czwartek, 27 grudnia 2012

23. " Żyjemy w świecie hipokrytów Zayn. "

*2 dni później*
- Dbaj o niego, bo masz wszystko to, bez czego ja muszę nauczyć się żyć - Danielle spojrzała ciepło na swojego, już byłego chłopaka, a potem na Alice. Liam nie mógł uwierzyć, że brunetka tak łatwo przyjmuje wiadomość, że on ją zdradził. 
- Wiedz Li, że ja też nie byłam z tobą do końca szczera, ale to już i tak nieważne. Nie mam do ciebie urazy, prędzej czy później i tak by do tego doszło - powiedziała i podeszła do Alice. Nachyliła się nad nią i wyszeptała
- Opiekuj się nim, za każdym razem gdy powiesz, że go kochasz uśmiechnie się i nie będzie w stanie wydusić z siebie słowa, ale gdy już dojdzie do siebie usłyszysz melodyjne i najpiękniejsze "Ja ciebie też." 
- Dziękuję. - Alice przytuliła brunetkę i razem z Liam'em poszli do jej domu. 

- Może to dziwne, ale lubię  noce, ten mrok, który narasta kiedy zniknie słońce.
- Nie lubisz być w centrum uwagi, prawda? Boisz się jej, nie chcesz żeby ktoś cię zauważył, czemu? - popatrzał na nią jak na małą dziewczynkę, której trzeba pomóc.
- Wolę, żeby mnie omijano jak eksponat w muzeum, żeby mnie nie podnosili kiedy leżę, bo kiedy ktoś wyciągnie w moją stronę dłoń poczuję się potrzeba, a gdy czuję się potrzebna niepotrzebnie ufam ludziom.
- To nie znaczy, że trzeba się zabić.
- Śmierć nie jest zła, samotność też nie jest okrutna, to wszystko nas uczy, tęsknota nas uczy i uświadamia, jak bardzo kochamy bliskich, śmierć działa podobnie, tylko wtedy już nic nie odzyskamy. Już nie ma czegoś za coś, jest tylko coś. Rozumiesz?
- Nie rozumiem.
- Próbuję ci powiedzieć, że cię potrzebuję kretynie.
- Mimo tego, że czasem cię nie rozumiem to i tak uwielbiam sposób w jaki do mnie mówisz. - przytulił ją. - Ale nie każ mi więcej przez ciebie płakać.
- Problem w tym, że ja zawsze myślę chwilę za długo, a potem czuję się jakby ktoś wszystkie swoje problemy i cały swój strach przelał na mnie i powiedział "Masz za mało problemów, więc weź i moje."
Czasem myślę, że jestem nienormalna. Ja odstaję Zayn. - chłopak nie bardzo ją rozumiał, zresztą jak zwykle.
- Powiedz czego się boisz, przecież wiesz, że ci pomogę.
- Czasem, ale jedynie czasem boję się miłość, porzucenia, ludzi, mogłabym powiedzieć, że boję się pająków, to też byłaby prawda, ale wtedy nie powiedziałabym tego, co chcę powiedzieć. Wiem, że nie pojmujesz sensu mojej wypowiedzi, bo ona jest tak samo głupia, jak mój strach. Zayn wiesz czym jest strach? Wiesz jak to jest bać się wyjść na ulicę, bo nie chcesz, żeby ktoś cię zauważył, bo boisz się, że cię zrani?
- Nie wiem czym jest strach, ale wiem jedno. Musisz przestać popadać w paranoję, bo strach nie uczy miłość, a tego ci brakuje. Osoby która cię wesprze, która rozweseli, która nauczy żyć od nowa.
- Żyjemy w świecie hipokrytów Zayn, uwielbiają cię, uśmiechają się do ciebie, a za plecami nienawidzą. Wbijają język jadu w twoją niewidzialną skórę, a potem składają pocałunek uwielbienia. A wiesz jak zapraszają? Wystarczą cztery słowa " Chodź ponienawidzimy sobie kogoś " i to wystarczy. Stają się szydercami i despotami. Wystarczy trochę kasy i parę słów. Wiesz jakich? " Chodź pośmiejemy się z niej, z jej figury jabłka, z jej braku stylu, z tego jak chodzi. Przecież to nic złego. "  Oni wszyscy są jak armia, jeszcze nie rozumiesz?  Przedstawiłam ci mój obraz w jakim postrzegam ludzi. Jedno określenie maska. Myślisz, że jej nie masz? Każdy ją ma. A ja? Ja czuję się taka obca w świecie gdzie wszyscy są jednakowi.
- Mam mętlik w głowie przez ciebie.
- To dobrze. Przemyśl to wszystko. Każdy ma maskę i to od ciebie zależy, czy ktoś ją przed tobą zdejmie, czy dalej będzie ukrywać swoją twarz.
- Dobra, skończmy z tym.
- Czemu? Denerwuje cię to? Wkurzasz się, bo jesteś z tych, którzy są dobrzy, ale się boją. Zawsze gdy zawieje wiatr w oczy tchórzysz i zamykasz je, jakby bojąc się wywiania źrenic z tęczówek. Czyli wiesz co to strach. Ale to dobrze. - zarzuciła nogę na nogę i popatrzała na niego. - Strach jest częścią nas, bez tego mówilibyśmy rzeczy które by raniły, nie bojąc się konsekwencji, bo w końcu nie balibyśmy się.
- Des skończ.
- Ktoś ci to musiał uświadomić Zayn, ty myślisz, że ludzie są wspaniali podczas gdy to są dyktatorzy. Każdy myśli, że jest lepszy od całego świata. Ty tak nie myślisz? Oczywiście, że myślisz. Widzisz osobę inną od ciebie, nienawidzisz jej, bo nie jest taka jak ty, albo taka jak ty byś chciał, żeby była. I nie patrz tak na mnie, bo mi nie chodzi o to, żeby cię obrazić, tylko żebyś zrozumiał, że nie ma ideałów.
- Ja już chyba pójdę Des, przyjdę jutro. - pocałował ją w policzek i wyszedł.
- Jak on cholernie boi się samego siebie. - powiedziała sama do siebie i się uśmiechnęła. Tak samo jak ona, tylko, że Des bała się nie tyle siebie co ludzi. Wiele przeżyła i głównie poznawała złe osoby, nie wiedziała co to miłość i w tym tkwił problem. Nie długo była sama, tak jak obiecał zjawił się Niall.
- Niall proszę cię nie każ mi tego robić. Myślałam, że jesteś moim przyjacielem.
- Bo jestem i chcę, abyś wyświadczyła mi drobną przysługę.
- Ty nie rozumiesz, że tym zniszczę moją przyjaźń z Zayn'em? I ty też ją zniszczysz! - krzyknęła. - Nie wierzę, że wolisz jakąś głupią dziewczynę od swojego najlepszego przyjaciela który ci pomagał. Nie jesteś taki Niall. - przytuliła go. Podobno to pomaga. - Nigdy taki nie byłeś. Przyjaźń to piękna rzecz, Zayn by ci tego nie zrobił. Nie chcesz chyba go stracić?
- Nie chce. - wyszeptał. - Ale co ja mam zrobić jak ona mi się podoba?
- Zadać sobie pytanie czy ją naprawdę kochasz i czy jesteś gotów poświęcić waszą przyjaźń. - blondyn chyba zrozumiał jej słowa, bo usiadł na kanapę i schował twarz w dłoniach.
- Przepraszam.
- Nie masz za co, ale odpuść sobie blondasku. Uwierz mi, znałam ją trochę i nie jest tego warta. Lepiej idź do Zayn'a i go przeproś.
- Nienawidzę cię. - powiedział jej prosto w oczy. Szatynka była zszokowana. Jeszcze przed chwilą mówił, że ją przeprasza, a teraz, że nienawidzi?
- Że co?
- Nienawidzę cię za to, że cię nachodziłem i groziłem, a pomimo tego ty i tak mi przebaczyłaś i nie masz do mnie tej pieprzonej urazy. Kim ty jesteś Destiny Bein?
- Jestem osobą która wiele w życiu przeszła i która pomaga innym nie umiejąc pomóc sobie.
_________________________________________________________________________
Mam jedno wielkie określenie co do tego rozdziału ŻENADA! Japierdole, ale ja jestem tępa.
Nie umiem wymyślić nic sensownego. ;cc Dziękuję za opinię na temat imaginu miło mi było jak czytałam Wasze komentarze, ale raczej nie będę ich pisać, chyba, że będzie jakaś specjalna okazja do tego, bo nie za bardzo mi wychodzą.  No i dostałam dwie nominacje do Libster Award, już nawet nie wiem ile ich wszystkich dostałam xD Odpowiem tylko na pytania. :)  Nie będę robić specjalnej notki do tego, bo mi się nie chce , tylko napisze odpowiedzi tutaj. < mam lenia na wszystko >
Pytania od Marry Styles z bloga http://kimberly-gabrielle-and-one-direction.blogspot.com/.
1. Jak macie naprawdę na imię?
Ughh nie lubię swojego imienia. -,- Weronika.
2. Którego chłopaka z 1D lubicie najbardziej i dlaczego?
Zayna, bo ma świetny głos.
3. Co skłoniło Was do napisania bloga?
O zgrozo ile ja już razy odpowiadałam na to pytanie. xD  Tak naprawdę to chyba czysta nuda.
4.  Macie inne zainteresowania oprócz pisania?
Tak mam, lubię rysować. :)
5. Jakaś ciekawostka o Was (w sensie coś niezwykłego co macie albo potraficie zrobić)?
Umiem zrobić szpagat ^.^ < tak, tak wiem mam się czym chwalić. Pięcioletnie dziecko tez umie xD >

6. Byłyście kiedyś za granicą?
Tak.
7. Ulubiony zespół oprócz 1D?
The Fray.
8. Macie jakieś gadżety z One Direction?
Mam poduszkę z mordką Zayna,  którą dostałam od przyjaciółki na Mikołaja. Dziękuję Ci. ;**
9. Jak i kiedy wpadłyście na pomysł z założeniem bloga?
Moja druga przyjaciółka założyła, no to pomyślałam, że ja tez założę.
10. Od kiedy jesteście Directioners?
Dokładnej daty nie pamiętam, ale gdzieś tak w marcu, kwietniu.
11. Czy chciałybyście koncert 1D w Polsce?
No ba!
Pytania od Kocham Cię. Ania < fajny nick. ;pp >  z bloga  http://nie-lubie-cie-misiu.blogspot.com/
1. Masz powód dla którego zaczęłaś pisać? Ktoś/coś jest Twoją motywacją?
Powodu nie mam, aczkolwiek motywacją jest sam zespół o którym piszę.
2. Co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu?
Nie zastanawiałam się nad tym.
3. Najlepsza/najśmieszniejsza wpadka Twojego życia?
Noł koment. xD
4. Co byś w sobie zmieniła , gdybyś miała taką możliwość?
Szczerze? Wszystko od wyglądu, po charakter i umiejętności < których nie mam. xD >
5. Gdybyś mogła cofnąć czas i coś zmienić , zrobiłabyś to?
Tak, zmieniłabym jedną rzecz. :)
6. Co najchętniej robisz w wolnym czasie?
Najchętniej to nic nie robię.
7. Kogo sławnego chciałabyś poznać?
No oczywiście, że Zayna.
8. Jak wiele jesteś w stanie poświęcić dla bliskich?
Myślę, że dużo.
9. Ile czasu poświęcasz na napisanie postu na bloga?
Zależy jaki mam humor, czasem idzie mi to szybko, a czasem robię sobie przerwy i czas się wydłuża.
10. Ulubiony kolor?
Szybko je zmieniam, ale na razie zostaję przy czerwonym.
11. Myślałaś kiedyś o tym co by było gdybyś zakochała się w osobie tej samej płci?
o,O Nie, jestem gejem, wolę chłopców. ;pp
                                                                           Dziękuję za nominację. Kocham Was. ;**


wtorek, 25 grudnia 2012

Opóźniony prezent pod choinkę. xD

TO NIE JEST ZWIĄZANE Z OPOWIADANIEM!! To jest taki mój malutki opóźniony prezent dla Was, mianowicie imagin, który napisałam, nawet nie pamiętam kiedy go napisałam. xD Mniejsza z tym. Jak ktoś chce może przeczytać i skomentować. :) Z góry przepraszam za błędy.  Miłego czytania. ;** 

(włącz, jak się skończy włącz od nowa)
Patrz. Stoisz przed lustrem. Widzisz? To ty! Jesteś piękna, pamiętaj o tym. A teraz popatrz na nią. Widzisz coś? Nie? Hmm... Chyba masz popsute lustro, albo nie jesteś nim. Na pewno nie jesteś nim, bo wtedy byś ją widziała. Była piękna, jasne, blond włosy, zniewalający uśmiech i w dodatku te oczy, które były zgaszone, zawsze. Ale nie martw się, że jej nie widzisz, na koniec tej głupiej opowiastki będziesz ją znała lepiej, jednak nie bardziej od niego.

Londyn 24 grudnia 2012
- Louis potrzebuje nowego serca. - ta wiadomość wstrząsnęła całym światem, jednak najbardziej przyjaciółmi i rodziną  chłopaka.  Nikt nie umiał mu pomóc, ale ona wiedziała, że jest jedna osoba, która może.  Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak choroba łączy ludzi, a co dopiero dwie.
- Lou jak umrę będę nad tobą czuwać. - powiedziała dziewczyna, już wyobrażała sobie siebie jako anioła, będzie zawsze koło niego.
- Faye nawet tak nie mów, wyjdziesz z tego, jesteś młodsza ode mnie.
- Ale za to bardziej chora Lulu. -uwielbiała mówić tak na niego. Ot co, takie słodkie zdrobnienie.  - Mimo wszystko to były najlepsze 3 miesiące w moim krótkim życiu. Nie zapomnę cię. - pocałowała go w policzek.
- Mówisz tak jakbyś miała zaraz umrzeć, a to ja wyglądam jak trup - zaśmiał się, ale za chwile spoważniał. -  Wiedz, że nigdy nie zamieniłbym tego czasu spędzonego z tobą na nowe serce.  Wolę umrzeć ze świadomością, że poznałem najwspanialsza fankę na świecie. - wysilił się na uśmiech.
- Będziesz miał nowe serce Lulu, przysięgam.
- Nie martw się Faye, obydwoje przeżyjemy. Przyjaciele na zawsze? - podał jej swoją chudą, bladą dłoń.
- Na zawsze. - wyszeptała i przytuliła go, po raz ostatni.  Potem przyszedł lekarz z jakąś ważną sprawą. Faye nie chciała, żeby Louis słyszał jej rozmowę z doktorem, więc wyszli na korytarz.
- Panno Blake, na pewno chce pani oddać serce panu Tomlinson'owi? Potem nie będzie odwrotu.
- Chcę. - jej stanowczy i nie znoszący sprzeciwu ton trochę zdziwił lekarza, jednak nic nie powiedział, a ona kontynuowała. - To jest wspaniały człowiek, niech pan mi powie, lepiej żeby kto umarł? Dobry człowiek i genialny muzyk którego odejście zaboli miliony dziewczyn, fanek? Czy ja, taka sobie nic nie warta dziewczyna, która i tak niedługo umrze? Niech pan zrozumie ja nie mam przyjaciół, rodziny, nie mam nikogo oprócz niego. - wskazała na nic nieświadomego Lou.  - Jak on umrze, to i ja nie będę miała po co żyć, a tak przynajmniej jedno  z nas będzie szczęśliwe. - mężczyzna znowu się nie odezwał, jednak po chwili pokazał jej, gdzie ma złożyć podpis. Zawarła pakt ze śmiercią. Już nie ma odwrotu.
*3 godziny później*
- Przyszłam się pożegnać Lulu. - podeszła do chłopaka i przytuliła go najmocniej jak umiała.
- Nie żegnaj się, przecież zrobią ci operację i wszystko będzie w porządku, powiedziałaś, że masz dla mnie prezent pod choinkę, więc będziesz musiała mi go dać po zabiegu. - zaśmiał się chłopak.
- Dam ci go. Pamiętaj, że to wszystko dla ciebie. - ucałowała go i wyszła. Potem wszystko potoczyło się szybko, zabieg, śmierć, ale przed operacją Faye dała list pielęgniarce.
- Niech pani to da  Louis'owi, ale jak mnie już nie będzie.  - to było jej ostatnie życzenie.
Nie było już nic oprócz niej i wyrosły jej skrzydła. Piękne, białe skrzydła, biała, długa sukienka. Była aniołem, nieskazitelnym aniołem. Będzie nad nim czuwała, przecież przysięgła i obietnicy dotrzyma. Tak pięknie wtedy wyglądała, tylko szkoda, że on jej już nigdy nie zobaczył.
- Panie Tomlinson - do sali wszedł lekarz - mamy dla pana serce.
- Naprawdę? - ucieszył się, widać to było po jego uśmiechu, ale on zaraz zszedł jak się dowiedział kto mu je podarował. Ona.
- Czemu jej na to pozwoliliście? - jego oczy zalała fala łez. - Czemu do cholery ona to zrobiła?! Nie chcę tego serca! - krzyknął. - Nie chcę. - wyglądał wtedy tak żałośnie.  Mały, zagubiony chłopczyk, był strasznie blady.
- Pielęgniarka przygotuje pana do zabiegu. - lekarz nie spodziewał się takiej reakcji po chłopaku. Było mu go żal, jednak nie cofnie czasu.
Zabieg odbył się szybko, nikt o nim nie wiedział, nawet rodzina Louis'a. Wszystko przebiegło zgodnie z planem, jej planem.  Żył, a ona mogła go obserwować.
- Faye zostawiła to dla ciebie. - pielęgniarka podała Louis'owi list  i wyszła.
Chłopak powoli i ostrożnie otworzył kopertę i wyciągnął kartkę. Przyłożył sobie do ust i pocałował, zaciągnął się jej zapachem i zaczął czytać.

 Mój kochany Lulu. 
Często ludzie zaczynają właśnie takie listy, jaki teraz czytasz od słów " Kiedy zaczniesz to czytać, mnie już nie będzie." Ale to jest takie oklepane. Pewnie teraz się zaśmiejesz. Dobrze wiesz, że mam, ah przepraszam, miałam hopla na punkcie oryginalności, dlatego ja tak nie napiszę. Zamiast tego powiem ci, że ja będę zawsze, nawet jak mnie nie będzie. Zakręcone, co? Wiem, ale przecież taka byłam. Wiesz jak dziwnie się czuję pisząc o sobie w czasie przeszłym?  Oh, odbiegam od tematu, ale w każdym razie, wiedz, że Cię obserwuję. Będę wiedziała wszystko o Tobie. Pozwól, że przytoczę tutaj pewien cytat.
" Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie, gdy będziemy gotów przyjąć niespodzianki, jakie niesie nam los." 
Ja podjęłam to ryzyko dla Ciebie, bo cały czas jesteś moim przyjacielem i nim będziesz, kiedyś się spotkamy, ale już nie w szpitalu tylko gdzieś tam do góry, ale ja tam nie odejdę bez Ciebie, jako anioł będę sobie koło Ciebie latać, a kiedy przyjdzie i Twój czas polecimy do góry oboje. Pasuje ci tak? Ale nawet jakby mnie nie było to i tak bym była, bo masz przecież w sobie moje serce. Oby Ci służyło lepiej niż mi. Grałam z Aniołem śmierci w pokera i przegrałam życie, ale ktoś dał mi ostatnią szansę i mogłam ją oddać Tobie Lulu. To jest ten mój obiecany prezent pod choinkę. Mną się nie przejmuj, ja Cię widzę i będę przy Tobie. Pamiętaj o tym. Będę czekać. Ukryję się na tyle, że nikt oprócz Ciebie mnie nie znajdzie, ale cholera będę czekać.  Wiesz, znalazłam plus w tej całej śmierci. Nie muszę być Bogiem, by wiedzieć kiedy umrę. 

I'll come back / Wrócę, 
When you call me / kiedy mnie wezwiesz
No need to say goodbye / Nie trzeba się żegnać
Zapamiętaj słowa tej piosenki Lulu. Teraz trochę mniej oryginalne zakończenie listu. Kocham Cię. 

                                                                         Twoja kochająca na zawsze, przyjaciółka.

Odeszła, nie obracając się za siebie. - wyszeptał, a po jego policzku zaczęły spływać łzy. Dotknął miejsca gdzie biło jej serce. - Wiesz co Faye? Oddając mi swoje serce chyba nie wiedziałaś co robisz, jak mnie krzywdzisz. Nie przewidziałaś tego, że kiedy poznam jakąś dziewczynę nie mogę jej powiedzieć " Moje serce bije dla ciebie." Bo to jest twoje serce i bije tylko dla ciebie i dla mnie.

*2 dni po pogrzebie*
- Przyszedłem dopiero teraz, ale nie gniewaj się. Tak bardzo nie chcę tu stać, ale będę przychodził codziennie. Nie wiedziałem jakie kwiatki lubisz, nie zdążyłem się spytać, więc kupiłem po jednym kwiatku każdego gatunku, jakie znajdowały się w kwiaciarni, wybierz sobie. - zaśmiał się nerwowo i położył wielki bukiet kwiatów na marmurowej płycie. Usiadł na ławce i przyglądał się płatkom, które targał wiatr. Zamknął oczy zroszone łzami.
- Przepraszam. - wyszeptał. - Gdyby nie ja, ty byś tu nie leżała, ale wrócisz, kiedy to wszystko się skończy. Nie trzeba się żegnać. - i odszedł tak jak ona, nie obracając się za siebie, ale szybko wrócił i na nowo złożył kwiatki. Jeden z każdego gatunku.

Tak oto kończy się ta historia. Miłość prawdziwej fanki do idola jest wielka. Ona to pokazała, no bo czy oddałabyś własne serce gwieździe, którą tak na prawdę poznałaś 3 miesiące temu? Mniejsza z tym. Ona pokazała, że jest w stanie oddać za niego życie, a on to docenił. Jej blady duch odbija się w każdym lustrze i czeka na niego cały czas. Ma nadzieję, że będzie żył jeszcze długo, bo ona ma dużo czasu. Znasz ją już trochę lepiej, jednak nie tak jak on. To była śmierć jakich pełno, historia jakich mało.

sobota, 22 grudnia 2012

22. " To było piękne mój przyjacielu. "


- Zastanawiałaś się, jaką krzywdę zrobiłabyś ludziom, odbierając sobie życie?
- Ludziom?- udała, że nie rozumie.
- No na przykład mnie.
- Co bym ci zrobiła?
- Zabiłabyś moją przyjaciółkę, albo raczej ja bym to zrobił. To moja wina. Przepraszam za wszystko. - wyszeptał. Kolejny raz to słowo wyszło z jego ust. Głupiec, myśli, że to wszystko naprawi.
- Zayn? - zaczęła, kiedy chłopak zwrócił na nią całą swoją uwagę mówiła dalej. - Przynieś mi trochę śniegu.
- Śniegu? - upewnił się chłopak. Było to dziwne życzenie, jednak nie ociągał się, tylko spełnił jej prośbę.

- Nie da się tu przynieść śniegu, bo w szpitalu jest za ciepło. - wyciągnął w jej stronę dłoń, na której po kolei umierały białe płatki.
- Właśnie o to chodziło. Daj mi to. - to życzenie również spełnił, potem kazała mu usiąść obok siebie.
- Popatrz. Te płatki są jak czas.
- O czym ty mówisz? - zdziwił się. Jaki czas? O co jej chodzi?
- Ciągle ich ubywa, prawda? - pokiwał głową. - Tak samo jak mijają sekundy, minuty, godziny, dni, a nawet całe lata. Cały czas jest ich mniej. Ubywają z każdym przepraszam, z każdym wybacz, z każdym żałuję. Czy te parę słów coś zmieniło? Czy jak powiem do nich przepraszam, one się nie stopią?
- Nie.
- A czy jak powiesz do mnie żałuję, to zagoi moje serce?
- Nie.
- Nie rań mnie więcej Zayn. To, że powiesz mi, że przepraszasz nie uleczy rany w moim sercu, a ta z każdym dniem jest coraz większa. Popatrz na te płatki, ich już nie ma. - wytarła dłonie o swoją koszulę. - Stopiły się, została tylko marna woda. Co mi z tej wody, jak ja chcę płatków? Tak samo, co ci ze mnie, kiedy mnie nie będzie, prawda? - wtedy zrozumiał tą całą zabawę śniegiem.
- A jeżeli zamrożę wodę, która została po tym śniegu?
- A czy to wtedy będą płatki śniegu czy lód? - na to pytanie nie odpowiedział, ona w tym czasie zamknęła swoje błękitne, dziecięce oczy i oparła się o poduszkę. Była bardzo senna i zmęczona. A on? On na razie był, ale jak długo jeszcze? Kiedy mu się znudzi? Wierzyła, że któregoś dnia zniknie na dobre. Odejdzie, a ona spróbuje zapomnieć, że istniał. Tak naprawdę pozostanie jednak pyłem na powiekach i będzie odbierał sny. Stanie się na ułamek sekundy najrealniejszym z nierealnych, najlepszym z najgorszych.
- Nic nie trwa wiecznie. - powiedziała na głos.
- Co?
- Nic, nic. - otworzyła oczy, machnęła ręką i znowu je zamknęła. Zapragnęła wyjść na dwór. Ot tak. Lubiła czuć, czuć deszcz, śnieg, bliskość, ciepło, obojętnie co. Przecież uczucia są takie piękne, bez nich bylibyśmy nikim. Zawsze chciała wyjść w zimowy wieczór na spacer, patrzeć jak płatki śniegu roztapiają się pod wpływem jej ciepła, jego ciepła. Niepoprawna romantyczka, skarciła się w myślach. Aniołki na śniegu miały dla niej większe znaczenie niż tylko zabawa. Nawet kiedy była mała, jak robiła aniołka, zawsze dorysowywała im skrzydła. Kiedy inni pytali czemu, ona im odpowiadała
Przecież anioł bez skrzydeł to upadły anioł, to człowiek. 
- Co z nią? - do sali wpadł zdyszany Horan.
- Żyję. - odezwała się cicho dziewczyna.
- Czego tu szukasz Niall?
- Chciałem się dowiedzieć co z moją przyjaciółką. - wyminął mulata.
- Przyjaciółką. - prychnął Zayn.

And I told you to be patient / Mówiłam Ci, abyś był cierpliwy
And I told you to be fine / Mówiłam Ci, abyś był subtelny
And I told you to be balanced / Mówiłam Ci, abyś zachował równowagę
And I told you to be kind / Mówiłam Ci, abyś był miły

- Zostaw ją Niall, albo porozmawiamy inaczej.
- Zayn nie zachowuj się tak, przecież to twój przyjaciel. - powiedziała Des, ale chłopcy i tak jej nie słuchali.
- Ogarnij się lalusiu. - warknął blondyn.
- Nic dziwnego, że żadna dziewczyna cię nie chce. - mulat pokazał Niall'owi środkowy palec i wyszedł zapalić. Blondyn zignorował jego zachowanie i wdał się w rozmowę z Des.
- I jak, zastanowiłaś się nad moją propozycją?
- Myślałam, że już ci przeszło.
- Destiny, biedna, samotna, głupiutka Des. - zaśmiał się Horan. - Chyba nie myślałaś, że odpuszczę? A Zayn? Owszem może kiedyś był moim przyjacielem, ale wiesz, życie jest brutalne. - przybliżył się do niej i założył kosmyk jej włosów za ucho. Drgnęła, nie spodziewając się takiego gestu z jego strony.
- Co ty robisz? - zapytała tak cicho, jakby bała się, że jakiś głośniejszy dźwięk zachęci chłopaka do dalszej gry. Czy to można było tak nazwać? Tak, chyba tak. To była jakaś gra, a ona była pionkiem, on również, ale na razie nie zdawał sobie z tego sprawy. Myślał, że to on jest graczem, a zarazem wygranym.  Przejechał palcem po jej policzku  i przybliżył swoje usta do jej ucha..
- Załatwiłem, że dzisiaj cię stąd wypuszczą, także spodziewaj się mnie. - uśmiechnął się i poszedł.
- I co ja mam teraz zrobić? - mamrotała pod nosem. - Boże pomóż, przecież ja tego nie chciałam. - opuściła powieki, żeby nie wybuchnąć płaczem.  Próbowała wcisnąć łzy z powrotem do oczu.
Dzielna dziewczynka. 
Do pokoju wszedł mulat. Usiadł obok niej i wsłuchał się w jej oddech. Był równomierny, myślał, że zasnęła.
Pewnie musi być wyczerpana, zabiorę ją stąd jak się obudzi, pomyślał.
- Wiesz Des, kiedy śpisz mogę ci powiedzieć tak wiele rzeczy. - wyszeptał, poczuła jego ciepły oddech tuż przy uchu. - Mogę ci powiedzieć, że nawet nie zdajesz sobie sprawy ile razy przez ciebie płakałem. Nie, jednak nie przez ciebie, przez nas. Mogę ci obiecać, że nie dam cię już skrzywdzić. Mogę ci powiedzieć, że Niall jednak nie jest takim dobrym człowiekiem za jakiego go uważasz i nie bać się, że na mnie nakrzyczysz. Z resztą co ja mówię? Ty i krzyczeć? - zaśmiał się cicho pod nosem. - Ty jesteś usposobieniem łagodności, naprawdę jesteś jak anioł. Wybaczasz, chociaż spotkało cię tyle krzywdy, to jest niesamowite. Nie znam drugiej tak magicznej osoby jak ty i mam nadzieję, że nie poznam, bo chcę znać tylko jedną taką osobę, ciebie. - wzruszyła się. Wiedziała, że to było prosto z serca, wiedziała, że nie kłamał. Po jej policzku spływały łzy. Znowu płakała, ale tym razem było to spowodowane przez te dobre emocje.
- To było piękne mój przyjacielu. - przytuliła się do niego. Mulat był na początku zaskoczony, ponieważ myślał, że spała, ale po chwili też ją przytulił. Byli najlepszymi przyjaciółmi, a zachowywali się jakby pomiędzy nimi było coś więcej, oczywiście oni nie widzieli w tym nic złego, ale przecież Zayn miał dziewczynę. Prawdę mówiąc nie za bardzo spodobało się to Perrie co widziała, kiedy weszła do pomieszczenia w  którym znajdowała się Des razem z mulatem.
(włącz)
- Zabije cię suko. - wysyczała i rzuciła się na dziewczynę. Na szczęście Zayn zdążył odciągnąć wściekłą blondynkę .
- Koniec! - krzyknęła Destiny. - Mam dość. Weź się ode mnie odpierdol, odwal, obojętnie co. Po prostu zniknij z mojego życia, przyjaciółko. - prychnęła. - Nie chcę cię widzieć, rozumiesz? Nienawidzę cię. I wiesz co? Może nie jestem tak ładna jak ty, tak bogata jak ty, tak idealna jak ty , ale za żadne skarby nie zamieniłabym się z tobą miejscami, bo ty nie masz sumienia, jesteś chodzącą maszyną, zapatrzoną w tą twoją krzywą buźkę!  - nie wiedziała skąd nagle przybyło jej tyle odwagi, ale była szczęśliwa, że wreszcie się na to zdobyła. Powiedziała jej co o niej myśli.
Gdy Perrie krzyczała i histeryzowała w szpitalu, Liam i Alice byli na romantycznej kolacji w hotelu poza miastem. Potem przenieśli się do pokoju. Jako że blondynka nie miała głowy do alkoholu, nie zdawała sobie sprawy z tego co robi.  Zaczęło się od niewinnego pocałunku. W blasku księżyca popatrzeli na siebie, a ich usta poluzowały się czekając na muśnięcie warg. Dłonie się splotły, a ciało do siebie  przywarło.
- Li, ty masz dziewczynę, przestań. - nie chciała, żeby skończył, pragnęła, żeby dalej oprowadzał ją po tym magicznym świecie. Błądził po jej ciele jak mały chłopiec, który zgubił się w lesie. Zakochała się w jego dotyku.
- Błagam Alice, nie psuj tej chwili. - ugryzł ją lekko w ucho, potem pocałował w szyję.  Wreszcie poczuła się kochana. Zamknęła oczy rozkoszując się jego zapachem, a on mocniej przyciągnął ją do siebie. Posłała mu lekko zaniepokojone spojrzenie, kiedy rozpinał guziki jej bluzki, jednak kiedy pocałował ją w usta, cały strach przeminął i obdarzyła go szczerym uczuciem.Przyjemny dreszcz, blond włosy delikatnie opadające na nagie ramiona. Przekroczyli granicę przyjaźni.


"Nie musiała rozumieć sensu życia, wystarczyło spotkać kogoś, kto go zna. A potem zasnąć w jego ramionach jak dziecko, które wie, że ktoś silniejszy od niego chroni je przed wszelkim złem i niebezpieczeństwami."

________________________________________________________________________________
Pewnie jest masa błędów, za co przepraszam, ale to było przepisywane bardzo szybko. Wiem, wiem zawaliłam i rozdział i w ogóle, że nic nie dodawałam tak długo, ale teraz te święta, cały czas ktoś coś ode mnie chce i cierpię na brak weny ;c Chociaż wenę mają pisarze, a ja pisarką nie jestem, więc cierpię na taki amatorski brak energii i pomysłu. xD  Macie tu krótki, bo krótki wątek miłosny, ale przynajmniej jest.  Więc jeszcze raz przepraszam za wszystkie błędy i za to coś do góry nazwane przez niektórych rozdziałem.  Wesołych Świąt.   Kocham Was. ;* *

niedziela, 16 grudnia 2012

21. " Przeznaczenie zmieniło swoje zdanie. "

I choćbyś nie wiadomo jak się starał, ile nocy przepłakał, ile klął, wyzywał, przeklinał los, ile razy zamykał oczy z nadzieją: może teraz?  Nie chcę się obudzić, bo mi tu dobrze. - Zayn poczuł, jakby ktoś dotykał jego ramienia. - Ale pomimo tego, tak cholernie tęsknię. Jednak nie jesteś mi obojętny, ale i tak już za późno, kawa stygnie, uczucia gasną, oranżada traci gaz, a ja umieram. - czy on już świruje? Czy to na prawde jej głos?
- Nie opuszczaj mnie. - wyszeptał. Do kogo? Do niej?
- Zostawię cię tak jak ty mnie, bo przecież tak można, prawda? - czuła się wolna, jednak nie do końca, coś nie pozwalało jej odejść.
- Zostań ze mną. - urządzenie dalej wydawało dźwięki, zbiegli się lekarze, co oni robią? Ratują ją? Ale ona nie chce! Nie chce! Przecież mogliby w tym czasie ratować jakieś biedne dziecko, które potrzebuje pomocy. Niech ją zostawią! Ona nie chce żyć. Czemu ją znowu karzą?  Czemu znowu każą jej żyć ?!
- Co z Destiny?! - przybiegł zdyszany Harry.
- Harry powiedz jej, że nie może odejść! Rozumiesz?! Powiedz jej, żeby mnie nie zostawiała, proszę. - mulat popatrzał na niego tak błagalnie. Jak ma z nią porozmawiać, jak właśnie ją reanimują?  - Powiedz, teraz. - z jego oczu pociekły łzy. - Ona chce żyć, tylko jeszcze tego nie wie, ale ja obiecuję, ja dam jej ten cholerny powód do życia, ja jej już nigdy... Nigdy jej nie zranię, tylko niech nie odchodzi. Błagam.
- Dusi mnie wszechświat Harry, dusi mnie wszechświat.  - westchnęła mu do ucha. Chłopak miał omamy? Przecież ona leżała tam, to jak mógł słyszeć jej głos tu?! Jak w ogóle mógł ją słyszeć jak umierała?!
- Żegnaj,  będę nad tobą czuwała. - uśmiechnęła się do niego, jednak on tego nie widział, jedynie ją słyszał.
- Nie! Zostań, dla mnie, dla Zayn'a. Dla nas. On cię potrzebuje. - pokazał na płaczącego mulata. Do kogo on mówi? Do zjawy?
- Poradzi sobie beze mnie. Powiedz mu, że go koch...- nie zdążyła dokończyć, bo wróciła do swojego ciała. A wtedy najważniejszym dźwiękiem było bicie jej serca, które nigdy nie zawiodło. Przeznaczenie zmieniło swoje zdanie. Żyje... dla niego.
Podszedł do niej, kiedy jej stan się ustabilizował, usiadł na stołku obok jej łóżka. Obserwował jak wraz z oddechem i biciem serca unosi się jej klatka piersiowa, trzymał ją wtedy za dłonie. Pocałował jej bladoróżowe policzki. Widział jej kąciki ust, podniesione ku górze. Czyżby była szczęśliwa? Tak była, bo poczuła się kochana. Do sali wszedł Harry razem z Louis'em.
- Zayn, nie martw się, wszystko będzie dobrze. - chłopak w bluzce w paski poklepał go po ramieniu.
- Nic nie będzie dobrze, wiesz, że ja już myślałem, że będę do końca życia mieć wyrzuty sumienia?  Ja jej o mało co nie zabiłem!
- Co ty pleciesz?
 - Zostawcie mnie samego. - poprosił, a chłopcy wyszli.
- Nie wyobrażam sobie umierać bez ciebie. - pogładził jej policzek ręką. Miała taką aksamitną skórę.
Była taka blada, taka bezbronna. Milczała, chociaż tyle chciała mu powiedzieć, jednak nie mogła. Spała, była w świecie, gdzie nie ma nic, zupełnie nic.
- No powiedz coś, chwyć tą złość, rzuć nią we mnie. Tylko nie milcz, błagam. Nie milcz. - przyłożył jej zimną dłoń do swojego policzka, po chwili łza przechodziła drogę, od jego smutnych oczu, po jej place, aż wsiąknęła do jej szpitalnej koszuli.
I tak spędził przy niej cały tydzień. Chcieli go od niej odciągnąć, ale on cały czas czuwał. Nic innego się dla niego nie liczyło. Ona była najważniejsza. A dni płynęły, czas nie chciał się zatrzymać. Upływające minuty. Podobno zawsze jest jakieś wyjście, ale tym razem go nie ma. Czasami człowiek nic nie ma, zupełnie nic..
- Oddałbym wszystko, choć za minutę twojej obecności. - to było pierwsze zdanie, które wypowiadał jak wchodził na salę szpitalną. Codziennie do niej przychodził, nie było dnia w którym by tego nie zrobił. Nie, to nie była litość, ani nawet sumienie, to była miłość, jaką ją darzył, a ta była niezwykle wielka i silna. Pewnie pomyślisz, jasne najpierw ją skrzywdził, doprowadził do takiego stanu, a teraz ją kocha? Może i masz rację, ale kiedy ktoś nami manipuluje, nie łatwo jest się od tego kogoś wyrwać, zwłaszcza jak jest to ładna blondynka. Wtedy po prostu krzywdzimy bliskich. Nikt nie jest idealny. A zwłaszcza on. Ona też nie była idealna, w końcu tez krzywdziła Zayn'a. Nie chciała mu tego robić, ale miała kruchą psychikę i nawet najmniejszy szczegół mógł ją złamać. On się nie podda, wyciągnie ją z tego. Chociaż była w śpiączce, słyszała wszystko co do niej mówił, a najdziwniejsze było to, że zaczęła walczyć.Ona? Ta która nigdy nie postawiła na swoim, ta która nigdy nie miała własnego zdania, ta która była wcieleniem bezbronnego anioła? Ona zaczęła walczyć? Czy to przez niego? Słowem wdzierał się w każdą najmniejszą komórkę jej ciała, pobudzał dreszcze na śniadej, delikatnej skórze, na której co dzień zostawiał kształt swoich linii papilarnych Zapachem karmił stęsknione myśli i subtelnie drażnił jej nozdrza. Chciała to wszystko stracić? Nie sądzę, ale bywa również tak, że nie chce się odejść, ale nie można zostać. Był tak wyczerpany ciągłym czuwaniem przy niej, że nawet się nie spostrzegł, kiedy zapadł w sen, w tym czasie ona postanowiła wygrać tą wojnę. Wszystkimi siłami otworzyła oczy. Zobaczyła białe światło, które zaczęło ją razić, jednak nie poddawała się i nie zamknęła ich. Niby niewiele, ale dla niej wymagało to wiele wysiłku. Do sali wszedł Harry, pierwsze co rzuciło mu się w oczy to śpiący mulat, który trzymał głowę na ramieniu Destiny. Dopiero później zauważył, że dziewczyna ma otwarte oczy i rozgląda się po pokoju. Podbiegł do niej i chciał coś powiedzieć, jednak Des u nie pozwoliła.
- Cicho Harry - powiedziała osłabionym głosem, a ręką wskazała na mulata. - Niech sobie pośpi, należy mu się. - chłopak z loczkami pokiwał głowa i usiadł z drugiej strony łóżka.
- Zayn powiedział, że to przez niego...no wiesz - wyszeptał, tak aby nie zbudzić chłopaka.
- Nie Harry, to przeze mnie, on niczego nie zrobił, to ja jestem słaba.
- Niszczycie się nawzajem. - nie wiedziała co na to odpowiedzieć.
- Jestem słaba Harry, chce iść spać. - chłopak ze zrozumieniem pokiwał głową i wyszedł. Po chwili ciszę zakłócał jedynie jej równomierny oddech. Przewróciła się na bok i zasnęła. W tym czasie Zayn obudził się przez dzwoniącą komórkę.
- Halo?
- Cześć stary, mamy wywiad, Paul mówi, że musisz być. - powiedział Liam.
- Daj mi spokój. - zdenerwowany mulat wyłączył komórkę. Czemu wszyscy od niego czegoś chcą? Tutaj idź na wywiad, tam pójdziesz na sesję, potem na spotkanie z fanami. Czy nikt nie widzi, że on nie chce, że nie może? Do cholery jego najlepsza przyjaciółka prawie by nie umarła, a oni mu każą iść na jakiś durny wywiad?
Przez chwilę przyglądał się śpiącej dziewczynie, nawet przez głowę mu nie przeszło, że się obudziła. Wtedy zobaczył coś, czego się nie spodziewał. Na jej skórze widniał tatuaż. Ona miała tatuaż? Kto by pomyślał. Lekko odsunął materiał na jej plecach i palcem powiódł po jej skórze. Na plecach miała wytatuowane trzy ptaki, a pod nimi napis : Dear God, make a bird. So I could fly. Far, far away from here. / Dobry Boże, stwórz mnie ptakiem. Bym mogła latać . Daleko, daleko stąd.
- Ciekawe. - mruknął pod nosem. Patrzał na nią z fascynacją w oczach.  Ile jeszcze zagadek kryła? Chciał się dowiedzieć.  Postanowił, że pójdzie po kawę, bo jeżeli się czegoś nie napije to znowu zaśnie. Kiedy wyszedł niechcący trzasnął drzwiami, wtedy szatynka się obudziła. Przez okno zobaczyła, że napadało dużo śniegu. Uwielbiała ten biały, zimny puszek. Tak bardzo chciałaby wyjść na dwór. Jednak była jeszcze za słaba. Po chwili przyszedł Zayn, kiedy zobaczył, że szatynka ma otwarte oczy upuścił kubek z gorącą cieczą i wykrzyknął jej imię. Podbiegł do niej i ją przytulił. Tak lekko, jakby od tego zależało jej życie, ale za razem tak mocno, żeby poczuła, że on jest, że nie odejdzie.
_____________________________________________________________________________
SUPRAJSS! Destiny żyje. ;dd Nie chcę jeszcze kończyć bloga, bo zostało wiele niewyjaśnionych
zagadek m.in. kto ją prześladuje i takie tam. :) Więc jeszcze będę was dręczyć rozdziałami ;P
Tak bardzo jak podobał mi się tamten rozdział, tak nie podoba mi się ten. xD
Ale nie będę się użalać nad tym, bo każdemu zdarzają się gorsze rozdziały.
Dziękuję za komentarze pod ostatnią notką. ;**
                                                                                                             Kocham Was. ;xx

wtorek, 11 grudnia 2012

20. " Nie odbieraj mi jej. "

- Perrie, Harry to wszystko słyszał, pewnie powiedział o tym Liam'owi. - powiedział wystraszony blondyn.
- Co?! Kurwa mać, trzeba coś wymyślić.
- A jeżeli on to powiedział też Zayn'owi? To po nas.
- Czekaj pójdę do Zayn'a zwale wszystko na Destiny. - blondynka była w szoku. Jak mogła być tak nieuważna?
- Zayn. - zaczęła nieśmiało wchodząc do jego pokoju. Bała się, że już zdążył się dowiedzieć, jednak on głupi dalej we wszystko wierzył.
- Tak kochanie? - uśmiechnął się i przytulił blondynkę.
- Wiesz, bo jest taka delikatna sprawa, Destiny chciała rozwalić nasz związek.
- Nie bądź śmieszna Perrie. - zaśmiał się mulat. - Des? Serio? Nie mogłaś wymyślić czegoś innego?
- Naprawdę, Niall ci to może potwierdzić. Niall! - krzyknęła. - Chodź powiedz Zayn'owi, że ta dziewucha chciała go uwieść.
Blondyn szybko znalazł się w pokoju i nieśmiało potwierdził słowa Perrie, po czym w szybkim tempie opuścił dom.
- Widzisz?
- Wyjdź, chce być sam. - dla Zayn'a to był szok. Jego Des chciała rozwalić mu związek? Niemożliwie, ale jednak Niall, on to potwierdził. Komu wierzyć? Znał ją niemal od zawsze. Kiedyś była inna niż teraz. Pogodna, wesoła, pełna życia. Chciał, żeby była taka jak dawniej. Jej uśmiech niegdyś promienny, teraz tylko dla świętego spokoju można zobaczyć na jej twarzy. Wymuszony, teatralny. Mimo to, dobrze odgrywa swoją rolę. Nikt oprócz niego nie spostrzegł tej zmiany. Z resztą, tylko on i Perrie wiedzieli jaka była. Uwierzył blondynce. Uwierzył jej, że jego przyjaciółka chciała rozwalić mu związek. Jak on mógł to zrobić? Jak mógł być tak bezczelny? Wiele razy ją zranił, ale ta rana była najgłębsza, jaką do tej pory zadał szatynce. Głupi, głupi, głupi...

Whitney! - krzyknęła Des, widząc jak jej psa, wyrzucają z czarnego auta. Był cały zakrwawiony i utykał na prawą łapę. Podbiegła do niego i wzięła na ręce. Po jej policzkach popłynęły łzy, z jednej strony płakała ze szczęścia, że żyje, z drugiej martwiła się czy z tego wyjdzie. Rana nie wyglądała zbyt dobrze
- Już dobrze mój piesku, wszystko się ułoży, będziesz zdrowy. Obiecuje. - przytuliła policzek do sierści psa. Po chwili był cały umazany krwią.
- Matko Destiny, co ci się stało? - podbiegł do niej zdyszany Louis.
- Oni go wyrzucili. Jak można być tak okrutnym?! Lepiej, żeby wzięli mnie, a nie jego. Czemu karzą niewinne zwierze za mnie? - rozpłakała się na dobre.
- Jacy oni? Boże, dziewczyno uspokój się, trzeba go zabrać do szpitala.
Razem z Lou poszli do szpitala, tam kazali jej wrócić po niego jutro. Obiecali, że zrobią wszystko, żeby go uratować. Razem z chłopakiem wracali do domu.
- Kto to był? - Louis cały czas nie odpuszczał, jednak szatynka była nieugięta.
- Idź do domu, zapomnij o całe sprawie. - skręciła na swoją posesję i zniknęła za drzwiami. Louis musiał przyznać, że ta dziewczyna kryje w sobie coraz więcej zagadek.

Mulat postanowił pójść do niej i ...i co ? Co jej powie? Nie niszcz mojego związku? Nienawidzę cię? Odejdź z mojego życia? Przecież dobrze wiedział, że takie słowa ją zabiją, że tego na pewno mu nie wybaczy. Chociaż, wybaczyłaby mu, wybaczyłaby mu wszystko, nie było rzeczy o której by rozpamiętywała i przypominała jaki zły uczynek zrobił. Na tym polega przyjaźń, prawda? On jeszcze nie pojął tajników tego uczucia. Znał tylko ćwierć tego, ona znała całą prawdę, dowiedziała się jej poprzez cierpienie, uzmysłowiła sobie, że nie ważne jak okropne świństwo ci ktoś zrobił, jeżeli przeprosi szczerze, wybacz. Jednak poszedł do niej, otworzyła mu uśmiechnięta, nie było to udawany uśmiech, był szczery, prawdziwy, jednak on nie zwracał na to uwagi, przecież najważniejsza była Perrie i te wszystkie kłamstwa, którymi go poiła. Miłość jest jednak ślepa. Nie wierzył jej.  To bolało bardziej od wszystkiego.
- Naprawdę chciałaś to zrobić? Nie spodziewałem się tego po tobie. - zwykłe słowa, a tak ranią.  Próbowała mu wszystko wytłumaczyć, ale on nie słuchał, z resztą on nigdy nie słuchał, bo uważał, że zawsze ma rację.
- To nie ja, to na prawdę nie ja. To Niall do mnie przyszedł, uwierz mi. Chociaż ten jeden pieprzony raz mi uwierz!
- Nie wierzę, tak samo nie wierzę, że nie zabiłaś mojej siostry! Morderca! - krzyknął. Złość powoli przestawała z niego uchodzić, po chwili zrozumiał sens swoich słów.
- Nienawidzę cię. - wyszeptała, dławiąc się słonymi łzami. Te dwa słowa zadziałały jak kula armatnia. Złość walnęła w niego ze zdwojoną siłą, nie panował nad swoimi słowami i czynami.
- Ty podła suko! Myślałaś, że ci uwierzę, że jej nie zabiłaś?! Chciałaś wszystko zwalić na Perrie! Ty jesteś potworem, rozumiesz?! Pomyśleć, że uwierzyłem w twoje kłamstwa. - przybliżył się do niej i mocno chwycił za nadgarstki. Szatynka syknęła z bólu. - Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj, do moich przyjaciół tym bardziej. Zniszczę cię, zapamiętaj. Życzę ci, żeby ci kolesie cię zabili. - puścił ją i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami. Co ona mu zrobiła?
- Boże powiedz proszę, czy ja ci coś kiedyś zrobiłam? Zawsze chodziłam do kościoła, modliłam się codziennie, spowiadałam się szczerze, nigdy nikogo nie obraziła, więc dlaczego mnie karzesz? Wiem, że nie byłam idealna, jednak za wszystko szczerze przepraszałam, czemu obierasz mi jedynego człowieka na ziemi, który jest dla mnie tak cholernie ważny, że nawet ty, który jesteś wszechwiedzący nie możesz tego pojąć? Czemu jesteś tak okrutny? - nie panowała nad niczym, z resztą nawet się nie starała. Czuła się jak...No właśnie jak? Nijak. Była nikim. Nikt, nigdy jej tak dogłębnie nie zranił, jak ten jeden człowiek.

(włącz)

- Ja cię nigdy nie skrzywdzę. - powiedział mały chłopczyk, wesoło uśmiechając się do dziewczynki, nawet nie wiedział jak bardzo mija się z prawdą.
- To tylko kwestia czasu. - odparła mu na to.

- Błagam niech ktoś powie, że to tylko sen, że tego nie było, że obudzę się, a moi rodzice będą żyli, że Doniya będzie żyła, że Zayn będzie moim przyjacielem na zawsze. Jakie to wszystko bezsensu. - Spójrz w jej oczy, zobacz jak ją zniszczył tymi paroma zdaniami. Jednak on był tylko marionetką w rękach czystego zła, był sługą pani nienawiści, był prawą ręką zazdrości. Nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Siedząc i płacząc na dywanie przypominała sobie jego oczy, kiedy mówił, ze jest suką, były takie zimne, bezuczuciowe, jakby ktoś je wyjął z lodówki, jakby to nie był on. Jakby mówiły do niej " Nienawidzę cię"
Nienawidzę cię...
      Nienawidzę cię...
            Nienawidzę cię...
Te dwa słowa odbijały się w jej głowie i zadawały ból, jakiego nigdy nie doświadczyła, czuła się jak chora psychicznie, czuła, że odstawała od tego świata, chciała zniknąć. Teraz już nawet nie miała dla kogo istnieć. Jedna Destiny w te czy wewte nie robi większej różnicy.
- Czemu ja się urodziłam? Po to, żeby być popychadłem? Żeby wszyscy mogli się na mnie wyżywać? Przecież ja nikomu nic nie zrobiłam. - przypomniała sobie dzień w którym odszedł. Wiesz co było dla niej najgorsze? Że następnego dnia musiała wstać i udawać, że wszystko jest w porządku, bo przecież życie toczy się dalej. Jak gdyby nigdy nic. I pomimo jej łez, świat się nie zatrzymał. Nawet na najkrótszą chwilę. Znowu Bóg niczego nie zauważył. Skuliła się na kanapie, by zrobić miejsce smutkowi. Jednak nie przejmuj się nią. Ona jest już przyzwyczajona, że nią się nikt nie przejmuje. A to tak cholernie bolało, bo kiedy odszedł, ona zostawiła u niego kawałek swojej duszy, a ten ból, który został to jest brak tego kawałka. Te słowa, chociaż ją zraniły, chociaż były okrutne, wybaczyła mu je. Przebaczyła mu je bez żadnych przeprosin, bez żadnego zająknienia, po prostu zbyt mocno go kochała, by mu tego nie odpuścić. Nie próbuj zrozumieć, czemu, bo i tak tego nie pojmiesz, nawet ona sama tego nie rozumiała, po prostu wybaczyłaby mu wszystko. Taka po prostu była. Jednak jedyne czego nie umiała to darować sobie. Nie umiała przebaczyć tego, że tak łatwo odpuszczała, po prostu była słaba. Zbyt słaba. Może dlatego z tej chwili myślała o śmierci? W końcu nic jej tu nie trzyma.


Cause I’m only a crack  / Bo jestem tylko pęknięciem
in this castle of glass / w tym Zamku ze Szkła


- Cóż, teraz to chyba nikt mnie nie powstrzyma, w końcu wszyscy którzy mnie znają, albo mają mnie gdzieś, albo nienawidzą. - odejdzie po cichu. A on? On nawet nie będzie wiedział, że wtedy kiedy będzie balował z kolegami jej już nie będzie. Ale obiecała sobie, że będzie patrzała na niego z góry i nie pozwoli mu cierpieć. Życzenie przednoworoczne. Na jej grobie będzie napisane: Pewnego zimowego dnia odeszła, bo życie było za trudne.
Podeszła do szafki, tam trzymała swoje skarby, których z resztą dawno nie zażywała, jednak teraz weźmie ten najsilniejszy, w końcu chce ze sobą skończyć.  Zanim on zrozumie, ona będzie już daleko, daleko stąd, tam gdzie będzie kochana. Straci ją.  Wzięła jedną, dwie, trzy, pięć, potem już nie liczyła, bo po co? Przecież już nie musi wiedzieć co to umiar. Po raz pierwszy i ostatni. Odchodzi, powoli, spokojnie, bezboleśnie. Tak jak zawsze chciała, jednak ona chciała w lazurowej sukience, takiej jak jej oczy, niestety, musi odejść w starych dresach, ale może jednak ktoś ją ubierze w śliczną sukienkę? Może będzie mogła patrzeć na swoje ciało, które otulać będzie piękny, koronkowy materiał. Ciemność.

- Czy dodzwoniłem się do pana Louis'a Tomlinson'a?
- Tak, a o co chodzi?
- Był pan dzisiaj u weterynarza i zostawił nam pan swój numer, jakby coś się działo z pieskiem, prawda?
- Tak, a o co chodzi, czy pies jest chory?
- Nie, wręcz odwrotnie, tryska energią i bardzo bym prosił, jakby mogli państwo go dzisiaj odebrać.
- Już jadę, dziękuję.
 Louis  postanowił zrobić niespodziankę Destiny i odebrał Whitney'a. Kiedy dojechał z Whit'em do domu Des, nikt nie chciał otworzyć drzwi, więc wszedł do środka.
- Des? Jesteś w domu? - krzyknął, odpowiedziała mu głucha cisza. Jednak Whitney zaczął wąchać i tak doprowadził chłopaka do nieprzytomnej dziewczyny. Dalej wszystko potoczyło się samo. Zadzwonił po karetkę, oraz po Zayn'a. Mulat nie chciał uwierzyć, jednak pojechał do szpitala, bowiem Louis był za bardzo roztrzęsiony, żeby mu  wszystko wytłumaczyć.
- Co z nią? Rękę złamała? - zaśmiał się ironicznie chłopak o brązowych oczach.
- Zayn ty nic nie rozumiesz. Ona umiera.
Jak to kurwa umiera?  On sobie żarty stroi, pomyślał mulat. Właśnie lekarz wychodził z jej pokoju.
- Panie doktorze, wie pan co się dzieje z Destiny Bein?
- Tak. - mężczyzna zdjął okulary i nie patrząc chłopakowi w oczy powiedział - Nie udaję, że jej stan jest bardzo ciężki, prawdę mówiąc nie wiem, czy możemy coś jeszcze zrobić. - i już go nie było.
- Nie wierzę i to wszystko przeze mnie.- był bliski zobaczenia śmierci, kogoś kto był mu bardziej potrzebny niż tlen. Powoli wkraczała w ciemność z której nie ma wyjścia. Chłopak nie panował nad emocjami.
- To moja wina. To moja wielka, pierdolona wina! To przeze mnie. Matko co ja zrobiłem?! Co ja najlepszego zrobiłem. - rozpłakał się. Jego serce było trudne do zrozumienia.Niekiedy opowiadało historie pełne tęsknoty, kiedy indziej  ślepło wraz ze wschodem słońca i nienawidziło wszystkiego, innym razem wyciskało skrywane łzy z oczu chłopca. Tak jak tym razem. Te poczucie winy, świadomość tego, że przez samego siebie traci właśnie jedną z najważniejszych osób w życiu, to ból, którego nie da się opisać. Śmierć, zbliża się, nadchodzi, tak spokojnie,  tak powoli.

Ona nie puka do drzwi
Tylko przychodzi bez pytania
Zabiera marzenia i sny
Żegnać też ci się zabrania

Zimnym oddechem cię mrozi
Kościstą dłonią cię woła
Wciąż nieproszona przychodzi
Nikt jej oszukać nie zdoła

Odbiera ci oddech powietrza
By zamknąć cię w czarnej odchłani
I wcale nie staje się lepsza
Gdy mówisz; przyjdź śmierci o pani

Nie spieszmy się do niej zbyt prędko
Niech życia naszego nie szuka
Nie wchodźmy więc śmierci pod rękę
Bo ona nas sama odszuka

Ta chwila to będzie jak przejście
Od życia w krainę wieczności
Tam każde odejście jest wieczne
Bez bólu ,bez łez i miłości.


Spadł na kolana i na środku korytarza zaczął się modlić do jej Boga, o to by ją ocalił, o ty by nie pozwolił jej odejść.
- Błagam, nie odbieraj mi jej! - ukrył twarz w dłoniach, czuł się taki bezradny, taki zagubiony. Nienawidził  siebie, brzydził się sobą. Podeszła do niego pani w podeszłym wieku.
- Dziewczyna? - zapytała.
- Nie,  ktoś znacznie ważniejszy. - dławił się łzami.
- Nie martw się, wyzdrowieje. - poklepała go po ramieniu i podążyła w stronę swojego męża.
- Coś mu naopowiadała? - spytał podejrzliwie starszy pan.
- Ja mu tylko dałam nadzieję. - odpowiedziała staruszka i razem podążyli szpitalnym korytarzem.
- Nie odbieraj mi jej. - wyszeptał. Urządzenie monitorujące pracę serca zaczęło pikać. Czy to koniec?
__________________________________________________________________________
Zabijecie mnie, zakopiecie, odkopiecie, a potem przerobicie na konserwy, zgadłam? xD Ale wiecie co? Podoba mi się ten rozdział, pierwszy rozdział z którego tak na prawdę jestem dumna. Napisałam go długiego, jak na mnie, ale niektórzy też chcieli fakty, no więc macie tu parę:

1. Kiedyś umyłam mojemu psu zęby szczoteczką od kuzyna, po czym on dalej jej używał, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. xD
2. Nienawidzę swojego imienia.
3. Zostałam ogłoszona mianem jędzy w swojej miejscowości przez dziewczyny z młodszej klasy.
4. Persa mojej babci nazwałam Niall, bo był podobnego koloru co jego włosy, okazało się, że to była dziewczynka, ale i tak dalej mówię na niego Niall.
5. Jak byłam mała przywaliłam mojemu bratu metalową tacą, bo nie chciał mi przełączyć na bajki.
6. Chciałabym mieć krokodyla. ^^
7. Średnio 100 razy dziennie przeczesuje ręką swoją grzywkę.
8. Kiedy się denerwuję zaczynam się trząść, wtedy koleżanka mówi na mnie chihuahua.
9. Nie przepadam za Bożym Narodzeniem.
10. Potrafię zjeść cała pizze, kiedy moja koleżanka zje ledwo połowę. Spust jak blondyn. xD

Postarałam się dla was napisać długi rozdział, zawaliłam tym właśnie kartkówkę z chemii, ale się opłacało. Więc chyba mogę prosić o to, żeby każdy kto go przeczytał skomentował, no nie? Tak ładnie proosze <33.
                                                                                                              Kocham  Was ;xx



niedziela, 9 grudnia 2012

19. " Przypadki nie istnieją."

Spała przy otwartym oknie, okryta jedynie cienkim kocem. Nagle zbudziła się ze snu czując nieokreślony niepokój. Dom wypełniało światło padające z latarni na ulicy. Czuła czyjąś obecność, rozejrzała się dookoła, ale była w pokoju całkiem sama. Poczuła dreszcz przerażenia, serce zaczęło łomotać jej tak, jak gdyby chciało wyskoczyć z piersi. Siedziała na łóżku niczym sparaliżowana, gdy na parapecie okna zobaczyła siedzącego chłopaka. Krzyknęła z przerażenia, chłopak jakby wybudził się z transu, bo zeskoczył z parapetu i przybliżył się do szatynki. To był Niall.
- Zawrzyjmy układ, co? - zapytał.
- Jaki układ? Co ty tu robisz?
- Nie bój się, pójdziemy na ugodę, dobrze?
- O co ci chodzi?
- Ty oczarujesz Zayn'a tak, żeby zerwał z Perrie, a jak ci się już znudzi to go rzucisz czy co tam chcesz, byle tylko zarwał z Perrie, dobrze? - zaczął od razu, każde słowo wypowiadał powoli, jakby miał ją za jakąś nierozumną istotę.
- Niall, Zayn to mój przyjaciel, a po za tym, to co ty robisz w mojej sypialni w środku nocy? Ja wiem, że kochasz Perrie, ale żeby przychodzić do mnie o tej porze? - spojrzała na zegar, który wskazywał 4 nad ranem.
- Zrób to co każe, a nie stanie ci się krzywda. - to miała być groźba? A co jeżeli...jeżeli to on porwał Whitney'a? Co jeżeli to on jest nadawcą tych wszystkich gróźb?
- Niall, przecież jesteś moim przyjacielem. - zrobiła krok w tył, jakby bojąc się, że blondyn jej coś zrobi.
- Nie znasz mnie jeszcze do końca.
- Jeżeli ja cie nie znam, Zayn cie nie zna, to kto cie zna?
- Zrobię wszystko, żeby być z Perrie, rozumiesz?
- Nie rozumiem. Poza tym dalej mi nie odpowiedziałeś co ty tu robisz?
- Załatwiam sprawę.
- Boże Niall, wyjdź z mojego domu, ty jesteś jakiś chory psychicznie. - wyszeptała, analizując słowa które wypowiedział ten niby uroczy chłopak.
- Nie do końca.Chcę po prostu być z Perrie, a na przeszkodzie stoi Zayn, a jeżeli ty z nim będziesz to ja mogę być z Perrie, proste?
- Nie, bo Zayn to mój przyjaciel. Wyjdź z mojego domu. - zdenerwowała się.
- Dla Perrie zrobię wszystko, rozumiesz? My się kochamy. - powiedział blondyn i już go nie było. Natomiast Des stała na środku pokoju, nie wiedząc do końca czy śni, czy to się stało na prawdę. Jak on może być takim egoistycznym dupkiem i to ten kochany, miły blondynek? Już chyba nie do końca.

- Powiedziałeś jej tak jak kazałam? - spytała blondynka.
- Wszystko tak jak chciałaś. - zamruczał jej do ucha i objął w pasie.
- Już niedługo będziemy razem. - obiecała, jednak wiedziała, że nie dotrzyma tej obietnicy, w końcu w tym wszystkim chodziło tylko o to, żeby pozbyć się Destiny, wcale nie zamierzała rzucać Zayn'a dla Niall'a. No cóż blondyn będzie musiał to jakoś przeżyć. Jeżeli dobrze spełnił zadanie, Perrie pozbędzie się Des.
- Nienawidzę jej. - wycedziła przez usta. - Szczerze jej nienawidzę. - chłopak wpił się w jej usta. Miłość? Nie. Zauroczenie. Chęć posiadania osoby, żeby nikt się już z niego nie śmiał, że nie umie sobie znaleźć dziewczyny. Gdyby był z Perrie nikt nie odważyłby się mu podskoczyć, bowiem odebrał dziewczynę wielkiemu Malik'owi. A ona? Zdradzała mulata z jego najlepszym przyjacielem, nie mając żadnych wyrzutów sumienia. Żyjemy w czasach, w których ludzie nie mają sumienia, w których przyjaźń nie ma znaczenia, gdzie miłość można zmieszać z błotem i oddać się za kasę. Przykre.
- Co ona ci zrobiła?
- Chciała odebrać mi sławę.
- Myślałem, że Zayn'a.
- Też, ale to jedno i to samo. - Perrie lekko pocałowała blondyna, a potem poszła do pokoju Zayn'a.
Podła suka, pomyślał Harry. Jak ona mogła tak wykorzystywać jego przyjaciół? Jeszcze dojdzie do tego, że zespół się rozpadnie. Boże, co ja mam teraz zrobić? Jakie to wszystko popieprzone. Powiedzieć Malik'owi, czy może najpierw pójść do Liam'a? A Niall? Jak on mógł zrobić to mulatowi!? To się nazywa przyjaźń!? 
Po chwili namysłu poszedł do Liam'a.
- Liam! Perrie to dziwka. - wypalił, nawet nie patrząc czy ktoś jest w pokoju jego przyjaciela. okazało się, że był tam Lou i rozmawiał z brązowookim, żywo gestykulując rękami.
- Co? - zaciekawił się chłopak ubrany w paski.
- Bo, bo...- chłopak nie wiedział czy powinien to mówić również Louis'owi, jednak to też jego przyjaciel i przyjaciel mulata. - Perrie zdradza Zayn'a. - chłopak opowiedział wszystko swoim przyjaciołom, ale ci nie mogli uwierzyć. Z resztą loczek zawsze był skory do przesadzania, jednak to wszystko tworzyło logiczną całość.
- A Destiny? Przecież widać, że ona kocha Zayn'a. - powiedział Liam.
- Jaka Destiny? - loczek widocznie nie był w temacie.
- Przyjaciółka Zayn'a.
- Zayn ma tu przyjaciół? Nie wiedziałem, a jak wygląda i dlaczego jej nie znam?
- Mieszka zaraz za rogiem, szatynka, ciemna karnacja, piękne, niebieskie oczy.
- Zaraz, zaraz ja ją przecież widziałem. - Harry opowiedział jak chciał pomóc jakiejś dziewczynie, jednak ona uciekła. Wszystko by się zgadzało.
- To mogła być ona.
Liam postanowił, że pójdzie do Destiny, myślał, że właśnie jej Horan złożył dzisiaj wizytę. Jak zwykle się nie mylił. Poszedł tam z Lou i Harry'm. Po chwili razem z chłopcami siedział obok niej na kanapie.
- Tak, przyszedł dzisiaj do mnie, o 4 nad ranem, chciał, żebym przespała się z Zayn'em, przynajmniej ja to tak zrozumiałam.
- Zgodziłaś się? - wypalił Lou.
- Masz mnie za puszczalską?! Nigdy w życiu, Zayn to mój przyjaciel. - popatrzała na Harry'ego, siedział tu już 5 minut, a ona dopiero teraz rozpoznała, że to ten chłopak z pod domu, który chciał jej pomóc. On też na nią spojrzał. Patrzył na nią nie jak na przedmiot, nie jak na piękną kobietę, lecz w sposób nieuchwytny, jakby przenikał na wskroś jej duszę, jej strach, jej kruchość, jej niezdolność do walki ze światem, nad którym pozornie dominowała,choć tak naprawdę niczego o nim nie wiedziała. Otrząsnęła się, jakby poczuła, że przenika ją mróz, jakby ktoś wrzucił ją do lodowatej wody.
- To wszystko wymyśliła Perrie. Ona omotała Nialla.
- Perrie zawsze była zła, jednak to wybór Zayn'a, on zawsze miał za dobre serce.
- Prawda. - zgodził się Louis.
- Ale może to był przypadek? Może Harry źle zobaczył?
- Przypadki nie istnieją. Wszystkie rzeczy, które się zdarzają, zdarzają się w jakimś celu.
_______________________________________________________________________
Dobra rozdział jest bardziej informacyjny, ale kiedyś takowy musiał nastąpić, bo nie wiedzielibyście za dużo z tej mojej paplaniny o przyjaźni i aniołach i innych tego typu tępych gadaniach. To jest dopiero namiastka tego co będzie się działo w 20 rozdziale. I już od razu mówię, że nie przewiduję, żeby 20 była wesoła, bo kiedy robi się szczęśliwie jakoś nie umiem się znaleźć w tej sytuacji i ciężko mi jest to wszystko opisać. Dobraa znowu robię notkę pod rozdziałem dłuższą niż sam rozdział. xD Mam ostatnie zawiadomienie.  NA MOIM BLOGU ZNAJDUJE SIĘ ZAKŁADKA SPAM NA DOLE.  I jeżeli ktokolwiek ma mi tu kurwa mać spamować to niech nawet tu nie wchodzi. Ja rozumiem, że jest ciężko o stałych czytelników, ale żeby być takim chamem, że istnieje ta zakładka i dalej spamować pod rozdziałami. To wkurza serio -,- Jeżeli ktoś wyraża swoją opinię o rozdziale i pod spodem da link swojego bloga to spoko, rozumiem, może być. Ale żeby pisać 3 linijki o tym, że " Zapraszam na mojego bloga, mam nadzieję, że zaobserwujesz, polecisz, skomentujesz....bla bla bla.  " Po co mam to robić?  Nawet jakby to miało być najlepsze opowiadanie na świecie i tak nie wejdę, gdyby było to napisane w zakładce to spoko. Przepraszam za to, że musiałyście to czytać, ale inaczej nie dotrę do niektórych osób.

środa, 5 grudnia 2012

18. " Przyjaźń zawarta w dzieciństwie to jedyne, co nie umiera wcześniej niż my. "

(włącz)
- Wstawiłeś się za mną, czemu? Dobrze wiesz, że za mną nie trzeba się wstawiać, bo i tak nikogo nie obchodzę. - oczy znowu straciły blask. Nienawidzę wspomnień. Nieważne jakich i tak ich nienawidzę. 
Ludzkie oczy mówią czasem gorsze rzeczy niż usta i jest tu jakaś racja, jednak on nie chciał patrzeć w jej oczy, nie chciał wiedzieć co mówią. Nie mógł znieść tego, że jego przyjaciółka mówi takie rzeczy. Czy ona nie widzi, że jest dla niego cholernie ważna?
- Przestań tak mówić! - krzyknął i spojrzał w jej oczy. -  Co ty sobie ubzdurałaś? Przecież wiesz, że wstawiłbym się za tobą murem. Pokochałem cię od nowa. - ostatnie zdanie wyszeptał, zdał sobie sprawę, że naprawdę to zrobił, że pokochał ją, znowu, albo..nigdy nie przestał? W każdym razie kochał ją i martwił się o nią.
- Zaczęłam cierpieć na bezsenność. Nawet nie wiesz co można sobie ubzdurać przez całą noc. - odezwała się najciszej jak umiała, ciągle zaskoczona tonem, jaki wydobywał się z jego ust chwilę temu.
- Wiem. Chodź do domu. - chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę drzwi. Usiadła na podłodze, cała mokra. Nie bardzo się tym przejmowała, może miała depresję? Wszystko było jej obojętne.
- Przebierz się, bo się przeziębisz. - powiedział mulat stanowczym tonem.
- Nie, dziękuję.
- Wraca dawna, oporna Des? - podniósł brwi do góry.
- Nie, wolę tą nową.
- Szkoda. - usiadł zrezygnowany koło niej. - Tamta była przynajmniej wesoła. Nie brakuje ci tego ?
- Czasem, ale jedynie czasem. Chciałabym krzyczeć słowami, zamiast tego zamykam się w świecie pustych oczu i martwych pragnień. Czasami myślę o chwilę za długo, w głowie chodzę zakazanymi uliczkami, w prawdziwym świecie stawiam sobie mury nie do pokonania. To ciągle ja, czy może iluzja, może jestem samotna, ale wiesz co? - popatrzała na niego, w jej oczach można było znaleźć ironię. - Jestem skazana na bycie samą, czy mi się to podoba, czy nie. Po za tym..- urwała na chwilę, a po jej policzkach poleciały łzy, jej twarz w tym momencie rozczuliłaby największego twardziela na świecie. - nawet pies mnie opuszcza.
Płakała leżąc na podłodze i nigdy przedtem ani potem nie usłyszał już takiego płaczu. Tak płakaliby chyba tylko umarli, którym przyszłoby zmartwychwstać i żyć po raz drugi.

"Każdy ma swojego anioła,
nawet tutaj na ziemi,
pozwól tylko nim być dla Ciebie!
Otrzeć Twoje gorzkie łzy,
pocieszyć w każdym smutku.
pomóc, nawet kiedy już nie wierzysz,
że ktoś do Ciebie wyciągnie rękę.
Pozwól komuś zapłakać,
kiedy, wie że może Cię stracić,
czasami tak niewiele brakuje,
by przestać wierzyć.
Ale prawdziwa przyjaźń,
nie zna granic,
nawet przez chwilę nie zapomina!"

- Znajdziemy go. - wyszeptał, wtulając twarz w jej włosy. Pachniały miętą i cynamonem. Niecodzienne połączenie, jednak bardzo kuszące, pobudzało jego zmysły.  - Uwierz mi, że gdyby niebo płakało tak pięknie jak ty, znalazłbym sposób by je jakoś pocieszyć.
Na jej twarzy pojawił się uśmiech, tym razem nie był on ledwo widoczny, kąciki jej ust podniosły się ku górze, czyżby wróciła dawna ona? Wróciła razem z nim, bo najważniejsze było to, że był. Właśnie kolejny raz udowodnił jej, że żałuje, że wspiera, że kocha... ale nie TĄ miłością, jednak kocha, na swój własny sposób. Przyjaźń zawarta w dzieciństwie to jedyne, co nie umiera wcześniej niż my.
- Cieszę się, że cie znalazłem. - przygarnął ją do siebie ręką, a ona się nie opierała tylko położyła głowę na jego ramieniu. Uwierzyła, że marzenia czasem się spełniają, tylko trzeba czekać. Ona czekała długo, ale chyba było warto, choćby dla tej chwili.

" Ludzie zapomną co mówisz, ale nigdy nie zapomną jak się przy Tobie czuli "

To jest w pewnym sensie prawda, jednak ona nie dość, że pamięta jak się przy nim czuje, to pamięta każde słowo wypowiedziane przez niego w jej stronę, pamięta każdy gest. To się chyba nazywa przyjaźń. Nie, to na pewno jest przyjaźń, takiej jakie nie widzieliście i na pewno nie zobaczycie nigdy. Wreszcie szła dobrą drogą, tą prawdziwą, tą która obdarzy ją uczuciem, tą która  będzie ją kochać. Szła białą ścieżką ze złożonymi dłońmi, niczym skrzydła motyla.
- Chyba ktoś dzwoni. - z transu rozmyśleń wyrwał ją głos Zayn'a. Poszła otworzyć, w progu stała Alice z jakimś chłopakiem.
- Cześć Des. To jest Liam. - pokazała na chłopaka. - Mój przyjaciel.
- Cześć. - odpowiedziała i wpuściła ich do środka.
- Liam?! - krzyknął mulat, kiedy zobaczył brązowookiego. - Co ty tu robisz?
- Przyszedłem z Alice.
To dlatego zawsze wychodził nikomu nic nie mówiąc, pomyślał mulat.
- A ty co tu robisz?
- Rozmawiam z przyjaciółką. - opowiedział mu wszystko od początku do końca, sprawę z psem i groźbami pominął. Ufał Liam'owi, ale nie chciał go tym wszystkim dręczyć, bo wiedział, że bardzo martwiłby się o niego.
- Historia niczym z książki. - wyrwało się Alice.
Po chwili wszyscy pogrążyli się w rozmowie, wszyscy oprócz szatynki. Zresztą jak zwykle nie miała ona nic do powiedzenia. Najwięcej mówiła, kiedy milczała, wszystko zdradzały jej oczy, jednak nie wszyscy mogli zobaczyć co w nich jest. Jedynie ci, którzy byli spostrzegawczy. Taką osobą był Liam, Destiny go oczarowała swoimi oczami. Był ktoś kogo nimi nie oczarowała? Zdaje mi się, że nie. Jednak nie tylko kolorem, lecz tym smutkiem i żalem który czaił się w źrenicach. To była zagadka i tylko wyłącznie od niego zależało to czy ją odgadnie, czy nie.
- Des. - zwróciła się do niej Alice. - A gdzie jest Whitney?
- Oddałam go. Nie umiałam się nim zająć. - musiała szybko wymyślić jakąś wymówkę na poczekaniu. Zayn widział ile ją to kosztuje, żeby się nie rozpłakać. Dzielna dziewczynka. 
Jej przyjaciele wkrótce poszli, o ile mogła ich tak nazywać, ale pewnie nie mieliby nic przeciwko temu, został tylko Zayn.
- Nie będziesz już płakać? - spytał, stojąc już w drzwiach.
- W ubiegłym roku mogłam płakać, ale tej nocy spróbuję się uśmiechać.
- Moja Des. - przytulił dziewczynę do siebie i poszedł do domu. Do Perrie.
Ona też go kochała, w końcu się przyjaźnili. Nie ma ludzi bez uczuć, są tylko tacy, których przeraża to, że je mają.
Szatynka, tak jak obiecała mulatowi, położyła się spać z uśmiechem na twarzy, jednak nie mogła obiecać czy się z nim obudzi.
______________________________________________________________________
Z góry przepraszam za błędy i literówki, oraz za to, że nic tak długo nie dodawałam, ale po pierwsze miałam 3 sprawdziany ( z których i tak dostanę 1. -,- ) i nie wiedziałam czy dodać wątek miłosny. Dużo osób chce, żeby była to miłość pomiędzy Des a Zaynem, niestety muszę Was rozczarować. Jeżeli w ogóle takowy wątek miłosny nastąpi, nie będzie on pomiędzy nimi. Przykro mi ;c Nie chcę kolejnego opowiadania o wielkiej miłości, potem trochę kłótni, a na koniec niech się hajtną. To jest nudne i banalnie proste, a ja takich rzeczy nienawidzę, bo mi chodzi o to, żeby to było oryginalne, żeby mieć własny pomysł i nie naśladować innych blogów. Rozumiem jeżeli Was rozczarowałam tą wiadomością i tym rozdziałem. ;c Ale w ostatnim rozdziale na tym blogu ( który mam już zaplanowany) być może choć trochę zrozumiecie dlaczego nie chcę tego tak rozegrać. :) Dziękuję za komentarze, które bardzo mi pomogły dojść do takiej decyzji, co prawda więcej było tych na Zayn + Destiny, ale jednak pojawiły się takie, które były przeciw. :) A i niedługo zbliżamy się do 20 rozdziału, trzeba to jakoś uczcić, bo wytrzymałam. xD Spodziewałam się, że wymięknę już po 10, ale jednak nie ma tak źle. ;P  Więc macie do wyboru :
- długi 20 rozdział ( jeżeli to wybierzecie, postaram się go napisać na tyle na ile pozwala mi szkoła ;> )
- fakty o mnie ( o matko xD )
- imagine napisany prze ze mnie ( nie wiem czy by mi to wyszło, ale spróbować można )
Więc piszcie w komentarzach co wybieracie. :)
                                                                                                   Kocham Was ;xx


poniedziałek, 3 grudnia 2012

PRZECZYTAJ!!

No to tak, mam  ogłoszenie parafialne, albo raczej pytanie czy coś. Jak wiecie na razie pisze o przyjaźni pomiędzy Zayn'em a Destiny, to jest jak na razie główny temat. Nie spodziewałam się, że ktoś będzie chciał czytać tego dziwnego bloga. Ot co, taka dziwna historia z masą zagadek i niedomówień. Moje pytanie brzmi: Mam wprowadzić wątek miłosny, czy dalej trzymać się tej jakże dziwnej przyjaźni? Bo wiele osób pisało, że chce, żeby to było typowo o przyjaźni, ale nie będę ukrywać, że to nie jest wcale takie łatwe stworzyć bloga  tylko i wyłącznie w tym temacie, nie zanudzając tym czytelniczek. Bo chyba Was nie zanudzam, no nie? Mam taką nadzieję. Będę szczera i Wam powiem, że to jest trudne, niby mam tą fabułę, ale czasami trudno jest się jej trzymać tak do końca i często zadaję sobie pytanie Co ja mam dalej napisać? Więc piszcie w komentarzach, czy chcecie wątki miłosne czy nie. Może mam coś zmienić? Po prostu chcę znać Wasza opinię. A i jeszcze jedna osoba pisała, że nie pasuje jej to, że Niall zakochał się w Perrie, nie martw się :) Mogę ci wyjawić, że jest to przejściowe, nie będą razem do końca.  Jest mi to potrzebne do opowiadania, ale nie zdradzę Wam więcej szczegółów, bo mogłybyście się domyślić o co chodzi. :P
                                                                                                         Kocham Was. ;xx

piątek, 30 listopada 2012

17. " Ona czuła deszcz, inni po prostu mokli."

(włącz)
- Mam nadzieję, że nie jest już za późno, że ciągle czekasz. - powiedział Zayn, spoglądając na szatynkę.
- Myślisz, że gdybym nie czekała, stałabym tu przed tobą? - przy słowach Des, mulat uśmiechnął się zadowolony z takiego obrotu sprawy.
- Szczerze? Nie wiem co powiedzieć. Nie wiem czy cię przeprosić, czy cię przytulić, czy po prostu znowu stchórzyć. - zaśmiała się nerwowo, myśląc nad tym co właśnie powiedziała. Niespodziewanie Zayn przytulił się do niej. Teraz właśnie nadeszły te chwile, w których modliła się do Boga o ich nie skończenie. Odzyskała bliską osobę, wybaczyła mu wszystko, teraz to zrozumiała, teraz była szczęśliwa. Tak, mogła powiedzieć, że jest szczęśliwa. Po raz pierwszy od bardzo dawna.
- Tęskniłem. - jedno słowo, a utwierdziło ją w przekonaniu, że nie jest sama na tym świecie. Do pokoju mulata weszła jego matka. Jakież było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła Destiny. Rozpoznała ją, w końcu ona zabiła jej córkę, była o tym przekonana.
- To znowu ty?! - krzyknęła kobieta. Des nie wiedziała co zrobić, najchętniej uciekłaby stamtąd, ale powstrzymywała ją ręka Zayn'a.
- To nie ona zabiła Doniye. - powiedział.
- Jak to nie? To niby kto jak nie ona? Powiedz, kogo jeszcze zabiłaś? Morderca zostanie mordercą, on się nie zmienia. - wysyczała szatynce prosto w twarz. - Wynoś się z mojego domu! - wypchnęła ją za drzwi pokoju, dalej Des szła sama. Wyszła z domu Zayn'a i skierowała swoje kroki w stronę swojej posesji. Nie zdążyła nawet zdjąć butów, kiedy zadzwonił dzwonek, chłopak który stał za drzwiami, nie czekając aż ktoś otworzy wszedł do jej domu.
- Przepraszam za nią. - powiedział cicho.
- Nie ma za co, zasłużyłam sobie. - odpowiedziała cicho i udała się do pokoju, Zayn poszedł za nią i zajął miejsce obok niej.
- Nie byłaś taka Des, byłaś twarda. Pamiętasz jak chłopcy z podwórka mi dokuczali? Stanęłaś w mojej obronie, nie bałaś się niczego, a teraz? Przecież dobrze wiesz, że tego nie zrobiłaś. Cholera Destiny, walcz o swoje! Nie poddawaj się, nie zamykaj w tym małym mieszkanku, nie widzisz co ze sobą robisz? - ostatnie zdanie powiedział nieco ciszej.
- Niby jak mam być silna, ze świadomością, że wszyscy mnie nienawidzą, że wszyscy ode mnie odchodzą, że...że nikt mnie nie kocha. - nienawidziła swojej wrażliwości, nienawidziła siebie, za wszystko, a najbardziej za to, że ludzie których kochała odeszli. Przecież nie powinna obwiniać za to siebie, tylko tych którzy to zrobili, tych którzy doprowadzili ją do takiego stanu, tych na których się zawiodła.
- Ja cię kocham, w końcu od tego są przyjaciele. - uśmiechnął się w jej stronę i przytulił. Dzieciństwo wróciło, przypomniała sobie wszystkie piękne chwile, ale tych złych też nie zabrakło.
 - Muszę już iść, mama się na mnie wścieknie. - powiedział i już go nie było. Znowu ta cholerna pustka, wcześniej jeszcze wypełniał ją Whitney, a teraz? Właśnie Whit, ciekawe czy jeszcze żyje.
- Co ja bym dała, żeby wrócił do mnie i spojrzał tymi swoimi ślepiami, położył się w nogach, żeby po prostu był. - szepnęła, przerwał jej dzwonek do drzwi. Kto znowu? Chcę być sama, nie chcę widzieć nikogo. 
Otworzyła drzwi, a do jej domu weszła Alice, która trzymała w swojej dłoni kopertę.
- Hej. To leżało przed twoimi drzwiami. - powiedziała i podała kopertę, jak się później okazało ze zdjęciami.
Dziewczyny siedziały i popijały herbatę, która Des wcześniej zaparzyła. Ani im się śniło otworzyć kopertę, która leżała na półce.
- Może poszłabyś ze mną do klubu za dwa dni? - spytała blondynka.
- Nie, dziękuję. Nie lubię klubów. - odpowiedziała grzecznie Des. Nie chciała iść, jednak głosik w jej głowie podpowiadał jej , żeby poszła, w końcu, co jej szkodzi?
- Jednak jakbyś się jeszcze namyśliła, zapisz sobie mój numer. - powiedziała i podała jej rząd cyfr. Chwile potem opuściła dom szatynki. Dziewczyna skierowała swoje kroki do szafki, gdzie leżała koperta. Otworzyła ją, a z jej wnętrza wyleciały 3 zdjęcia i zapisana kartka. Spojrzała na nie i szybko odwróciła wzrok, była zbyt zszokowana, żeby racjonalnie myśleć. Nie mogła na nie patrzeć, to za bardzo bolało, to było chore. Wybiegła z domu, jakby ją ktoś gonił, co prawda tak się właśnie czuła. Usiadła pod drzewem, na swoim podwórzu. Nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła. Zmasakrowane ciało jej psa i jeszcze mieli czelność go kopać! Ten kto to zrobił na pewno nie był człowiekiem, był potworem! Ukryła swoją twarz w rękach. Znowu była nieszczęśliwa, zraniona, porzucona. Zobaczył ją chłopak, podszedł do niej, pytał czy nic jej nie jest. Nawet nie uniosła głowy, żeby na niego spojrzeć. Był to kolega Zayn'a, Harry.
- Nie płacz. - próbował ją uspokoić, jednak wszystko poszło na marne, szatynka nadal płakała. Straciła kolejnego przyjaciela, albo jednak nie? Może on jeszcze żyje? Może go nie zabili? Chciała w to wierzyć, jednak nie potrafiła. Podniosła głowę, żeby spojrzeć na Harry'ego. Chłopak w tej samej chwili podniósł na nią wzrok. Wtedy go coś trafiło, ujrzał niebieskie oczy anioła, co prawda zapłakane, ale nawet u Niall'a nie widział takiej wyrazistej głębi niebieskiego morza.
- Mieszkasz tu? - spytał, pokazując ręką na budynek. Ta pokiwała głową, energicznie wstając z zimnej ziemi i pobiegła do domu, po czym zamknęła go na klucz. Zamknęła drzwi, nie tylko przed nim, zamknęła je przed wszystkimi. Znowu zaczęła żyć w świecie, do którego nie ma dostępu żadne z Was.
W jej świecie nachodziły ją różne myśli, raz było dobrze, raz źle, mimo to jeszcze dawała radę.  Gdyby ludzie wiedzieli jaka jest na prawdę, pomyśleliby, że jest chora psychicznie, ale to kłamstwo, ona po prostu była inna. Ale czy inna znaczy wyjątkowa? W jej przypadku chyba tak. Była jak trędowata. Dlaczego? Bo inna od wszystkich. Może nie była do końca sobą, może się trochę pogubiła w życiu, ale jednak była wyjątkowa. W końcu bycie innym, nie zawsze oznacza bycie trędowatym. Kiedy zobaczyła, że chłopak z lokami się oddalił, a zrobił to, ponieważ zaczęło padać, wyszła z domu, jednak nadal była w swoim świecie. Przechodzący ludzie myśleli, że jest jakaś nienormalna, podczas gdy oni uciekali przed deszczem, ona stała. Ona czuła deszcz, inni po prostu mokli. Wreszcie mogła popłakać tak, że nikt nie będzie pytał co się stało, wszyscy pomylą łzy z kropelkami deszczu, ale to dobrze. Czasami ludzie są strasznie omylni, niespostrzegawczy, nieempatyczni. Po prostu są ludźmi. Ona o wiele bardziej wolała zwierzęta, czemu? Bo nie byli ludźmi. Jednak był jeden człowiek, który znał ją na tyle dobrze, że wiedział kiedy płacze. Wcale nie musiał iść do domu, chciał zobaczyć co ona robi, kiedy nikogo przy niej nie ma. Obserwował ją cały czas, nawet wtedy kiedy Harry do niej podszedł. Widział wszystko, widział zdjęcia, widział groźbę.
" Niedługo na tym miejscu zagości twoje ciało." 
Nie wiedział o co chodzi, ale kiedy Harry poszedł, a Des wyszła z domu podszedł do niej i przytulił ją. Widział, że z jej smutnych oczy lecą krople wody, ale jednak słonej.
- Cii, wszystko będzie dobrze, znajdziemy go, tylko nie płacz.
- Skąd wiesz, że płacze? - wyszlochała cicho.
- Przecież cię znam. - popatrzał na dziewczynę, która tuliła się do jego klatki piersiowej i poczuł się szczęśliwy. Nie chciał patrzeć w jej oczy. Bał się nieba, które było w nich zawarte. Chociaż na razie było pochmurne i leciał z nich deszcz, który przybrał postać łez, jednak niedługo wzejdzie słońce, pojawi się tęcza i będą świeciły swoim blaskiem.
- Nie opuszczaj mnie, bo mam tylko ciebie.
_________________________________________________________________________________
Siemka moje skarby <3 Nie no nie rozczulajmy się, rozdział jest totalną klapą, ale jest dość długi, jak na mnie. xD Taa.. marne pocieszenie. Dziękuję za komentarze ♥  Zrobiłam ankietę, jak ktoś jeszcze nie zagłosował prosiłabym, aby to zrobił. Na razie wyniki nie za bardzo mnie satysfakcjonują. Czemu? Bo 5 osób czyta, a nie komentuje, nie wiem jak wy uważacie, ale dla mnie jest to pasożytnictwo! Jak wy byście się czuli, gdybyście pisali rozdziały, a ktoś je tylko czytał i nie doceniał waszej pracy? Nie chodzi mi tu o to, że macie mi tu słodzić, ani nic z tych rzeczy, ja chcę tylko waszej szczerej opinii na temat rozdziału. To tak dużo? Dobra, rozpisałam się, ale już koniec. :)
                                                                                                     Kocham Was. ;xx

wtorek, 27 listopada 2012

16. "...nauczyła się umierać w sobie, nauczyła się ukrywać cały strach."

(włącz)
Wreszcie nadeszła upragniona noc. Noc ukrywa łzy i smutek, jest doskonała kryjówką dla stojących na krawędzi życia i śmierci. Dla niektórych mroczniej jest za dnia, a noc jaśnieje niezwykłym światłem, tak jak dla Des. Jest jej matką przemyśleń, w jej ramionach szuka zrozumienia. Często wzmaga w niej tęsknotę, ale i tak ją zachwyca.
- Wszystko się ułoży. - cichy szept potoczył się po jej języku.
- Wszystko się ułoży. - powtórzyła pewniej, ale i tak w to nie wierzyła. To były tylko puste słowa, które zatonęły w bezdźwięcznej tafli. Lustro przed którym stała, odbijało spojrzenie wylewające smutkiem i bezradnością. Jej lazurowe oczy znów lśniły blaskiem dzieciństwa. W jej domu zrobiło się zimno, więc przy wypowiadaniu słów para osiadła na lustrze. Przejechała opuszkiem palca po fragmencie lustra, już po chwili w miejscu gdzie jej palce stykały się z parą widniało imię Zayn.
- Chciałabym żebyś mnie przytulił. - przyjrzała się swojemu odbiciu, spojrzała na swoją przygnębioną twarz i na zmierzwione włosy, które opadały na jej blade policzki. Nie mogła patrzeć do jakiego stanu się doprowadziła, więc odeszła od lustra i skierowała swoje kroki w stronę okna. Spojrzała na księżyc, uwielbiała to robić, kochała jego blask. Westchnęła cicho, pokręciła głową i podeszła do kominka. Wzięła do reki gitarę. Jej dłonie zaczęły tańczyć wzdłuż drewnianego pudła. Dawało jej to ukojenie, zawsze grała tylko dla siebie, jedynym wyjątkiem był mulat, ale to i tak nie ważne. Pozwalała popłynąć rozkosznym dźwiękom piosenki Irresistible.
- Nie wiem jak umierają dźwięki, ale ja właśnie zabijam przyjaźń. - wyszeptała, kiedy skończyła grać. Po jej bladym policzku popłynęła kryształowa łza. Nie wiedziałam czemu ludzie nazywają łzy kryształowymi, ale kiedy zobaczyłam tą łzę na jej policzku wszystko stało się jasne. Jej łza wyglądała jak mały kryształ. Można by ją pomylić z najlepszym brylantem, jednak to była dalej ta sama łza. Słyszysz? Spływa po jej twarzy, nawilża usta, by po chwili upaść bezwładnie na drewnianą podłogę. Z tej pierwszej łzy wzięły przykład kolejne, i po chwili monotonnie spływały, oszpecając jej twarz. Jej bezradność zadziwia, jest jak małe dziecko, które nie przeżyje jednego dnia bez opieki. Przynajmniej niektórym tak się wydawało, ale nie była taka. Niekiedy po prostu nie wytrzymywała presji jaka na nią spadła. No bo w końcu kto by wytrzymał? Pomyśl, jesteś pokłócona z najlepszym przyjacielem, nie masz nawet przyjaciółki, twoi rodzice zginęli, a ty nawet nie wiesz czemu, a do tego prześladują cię jacyś bandyci, chcący się zemścić. W dodatku nie wiesz czemu. Co byś zrobiła? Dalej zgrywałabyś twardą? Nie sądzę. Jednak drzemała w niej jakaś siła, ale za cholerę nie chciała się obudzić. Ona po prostu wolała uciekać od wszystkiego. Była tchórzem.

" Ucieczka od życia jest najprostszym rozwiązaniem wszystkich problemów, ale kto tak naprawdę chce umierać w prostocie? "

Nazajutrz poszła do niego, stanęła przed drzwiami i..? I stała. Bała się zadzwonić. Czego się bała? Wie tylko ona. W końcu się odważyła, lekko nacisnęła na dzwonek, a zza drzwi wyłonił się Niall. Kiedy chłopak ją zobaczył uśmiechnął się, mogłoby się wydawać, że właśnie mówi " wiedziałem, że nie wytrzymasz bez niego." Wpuścił ją bez słowa do domu i właśnie zaczął się koszmar. Okazało się, że w domu są rodzice Zayn'a. Des stanęła jak wryta, nie umiała wydusić słowa. Była pewna, że zaraz na nią nakrzyczą jak wtedy, kiedy zdarzył się ten wypadek, wiedziała, że jej tego nie wybaczyli, ale przecież to nie ona. W tej chwili poczuła się jak mała, bezbronna dziewczynka, chociaż tak na prawdę była dużą, bezbronną kobietą. W sumie na jedno wychodzi. Ojciec jej przyjaciela ją zauważył, ta skinęła tylko głową i pognała do pokoju Zayn'a, a tam kolejne rozczarowanie, mianowicie Perrie.
- Gorzej już być nie może. - pomyślała. Jednak los zadecydował, że jednak może.
- Co ty tu robisz? - krzyknęły blondynka.
- Już nic. - odezwała się cicho Destiny.
- A państwo Malik wie, że tu jesteś?
- Nie, i tak już wychodzę.
- Nie wychodzisz. - powiedział Zayn, a szatynka spojrzała na niego zaskoczona. Mulat zrozumiał, że jeśli chce odzyskać swoją przyjaciółkę nie może kolejny raz stchórzyć. W tym samym czasie Des zapragnęła wyjść z cienia, opowiedzieć wszystko Perrie, powiedzieć jej, że jej nienawidzi, że zniszczyła jej życie, jednak zabrakło jej odwagi. Ona po prostu nauczyła się umierać w sobie, nauczyła się ukrywać cały strach.
- Ona tu zostaje, ty wychodzisz Perrie, porozmawiamy kiedy indziej. - powiedział chłopak, a blondynka wyszła, jednak zanim to zrobiła obrzuciła Des morderczym spojrzeniem. Szatynka nawet się nie spodziewała, że kolejna osoba zmieni jej życie w piekło.
________________________________________________________________________________
Przepraszam, że jest strasznie krótki, ale mam masę nauki, ciągłe sprawdziany, kartkówki, pytania. Człowiek ma ochotę na to rzygać. Pewnie też występują literówki, ale przepisywałam to na szybko. Więc może przymknijcie na to oko ;P  Postaram się napisać coś sensownego jutro, bo już na przyszły tydzień mam zapowiedziane 3 sprawdziany. -,-  Strasznie dziękuję za te komentarze pod 15 rozdziałem. Naprawdę jestem wam  BARDZO wdzięczna ;xx 
                                                                                               Kocham Was. ;xx

niedziela, 25 listopada 2012

15. " Jeszcze nigdy w życiu nie była tak bezradna. "

Whit! Whit! - krzyczała Destiny, kiedy zorientowała się, że pies gdzieś zniknął. Jak zazwyczaj wyszła z nim na spacer, potem go spuściła, żeby sobie pobiegał, ale gdzieś zniknął. Nie pomogły jej wołania, psa dalej nie było. Zamiast niego, niedaleko miejsca, gdzie przed chwilą znajdował się Whitney znalazła karteczkę.
" Mówiliśmy ci, miej się na baczności, ale psa też trzeba było pilnować. Znikniesz tak jak on, tylko ciebie nie będzie miał kto szukać."
Szatynka przeraziła się nie na żarty.
- Boże, mój pies. Co jeszcze mnie spotka? - rozpłakała się żałośnie. Kochała tego psa, znaczył dla niej bardzo dużo, ale najgorsze było to, że o niej nie zapomnieli, na razie się nie ujawnili, ale była przekonana, że niedługo coś zrobią. W sumie jest jej to nawet na rękę, zabiją ją, nie będzie się musiała męczyć w tym szarym świecie. W końcu mogłaby być aniołem, którym zawsze chciała zostać. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie mulat, dla niego chciała żyć, dla niego chciała zostać. W sumie, po co aniołowi skrzydła, gdy nie ma własnego nieba? Jedno jego słowo, zatrzaskuje jej drzwi na lepsze jutro. On karmi ją słowami nadziei, mówi, że umie latać, chce żeby nauczyła się kochać, żeby poczuła, że może być aniołem, ale nie upadłym, prawdziwym aniołem, ale nie w niebie, tu, na ziemi. Ale ona i tak upada, przez niego nauczyła się latać, ale  on znowu odciął jej skrzydła, a kiedy jeszcze raz je przyszyje, znowu je odetnie, jedyne czego nie wie, to to, że po tym również zostają blizny. One nigdy nie zagoją się do końca. A ona płacze, anioły tez płaczą, wszyscy płaczą, właśnie w tym momencie dusza anioła umiera. Śpiewa rzewną pieśń na pożegnanie. Uświadomiła sobie, że nie ma już praktycznie nikogo. Nawet psa.  Wróciła do domu, w kieszeni miała jeszcze pogniecioną kartkę. Skuliła się na kanapie i rozmyślała.
Chcę już noc, chcę, żeby wszystko się skończyło, żeby zapadł zmrok, żeby nikogo nie było. - pomyślała. Uwielbiała samotność, tak dobrze się z nią dogadywała. Im więcej ludzi poznawała, tym bardziej była samotna, bo samotność to nie brak towarzystwa, tylko brak człowieka który cie zrozumie, który cię po prostu kocha. Kiedy siedziała w ciszy, do jej drzwi zapukał Niall. Poszła mu otworzyć i z powrotem usiadła na kanapie.
- A gdzie Whitney? - zapytał blondyn rozsiadając się na fotelu, gdzie leżała kurtka Destiny. Z jej kieszeni wypadła karteczka z parku. Niall ją przeczytał, potem jeszcze raz i jeszcze raz. Nie mógł uwierzyć w to co widzi , a Des się rozpłakała.
- Oni go zabiją. - wyszlochała. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że może go już nigdy nie zobaczyć.

" To tylko pies, tak mówisz,
tylko pies...
a ja ci powiem,
że pies to czasem więcej niż człowiek,
on nie ma duszy, mówisz...
popatrz jeszcze raz,
psia dusza większa jest od psa,
a kiedy uśmiechasz się do niej,
ona się huśta na ogonie,
a kiedy się pożegnać trzeba
i psu czas iść do psiego nieba
to niedaleko przecież pies wyrusza,
z tobą zostanie jego dusza. "

- Des, powiedz mi kto to jest. - poprosił blondyn.
- Nie wiem, rozumiesz? Nie wiem. - wyszeptała dławiąc się łzami. Tak naprawdę wiedziała, ale kiedy by mu powiedziała, nie byłby bezpieczny. Musiałby się ukrywać, tak jak teraz ona. Tak naprawdę chciała zostać w Londynie, ale tam łatwiej by ją znaleźli, tutaj widać też. Kiedyś chronił ją ojciec, a teraz kiedy go zabrakło, musiała chronić się sama.
- Nie wiesz czemu to robią? Przecież mogą cię zabić. - spojrzenie Niall'a przeszywało ją na wylot. Wiedziała  czego chcą, ale nie wiedziała dlaczego. Nie wiedziała, albo może nie chciała wiedzieć?
- Co cie tu sprowadza? - zmieniła temat.
- Zayn.
- Mogłam nie pytać. - mruknęła cicho.
- Musisz z nim porozmawiać, on cie potrzebuje, tęskni za tobą...
- i rani. - dokończyła dziewczyna.
- Może nie jest idealny, jest zapatrzony w ciebie, ale zrozum, nie jest zły, nie zwracaj uwagi na to co mówi, bo on czasami mówi coś, czego nie chce. - próbował wytłumaczyć zachowanie przyjaciela.
- Nie wierze w to, on się po prostu zmienił.
- Daj mu ostatnią szansę, proszę. Widziałaś ból w jego oczach?
- Wystarczy, że widziałam w swoich.
- Boże Destiny, oboje cierpicie, nie widzicie tego? Jesteście dla siebie stworzeni. - jęknął blondyn.
- Śmieszne Niall, wiesz stworzona to ja jestem do samotności, i prawdę mówiąc, dobrze mi  z tym.
- Nie prawda, kłamiesz, potrzebujesz bliskości, potrzebujesz wsparcia, potrzebujesz przyjaciela, ale nie umiesz się do tego przyznać! A wiesz czemu? Bo tak samo jak Zayn masz tą swoją pieprzoną dumę! - Niall stwierdził, że jedynie tak przemówi jej do rozumu. - Ale wiesz,  ja widzę więcej niż inni. Widzę, że umierasz kiedy go nie widzisz, widzę wszystko.
- Niall przestań proszę. - popatrzała na niego błagalnie.
- Nie przestane dopóki nie zrozumiesz, że musicie się pogodzić! - krzyknął. - Wiesz jak ja się czuję, widząc go takiego przygnębionego? Albo ty, ty się zachowujesz jakby cie nie było. Nie widzisz sensu życia. To jest popieprzone!
Wiedziała to wszystko, nigdy nie była normalna, nigdy nie będzie normalna, zdawała sobie z tego sprawę.
- Wiem, że jestem jaka jestem, inna, ale nie potrafię być szczęśliwa, kiedy jest mi tak cholernie źle! Wiesz czego bym chciała? Tak jak ci mówiłam, chciałabym być aniołem, one są takie piękne.
- Nie, ty nie chcesz być aniołem, bo są piękne, ty chcesz nim być, żeby być sama. Z resztą o czym my rozmawiamy? To jest życie, obudź się z tego snu! Ogarnij się dopóki czas.
- Ja nie śpię, ja marze, ale zawsze znajdzie się ktoś kto nie pozwoli mi być sobą. - przez całą rozmowę jej wyraz twarzy nie zmienił się wcale.
- Des, błagam cię, nie wkurzaj mnie, obiecaj mi tylko, że kiedy on tu przyjdzie, wybaczysz mu. - powiedział błagalnym tonem.
- Już dawno to zrobiłam. - wyszeptała, ale on to usłyszał, uśmiechnął się i wyszedł z jej mieszkania. I znowu powróciła do niej jej przyjaciółka, samotność. A ona znowu zatraciła się w myślach, im więcej myślała, tym mniej rozumiała, tak naprawdę to nie chciała rozumieć. Kiedy zbliżała się noc myślała o nim, chociaż tak bardzo chciała zapomnieć. Nie potrafiła. Jeszcze nigdy w życiu nie była tak bezradna.
_________________________________________________________________________________
Każdy kto to czyta niech skomentuje i bez gadania, bo wam to zajmie chwile, a mi pisanie tych amatorskich rozdziałów zajmuje więcej czasu. A kiedy czytam wasze komentarze lepiej mi się pisze rozdział. :)
                                                                                                                                    Kocham Was. ;xx

czwartek, 22 listopada 2012

14. " Upadły anioł z białymi skrzydłami o które się potyka. "

(włącz)
Des poczuła jak ktoś ściąga jej kołdrę z łóżka i postanowiła zaalarmować. Okazało się, że to Whitney. Ostatnio strasznie mało się nim zajmowała.
- Postanowiłam zostać w łóżku do południa. - oznajmiła psu. - Może do tego czasu szlag trafi połowę świata i życie będzie o połowę lżejsze.- wiedziała, że i tak jej nie rozumie. W nocy nie umiała spać, zasnęła dopiero o 5 nad ranem. Cały czas myślała nad słowami Zayn'a. Ona zmieniła się na gorsze? Przecież to istne bzdury! To nie ona nie umie się odezwać w obronie najbliższych. To nie ona udaje, że nie słyszy jak ktoś kogoś krzywdzi. To nie ona odwraca się od ludzi których kocha. To nie ona daje nadzieje, a potem ją odbiera. Ona jedynie z tej nadziei korzysta, a potem dostaje w zamian rozczarowanie. Czasem chciałaby być aniołem. Takim który lata i nie ma zmartwień, takim który jest wolny.

Po zachodzie słońca,
gdy dzień dobiega końca,
budzi się w niej anioł
i pomimo jej staraniom,
myśli o śmierci odpędzić nie umie
i całą noc siedzi w zadumie.
Myśli o skrzydłach spokoju jej nie dają
i coraz większa przewagę nad nią mają
i nie fascynuję tu wcale,
bo co by było gdyby morskie fale,
pochłonęły ja całą
i nic by nie zostało?
Być może znalazłby się jeden człowiek,
który by zrozumiał swoje błędy
i poszedł w jej stronę.
Tam gdzie białe światło,
które na ziemi już zbladło.
Ona swoją dobroć czerpie z samotności,
on jest egoistą i brak mu czułości,
idealnie się dopełniają,
bo inne charaktery mają
i chociaż obydwojgu zależy,
to tylko jedno z nich w to wierzy.

Usiadła na parapecie i podkuliła nogi. Nic jej tu przecież nie trzyma, to czemu chce zostać? Męczyć się w tym cholernie żałosnym świecie. Martwić się o kolejne jutro. Czy to znowu przez ten strach? Nie. To przez niego, mimo wszystko co jej zrobił. Jej oczy się już od niego odzwyczaiły, ale serce dalej tęskni. W końcu jak ktoś mądry napisał " Serce nie sługa." To jest właśnie szczera prawda. Ale kiedy przychodzi noc, przy szczelnie zasłoniętych oknach gryziemy z bólu ręce, umieramy. Z tęsknoty, z braku, braku czego? Właśnie trudne pytanie, braku najbliższej osoby? Być może.  Ona takowej nie miała. Wszyscy ją opuścili, odeszli, zostawili, taką martwą duszę, która chce być aniołem. Piękne marzenie, ale czy realne? Realne, ale zawsze jest coś co trzyma na świecie, ją trzymał Zayn. To chyba dzięki niemu jeszcze tu jest. Ludzie boją się śmierci bardziej niż bólu, czemu? Przecież śmierć jest piękna. Przynajmniej ona tak uważała. Można było stać się aniołem, pragnęła tego, chciała tego, bała się. Nie myśl, że bała się bólu, nie, bała się cierpienia, bała się stracenia osoby, którą jest mulat. Kiedy by odeszła, nie zobaczyłaby go, nie przytuliła, nie spojrzała w jego oczy w kolorze kawy. A ten ból byłby gorszy. Gorszy od wszystkiego.  Kiedy się ubrała i nakarmiła psa wyszła, nad jej ulubione jezioro, już od pewnego czasu chciała iść je odwiedzić, jednak wyleciało jej to z głowy. Usiadła na brzegu i poczuła się jak mała dziewczynka, jej oczy, chociaż na chwile przybrały ten sam kolor, kiedy naprawdę czuła się szczęśliwa. Ale po kilku chwilach znowu zrobiły się smutne. Rozpłakała się, a wiatr osuszał jej niewinne łzy. Nienawidzę jej słabości, wydaje się wtedy taka żałosna, słaba, żadna. Wydaje się wtedy jak upadły anioł. Jednak miała w sobie magię niewinności, magię dziecka, której urok opierał się nie na wyglądzie, a na tym, że pomimo tych łez była silna, jednocześnie potykała się o własne skrzydła. Była specyficzną odmianą upadłego anioła, ona po prostu gubiła się we własnej duszy. Była upadłym aniołem światłości, nie była zła, lecz nie wiedziała co zrobić ze swoim życiem, nie wiedziała po co żyje. Upadły anioł z białymi skrzydłami o które się potyka, najlepsze słowa które mogą ją określić. Jednak istnieje człowiek, który mógłby sprawić że ona powstanie, jednak on jest za bardzo zapatrzony w siebie, więc nawet nie pokładajmy w nim nadziei.
- Hej! Co ty robisz?! - szatynka się zdenerwowała kiedy zobaczyła, że ktoś zrobił jej zdjęcie. Dziewczyna która była sprawcą tej sytuacji trochę się zmieszała.
- Musiałam to zrobić, tak pięknie to wyglądało, wirujące liście wokół ciebie, wiatr targający twoje włosy, a do tego jeszcze jezioro, no po prostu musiałam. - dziewczyna zaczęła opowiadać z takim przejęciem, że złość która przed chwilą wypełniała jej ciało, uleciała. - A do tego te oczy, takie smutne, nie pasujące do kompozycji, ale w tych twoich oczach widać było dziecko. - Destiny nie bardzo rozumiała o co chodzi. - Po prostu widać dziecko, w twoich oczach, przygaszone, duże niebieskie oczy w których widać tęsknotę, cierpienie, żal i dzieciństwo.
- Studiujesz psychologie?
- Tak. Łatwo poznać, no nie? - zapytała i przysiadła się obok szatynki. - Jestem Alice. - przedstawiła się, a Des uścisnęła jej rękę. - Destiny Bein.
Nie dawno tu przyjechałam, a już poznałam trzy nowe osoby. - przebiegło jej przez myśl.
- Przepraszam, ale muszę wracać. - powiedziała Des i poszła do domu. Chciała być sama, tak bardzo samotność nią zawładnęła, im bardziej jej nie chciała, tym bardziej zakorzeniała się w niej, w jej myślach, słowach, czynach, w jej sercu. Jednak dno serca zostało dla niego, tam samotność nie dotarła i nie dotrze.
A on? Jak zwykle zagubiony, nawet bardziej niż ona. Zwykły tchórz, jednak zgodził się na rozmowę z Niall'em.
- Słuchaj Zayn, ja wiem, że możesz być zły i w ogóle, ale miałem dość, dlatego tak powiedziałem. Chciałem, chciałem odebrać ci osobę którą kochasz. Nie zaprzeczaj. - powiedział szybko blondyn widząc jak jego przyjaciel otwiera usta. - Ponieważ, ja...ja kocham Perrie. - spuścił głowę. Mulata zszokowało, on kocha jego dziewczynę? Nie to nie możliwe.
- Czemu nic nie mówisz? - spytał z łzami w oczach.
- Nie wiem co. - odpowiedział. Szczerze? Cieszył się z tego. Ulżyło mu, dowiedział się, że Niall nie zabierze mu Des, podczas gdy on sam ją tracił. Jednak nie było jeszcze człowieka który by mu to uzmysłowił.
- Nic na to nie poradzę Zayn, ja chciałem, żebyś poczuł się tak jak ja.
Mulat to rozumiał, nie był zły, był szczęśliwy. Bardziej zależało mu na tym, żeby Niall nie odebrał mu Destiny, niż na tym, że zakochał się w Perrie i nie wiadomo co zrobi. Kolejne jego śmieszne zachowanie.
- Nie gniewam się Niall.
- Naprawdę? - iskierki zagościły w oczach blondyna, Zayn potwierdzająco kiwnął głową.
- A jak z Des? - na to pytanie mulat nie znał odpowiedzi. Nie wiedział. Nie umiał na nie odpowiedzieć. Wiedział, że znowu wszystko spieprzył, ale znowu jego kurewska duma nie pozwalała mu iść jej przeprosić.
- Znowu jej coś zrobiłeś?
- Ja zawsze wszystko zjebie. - chłopak wypowiedział to tak żałośnie, że blondynowi zrobiło mu się go żal, wiedział, że on sam musi iść i z nią raz a szczerze pogadać, ale pomóc nie zaszkodzi.
_________________________________________________________________________________
Krótki, bo krótki, ale jest, muszę się uczyć ;c  A i do tej dziewczyny która napisała do mnie na gg. MAM 13 LAT. Nie wiem o co jej chodziło, spytała się mnie o wiek, odpowiedziałam jej, że 13, a ona do mnie, że na pewno kłamie. Niby dlaczego miałabym to robić? Kiedy się o to spytałam zablokowała mnie.
Ja się pytam WTF? No, ale nic.
  Coś mało komentarzy. :c Ale tym osobą które komentują DZIĘKUJĘ za to ;xx
                                                                                                                            Kocham Was. ;*