nie obraziła, więc dlaczego mnie karzesz? Wiem, że nie byłam idealna, jednak za wszystko szczerze przepraszałam, czemu obierasz mi jedynego człowieka na ziemi, który jest dla mnie tak cholernie ważny, że nawet ty, który jesteś wszechwiedzący nie możesz tego pojąć? Czemu jesteś tak okrutny? - nie panowała nad niczym, z resztą nawet się nie starała. Czuła się jak...No właśnie jak? Nijak. Była nikim. Nikt, nigdy jej tak dogłębnie nie zranił, jak ten jeden człowiek.
(włącz)
- Ja cię nigdy nie skrzywdzę. - powiedział mały chłopczyk, wesoło uśmiechając się do dziewczynki, nawet nie wiedział jak bardzo mija się z prawdą.
- To tylko kwestia czasu. - odparła mu na to.
- Błagam niech ktoś powie, że to tylko sen, że tego nie było, że obudzę się, a moi rodzice będą żyli, że Doniya będzie żyła, że Zayn będzie moim przyjacielem na zawsze. Jakie to wszystko bezsensu. - Spójrz w jej oczy, zobacz jak ją zniszczył tymi paroma zdaniami. Jednak on był tylko marionetką w rękach czystego zła, był sługą pani nienawiści, był prawą ręką zazdrości. Nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Siedząc i płacząc na dywanie przypominała sobie jego oczy, kiedy mówił, ze jest suką, były takie zimne, bezuczuciowe, jakby ktoś je wyjął z lodówki, jakby to nie był on. Jakby mówiły do niej " Nienawidzę cię"
Nienawidzę cię...
Nienawidzę cię...
Nienawidzę cię...
Te dwa słowa odbijały się w jej głowie i zadawały ból, jakiego nigdy nie doświadczyła, czuła się jak chora psychicznie, czuła, że odstawała od tego świata, chciała zniknąć. Teraz już nawet nie miała dla kogo istnieć. Jedna Destiny w te czy wewte nie robi większej różnicy.
- Czemu ja się urodziłam? Po to, żeby być popychadłem? Żeby wszyscy mogli się na mnie wyżywać? Przecież ja nikomu nic nie zrobiłam. - przypomniała sobie dzień w którym odszedł. Wiesz co było dla niej najgorsze? Że następnego dnia musiała wstać i udawać, że wszystko jest w porządku, bo przecież życie toczy się dalej. Jak gdyby nigdy nic. I pomimo jej łez, świat się nie zatrzymał. Nawet na najkrótszą chwilę. Znowu Bóg niczego nie zauważył. Skuliła się na kanapie, by zrobić miejsce smutkowi. Jednak nie przejmuj się nią. Ona jest już przyzwyczajona, że nią się nikt nie przejmuje. A to tak cholernie bolało, bo kiedy odszedł, ona zostawiła u niego kawałek swojej duszy, a ten ból, który został to jest brak tego kawałka. Te słowa, chociaż ją zraniły, chociaż były okrutne, wybaczyła mu je. Przebaczyła mu je bez żadnych przeprosin, bez żadnego zająknienia, po prostu zbyt mocno go kochała, by mu tego nie odpuścić. Nie próbuj zrozumieć, czemu, bo i tak tego nie pojmiesz, nawet ona sama tego nie rozumiała, po prostu wybaczyłaby mu wszystko. Taka po prostu była. Jednak jedyne czego nie umiała to darować sobie. Nie umiała przebaczyć tego, że tak łatwo odpuszczała, po prostu była słaba. Zbyt słaba. Może dlatego z tej chwili myślała o śmierci? W końcu nic jej tu nie trzyma.
Cause I’m only a crack / Bo jestem tylko pęknięciem
in this castle of glass / w tym Zamku ze Szkła
- Cóż, teraz to chyba nikt mnie nie powstrzyma, w końcu wszyscy którzy mnie znają, albo mają mnie gdzieś, albo nienawidzą. - odejdzie po cichu. A on? On nawet nie będzie wiedział, że wtedy kiedy będzie balował z kolegami jej już nie będzie. Ale obiecała sobie, że będzie patrzała na niego z góry i nie pozwoli mu cierpieć. Życzenie przednoworoczne. Na jej grobie będzie napisane: Pewnego zimowego dnia odeszła, bo życie było za trudne.
Podeszła do szafki, tam trzymała swoje skarby, których z resztą dawno nie zażywała, jednak teraz weźmie ten najsilniejszy, w końcu chce ze sobą skończyć. Zanim on zrozumie, ona będzie już daleko, daleko stąd, tam gdzie będzie kochana. Straci ją. Wzięła jedną, dwie, trzy, pięć, potem już nie liczyła, bo po co? Przecież już nie musi wiedzieć co to umiar. Po raz pierwszy i ostatni. Odchodzi, powoli, spokojnie, bezboleśnie. Tak jak zawsze chciała, jednak ona chciała w lazurowej sukience, takiej jak jej oczy, niestety, musi odejść w starych dresach, ale może jednak ktoś ją ubierze w śliczną sukienkę? Może będzie mogła patrzeć na swoje ciało, które otulać będzie piękny, koronkowy materiał. Ciemność.
- Czy dodzwoniłem się do pana Louis'a Tomlinson'a?
- Tak, a o co chodzi?
- Był pan dzisiaj u weterynarza i zostawił nam pan swój numer, jakby coś się działo z pieskiem, prawda?
- Tak, a o co chodzi, czy pies jest chory?
- Nie, wręcz odwrotnie, tryska energią i bardzo bym prosił, jakby mogli państwo go dzisiaj odebrać.
- Już jadę, dziękuję.
Louis postanowił zrobić niespodziankę Destiny i odebrał Whitney'a. Kiedy dojechał z Whit'em do domu Des, nikt nie chciał otworzyć drzwi, więc wszedł do środka.
- Des? Jesteś w domu? - krzyknął, odpowiedziała mu głucha cisza. Jednak Whitney zaczął wąchać i tak doprowadził chłopaka do nieprzytomnej dziewczyny. Dalej wszystko potoczyło się samo. Zadzwonił po karetkę, oraz po Zayn'a. Mulat nie chciał uwierzyć, jednak pojechał do szpitala, bowiem Louis był za bardzo roztrzęsiony, żeby mu wszystko wytłumaczyć.
- Co z nią? Rękę złamała? - zaśmiał się ironicznie chłopak o brązowych oczach.
- Zayn ty nic nie rozumiesz. Ona umiera.
Jak to kurwa umiera? On sobie żarty stroi, pomyślał mulat. Właśnie lekarz wychodził z jej pokoju.
- Panie doktorze, wie pan co się dzieje z Destiny Bein?
- Tak. - mężczyzna zdjął okulary i nie patrząc chłopakowi w oczy powiedział - Nie udaję, że jej stan jest bardzo ciężki, prawdę mówiąc nie wiem, czy możemy coś jeszcze zrobić. - i już go nie było.
- Nie wierzę i to wszystko przeze mnie.- był bliski zobaczenia śmierci, kogoś kto był mu bardziej potrzebny niż tlen. Powoli wkraczała w ciemność z której nie ma wyjścia. Chłopak nie panował nad emocjami.
- To moja wina. To moja wielka, pierdolona wina! To przeze mnie. Matko co ja zrobiłem?! Co ja najlepszego zrobiłem. - rozpłakał się. Jego serce było trudne do zrozumienia.Niekiedy opowiadało historie pełne tęsknoty, kiedy indziej ślepło wraz ze wschodem słońca i nienawidziło wszystkiego, innym razem wyciskało skrywane łzy z oczu chłopca. Tak jak tym razem. Te poczucie winy, świadomość tego, że przez samego siebie traci właśnie jedną z najważniejszych osób w życiu, to ból, którego nie da się opisać. Śmierć, zbliża się, nadchodzi, tak spokojnie, tak powoli.
Ona nie puka do drzwi
Tylko przychodzi bez pytania
Zabiera marzenia i sny
Żegnać też ci się zabrania
Zimnym oddechem cię mrozi
Kościstą dłonią cię woła
Wciąż nieproszona przychodzi
Nikt jej oszukać nie zdoła
Odbiera ci oddech powietrza
By zamknąć cię w czarnej odchłani
I wcale nie staje się lepsza
Gdy mówisz; przyjdź śmierci o pani
Nie spieszmy się do niej zbyt prędko
Niech życia naszego nie szuka
Nie wchodźmy więc śmierci pod rękę
Bo ona nas sama odszuka
Ta chwila to będzie jak przejście
Od życia w krainę wieczności
Tam każde odejście jest wieczne
Bez bólu ,bez łez i miłości.
Spadł na kolana i na środku korytarza zaczął się modlić do jej Boga, o to by ją ocalił, o ty by nie pozwolił jej odejść.
- Błagam, nie odbieraj mi jej! - ukrył twarz w dłoniach, czuł się taki bezradny, taki zagubiony. Nienawidził siebie, brzydził się sobą. Podeszła do niego pani w podeszłym wieku.
- Dziewczyna? - zapytała.
- Nie, ktoś znacznie ważniejszy. - dławił się łzami.
- Nie martw się, wyzdrowieje. - poklepała go po ramieniu i podążyła w stronę swojego męża.
- Coś mu naopowiadała? - spytał podejrzliwie starszy pan.
- Ja mu tylko dałam nadzieję. - odpowiedziała staruszka i razem podążyli szpitalnym korytarzem.
- Nie odbieraj mi jej. - wyszeptał. Urządzenie monitorujące pracę serca zaczęło pikać. Czy to koniec?
__________________________________________________________________________
Zabijecie mnie, zakopiecie, odkopiecie, a potem przerobicie na konserwy, zgadłam? xD Ale wiecie co? Podoba mi się ten rozdział, pierwszy rozdział z którego tak na prawdę jestem dumna. Napisałam go długiego, jak na mnie, ale niektórzy też chcieli fakty, no więc macie tu parę:
1. Kiedyś umyłam mojemu psu zęby szczoteczką od kuzyna, po czym on dalej jej używał, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. xD
2. Nienawidzę swojego imienia.
3. Zostałam ogłoszona mianem jędzy w swojej miejscowości przez dziewczyny z młodszej klasy.
4. Persa mojej babci nazwałam Niall, bo był podobnego koloru co jego włosy, okazało się, że to była dziewczynka, ale i tak dalej mówię na niego Niall.
5. Jak byłam mała przywaliłam mojemu bratu metalową tacą, bo nie chciał mi przełączyć na bajki.
6. Chciałabym mieć krokodyla. ^^
7. Średnio 100 razy dziennie przeczesuje ręką swoją grzywkę.
8. Kiedy się denerwuję zaczynam się trząść, wtedy koleżanka mówi na mnie chihuahua.
9. Nie przepadam za Bożym Narodzeniem.
10. Potrafię zjeść cała pizze, kiedy moja koleżanka zje ledwo połowę. Spust jak blondyn. xD
Postarałam się dla was napisać długi rozdział, zawaliłam tym właśnie kartkówkę z chemii, ale się opłacało. Więc chyba mogę prosić o to, żeby każdy kto go przeczytał skomentował, no nie? Tak ładnie proosze <33.
Kocham Was ;xx
niedziela, 9 grudnia 2012
19. " Przypadki nie istnieją."
Spała przy otwartym oknie, okryta jedynie cienkim kocem. Nagle zbudziła się ze snu czując nieokreślony niepokój. Dom wypełniało światło padające z latarni na ulicy. Czuła czyjąś obecność, rozejrzała się dookoła, ale była w pokoju całkiem sama. Poczuła dreszcz przerażenia, serce zaczęło łomotać jej tak, jak gdyby chciało wyskoczyć z piersi. Siedziała na łóżku niczym sparaliżowana, gdy na parapecie okna zobaczyła siedzącego chłopaka. Krzyknęła z przerażenia, chłopak jakby wybudził się z transu, bo zeskoczył z parapetu i przybliżył się do szatynki. To był Niall.
- Zawrzyjmy układ, co? - zapytał.
- Jaki układ? Co ty tu robisz?
- Nie bój się, pójdziemy na ugodę, dobrze?
- O co ci chodzi?
- Ty oczarujesz Zayn'a tak, żeby zerwał z Perrie, a jak ci się już znudzi to go rzucisz czy co tam chcesz, byle tylko zarwał z Perrie, dobrze? - zaczął od razu, każde słowo wypowiadał powoli, jakby miał ją za jakąś nierozumną istotę.
- Niall, Zayn to mój przyjaciel, a po za tym, to co ty robisz w mojej sypialni w środku nocy? Ja wiem, że kochasz Perrie, ale żeby przychodzić do mnie o tej porze? - spojrzała na zegar, który wskazywał 4 nad ranem.
- Zrób to co każe, a nie stanie ci się krzywda. - to miała być groźba? A co jeżeli...jeżeli to on porwał Whitney'a? Co jeżeli to on jest nadawcą tych wszystkich gróźb?
- Niall, przecież jesteś moim przyjacielem. - zrobiła krok w tył, jakby bojąc się, że blondyn jej coś zrobi.
- Nie znasz mnie jeszcze do końca.
- Jeżeli ja cie nie znam, Zayn cie nie zna, to kto cie zna?
- Zrobię wszystko, żeby być z Perrie, rozumiesz?
- Nie rozumiem. Poza tym dalej mi nie odpowiedziałeś co ty tu robisz?
- Załatwiam sprawę.
- Boże Niall, wyjdź z mojego domu, ty jesteś jakiś chory psychicznie. - wyszeptała, analizując słowa które wypowiedział ten niby uroczy chłopak.
- Nie do końca.Chcę po prostu być z Perrie, a na przeszkodzie stoi Zayn, a jeżeli ty z nim będziesz to ja mogę być z Perrie, proste?
- Nie, bo Zayn to mój przyjaciel. Wyjdź z mojego domu. - zdenerwowała się.
- Dla Perrie zrobię wszystko, rozumiesz? My się kochamy. - powiedział blondyn i już go nie było. Natomiast Des stała na środku pokoju, nie wiedząc do końca czy śni, czy to się stało na prawdę. Jak on może być takim egoistycznym dupkiem i to ten kochany, miły blondynek? Już chyba nie do końca.
- Powiedziałeś jej tak jak kazałam? - spytała blondynka.
- Wszystko tak jak chciałaś. - zamruczał jej do ucha i objął w pasie.
- Już niedługo będziemy razem. - obiecała, jednak wiedziała, że nie dotrzyma tej obietnicy, w końcu w tym wszystkim chodziło tylko o to, żeby pozbyć się Destiny, wcale nie zamierzała rzucać Zayn'a dla Niall'a. No cóż blondyn będzie musiał to jakoś przeżyć. Jeżeli dobrze spełnił zadanie, Perrie pozbędzie się Des.
- Nienawidzę jej. - wycedziła przez usta. - Szczerze jej nienawidzę. - chłopak wpił się w jej usta. Miłość? Nie. Zauroczenie. Chęć posiadania osoby, żeby nikt się już z niego nie śmiał, że nie umie sobie znaleźć dziewczyny. Gdyby był z Perrie nikt nie odważyłby się mu podskoczyć, bowiem odebrał dziewczynę wielkiemu Malik'owi. A ona? Zdradzała mulata z jego najlepszym przyjacielem, nie mając żadnych wyrzutów sumienia. Żyjemy w czasach, w których ludzie nie mają sumienia, w których przyjaźń nie ma znaczenia, gdzie miłość można zmieszać z błotem i oddać się za kasę. Przykre.
- Co ona ci zrobiła?
- Chciała odebrać mi sławę.
- Myślałem, że Zayn'a.
- Też, ale to jedno i to samo. - Perrie lekko pocałowała blondyna, a potem poszła do pokoju Zayn'a.
Podła suka, pomyślał Harry. Jak ona mogła tak wykorzystywać jego przyjaciół? Jeszcze dojdzie do tego, że zespół się rozpadnie. Boże, co ja mam teraz zrobić? Jakie to wszystko popieprzone. Powiedzieć Malik'owi, czy może najpierw pójść do Liam'a? A Niall? Jak on mógł zrobić to mulatowi!? To się nazywa przyjaźń!?
Po chwili namysłu poszedł do Liam'a.
- Liam! Perrie to dziwka. - wypalił, nawet nie patrząc czy ktoś jest w pokoju jego przyjaciela. okazało się, że był tam Lou i rozmawiał z brązowookim, żywo gestykulując rękami.
- Co? - zaciekawił się chłopak ubrany w paski.
- Bo, bo...- chłopak nie wiedział czy powinien to mówić również Louis'owi, jednak to też jego przyjaciel i przyjaciel mulata. - Perrie zdradza Zayn'a. - chłopak opowiedział wszystko swoim przyjaciołom, ale ci nie mogli uwierzyć. Z resztą loczek zawsze był skory do przesadzania, jednak to wszystko tworzyło logiczną całość.
- A Destiny? Przecież widać, że ona kocha Zayn'a. - powiedział Liam.
- Jaka Destiny? - loczek widocznie nie był w temacie.
- Przyjaciółka Zayn'a.
- Zayn ma tu przyjaciół? Nie wiedziałem, a jak wygląda i dlaczego jej nie znam?
- Mieszka zaraz za rogiem, szatynka, ciemna karnacja, piękne, niebieskie oczy.
- Zaraz, zaraz ja ją przecież widziałem. - Harry opowiedział jak chciał pomóc jakiejś dziewczynie, jednak ona uciekła. Wszystko by się zgadzało.
- To mogła być ona.
Liam postanowił, że pójdzie do Destiny, myślał, że właśnie jej Horan złożył dzisiaj wizytę. Jak zwykle się nie mylił. Poszedł tam z Lou i Harry'm. Po chwili razem z chłopcami siedział obok niej na kanapie.
- Tak, przyszedł dzisiaj do mnie, o 4 nad ranem, chciał, żebym przespała się z Zayn'em, przynajmniej ja to tak zrozumiałam.
- Zgodziłaś się? - wypalił Lou.
- Masz mnie za puszczalską?! Nigdy w życiu, Zayn to mój przyjaciel. - popatrzała na Harry'ego, siedział tu już 5 minut, a ona dopiero teraz rozpoznała, że to ten chłopak z pod domu, który chciał jej pomóc. On też na nią spojrzał. Patrzył na nią nie jak na przedmiot, nie jak na piękną kobietę, lecz w sposób nieuchwytny, jakby przenikał na wskroś jej duszę, jej strach, jej kruchość, jej niezdolność do walki ze światem, nad którym pozornie dominowała,choć tak naprawdę niczego o nim nie wiedziała. Otrząsnęła się, jakby poczuła, że przenika ją mróz, jakby ktoś wrzucił ją do lodowatej wody.
- To wszystko wymyśliła Perrie. Ona omotała Nialla.
- Perrie zawsze była zła, jednak to wybór Zayn'a, on zawsze miał za dobre serce.
- Prawda. - zgodził się Louis.
- Ale może to był przypadek? Może Harry źle zobaczył?
- Przypadki nie istnieją. Wszystkie rzeczy, które się zdarzają, zdarzają się w jakimś celu.
_______________________________________________________________________
Dobra rozdział jest bardziej informacyjny, ale kiedyś takowy musiał nastąpić, bo nie wiedzielibyście za dużo z tej mojej paplaniny o przyjaźni i aniołach i innych tego typu tępych gadaniach. To jest dopiero namiastka tego co będzie się działo w 20 rozdziale. I już od razu mówię, że nie przewiduję, żeby 20 była wesoła, bo kiedy robi się szczęśliwie jakoś nie umiem się znaleźć w tej sytuacji i ciężko mi jest to wszystko opisać. Dobraa znowu robię notkę pod rozdziałem dłuższą niż sam rozdział. xD Mam ostatnie zawiadomienie. NA MOIM BLOGU ZNAJDUJE SIĘ ZAKŁADKA SPAM NA DOLE. I jeżeli ktokolwiek ma mi tu kurwa mać spamować to niech nawet tu nie wchodzi. Ja rozumiem, że jest ciężko o stałych czytelników, ale żeby być takim chamem, że istnieje ta zakładka i dalej spamować pod rozdziałami. To wkurza serio -,- Jeżeli ktoś wyraża swoją opinię o rozdziale i pod spodem da link swojego bloga to spoko, rozumiem, może być. Ale żeby pisać 3 linijki o tym, że " Zapraszam na mojego bloga, mam nadzieję, że zaobserwujesz, polecisz, skomentujesz....bla bla bla. " Po co mam to robić? Nawet jakby to miało być najlepsze opowiadanie na świecie i tak nie wejdę, gdyby było to napisane w zakładce to spoko. Przepraszam za to, że musiałyście to czytać, ale inaczej nie dotrę do niektórych osób.
- Zawrzyjmy układ, co? - zapytał.
- Jaki układ? Co ty tu robisz?
- Nie bój się, pójdziemy na ugodę, dobrze?
- O co ci chodzi?
- Ty oczarujesz Zayn'a tak, żeby zerwał z Perrie, a jak ci się już znudzi to go rzucisz czy co tam chcesz, byle tylko zarwał z Perrie, dobrze? - zaczął od razu, każde słowo wypowiadał powoli, jakby miał ją za jakąś nierozumną istotę.
- Niall, Zayn to mój przyjaciel, a po za tym, to co ty robisz w mojej sypialni w środku nocy? Ja wiem, że kochasz Perrie, ale żeby przychodzić do mnie o tej porze? - spojrzała na zegar, który wskazywał 4 nad ranem.
- Zrób to co każe, a nie stanie ci się krzywda. - to miała być groźba? A co jeżeli...jeżeli to on porwał Whitney'a? Co jeżeli to on jest nadawcą tych wszystkich gróźb?
- Niall, przecież jesteś moim przyjacielem. - zrobiła krok w tył, jakby bojąc się, że blondyn jej coś zrobi.
- Nie znasz mnie jeszcze do końca.
- Jeżeli ja cie nie znam, Zayn cie nie zna, to kto cie zna?
- Zrobię wszystko, żeby być z Perrie, rozumiesz?
- Nie rozumiem. Poza tym dalej mi nie odpowiedziałeś co ty tu robisz?
- Załatwiam sprawę.
- Boże Niall, wyjdź z mojego domu, ty jesteś jakiś chory psychicznie. - wyszeptała, analizując słowa które wypowiedział ten niby uroczy chłopak.
- Nie do końca.Chcę po prostu być z Perrie, a na przeszkodzie stoi Zayn, a jeżeli ty z nim będziesz to ja mogę być z Perrie, proste?
- Nie, bo Zayn to mój przyjaciel. Wyjdź z mojego domu. - zdenerwowała się.
- Dla Perrie zrobię wszystko, rozumiesz? My się kochamy. - powiedział blondyn i już go nie było. Natomiast Des stała na środku pokoju, nie wiedząc do końca czy śni, czy to się stało na prawdę. Jak on może być takim egoistycznym dupkiem i to ten kochany, miły blondynek? Już chyba nie do końca.
- Powiedziałeś jej tak jak kazałam? - spytała blondynka.
- Wszystko tak jak chciałaś. - zamruczał jej do ucha i objął w pasie.
- Już niedługo będziemy razem. - obiecała, jednak wiedziała, że nie dotrzyma tej obietnicy, w końcu w tym wszystkim chodziło tylko o to, żeby pozbyć się Destiny, wcale nie zamierzała rzucać Zayn'a dla Niall'a. No cóż blondyn będzie musiał to jakoś przeżyć. Jeżeli dobrze spełnił zadanie, Perrie pozbędzie się Des.
- Nienawidzę jej. - wycedziła przez usta. - Szczerze jej nienawidzę. - chłopak wpił się w jej usta. Miłość? Nie. Zauroczenie. Chęć posiadania osoby, żeby nikt się już z niego nie śmiał, że nie umie sobie znaleźć dziewczyny. Gdyby był z Perrie nikt nie odważyłby się mu podskoczyć, bowiem odebrał dziewczynę wielkiemu Malik'owi. A ona? Zdradzała mulata z jego najlepszym przyjacielem, nie mając żadnych wyrzutów sumienia. Żyjemy w czasach, w których ludzie nie mają sumienia, w których przyjaźń nie ma znaczenia, gdzie miłość można zmieszać z błotem i oddać się za kasę. Przykre.
- Co ona ci zrobiła?
- Chciała odebrać mi sławę.
- Myślałem, że Zayn'a.
- Też, ale to jedno i to samo. - Perrie lekko pocałowała blondyna, a potem poszła do pokoju Zayn'a.
Podła suka, pomyślał Harry. Jak ona mogła tak wykorzystywać jego przyjaciół? Jeszcze dojdzie do tego, że zespół się rozpadnie. Boże, co ja mam teraz zrobić? Jakie to wszystko popieprzone. Powiedzieć Malik'owi, czy może najpierw pójść do Liam'a? A Niall? Jak on mógł zrobić to mulatowi!? To się nazywa przyjaźń!?
Po chwili namysłu poszedł do Liam'a.
- Liam! Perrie to dziwka. - wypalił, nawet nie patrząc czy ktoś jest w pokoju jego przyjaciela. okazało się, że był tam Lou i rozmawiał z brązowookim, żywo gestykulując rękami.
- Co? - zaciekawił się chłopak ubrany w paski.
- Bo, bo...- chłopak nie wiedział czy powinien to mówić również Louis'owi, jednak to też jego przyjaciel i przyjaciel mulata. - Perrie zdradza Zayn'a. - chłopak opowiedział wszystko swoim przyjaciołom, ale ci nie mogli uwierzyć. Z resztą loczek zawsze był skory do przesadzania, jednak to wszystko tworzyło logiczną całość.
- A Destiny? Przecież widać, że ona kocha Zayn'a. - powiedział Liam.
- Jaka Destiny? - loczek widocznie nie był w temacie.
- Przyjaciółka Zayn'a.
- Zayn ma tu przyjaciół? Nie wiedziałem, a jak wygląda i dlaczego jej nie znam?
- Mieszka zaraz za rogiem, szatynka, ciemna karnacja, piękne, niebieskie oczy.
- Zaraz, zaraz ja ją przecież widziałem. - Harry opowiedział jak chciał pomóc jakiejś dziewczynie, jednak ona uciekła. Wszystko by się zgadzało.
- To mogła być ona.
Liam postanowił, że pójdzie do Destiny, myślał, że właśnie jej Horan złożył dzisiaj wizytę. Jak zwykle się nie mylił. Poszedł tam z Lou i Harry'm. Po chwili razem z chłopcami siedział obok niej na kanapie.
- Tak, przyszedł dzisiaj do mnie, o 4 nad ranem, chciał, żebym przespała się z Zayn'em, przynajmniej ja to tak zrozumiałam.
- Zgodziłaś się? - wypalił Lou.
- Masz mnie za puszczalską?! Nigdy w życiu, Zayn to mój przyjaciel. - popatrzała na Harry'ego, siedział tu już 5 minut, a ona dopiero teraz rozpoznała, że to ten chłopak z pod domu, który chciał jej pomóc. On też na nią spojrzał. Patrzył na nią nie jak na przedmiot, nie jak na piękną kobietę, lecz w sposób nieuchwytny, jakby przenikał na wskroś jej duszę, jej strach, jej kruchość, jej niezdolność do walki ze światem, nad którym pozornie dominowała,choć tak naprawdę niczego o nim nie wiedziała. Otrząsnęła się, jakby poczuła, że przenika ją mróz, jakby ktoś wrzucił ją do lodowatej wody.
- To wszystko wymyśliła Perrie. Ona omotała Nialla.
- Perrie zawsze była zła, jednak to wybór Zayn'a, on zawsze miał za dobre serce.
- Prawda. - zgodził się Louis.
- Ale może to był przypadek? Może Harry źle zobaczył?
- Przypadki nie istnieją. Wszystkie rzeczy, które się zdarzają, zdarzają się w jakimś celu.
_______________________________________________________________________
Dobra rozdział jest bardziej informacyjny, ale kiedyś takowy musiał nastąpić, bo nie wiedzielibyście za dużo z tej mojej paplaniny o przyjaźni i aniołach i innych tego typu tępych gadaniach. To jest dopiero namiastka tego co będzie się działo w 20 rozdziale. I już od razu mówię, że nie przewiduję, żeby 20 była wesoła, bo kiedy robi się szczęśliwie jakoś nie umiem się znaleźć w tej sytuacji i ciężko mi jest to wszystko opisać. Dobraa znowu robię notkę pod rozdziałem dłuższą niż sam rozdział. xD Mam ostatnie zawiadomienie. NA MOIM BLOGU ZNAJDUJE SIĘ ZAKŁADKA SPAM NA DOLE. I jeżeli ktokolwiek ma mi tu kurwa mać spamować to niech nawet tu nie wchodzi. Ja rozumiem, że jest ciężko o stałych czytelników, ale żeby być takim chamem, że istnieje ta zakładka i dalej spamować pod rozdziałami. To wkurza serio -,- Jeżeli ktoś wyraża swoją opinię o rozdziale i pod spodem da link swojego bloga to spoko, rozumiem, może być. Ale żeby pisać 3 linijki o tym, że " Zapraszam na mojego bloga, mam nadzieję, że zaobserwujesz, polecisz, skomentujesz....bla bla bla. " Po co mam to robić? Nawet jakby to miało być najlepsze opowiadanie na świecie i tak nie wejdę, gdyby było to napisane w zakładce to spoko. Przepraszam za to, że musiałyście to czytać, ale inaczej nie dotrę do niektórych osób.
środa, 5 grudnia 2012
18. " Przyjaźń zawarta w dzieciństwie to jedyne, co nie umiera wcześniej niż my. "
(włącz)
- Wstawiłeś się za mną, czemu? Dobrze wiesz, że za mną nie trzeba się wstawiać, bo i tak nikogo nie obchodzę. - oczy znowu straciły blask. Nienawidzę wspomnień. Nieważne jakich i tak ich nienawidzę.
Ludzkie oczy mówią czasem gorsze rzeczy niż usta i jest tu jakaś racja, jednak on nie chciał patrzeć w jej oczy, nie chciał wiedzieć co mówią. Nie mógł znieść tego, że jego przyjaciółka mówi takie rzeczy. Czy ona nie widzi, że jest dla niego cholernie ważna?
- Przestań tak mówić! - krzyknął i spojrzał w jej oczy. - Co ty sobie ubzdurałaś? Przecież wiesz, że wstawiłbym się za tobą murem. Pokochałem cię od nowa. - ostatnie zdanie wyszeptał, zdał sobie sprawę, że naprawdę to zrobił, że pokochał ją, znowu, albo..nigdy nie przestał? W każdym razie kochał ją i martwił się o nią.
- Zaczęłam cierpieć na bezsenność. Nawet nie wiesz co można sobie ubzdurać przez całą noc. - odezwała się najciszej jak umiała, ciągle zaskoczona tonem, jaki wydobywał się z jego ust chwilę temu.
- Wiem. Chodź do domu. - chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę drzwi. Usiadła na podłodze, cała mokra. Nie bardzo się tym przejmowała, może miała depresję? Wszystko było jej obojętne.
- Przebierz się, bo się przeziębisz. - powiedział mulat stanowczym tonem.
- Nie, dziękuję.
- Wraca dawna, oporna Des? - podniósł brwi do góry.
- Nie, wolę tą nową.
- Szkoda. - usiadł zrezygnowany koło niej. - Tamta była przynajmniej wesoła. Nie brakuje ci tego ?
- Czasem, ale jedynie czasem. Chciałabym krzyczeć słowami, zamiast tego zamykam się w świecie pustych oczu i martwych pragnień. Czasami myślę o chwilę za długo, w głowie chodzę zakazanymi uliczkami, w prawdziwym świecie stawiam sobie mury nie do pokonania. To ciągle ja, czy może iluzja, może jestem samotna, ale wiesz co? - popatrzała na niego, w jej oczach można było znaleźć ironię. - Jestem skazana na bycie samą, czy mi się to podoba, czy nie. Po za tym..- urwała na chwilę, a po jej policzkach poleciały łzy, jej twarz w tym momencie rozczuliłaby największego twardziela na świecie. - nawet pies mnie opuszcza.
Płakała leżąc na podłodze i nigdy przedtem ani potem nie usłyszał już takiego płaczu. Tak płakaliby chyba tylko umarli, którym przyszłoby zmartwychwstać i żyć po raz drugi.
"Każdy ma swojego anioła,
nawet tutaj na ziemi,
pozwól tylko nim być dla Ciebie!
Otrzeć Twoje gorzkie łzy,
pocieszyć w każdym smutku.
pomóc, nawet kiedy już nie wierzysz,
że ktoś do Ciebie wyciągnie rękę.
Pozwól komuś zapłakać,
kiedy, wie że może Cię stracić,
czasami tak niewiele brakuje,
by przestać wierzyć.
Ale prawdziwa przyjaźń,
nie zna granic,
nawet przez chwilę nie zapomina!"
- Znajdziemy go. - wyszeptał, wtulając twarz w jej włosy. Pachniały miętą i cynamonem. Niecodzienne połączenie, jednak bardzo kuszące, pobudzało jego zmysły. - Uwierz mi, że gdyby niebo płakało tak pięknie jak ty, znalazłbym sposób by je jakoś pocieszyć.
Na jej twarzy pojawił się uśmiech, tym razem nie był on ledwo widoczny, kąciki jej ust podniosły się ku górze, czyżby wróciła dawna ona? Wróciła razem z nim, bo najważniejsze było to, że był. Właśnie kolejny raz udowodnił jej, że żałuje, że wspiera, że kocha... ale nie TĄ miłością, jednak kocha, na swój własny sposób. Przyjaźń zawarta w dzieciństwie to jedyne, co nie umiera wcześniej niż my.
- Cieszę się, że cie znalazłem. - przygarnął ją do siebie ręką, a ona się nie opierała tylko położyła głowę na jego ramieniu. Uwierzyła, że marzenia czasem się spełniają, tylko trzeba czekać. Ona czekała długo, ale chyba było warto, choćby dla tej chwili.
" Ludzie zapomną co mówisz, ale nigdy nie zapomną jak się przy Tobie czuli "
To jest w pewnym sensie prawda, jednak ona nie dość, że pamięta jak się przy nim czuje, to pamięta każde słowo wypowiedziane przez niego w jej stronę, pamięta każdy gest. To się chyba nazywa przyjaźń. Nie, to na pewno jest przyjaźń, takiej jakie nie widzieliście i na pewno nie zobaczycie nigdy. Wreszcie szła dobrą drogą, tą prawdziwą, tą która obdarzy ją uczuciem, tą która będzie ją kochać. Szła białą ścieżką ze złożonymi dłońmi, niczym skrzydła motyla.
- Chyba ktoś dzwoni. - z transu rozmyśleń wyrwał ją głos Zayn'a. Poszła otworzyć, w progu stała Alice z jakimś chłopakiem.
- Cześć Des. To jest Liam. - pokazała na chłopaka. - Mój przyjaciel.
- Cześć. - odpowiedziała i wpuściła ich do środka.
- Liam?! - krzyknął mulat, kiedy zobaczył brązowookiego. - Co ty tu robisz?
- Przyszedłem z Alice.
To dlatego zawsze wychodził nikomu nic nie mówiąc, pomyślał mulat.
- A ty co tu robisz?
- Rozmawiam z przyjaciółką. - opowiedział mu wszystko od początku do końca, sprawę z psem i groźbami pominął. Ufał Liam'owi, ale nie chciał go tym wszystkim dręczyć, bo wiedział, że bardzo martwiłby się o niego.
- Historia niczym z książki. - wyrwało się Alice.
Po chwili wszyscy pogrążyli się w rozmowie, wszyscy oprócz szatynki. Zresztą jak zwykle nie miała ona nic do powiedzenia. Najwięcej mówiła, kiedy milczała, wszystko zdradzały jej oczy, jednak nie wszyscy mogli zobaczyć co w nich jest. Jedynie ci, którzy byli spostrzegawczy. Taką osobą był Liam, Destiny go oczarowała swoimi oczami. Był ktoś kogo nimi nie oczarowała? Zdaje mi się, że nie. Jednak nie tylko kolorem, lecz tym smutkiem i żalem który czaił się w źrenicach. To była zagadka i tylko wyłącznie od niego zależało to czy ją odgadnie, czy nie.
- Des. - zwróciła się do niej Alice. - A gdzie jest Whitney?
- Oddałam go. Nie umiałam się nim zająć. - musiała szybko wymyślić jakąś wymówkę na poczekaniu. Zayn widział ile ją to kosztuje, żeby się nie rozpłakać. Dzielna dziewczynka.
Jej przyjaciele wkrótce poszli, o ile mogła ich tak nazywać, ale pewnie nie mieliby nic przeciwko temu, został tylko Zayn.
- Nie będziesz już płakać? - spytał, stojąc już w drzwiach.
- W ubiegłym roku mogłam płakać, ale tej nocy spróbuję się uśmiechać.
- Moja Des. - przytulił dziewczynę do siebie i poszedł do domu. Do Perrie.
Ona też go kochała, w końcu się przyjaźnili. Nie ma ludzi bez uczuć, są tylko tacy, których przeraża to, że je mają.
Szatynka, tak jak obiecała mulatowi, położyła się spać z uśmiechem na twarzy, jednak nie mogła obiecać czy się z nim obudzi.
______________________________________________________________________
Z góry przepraszam za błędy i literówki, oraz za to, że nic tak długo nie dodawałam, ale po pierwsze miałam 3 sprawdziany ( z których i tak dostanę 1. -,- ) i nie wiedziałam czy dodać wątek miłosny. Dużo osób chce, żeby była to miłość pomiędzy Des a Zaynem, niestety muszę Was rozczarować. Jeżeli w ogóle takowy wątek miłosny nastąpi, nie będzie on pomiędzy nimi. Przykro mi ;c Nie chcę kolejnego opowiadania o wielkiej miłości, potem trochę kłótni, a na koniec niech się hajtną. To jest nudne i banalnie proste, a ja takich rzeczy nienawidzę, bo mi chodzi o to, żeby to było oryginalne, żeby mieć własny pomysł i nie naśladować innych blogów. Rozumiem jeżeli Was rozczarowałam tą wiadomością i tym rozdziałem. ;c Ale w ostatnim rozdziale na tym blogu ( który mam już zaplanowany) być może choć trochę zrozumiecie dlaczego nie chcę tego tak rozegrać. :) Dziękuję za komentarze, które bardzo mi pomogły dojść do takiej decyzji, co prawda więcej było tych na Zayn + Destiny, ale jednak pojawiły się takie, które były przeciw. :) A i niedługo zbliżamy się do 20 rozdziału, trzeba to jakoś uczcić, bo wytrzymałam. xD Spodziewałam się, że wymięknę już po 10, ale jednak nie ma tak źle. ;P Więc macie do wyboru :
- długi 20 rozdział ( jeżeli to wybierzecie, postaram się go napisać na tyle na ile pozwala mi szkoła ;> )
- fakty o mnie ( o matko xD )
- imagine napisany prze ze mnie ( nie wiem czy by mi to wyszło, ale spróbować można )
Więc piszcie w komentarzach co wybieracie. :)
Kocham Was ;xx
- Wstawiłeś się za mną, czemu? Dobrze wiesz, że za mną nie trzeba się wstawiać, bo i tak nikogo nie obchodzę. - oczy znowu straciły blask. Nienawidzę wspomnień. Nieważne jakich i tak ich nienawidzę.
Ludzkie oczy mówią czasem gorsze rzeczy niż usta i jest tu jakaś racja, jednak on nie chciał patrzeć w jej oczy, nie chciał wiedzieć co mówią. Nie mógł znieść tego, że jego przyjaciółka mówi takie rzeczy. Czy ona nie widzi, że jest dla niego cholernie ważna?
- Przestań tak mówić! - krzyknął i spojrzał w jej oczy. - Co ty sobie ubzdurałaś? Przecież wiesz, że wstawiłbym się za tobą murem. Pokochałem cię od nowa. - ostatnie zdanie wyszeptał, zdał sobie sprawę, że naprawdę to zrobił, że pokochał ją, znowu, albo..nigdy nie przestał? W każdym razie kochał ją i martwił się o nią.
- Zaczęłam cierpieć na bezsenność. Nawet nie wiesz co można sobie ubzdurać przez całą noc. - odezwała się najciszej jak umiała, ciągle zaskoczona tonem, jaki wydobywał się z jego ust chwilę temu.
- Wiem. Chodź do domu. - chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę drzwi. Usiadła na podłodze, cała mokra. Nie bardzo się tym przejmowała, może miała depresję? Wszystko było jej obojętne.
- Przebierz się, bo się przeziębisz. - powiedział mulat stanowczym tonem.
- Nie, dziękuję.
- Wraca dawna, oporna Des? - podniósł brwi do góry.
- Nie, wolę tą nową.
- Szkoda. - usiadł zrezygnowany koło niej. - Tamta była przynajmniej wesoła. Nie brakuje ci tego ?
- Czasem, ale jedynie czasem. Chciałabym krzyczeć słowami, zamiast tego zamykam się w świecie pustych oczu i martwych pragnień. Czasami myślę o chwilę za długo, w głowie chodzę zakazanymi uliczkami, w prawdziwym świecie stawiam sobie mury nie do pokonania. To ciągle ja, czy może iluzja, może jestem samotna, ale wiesz co? - popatrzała na niego, w jej oczach można było znaleźć ironię. - Jestem skazana na bycie samą, czy mi się to podoba, czy nie. Po za tym..- urwała na chwilę, a po jej policzkach poleciały łzy, jej twarz w tym momencie rozczuliłaby największego twardziela na świecie. - nawet pies mnie opuszcza.
Płakała leżąc na podłodze i nigdy przedtem ani potem nie usłyszał już takiego płaczu. Tak płakaliby chyba tylko umarli, którym przyszłoby zmartwychwstać i żyć po raz drugi.
"Każdy ma swojego anioła,
nawet tutaj na ziemi,
pozwól tylko nim być dla Ciebie!
Otrzeć Twoje gorzkie łzy,
pocieszyć w każdym smutku.
pomóc, nawet kiedy już nie wierzysz,
że ktoś do Ciebie wyciągnie rękę.
Pozwól komuś zapłakać,
kiedy, wie że może Cię stracić,
czasami tak niewiele brakuje,
by przestać wierzyć.
Ale prawdziwa przyjaźń,
nie zna granic,
nawet przez chwilę nie zapomina!"
- Znajdziemy go. - wyszeptał, wtulając twarz w jej włosy. Pachniały miętą i cynamonem. Niecodzienne połączenie, jednak bardzo kuszące, pobudzało jego zmysły. - Uwierz mi, że gdyby niebo płakało tak pięknie jak ty, znalazłbym sposób by je jakoś pocieszyć.
Na jej twarzy pojawił się uśmiech, tym razem nie był on ledwo widoczny, kąciki jej ust podniosły się ku górze, czyżby wróciła dawna ona? Wróciła razem z nim, bo najważniejsze było to, że był. Właśnie kolejny raz udowodnił jej, że żałuje, że wspiera, że kocha... ale nie TĄ miłością, jednak kocha, na swój własny sposób. Przyjaźń zawarta w dzieciństwie to jedyne, co nie umiera wcześniej niż my.
- Cieszę się, że cie znalazłem. - przygarnął ją do siebie ręką, a ona się nie opierała tylko położyła głowę na jego ramieniu. Uwierzyła, że marzenia czasem się spełniają, tylko trzeba czekać. Ona czekała długo, ale chyba było warto, choćby dla tej chwili.
" Ludzie zapomną co mówisz, ale nigdy nie zapomną jak się przy Tobie czuli "
To jest w pewnym sensie prawda, jednak ona nie dość, że pamięta jak się przy nim czuje, to pamięta każde słowo wypowiedziane przez niego w jej stronę, pamięta każdy gest. To się chyba nazywa przyjaźń. Nie, to na pewno jest przyjaźń, takiej jakie nie widzieliście i na pewno nie zobaczycie nigdy. Wreszcie szła dobrą drogą, tą prawdziwą, tą która obdarzy ją uczuciem, tą która będzie ją kochać. Szła białą ścieżką ze złożonymi dłońmi, niczym skrzydła motyla.
- Chyba ktoś dzwoni. - z transu rozmyśleń wyrwał ją głos Zayn'a. Poszła otworzyć, w progu stała Alice z jakimś chłopakiem.
- Cześć Des. To jest Liam. - pokazała na chłopaka. - Mój przyjaciel.
- Cześć. - odpowiedziała i wpuściła ich do środka.
- Liam?! - krzyknął mulat, kiedy zobaczył brązowookiego. - Co ty tu robisz?
- Przyszedłem z Alice.
To dlatego zawsze wychodził nikomu nic nie mówiąc, pomyślał mulat.
- A ty co tu robisz?
- Rozmawiam z przyjaciółką. - opowiedział mu wszystko od początku do końca, sprawę z psem i groźbami pominął. Ufał Liam'owi, ale nie chciał go tym wszystkim dręczyć, bo wiedział, że bardzo martwiłby się o niego.
- Historia niczym z książki. - wyrwało się Alice.
Po chwili wszyscy pogrążyli się w rozmowie, wszyscy oprócz szatynki. Zresztą jak zwykle nie miała ona nic do powiedzenia. Najwięcej mówiła, kiedy milczała, wszystko zdradzały jej oczy, jednak nie wszyscy mogli zobaczyć co w nich jest. Jedynie ci, którzy byli spostrzegawczy. Taką osobą był Liam, Destiny go oczarowała swoimi oczami. Był ktoś kogo nimi nie oczarowała? Zdaje mi się, że nie. Jednak nie tylko kolorem, lecz tym smutkiem i żalem który czaił się w źrenicach. To była zagadka i tylko wyłącznie od niego zależało to czy ją odgadnie, czy nie.
- Des. - zwróciła się do niej Alice. - A gdzie jest Whitney?
- Oddałam go. Nie umiałam się nim zająć. - musiała szybko wymyślić jakąś wymówkę na poczekaniu. Zayn widział ile ją to kosztuje, żeby się nie rozpłakać. Dzielna dziewczynka.
Jej przyjaciele wkrótce poszli, o ile mogła ich tak nazywać, ale pewnie nie mieliby nic przeciwko temu, został tylko Zayn.
- Nie będziesz już płakać? - spytał, stojąc już w drzwiach.
- W ubiegłym roku mogłam płakać, ale tej nocy spróbuję się uśmiechać.
- Moja Des. - przytulił dziewczynę do siebie i poszedł do domu. Do Perrie.
Ona też go kochała, w końcu się przyjaźnili. Nie ma ludzi bez uczuć, są tylko tacy, których przeraża to, że je mają.
Szatynka, tak jak obiecała mulatowi, położyła się spać z uśmiechem na twarzy, jednak nie mogła obiecać czy się z nim obudzi.
______________________________________________________________________
Z góry przepraszam za błędy i literówki, oraz za to, że nic tak długo nie dodawałam, ale po pierwsze miałam 3 sprawdziany ( z których i tak dostanę 1. -,- ) i nie wiedziałam czy dodać wątek miłosny. Dużo osób chce, żeby była to miłość pomiędzy Des a Zaynem, niestety muszę Was rozczarować. Jeżeli w ogóle takowy wątek miłosny nastąpi, nie będzie on pomiędzy nimi. Przykro mi ;c Nie chcę kolejnego opowiadania o wielkiej miłości, potem trochę kłótni, a na koniec niech się hajtną. To jest nudne i banalnie proste, a ja takich rzeczy nienawidzę, bo mi chodzi o to, żeby to było oryginalne, żeby mieć własny pomysł i nie naśladować innych blogów. Rozumiem jeżeli Was rozczarowałam tą wiadomością i tym rozdziałem. ;c Ale w ostatnim rozdziale na tym blogu ( który mam już zaplanowany) być może choć trochę zrozumiecie dlaczego nie chcę tego tak rozegrać. :) Dziękuję za komentarze, które bardzo mi pomogły dojść do takiej decyzji, co prawda więcej było tych na Zayn + Destiny, ale jednak pojawiły się takie, które były przeciw. :) A i niedługo zbliżamy się do 20 rozdziału, trzeba to jakoś uczcić, bo wytrzymałam. xD Spodziewałam się, że wymięknę już po 10, ale jednak nie ma tak źle. ;P Więc macie do wyboru :
- długi 20 rozdział ( jeżeli to wybierzecie, postaram się go napisać na tyle na ile pozwala mi szkoła ;> )
- fakty o mnie ( o matko xD )
- imagine napisany prze ze mnie ( nie wiem czy by mi to wyszło, ale spróbować można )
Więc piszcie w komentarzach co wybieracie. :)
Kocham Was ;xx
poniedziałek, 3 grudnia 2012
PRZECZYTAJ!!
No to tak, mam ogłoszenie parafialne, albo raczej pytanie czy coś. Jak wiecie na razie pisze o przyjaźni pomiędzy Zayn'em a Destiny, to jest jak na razie główny temat. Nie spodziewałam się, że ktoś będzie chciał czytać tego dziwnego bloga. Ot co, taka dziwna historia z masą zagadek i niedomówień. Moje pytanie brzmi: Mam wprowadzić wątek miłosny, czy dalej trzymać się tej jakże dziwnej przyjaźni? Bo wiele osób pisało, że chce, żeby to było typowo o przyjaźni, ale nie będę ukrywać, że to nie jest wcale takie łatwe stworzyć bloga tylko i wyłącznie w tym temacie, nie zanudzając tym czytelniczek. Bo chyba Was nie zanudzam, no nie? Mam taką nadzieję. Będę szczera i Wam powiem, że to jest trudne, niby mam tą fabułę, ale czasami trudno jest się jej trzymać tak do końca i często zadaję sobie pytanie Co ja mam dalej napisać? Więc piszcie w komentarzach, czy chcecie wątki miłosne czy nie. Może mam coś zmienić? Po prostu chcę znać Wasza opinię. A i jeszcze jedna osoba pisała, że nie pasuje jej to, że Niall zakochał się w Perrie, nie martw się :) Mogę ci wyjawić, że jest to przejściowe, nie będą razem do końca. Jest mi to potrzebne do opowiadania, ale nie zdradzę Wam więcej szczegółów, bo mogłybyście się domyślić o co chodzi. :P
Kocham Was. ;xx
Kocham Was. ;xx
Subskrybuj:
Posty (Atom)