(włącz)
- Mam nadzieję, że nie jest już za późno, że ciągle czekasz. - powiedział Zayn, spoglądając na szatynkę.
- Myślisz, że gdybym nie czekała, stałabym tu przed tobą? - przy słowach Des, mulat uśmiechnął się zadowolony z takiego obrotu sprawy.
- Szczerze? Nie wiem co powiedzieć. Nie wiem czy cię przeprosić, czy cię przytulić, czy po prostu znowu stchórzyć. - zaśmiała się nerwowo, myśląc nad tym co właśnie powiedziała. Niespodziewanie Zayn przytulił się do niej. Teraz właśnie nadeszły te chwile, w których modliła się do Boga o ich nie skończenie. Odzyskała bliską osobę, wybaczyła mu wszystko, teraz to zrozumiała, teraz była szczęśliwa. Tak, mogła powiedzieć, że jest szczęśliwa. Po raz pierwszy od bardzo dawna.
- Tęskniłem. - jedno słowo, a utwierdziło ją w przekonaniu, że nie jest sama na tym świecie. Do pokoju mulata weszła jego matka. Jakież było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła Destiny. Rozpoznała ją, w końcu ona zabiła jej córkę, była o tym przekonana.
- To znowu ty?! - krzyknęła kobieta. Des nie wiedziała co zrobić, najchętniej uciekłaby stamtąd, ale powstrzymywała ją ręka Zayn'a.
- To nie ona zabiła Doniye. - powiedział.
- Jak to nie? To niby kto jak nie ona? Powiedz, kogo jeszcze zabiłaś? Morderca zostanie mordercą, on się nie zmienia. - wysyczała szatynce prosto w twarz. - Wynoś się z mojego domu! - wypchnęła ją za drzwi pokoju, dalej Des szła sama. Wyszła z domu Zayn'a i skierowała swoje kroki w stronę swojej posesji. Nie zdążyła nawet zdjąć butów, kiedy zadzwonił dzwonek, chłopak który stał za drzwiami, nie czekając aż ktoś otworzy wszedł do jej domu.
- Przepraszam za nią. - powiedział cicho.
- Nie ma za co, zasłużyłam sobie. - odpowiedziała cicho i udała się do pokoju, Zayn poszedł za nią i zajął miejsce obok niej.
- Nie byłaś taka Des, byłaś twarda. Pamiętasz jak chłopcy z podwórka mi dokuczali? Stanęłaś w mojej obronie, nie bałaś się niczego, a teraz? Przecież dobrze wiesz, że tego nie zrobiłaś. Cholera Destiny, walcz o swoje! Nie poddawaj się, nie zamykaj w tym małym mieszkanku, nie widzisz co ze sobą robisz? - ostatnie zdanie powiedział nieco ciszej.
- Niby jak mam być silna, ze świadomością, że wszyscy mnie nienawidzą, że wszyscy ode mnie odchodzą, że...że nikt mnie nie kocha. - nienawidziła swojej wrażliwości, nienawidziła siebie, za wszystko, a najbardziej za to, że ludzie których kochała odeszli. Przecież nie powinna obwiniać za to siebie, tylko tych którzy to zrobili, tych którzy doprowadzili ją do takiego stanu, tych na których się zawiodła.
- Ja cię kocham, w końcu od tego są przyjaciele. - uśmiechnął się w jej stronę i przytulił. Dzieciństwo wróciło, przypomniała sobie wszystkie piękne chwile, ale tych złych też nie zabrakło.
- Muszę już iść, mama się na mnie wścieknie. - powiedział i już go nie było. Znowu ta cholerna pustka, wcześniej jeszcze wypełniał ją Whitney, a teraz? Właśnie Whit, ciekawe czy jeszcze żyje.
- Co ja bym dała, żeby wrócił do mnie i spojrzał tymi swoimi ślepiami, położył się w nogach, żeby po prostu był. - szepnęła, przerwał jej dzwonek do drzwi. Kto znowu? Chcę być sama, nie chcę widzieć nikogo.
Otworzyła drzwi, a do jej domu weszła Alice, która trzymała w swojej dłoni kopertę.
- Hej. To leżało przed twoimi drzwiami. - powiedziała i podała kopertę, jak się później okazało ze zdjęciami.
Dziewczyny siedziały i popijały herbatę, która Des wcześniej zaparzyła. Ani im się śniło otworzyć kopertę, która leżała na półce.
- Może poszłabyś ze mną do klubu za dwa dni? - spytała blondynka.
- Nie, dziękuję. Nie lubię klubów. - odpowiedziała grzecznie Des. Nie chciała iść, jednak głosik w jej głowie podpowiadał jej , żeby poszła, w końcu, co jej szkodzi?
- Jednak jakbyś się jeszcze namyśliła, zapisz sobie mój numer. - powiedziała i podała jej rząd cyfr. Chwile potem opuściła dom szatynki. Dziewczyna skierowała swoje kroki do szafki, gdzie leżała koperta. Otworzyła ją, a z jej wnętrza wyleciały 3 zdjęcia i zapisana kartka. Spojrzała na nie i szybko odwróciła wzrok, była zbyt zszokowana, żeby racjonalnie myśleć. Nie mogła na nie patrzeć, to za bardzo bolało, to było chore. Wybiegła z domu, jakby ją ktoś gonił, co prawda tak się właśnie czuła. Usiadła pod drzewem, na swoim podwórzu. Nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła. Zmasakrowane ciało jej psa i jeszcze mieli czelność go kopać! Ten kto to zrobił na pewno nie był człowiekiem, był potworem! Ukryła swoją twarz w rękach. Znowu była nieszczęśliwa, zraniona, porzucona. Zobaczył ją chłopak, podszedł do niej, pytał czy nic jej nie jest. Nawet nie uniosła głowy, żeby na niego spojrzeć. Był to kolega Zayn'a, Harry.
- Nie płacz. - próbował ją uspokoić, jednak wszystko poszło na marne, szatynka nadal płakała. Straciła kolejnego przyjaciela, albo jednak nie? Może on jeszcze żyje? Może go nie zabili? Chciała w to wierzyć, jednak nie potrafiła. Podniosła głowę, żeby spojrzeć na Harry'ego. Chłopak w tej samej chwili podniósł na nią wzrok. Wtedy go coś trafiło, ujrzał niebieskie oczy anioła, co prawda zapłakane, ale nawet u Niall'a nie widział takiej wyrazistej głębi niebieskiego morza.
- Mieszkasz tu? - spytał, pokazując ręką na budynek. Ta pokiwała głową, energicznie wstając z zimnej ziemi i pobiegła do domu, po czym zamknęła go na klucz. Zamknęła drzwi, nie tylko przed nim, zamknęła je przed wszystkimi. Znowu zaczęła żyć w świecie, do którego nie ma dostępu żadne z Was.
W jej świecie nachodziły ją różne myśli, raz było dobrze, raz źle, mimo to jeszcze dawała radę. Gdyby ludzie wiedzieli jaka jest na prawdę, pomyśleliby, że jest chora psychicznie, ale to kłamstwo, ona po prostu była inna. Ale czy inna znaczy wyjątkowa? W jej przypadku chyba tak. Była jak trędowata. Dlaczego? Bo inna od wszystkich. Może nie była do końca sobą, może się trochę pogubiła w życiu, ale jednak była wyjątkowa. W końcu bycie innym, nie zawsze oznacza bycie trędowatym. Kiedy zobaczyła, że chłopak z lokami się oddalił, a zrobił to, ponieważ zaczęło padać, wyszła z domu, jednak nadal była w swoim świecie. Przechodzący ludzie myśleli, że jest jakaś nienormalna, podczas gdy oni uciekali przed deszczem, ona stała. Ona czuła deszcz, inni po prostu mokli. Wreszcie mogła popłakać tak, że nikt nie będzie pytał co się stało, wszyscy pomylą łzy z kropelkami deszczu, ale to dobrze. Czasami ludzie są strasznie omylni, niespostrzegawczy, nieempatyczni. Po prostu są ludźmi. Ona o wiele bardziej wolała zwierzęta, czemu? Bo nie byli ludźmi. Jednak był jeden człowiek, który znał ją na tyle dobrze, że wiedział kiedy płacze. Wcale nie musiał iść do domu, chciał zobaczyć co ona robi, kiedy nikogo przy niej nie ma. Obserwował ją cały czas, nawet wtedy kiedy Harry do niej podszedł. Widział wszystko, widział zdjęcia, widział groźbę.
" Niedługo na tym miejscu zagości twoje ciało."
Nie wiedział o co chodzi, ale kiedy Harry poszedł, a Des wyszła z domu podszedł do niej i przytulił ją. Widział, że z jej smutnych oczy lecą krople wody, ale jednak słonej.
- Cii, wszystko będzie dobrze, znajdziemy go, tylko nie płacz.
- Skąd wiesz, że płacze? - wyszlochała cicho.
- Przecież cię znam. - popatrzał na dziewczynę, która tuliła się do jego klatki piersiowej i poczuł się szczęśliwy. Nie chciał patrzeć w jej oczy. Bał się nieba, które było w nich zawarte. Chociaż na razie było pochmurne i leciał z nich deszcz, który przybrał postać łez, jednak niedługo wzejdzie słońce, pojawi się tęcza i będą świeciły swoim blaskiem.
- Nie opuszczaj mnie, bo mam tylko ciebie.
_________________________________________________________________________________
Siemka moje skarby <3 Nie no nie rozczulajmy się, rozdział jest totalną klapą, ale jest dość długi, jak na mnie. xD Taa.. marne pocieszenie. Dziękuję za komentarze ♥ Zrobiłam ankietę, jak ktoś jeszcze nie zagłosował prosiłabym, aby to zrobił. Na razie wyniki nie za bardzo mnie satysfakcjonują. Czemu? Bo 5 osób czyta, a nie komentuje, nie wiem jak wy uważacie, ale dla mnie jest to pasożytnictwo! Jak wy byście się czuli, gdybyście pisali rozdziały, a ktoś je tylko czytał i nie doceniał waszej pracy? Nie chodzi mi tu o to, że macie mi tu słodzić, ani nic z tych rzeczy, ja chcę tylko waszej szczerej opinii na temat rozdziału. To tak dużo? Dobra, rozpisałam się, ale już koniec. :)
Kocham Was. ;xx
piątek, 30 listopada 2012
wtorek, 27 listopada 2012
16. "...nauczyła się umierać w sobie, nauczyła się ukrywać cały strach."
(włącz)
Wreszcie nadeszła upragniona noc. Noc ukrywa łzy i smutek, jest doskonała kryjówką dla stojących na krawędzi życia i śmierci. Dla niektórych mroczniej jest za dnia, a noc jaśnieje niezwykłym światłem, tak jak dla Des. Jest jej matką przemyśleń, w jej ramionach szuka zrozumienia. Często wzmaga w niej tęsknotę, ale i tak ją zachwyca.
- Wszystko się ułoży. - cichy szept potoczył się po jej języku.
- Wszystko się ułoży. - powtórzyła pewniej, ale i tak w to nie wierzyła. To były tylko puste słowa, które zatonęły w bezdźwięcznej tafli. Lustro przed którym stała, odbijało spojrzenie wylewające smutkiem i bezradnością. Jej lazurowe oczy znów lśniły blaskiem dzieciństwa. W jej domu zrobiło się zimno, więc przy wypowiadaniu słów para osiadła na lustrze. Przejechała opuszkiem palca po fragmencie lustra, już po chwili w miejscu gdzie jej palce stykały się z parą widniało imię Zayn.
- Chciałabym żebyś mnie przytulił. - przyjrzała się swojemu odbiciu, spojrzała na swoją przygnębioną twarz i na zmierzwione włosy, które opadały na jej blade policzki. Nie mogła patrzeć do jakiego stanu się doprowadziła, więc odeszła od lustra i skierowała swoje kroki w stronę okna. Spojrzała na księżyc, uwielbiała to robić, kochała jego blask. Westchnęła cicho, pokręciła głową i podeszła do kominka. Wzięła do reki gitarę. Jej dłonie zaczęły tańczyć wzdłuż drewnianego pudła. Dawało jej to ukojenie, zawsze grała tylko dla siebie, jedynym wyjątkiem był mulat, ale to i tak nie ważne. Pozwalała popłynąć rozkosznym dźwiękom piosenki Irresistible.
- Nie wiem jak umierają dźwięki, ale ja właśnie zabijam przyjaźń. - wyszeptała, kiedy skończyła grać. Po jej bladym policzku popłynęła kryształowa łza. Nie wiedziałam czemu ludzie nazywają łzy kryształowymi, ale kiedy zobaczyłam tą łzę na jej policzku wszystko stało się jasne. Jej łza wyglądała jak mały kryształ. Można by ją pomylić z najlepszym brylantem, jednak to była dalej ta sama łza. Słyszysz? Spływa po jej twarzy, nawilża usta, by po chwili upaść bezwładnie na drewnianą podłogę. Z tej pierwszej łzy wzięły przykład kolejne, i po chwili monotonnie spływały, oszpecając jej twarz. Jej bezradność zadziwia, jest jak małe dziecko, które nie przeżyje jednego dnia bez opieki. Przynajmniej niektórym tak się wydawało, ale nie była taka. Niekiedy po prostu nie wytrzymywała presji jaka na nią spadła. No bo w końcu kto by wytrzymał? Pomyśl, jesteś pokłócona z najlepszym przyjacielem, nie masz nawet przyjaciółki, twoi rodzice zginęli, a ty nawet nie wiesz czemu, a do tego prześladują cię jacyś bandyci, chcący się zemścić. W dodatku nie wiesz czemu. Co byś zrobiła? Dalej zgrywałabyś twardą? Nie sądzę. Jednak drzemała w niej jakaś siła, ale za cholerę nie chciała się obudzić. Ona po prostu wolała uciekać od wszystkiego. Była tchórzem.
" Ucieczka od życia jest najprostszym rozwiązaniem wszystkich problemów, ale kto tak naprawdę chce umierać w prostocie? "
Nazajutrz poszła do niego, stanęła przed drzwiami i..? I stała. Bała się zadzwonić. Czego się bała? Wie tylko ona. W końcu się odważyła, lekko nacisnęła na dzwonek, a zza drzwi wyłonił się Niall. Kiedy chłopak ją zobaczył uśmiechnął się, mogłoby się wydawać, że właśnie mówi " wiedziałem, że nie wytrzymasz bez niego." Wpuścił ją bez słowa do domu i właśnie zaczął się koszmar. Okazało się, że w domu są rodzice Zayn'a. Des stanęła jak wryta, nie umiała wydusić słowa. Była pewna, że zaraz na nią nakrzyczą jak wtedy, kiedy zdarzył się ten wypadek, wiedziała, że jej tego nie wybaczyli, ale przecież to nie ona. W tej chwili poczuła się jak mała, bezbronna dziewczynka, chociaż tak na prawdę była dużą, bezbronną kobietą. W sumie na jedno wychodzi. Ojciec jej przyjaciela ją zauważył, ta skinęła tylko głową i pognała do pokoju Zayn'a, a tam kolejne rozczarowanie, mianowicie Perrie.
- Gorzej już być nie może. - pomyślała. Jednak los zadecydował, że jednak może.
- Co ty tu robisz? - krzyknęły blondynka.
- Już nic. - odezwała się cicho Destiny.
- A państwo Malik wie, że tu jesteś?
- Nie, i tak już wychodzę.
- Nie wychodzisz. - powiedział Zayn, a szatynka spojrzała na niego zaskoczona. Mulat zrozumiał, że jeśli chce odzyskać swoją przyjaciółkę nie może kolejny raz stchórzyć. W tym samym czasie Des zapragnęła wyjść z cienia, opowiedzieć wszystko Perrie, powiedzieć jej, że jej nienawidzi, że zniszczyła jej życie, jednak zabrakło jej odwagi. Ona po prostu nauczyła się umierać w sobie, nauczyła się ukrywać cały strach.
- Ona tu zostaje, ty wychodzisz Perrie, porozmawiamy kiedy indziej. - powiedział chłopak, a blondynka wyszła, jednak zanim to zrobiła obrzuciła Des morderczym spojrzeniem. Szatynka nawet się nie spodziewała, że kolejna osoba zmieni jej życie w piekło.
Wreszcie nadeszła upragniona noc. Noc ukrywa łzy i smutek, jest doskonała kryjówką dla stojących na krawędzi życia i śmierci. Dla niektórych mroczniej jest za dnia, a noc jaśnieje niezwykłym światłem, tak jak dla Des. Jest jej matką przemyśleń, w jej ramionach szuka zrozumienia. Często wzmaga w niej tęsknotę, ale i tak ją zachwyca.
- Wszystko się ułoży. - cichy szept potoczył się po jej języku.
- Wszystko się ułoży. - powtórzyła pewniej, ale i tak w to nie wierzyła. To były tylko puste słowa, które zatonęły w bezdźwięcznej tafli. Lustro przed którym stała, odbijało spojrzenie wylewające smutkiem i bezradnością. Jej lazurowe oczy znów lśniły blaskiem dzieciństwa. W jej domu zrobiło się zimno, więc przy wypowiadaniu słów para osiadła na lustrze. Przejechała opuszkiem palca po fragmencie lustra, już po chwili w miejscu gdzie jej palce stykały się z parą widniało imię Zayn.
- Chciałabym żebyś mnie przytulił. - przyjrzała się swojemu odbiciu, spojrzała na swoją przygnębioną twarz i na zmierzwione włosy, które opadały na jej blade policzki. Nie mogła patrzeć do jakiego stanu się doprowadziła, więc odeszła od lustra i skierowała swoje kroki w stronę okna. Spojrzała na księżyc, uwielbiała to robić, kochała jego blask. Westchnęła cicho, pokręciła głową i podeszła do kominka. Wzięła do reki gitarę. Jej dłonie zaczęły tańczyć wzdłuż drewnianego pudła. Dawało jej to ukojenie, zawsze grała tylko dla siebie, jedynym wyjątkiem był mulat, ale to i tak nie ważne. Pozwalała popłynąć rozkosznym dźwiękom piosenki Irresistible.
- Nie wiem jak umierają dźwięki, ale ja właśnie zabijam przyjaźń. - wyszeptała, kiedy skończyła grać. Po jej bladym policzku popłynęła kryształowa łza. Nie wiedziałam czemu ludzie nazywają łzy kryształowymi, ale kiedy zobaczyłam tą łzę na jej policzku wszystko stało się jasne. Jej łza wyglądała jak mały kryształ. Można by ją pomylić z najlepszym brylantem, jednak to była dalej ta sama łza. Słyszysz? Spływa po jej twarzy, nawilża usta, by po chwili upaść bezwładnie na drewnianą podłogę. Z tej pierwszej łzy wzięły przykład kolejne, i po chwili monotonnie spływały, oszpecając jej twarz. Jej bezradność zadziwia, jest jak małe dziecko, które nie przeżyje jednego dnia bez opieki. Przynajmniej niektórym tak się wydawało, ale nie była taka. Niekiedy po prostu nie wytrzymywała presji jaka na nią spadła. No bo w końcu kto by wytrzymał? Pomyśl, jesteś pokłócona z najlepszym przyjacielem, nie masz nawet przyjaciółki, twoi rodzice zginęli, a ty nawet nie wiesz czemu, a do tego prześladują cię jacyś bandyci, chcący się zemścić. W dodatku nie wiesz czemu. Co byś zrobiła? Dalej zgrywałabyś twardą? Nie sądzę. Jednak drzemała w niej jakaś siła, ale za cholerę nie chciała się obudzić. Ona po prostu wolała uciekać od wszystkiego. Była tchórzem.
" Ucieczka od życia jest najprostszym rozwiązaniem wszystkich problemów, ale kto tak naprawdę chce umierać w prostocie? "
Nazajutrz poszła do niego, stanęła przed drzwiami i..? I stała. Bała się zadzwonić. Czego się bała? Wie tylko ona. W końcu się odważyła, lekko nacisnęła na dzwonek, a zza drzwi wyłonił się Niall. Kiedy chłopak ją zobaczył uśmiechnął się, mogłoby się wydawać, że właśnie mówi " wiedziałem, że nie wytrzymasz bez niego." Wpuścił ją bez słowa do domu i właśnie zaczął się koszmar. Okazało się, że w domu są rodzice Zayn'a. Des stanęła jak wryta, nie umiała wydusić słowa. Była pewna, że zaraz na nią nakrzyczą jak wtedy, kiedy zdarzył się ten wypadek, wiedziała, że jej tego nie wybaczyli, ale przecież to nie ona. W tej chwili poczuła się jak mała, bezbronna dziewczynka, chociaż tak na prawdę była dużą, bezbronną kobietą. W sumie na jedno wychodzi. Ojciec jej przyjaciela ją zauważył, ta skinęła tylko głową i pognała do pokoju Zayn'a, a tam kolejne rozczarowanie, mianowicie Perrie.
- Gorzej już być nie może. - pomyślała. Jednak los zadecydował, że jednak może.
- Co ty tu robisz? - krzyknęły blondynka.
- Już nic. - odezwała się cicho Destiny.
- A państwo Malik wie, że tu jesteś?
- Nie, i tak już wychodzę.
- Nie wychodzisz. - powiedział Zayn, a szatynka spojrzała na niego zaskoczona. Mulat zrozumiał, że jeśli chce odzyskać swoją przyjaciółkę nie może kolejny raz stchórzyć. W tym samym czasie Des zapragnęła wyjść z cienia, opowiedzieć wszystko Perrie, powiedzieć jej, że jej nienawidzi, że zniszczyła jej życie, jednak zabrakło jej odwagi. Ona po prostu nauczyła się umierać w sobie, nauczyła się ukrywać cały strach.
- Ona tu zostaje, ty wychodzisz Perrie, porozmawiamy kiedy indziej. - powiedział chłopak, a blondynka wyszła, jednak zanim to zrobiła obrzuciła Des morderczym spojrzeniem. Szatynka nawet się nie spodziewała, że kolejna osoba zmieni jej życie w piekło.
________________________________________________________________________________
Przepraszam, że jest strasznie krótki, ale mam masę nauki, ciągłe sprawdziany, kartkówki, pytania. Człowiek ma ochotę na to rzygać. Pewnie też występują literówki, ale przepisywałam to na szybko. Więc może przymknijcie na to oko ;P Postaram się napisać coś sensownego jutro, bo już na przyszły tydzień mam zapowiedziane 3 sprawdziany. -,- Strasznie dziękuję za te komentarze pod 15 rozdziałem. Naprawdę jestem wam BARDZO wdzięczna ;xx
Kocham Was. ;xx
niedziela, 25 listopada 2012
15. " Jeszcze nigdy w życiu nie była tak bezradna. "
Whit! Whit! - krzyczała Destiny, kiedy zorientowała się, że pies gdzieś zniknął. Jak zazwyczaj wyszła z nim na spacer, potem go spuściła, żeby sobie pobiegał, ale gdzieś zniknął. Nie pomogły jej wołania, psa dalej nie było. Zamiast niego, niedaleko miejsca, gdzie przed chwilą znajdował się Whitney znalazła karteczkę.
" Mówiliśmy ci, miej się na baczności, ale psa też trzeba było pilnować. Znikniesz tak jak on, tylko ciebie nie będzie miał kto szukać."
Szatynka przeraziła się nie na żarty.
- Boże, mój pies. Co jeszcze mnie spotka? - rozpłakała się żałośnie. Kochała tego psa, znaczył dla niej bardzo dużo, ale najgorsze było to, że o niej nie zapomnieli, na razie się nie ujawnili, ale była przekonana, że niedługo coś zrobią. W sumie jest jej to nawet na rękę, zabiją ją, nie będzie się musiała męczyć w tym szarym świecie. W końcu mogłaby być aniołem, którym zawsze chciała zostać. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie mulat, dla niego chciała żyć, dla niego chciała zostać. W sumie, po co aniołowi skrzydła, gdy nie ma własnego nieba? Jedno jego słowo, zatrzaskuje jej drzwi na lepsze jutro. On karmi ją słowami nadziei, mówi, że umie latać, chce żeby nauczyła się kochać, żeby poczuła, że może być aniołem, ale nie upadłym, prawdziwym aniołem, ale nie w niebie, tu, na ziemi. Ale ona i tak upada, przez niego nauczyła się latać, ale on znowu odciął jej skrzydła, a kiedy jeszcze raz je przyszyje, znowu je odetnie, jedyne czego nie wie, to to, że po tym również zostają blizny. One nigdy nie zagoją się do końca. A ona płacze, anioły tez płaczą, wszyscy płaczą, właśnie w tym momencie dusza anioła umiera. Śpiewa rzewną pieśń na pożegnanie. Uświadomiła sobie, że nie ma już praktycznie nikogo. Nawet psa. Wróciła do domu, w kieszeni miała jeszcze pogniecioną kartkę. Skuliła się na kanapie i rozmyślała.
Chcę już noc, chcę, żeby wszystko się skończyło, żeby zapadł zmrok, żeby nikogo nie było. - pomyślała. Uwielbiała samotność, tak dobrze się z nią dogadywała. Im więcej ludzi poznawała, tym bardziej była samotna, bo samotność to nie brak towarzystwa, tylko brak człowieka który cie zrozumie, który cię po prostu kocha. Kiedy siedziała w ciszy, do jej drzwi zapukał Niall. Poszła mu otworzyć i z powrotem usiadła na kanapie.
- A gdzie Whitney? - zapytał blondyn rozsiadając się na fotelu, gdzie leżała kurtka Destiny. Z jej kieszeni wypadła karteczka z parku. Niall ją przeczytał, potem jeszcze raz i jeszcze raz. Nie mógł uwierzyć w to co widzi , a Des się rozpłakała.
- Oni go zabiją. - wyszlochała. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że może go już nigdy nie zobaczyć.
" To tylko pies, tak mówisz,
tylko pies...
a ja ci powiem,
że pies to czasem więcej niż człowiek,
on nie ma duszy, mówisz...
popatrz jeszcze raz,
psia dusza większa jest od psa,
a kiedy uśmiechasz się do niej,
ona się huśta na ogonie,
a kiedy się pożegnać trzeba
i psu czas iść do psiego nieba
to niedaleko przecież pies wyrusza,
z tobą zostanie jego dusza. "
- Des, powiedz mi kto to jest. - poprosił blondyn.
- Nie wiem, rozumiesz? Nie wiem. - wyszeptała dławiąc się łzami. Tak naprawdę wiedziała, ale kiedy by mu powiedziała, nie byłby bezpieczny. Musiałby się ukrywać, tak jak teraz ona. Tak naprawdę chciała zostać w Londynie, ale tam łatwiej by ją znaleźli, tutaj widać też. Kiedyś chronił ją ojciec, a teraz kiedy go zabrakło, musiała chronić się sama.
- Nie wiesz czemu to robią? Przecież mogą cię zabić. - spojrzenie Niall'a przeszywało ją na wylot. Wiedziała czego chcą, ale nie wiedziała dlaczego. Nie wiedziała, albo może nie chciała wiedzieć?
- Co cie tu sprowadza? - zmieniła temat.
- Zayn.
- Mogłam nie pytać. - mruknęła cicho.
- Musisz z nim porozmawiać, on cie potrzebuje, tęskni za tobą...
- i rani. - dokończyła dziewczyna.
- Może nie jest idealny, jest zapatrzony w ciebie, ale zrozum, nie jest zły, nie zwracaj uwagi na to co mówi, bo on czasami mówi coś, czego nie chce. - próbował wytłumaczyć zachowanie przyjaciela.
- Nie wierze w to, on się po prostu zmienił.
- Daj mu ostatnią szansę, proszę. Widziałaś ból w jego oczach?
- Wystarczy, że widziałam w swoich.
- Boże Destiny, oboje cierpicie, nie widzicie tego? Jesteście dla siebie stworzeni. - jęknął blondyn.
- Śmieszne Niall, wiesz stworzona to ja jestem do samotności, i prawdę mówiąc, dobrze mi z tym.
- Nie prawda, kłamiesz, potrzebujesz bliskości, potrzebujesz wsparcia, potrzebujesz przyjaciela, ale nie umiesz się do tego przyznać! A wiesz czemu? Bo tak samo jak Zayn masz tą swoją pieprzoną dumę! - Niall stwierdził, że jedynie tak przemówi jej do rozumu. - Ale wiesz, ja widzę więcej niż inni. Widzę, że umierasz kiedy go nie widzisz, widzę wszystko.
- Niall przestań proszę. - popatrzała na niego błagalnie.
- Nie przestane dopóki nie zrozumiesz, że musicie się pogodzić! - krzyknął. - Wiesz jak ja się czuję, widząc go takiego przygnębionego? Albo ty, ty się zachowujesz jakby cie nie było. Nie widzisz sensu życia. To jest popieprzone!
Wiedziała to wszystko, nigdy nie była normalna, nigdy nie będzie normalna, zdawała sobie z tego sprawę.
- Wiem, że jestem jaka jestem, inna, ale nie potrafię być szczęśliwa, kiedy jest mi tak cholernie źle! Wiesz czego bym chciała? Tak jak ci mówiłam, chciałabym być aniołem, one są takie piękne.
- Nie, ty nie chcesz być aniołem, bo są piękne, ty chcesz nim być, żeby być sama. Z resztą o czym my rozmawiamy? To jest życie, obudź się z tego snu! Ogarnij się dopóki czas.
- Ja nie śpię, ja marze, ale zawsze znajdzie się ktoś kto nie pozwoli mi być sobą. - przez całą rozmowę jej wyraz twarzy nie zmienił się wcale.
- Des, błagam cię, nie wkurzaj mnie, obiecaj mi tylko, że kiedy on tu przyjdzie, wybaczysz mu. - powiedział błagalnym tonem.
- Już dawno to zrobiłam. - wyszeptała, ale on to usłyszał, uśmiechnął się i wyszedł z jej mieszkania. I znowu powróciła do niej jej przyjaciółka, samotność. A ona znowu zatraciła się w myślach, im więcej myślała, tym mniej rozumiała, tak naprawdę to nie chciała rozumieć. Kiedy zbliżała się noc myślała o nim, chociaż tak bardzo chciała zapomnieć. Nie potrafiła. Jeszcze nigdy w życiu nie była tak bezradna.
_________________________________________________________________________________
Każdy kto to czyta niech skomentuje i bez gadania, bo wam to zajmie chwile, a mi pisanie tych amatorskich rozdziałów zajmuje więcej czasu. A kiedy czytam wasze komentarze lepiej mi się pisze rozdział. :)
Kocham Was. ;xx
" Mówiliśmy ci, miej się na baczności, ale psa też trzeba było pilnować. Znikniesz tak jak on, tylko ciebie nie będzie miał kto szukać."
Szatynka przeraziła się nie na żarty.
- Boże, mój pies. Co jeszcze mnie spotka? - rozpłakała się żałośnie. Kochała tego psa, znaczył dla niej bardzo dużo, ale najgorsze było to, że o niej nie zapomnieli, na razie się nie ujawnili, ale była przekonana, że niedługo coś zrobią. W sumie jest jej to nawet na rękę, zabiją ją, nie będzie się musiała męczyć w tym szarym świecie. W końcu mogłaby być aniołem, którym zawsze chciała zostać. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie mulat, dla niego chciała żyć, dla niego chciała zostać. W sumie, po co aniołowi skrzydła, gdy nie ma własnego nieba? Jedno jego słowo, zatrzaskuje jej drzwi na lepsze jutro. On karmi ją słowami nadziei, mówi, że umie latać, chce żeby nauczyła się kochać, żeby poczuła, że może być aniołem, ale nie upadłym, prawdziwym aniołem, ale nie w niebie, tu, na ziemi. Ale ona i tak upada, przez niego nauczyła się latać, ale on znowu odciął jej skrzydła, a kiedy jeszcze raz je przyszyje, znowu je odetnie, jedyne czego nie wie, to to, że po tym również zostają blizny. One nigdy nie zagoją się do końca. A ona płacze, anioły tez płaczą, wszyscy płaczą, właśnie w tym momencie dusza anioła umiera. Śpiewa rzewną pieśń na pożegnanie. Uświadomiła sobie, że nie ma już praktycznie nikogo. Nawet psa. Wróciła do domu, w kieszeni miała jeszcze pogniecioną kartkę. Skuliła się na kanapie i rozmyślała.
Chcę już noc, chcę, żeby wszystko się skończyło, żeby zapadł zmrok, żeby nikogo nie było. - pomyślała. Uwielbiała samotność, tak dobrze się z nią dogadywała. Im więcej ludzi poznawała, tym bardziej była samotna, bo samotność to nie brak towarzystwa, tylko brak człowieka który cie zrozumie, który cię po prostu kocha. Kiedy siedziała w ciszy, do jej drzwi zapukał Niall. Poszła mu otworzyć i z powrotem usiadła na kanapie.
- A gdzie Whitney? - zapytał blondyn rozsiadając się na fotelu, gdzie leżała kurtka Destiny. Z jej kieszeni wypadła karteczka z parku. Niall ją przeczytał, potem jeszcze raz i jeszcze raz. Nie mógł uwierzyć w to co widzi , a Des się rozpłakała.
- Oni go zabiją. - wyszlochała. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że może go już nigdy nie zobaczyć.
" To tylko pies, tak mówisz,
tylko pies...
a ja ci powiem,
że pies to czasem więcej niż człowiek,
on nie ma duszy, mówisz...
popatrz jeszcze raz,
psia dusza większa jest od psa,
a kiedy uśmiechasz się do niej,
ona się huśta na ogonie,
a kiedy się pożegnać trzeba
i psu czas iść do psiego nieba
to niedaleko przecież pies wyrusza,
z tobą zostanie jego dusza. "
- Des, powiedz mi kto to jest. - poprosił blondyn.
- Nie wiem, rozumiesz? Nie wiem. - wyszeptała dławiąc się łzami. Tak naprawdę wiedziała, ale kiedy by mu powiedziała, nie byłby bezpieczny. Musiałby się ukrywać, tak jak teraz ona. Tak naprawdę chciała zostać w Londynie, ale tam łatwiej by ją znaleźli, tutaj widać też. Kiedyś chronił ją ojciec, a teraz kiedy go zabrakło, musiała chronić się sama.
- Nie wiesz czemu to robią? Przecież mogą cię zabić. - spojrzenie Niall'a przeszywało ją na wylot. Wiedziała czego chcą, ale nie wiedziała dlaczego. Nie wiedziała, albo może nie chciała wiedzieć?
- Co cie tu sprowadza? - zmieniła temat.
- Zayn.
- Mogłam nie pytać. - mruknęła cicho.
- Musisz z nim porozmawiać, on cie potrzebuje, tęskni za tobą...
- i rani. - dokończyła dziewczyna.
- Może nie jest idealny, jest zapatrzony w ciebie, ale zrozum, nie jest zły, nie zwracaj uwagi na to co mówi, bo on czasami mówi coś, czego nie chce. - próbował wytłumaczyć zachowanie przyjaciela.
- Nie wierze w to, on się po prostu zmienił.
- Daj mu ostatnią szansę, proszę. Widziałaś ból w jego oczach?
- Wystarczy, że widziałam w swoich.
- Boże Destiny, oboje cierpicie, nie widzicie tego? Jesteście dla siebie stworzeni. - jęknął blondyn.
- Śmieszne Niall, wiesz stworzona to ja jestem do samotności, i prawdę mówiąc, dobrze mi z tym.
- Nie prawda, kłamiesz, potrzebujesz bliskości, potrzebujesz wsparcia, potrzebujesz przyjaciela, ale nie umiesz się do tego przyznać! A wiesz czemu? Bo tak samo jak Zayn masz tą swoją pieprzoną dumę! - Niall stwierdził, że jedynie tak przemówi jej do rozumu. - Ale wiesz, ja widzę więcej niż inni. Widzę, że umierasz kiedy go nie widzisz, widzę wszystko.
- Niall przestań proszę. - popatrzała na niego błagalnie.
- Nie przestane dopóki nie zrozumiesz, że musicie się pogodzić! - krzyknął. - Wiesz jak ja się czuję, widząc go takiego przygnębionego? Albo ty, ty się zachowujesz jakby cie nie było. Nie widzisz sensu życia. To jest popieprzone!
Wiedziała to wszystko, nigdy nie była normalna, nigdy nie będzie normalna, zdawała sobie z tego sprawę.
- Wiem, że jestem jaka jestem, inna, ale nie potrafię być szczęśliwa, kiedy jest mi tak cholernie źle! Wiesz czego bym chciała? Tak jak ci mówiłam, chciałabym być aniołem, one są takie piękne.
- Nie, ty nie chcesz być aniołem, bo są piękne, ty chcesz nim być, żeby być sama. Z resztą o czym my rozmawiamy? To jest życie, obudź się z tego snu! Ogarnij się dopóki czas.
- Ja nie śpię, ja marze, ale zawsze znajdzie się ktoś kto nie pozwoli mi być sobą. - przez całą rozmowę jej wyraz twarzy nie zmienił się wcale.
- Des, błagam cię, nie wkurzaj mnie, obiecaj mi tylko, że kiedy on tu przyjdzie, wybaczysz mu. - powiedział błagalnym tonem.
- Już dawno to zrobiłam. - wyszeptała, ale on to usłyszał, uśmiechnął się i wyszedł z jej mieszkania. I znowu powróciła do niej jej przyjaciółka, samotność. A ona znowu zatraciła się w myślach, im więcej myślała, tym mniej rozumiała, tak naprawdę to nie chciała rozumieć. Kiedy zbliżała się noc myślała o nim, chociaż tak bardzo chciała zapomnieć. Nie potrafiła. Jeszcze nigdy w życiu nie była tak bezradna.
_________________________________________________________________________________
Każdy kto to czyta niech skomentuje i bez gadania, bo wam to zajmie chwile, a mi pisanie tych amatorskich rozdziałów zajmuje więcej czasu. A kiedy czytam wasze komentarze lepiej mi się pisze rozdział. :)
Kocham Was. ;xx
czwartek, 22 listopada 2012
14. " Upadły anioł z białymi skrzydłami o które się potyka. "
(włącz)
Des poczuła jak ktoś ściąga jej kołdrę z łóżka i postanowiła zaalarmować. Okazało się, że to Whitney. Ostatnio strasznie mało się nim zajmowała.
Des poczuła jak ktoś ściąga jej kołdrę z łóżka i postanowiła zaalarmować. Okazało się, że to Whitney. Ostatnio strasznie mało się nim zajmowała.
- Postanowiłam zostać w łóżku do południa. - oznajmiła psu. - Może do tego czasu szlag trafi połowę świata i życie będzie o połowę lżejsze.- wiedziała, że i tak jej nie rozumie. W nocy nie umiała spać, zasnęła dopiero o 5 nad ranem. Cały czas myślała nad słowami Zayn'a. Ona zmieniła się na gorsze? Przecież to istne bzdury! To nie ona nie umie się odezwać w obronie najbliższych. To nie ona udaje, że nie słyszy jak ktoś kogoś krzywdzi. To nie ona odwraca się od ludzi których kocha. To nie ona daje nadzieje, a potem ją odbiera. Ona jedynie z tej nadziei korzysta, a potem dostaje w zamian rozczarowanie. Czasem chciałaby być aniołem. Takim który lata i nie ma zmartwień, takim który jest wolny.
Po zachodzie słońca,
gdy dzień dobiega końca,
budzi się w niej anioł
i pomimo jej staraniom,
myśli o śmierci odpędzić nie umie
i całą noc siedzi w zadumie.
Myśli o skrzydłach spokoju jej nie dają
i coraz większa przewagę nad nią mają
i nie fascynuję tu wcale,
bo co by było gdyby morskie fale,
pochłonęły ja całą
i nic by nie zostało?
Być może znalazłby się jeden człowiek,
który by zrozumiał swoje błędy
i poszedł w jej stronę.
Tam gdzie białe światło,
które na ziemi już zbladło.
Ona swoją dobroć czerpie z samotności,
on jest egoistą i brak mu czułości,
idealnie się dopełniają,
bo inne charaktery mają
i chociaż obydwojgu zależy,
to tylko jedno z nich w to wierzy.
Usiadła na parapecie i podkuliła nogi. Nic jej tu przecież nie trzyma, to czemu chce zostać? Męczyć się w tym cholernie żałosnym świecie. Martwić się o kolejne jutro. Czy to znowu przez ten strach? Nie. To przez niego, mimo wszystko co jej zrobił. Jej oczy się już od niego odzwyczaiły, ale serce dalej tęskni. W końcu jak ktoś mądry napisał " Serce nie sługa." To jest właśnie szczera prawda. Ale kiedy przychodzi noc, przy szczelnie zasłoniętych oknach gryziemy z bólu ręce, umieramy. Z tęsknoty, z braku, braku czego? Właśnie trudne pytanie, braku najbliższej osoby? Być może. Ona takowej nie miała. Wszyscy ją opuścili, odeszli, zostawili, taką martwą duszę, która chce być aniołem. Piękne marzenie, ale czy realne? Realne, ale zawsze jest coś co trzyma na świecie, ją trzymał Zayn. To chyba dzięki niemu jeszcze tu jest. Ludzie boją się śmierci bardziej niż bólu, czemu? Przecież śmierć jest piękna. Przynajmniej ona tak uważała. Można było stać się aniołem, pragnęła tego, chciała tego, bała się. Nie myśl, że bała się bólu, nie, bała się cierpienia, bała się stracenia osoby, którą jest mulat. Kiedy by odeszła, nie zobaczyłaby go, nie przytuliła, nie spojrzała w jego oczy w kolorze kawy. A ten ból byłby gorszy. Gorszy od wszystkiego. Kiedy się ubrała i nakarmiła psa wyszła, nad jej ulubione jezioro, już od pewnego czasu chciała iść je odwiedzić, jednak wyleciało jej to z głowy. Usiadła na brzegu i poczuła się jak mała dziewczynka, jej oczy, chociaż na chwile przybrały ten sam kolor, kiedy naprawdę czuła się szczęśliwa. Ale po kilku chwilach znowu zrobiły się smutne. Rozpłakała się, a wiatr osuszał jej niewinne łzy. Nienawidzę jej słabości, wydaje się wtedy taka żałosna, słaba, żadna. Wydaje się wtedy jak upadły anioł. Jednak miała w sobie magię niewinności, magię dziecka, której urok opierał się nie na wyglądzie, a na tym, że pomimo tych łez była silna, jednocześnie potykała się o własne skrzydła. Była specyficzną odmianą upadłego anioła, ona po prostu gubiła się we własnej duszy. Była upadłym aniołem światłości, nie była zła, lecz nie wiedziała co zrobić ze swoim życiem, nie wiedziała po co żyje. Upadły anioł z białymi skrzydłami o które się potyka, najlepsze słowa które mogą ją określić. Jednak istnieje człowiek, który mógłby sprawić że ona powstanie, jednak on jest za bardzo zapatrzony w siebie, więc nawet nie pokładajmy w nim nadziei.
- Hej! Co ty robisz?! - szatynka się zdenerwowała kiedy zobaczyła, że ktoś zrobił jej zdjęcie. Dziewczyna która była sprawcą tej sytuacji trochę się zmieszała.
- Musiałam to zrobić, tak pięknie to wyglądało, wirujące liście wokół ciebie, wiatr targający twoje włosy, a do tego jeszcze jezioro, no po prostu musiałam. - dziewczyna zaczęła opowiadać z takim przejęciem, że złość która przed chwilą wypełniała jej ciało, uleciała. - A do tego te oczy, takie smutne, nie pasujące do kompozycji, ale w tych twoich oczach widać było dziecko. - Destiny nie bardzo rozumiała o co chodzi. - Po prostu widać dziecko, w twoich oczach, przygaszone, duże niebieskie oczy w których widać tęsknotę, cierpienie, żal i dzieciństwo.
- Studiujesz psychologie?
- Tak. Łatwo poznać, no nie? - zapytała i przysiadła się obok szatynki. - Jestem Alice. - przedstawiła się, a Des uścisnęła jej rękę. - Destiny Bein.
Nie dawno tu przyjechałam, a już poznałam trzy nowe osoby. - przebiegło jej przez myśl.
- Przepraszam, ale muszę wracać. - powiedziała Des i poszła do domu. Chciała być sama, tak bardzo samotność nią zawładnęła, im bardziej jej nie chciała, tym bardziej zakorzeniała się w niej, w jej myślach, słowach, czynach, w jej sercu. Jednak dno serca zostało dla niego, tam samotność nie dotarła i nie dotrze.
A on? Jak zwykle zagubiony, nawet bardziej niż ona. Zwykły tchórz, jednak zgodził się na rozmowę z Niall'em.
- Słuchaj Zayn, ja wiem, że możesz być zły i w ogóle, ale miałem dość, dlatego tak powiedziałem. Chciałem, chciałem odebrać ci osobę którą kochasz. Nie zaprzeczaj. - powiedział szybko blondyn widząc jak jego przyjaciel otwiera usta. - Ponieważ, ja...ja kocham Perrie. - spuścił głowę. Mulata zszokowało, on kocha jego dziewczynę? Nie to nie możliwe.
- Czemu nic nie mówisz? - spytał z łzami w oczach.
- Nie wiem co. - odpowiedział. Szczerze? Cieszył się z tego. Ulżyło mu, dowiedział się, że Niall nie zabierze mu Des, podczas gdy on sam ją tracił. Jednak nie było jeszcze człowieka który by mu to uzmysłowił.
- Nic na to nie poradzę Zayn, ja chciałem, żebyś poczuł się tak jak ja.
Mulat to rozumiał, nie był zły, był szczęśliwy. Bardziej zależało mu na tym, żeby Niall nie odebrał mu Destiny, niż na tym, że zakochał się w Perrie i nie wiadomo co zrobi. Kolejne jego śmieszne zachowanie.
- Nie gniewam się Niall.
- Naprawdę? - iskierki zagościły w oczach blondyna, Zayn potwierdzająco kiwnął głową.
- A jak z Des? - na to pytanie mulat nie znał odpowiedzi. Nie wiedział. Nie umiał na nie odpowiedzieć. Wiedział, że znowu wszystko spieprzył, ale znowu jego kurewska duma nie pozwalała mu iść jej przeprosić.
- Znowu jej coś zrobiłeś?
- Ja zawsze wszystko zjebie. - chłopak wypowiedział to tak żałośnie, że blondynowi zrobiło mu się go żal, wiedział, że on sam musi iść i z nią raz a szczerze pogadać, ale pomóc nie zaszkodzi.
_________________________________________________________________________________
Krótki, bo krótki, ale jest, muszę się uczyć ;c A i do tej dziewczyny która napisała do mnie na gg. MAM 13 LAT. Nie wiem o co jej chodziło, spytała się mnie o wiek, odpowiedziałam jej, że 13, a ona do mnie, że na pewno kłamie. Niby dlaczego miałabym to robić? Kiedy się o to spytałam zablokowała mnie.
Ja się pytam WTF? No, ale nic.
Coś mało komentarzy. :c Ale tym osobą które komentują DZIĘKUJĘ za to ;xx
Kocham Was. ;*
Po zachodzie słońca,
gdy dzień dobiega końca,
budzi się w niej anioł
i pomimo jej staraniom,
myśli o śmierci odpędzić nie umie
i całą noc siedzi w zadumie.
Myśli o skrzydłach spokoju jej nie dają
i coraz większa przewagę nad nią mają
i nie fascynuję tu wcale,
bo co by było gdyby morskie fale,
pochłonęły ja całą
i nic by nie zostało?
Być może znalazłby się jeden człowiek,
który by zrozumiał swoje błędy
i poszedł w jej stronę.
Tam gdzie białe światło,
które na ziemi już zbladło.
Ona swoją dobroć czerpie z samotności,
on jest egoistą i brak mu czułości,
idealnie się dopełniają,
bo inne charaktery mają
i chociaż obydwojgu zależy,
to tylko jedno z nich w to wierzy.
Usiadła na parapecie i podkuliła nogi. Nic jej tu przecież nie trzyma, to czemu chce zostać? Męczyć się w tym cholernie żałosnym świecie. Martwić się o kolejne jutro. Czy to znowu przez ten strach? Nie. To przez niego, mimo wszystko co jej zrobił. Jej oczy się już od niego odzwyczaiły, ale serce dalej tęskni. W końcu jak ktoś mądry napisał " Serce nie sługa." To jest właśnie szczera prawda. Ale kiedy przychodzi noc, przy szczelnie zasłoniętych oknach gryziemy z bólu ręce, umieramy. Z tęsknoty, z braku, braku czego? Właśnie trudne pytanie, braku najbliższej osoby? Być może. Ona takowej nie miała. Wszyscy ją opuścili, odeszli, zostawili, taką martwą duszę, która chce być aniołem. Piękne marzenie, ale czy realne? Realne, ale zawsze jest coś co trzyma na świecie, ją trzymał Zayn. To chyba dzięki niemu jeszcze tu jest. Ludzie boją się śmierci bardziej niż bólu, czemu? Przecież śmierć jest piękna. Przynajmniej ona tak uważała. Można było stać się aniołem, pragnęła tego, chciała tego, bała się. Nie myśl, że bała się bólu, nie, bała się cierpienia, bała się stracenia osoby, którą jest mulat. Kiedy by odeszła, nie zobaczyłaby go, nie przytuliła, nie spojrzała w jego oczy w kolorze kawy. A ten ból byłby gorszy. Gorszy od wszystkiego. Kiedy się ubrała i nakarmiła psa wyszła, nad jej ulubione jezioro, już od pewnego czasu chciała iść je odwiedzić, jednak wyleciało jej to z głowy. Usiadła na brzegu i poczuła się jak mała dziewczynka, jej oczy, chociaż na chwile przybrały ten sam kolor, kiedy naprawdę czuła się szczęśliwa. Ale po kilku chwilach znowu zrobiły się smutne. Rozpłakała się, a wiatr osuszał jej niewinne łzy. Nienawidzę jej słabości, wydaje się wtedy taka żałosna, słaba, żadna. Wydaje się wtedy jak upadły anioł. Jednak miała w sobie magię niewinności, magię dziecka, której urok opierał się nie na wyglądzie, a na tym, że pomimo tych łez była silna, jednocześnie potykała się o własne skrzydła. Była specyficzną odmianą upadłego anioła, ona po prostu gubiła się we własnej duszy. Była upadłym aniołem światłości, nie była zła, lecz nie wiedziała co zrobić ze swoim życiem, nie wiedziała po co żyje. Upadły anioł z białymi skrzydłami o które się potyka, najlepsze słowa które mogą ją określić. Jednak istnieje człowiek, który mógłby sprawić że ona powstanie, jednak on jest za bardzo zapatrzony w siebie, więc nawet nie pokładajmy w nim nadziei.
- Hej! Co ty robisz?! - szatynka się zdenerwowała kiedy zobaczyła, że ktoś zrobił jej zdjęcie. Dziewczyna która była sprawcą tej sytuacji trochę się zmieszała.
- Musiałam to zrobić, tak pięknie to wyglądało, wirujące liście wokół ciebie, wiatr targający twoje włosy, a do tego jeszcze jezioro, no po prostu musiałam. - dziewczyna zaczęła opowiadać z takim przejęciem, że złość która przed chwilą wypełniała jej ciało, uleciała. - A do tego te oczy, takie smutne, nie pasujące do kompozycji, ale w tych twoich oczach widać było dziecko. - Destiny nie bardzo rozumiała o co chodzi. - Po prostu widać dziecko, w twoich oczach, przygaszone, duże niebieskie oczy w których widać tęsknotę, cierpienie, żal i dzieciństwo.
- Studiujesz psychologie?
- Tak. Łatwo poznać, no nie? - zapytała i przysiadła się obok szatynki. - Jestem Alice. - przedstawiła się, a Des uścisnęła jej rękę. - Destiny Bein.
Nie dawno tu przyjechałam, a już poznałam trzy nowe osoby. - przebiegło jej przez myśl.
- Przepraszam, ale muszę wracać. - powiedziała Des i poszła do domu. Chciała być sama, tak bardzo samotność nią zawładnęła, im bardziej jej nie chciała, tym bardziej zakorzeniała się w niej, w jej myślach, słowach, czynach, w jej sercu. Jednak dno serca zostało dla niego, tam samotność nie dotarła i nie dotrze.
A on? Jak zwykle zagubiony, nawet bardziej niż ona. Zwykły tchórz, jednak zgodził się na rozmowę z Niall'em.
- Słuchaj Zayn, ja wiem, że możesz być zły i w ogóle, ale miałem dość, dlatego tak powiedziałem. Chciałem, chciałem odebrać ci osobę którą kochasz. Nie zaprzeczaj. - powiedział szybko blondyn widząc jak jego przyjaciel otwiera usta. - Ponieważ, ja...ja kocham Perrie. - spuścił głowę. Mulata zszokowało, on kocha jego dziewczynę? Nie to nie możliwe.
- Czemu nic nie mówisz? - spytał z łzami w oczach.
- Nie wiem co. - odpowiedział. Szczerze? Cieszył się z tego. Ulżyło mu, dowiedział się, że Niall nie zabierze mu Des, podczas gdy on sam ją tracił. Jednak nie było jeszcze człowieka który by mu to uzmysłowił.
- Nic na to nie poradzę Zayn, ja chciałem, żebyś poczuł się tak jak ja.
Mulat to rozumiał, nie był zły, był szczęśliwy. Bardziej zależało mu na tym, żeby Niall nie odebrał mu Destiny, niż na tym, że zakochał się w Perrie i nie wiadomo co zrobi. Kolejne jego śmieszne zachowanie.
- Nie gniewam się Niall.
- Naprawdę? - iskierki zagościły w oczach blondyna, Zayn potwierdzająco kiwnął głową.
- A jak z Des? - na to pytanie mulat nie znał odpowiedzi. Nie wiedział. Nie umiał na nie odpowiedzieć. Wiedział, że znowu wszystko spieprzył, ale znowu jego kurewska duma nie pozwalała mu iść jej przeprosić.
- Znowu jej coś zrobiłeś?
- Ja zawsze wszystko zjebie. - chłopak wypowiedział to tak żałośnie, że blondynowi zrobiło mu się go żal, wiedział, że on sam musi iść i z nią raz a szczerze pogadać, ale pomóc nie zaszkodzi.
_________________________________________________________________________________
Krótki, bo krótki, ale jest, muszę się uczyć ;c A i do tej dziewczyny która napisała do mnie na gg. MAM 13 LAT. Nie wiem o co jej chodziło, spytała się mnie o wiek, odpowiedziałam jej, że 13, a ona do mnie, że na pewno kłamie. Niby dlaczego miałabym to robić? Kiedy się o to spytałam zablokowała mnie.
Ja się pytam WTF? No, ale nic.
Coś mało komentarzy. :c Ale tym osobą które komentują DZIĘKUJĘ za to ;xx
Kocham Was. ;*
wtorek, 20 listopada 2012
13. " Nieodpowiednie słowa mogą ranić..."
(włącz)
W tym momencie nie wiedziała co zrobić, była po między tym co chce, a tym co powinna. Ale kiedy tylko znowu się do niego przyzwyczai, pokocha od nowa, on znów odejdzie, a ona znowu zostanie sama. Znowu...to takie głupie słowo, zupełnie jak samotność. Teraz przyzwyczaiła się do samotności, do bólu, do wszystkiego, czemu miałaby się odzwyczaić? Chciała go z powrotem, ale cofnąć w czasie to jej zdaniem najlepsze wyjście, niestety nierealne, nie chciała go jako dorosłego człowieka, tylko jako małego, wesołego chłopaczka który rozśmieszał ją na każdym kroku. Chciała, żeby czasy w których ich najgorszym przewinieniem były podkradzione cukierki lub zbicie lampy, wróciły. Żeby on nie wyjeżdżał, żeby jej rodzicie byli tu z nią, a nie tam. Właśnie chciała, ale rzeczywistość była inna, on był przy niej, ale ciałem, a ona chciała go duchem. Zmienił się, ale czy na lepsze? Nie dowie się tego jeżeli znowu od niego ucieknie. I właśnie tu był problem. Bała się zaryzykować, w końcu kto by się nie bał? To było jak zapałka. Albo zapalisz nią świecę i mrok cię nie pochłonie, albo nie zdążysz i zginiesz w ciemnościach. Jedyne pytanie jakie nasuwało się jej to czy zaufać mu ponownie, czy nie? Niektórzy pomyślą sobie, nad czym ona się zastanawia? Najwyżej ją zostawi, przecież nie są razem, to tylko jakaś głupia szczeniacka przyjaźń. Czy przyjaźń można nazwać szczeniacką? Jak widać można Ale to było coś więcej, ona nie wytrzymałaby jeżeli on jeszcze raz by ją zostawił. Po kolei odchodziły od niej osoby które kochała. Drugi raz nie chciała tego przeżywać, drugi raz by tego nie przeżyła...
Ale zaufała mu. Coś sprawiło, że mu zaufała. Jego urok osobisty? Nie, to nie to. Być może to, że cholernie jej na nim zależało i na odwrót, w końcu przez prawie 12 lat się ze sobą przyjaźnili. Tego nie da się tak zwyczajnie wymazać z pamięci. Ich relacji nie da się opisać zwykłymi słowami, a niezwykłych nie znam. To było coś jak małżeństwo dwojga dusz. Popatrzała mu w oczy, uwielbiała ich kolor. Wyraziste, mocne, aromatyczne jak kawa, ale nie taka z mlekiem, taka mocna, czarna jak węgiel, oczy ciepłe jak ogień, jak palone drewno w kominku, i gorzkie jak ciemna czekolada. Słodko-gorzkie.
- Skąd miałeś tyle wyobraźni na tak piękne oczy? - zwróciła się do Boga, jedynie myślami, to było pytanie retoryczne, bo przecież on jej nie odpowie.
- Wiesz Des - Zayn zaczął niepewnie. - myślę, że to niedługo się skończy. Nie będzie smutku, łez, będziesz ty i ja popijający kakao, tak jak dawniej. - na samo wspomnienie o tym jak razem siedzieli w domu i popijali podkradzione kakao, a potem roztrzaskali kubki uśmiechnął się pod nosem. A ona wtedy wiedziała co ma zrobić.
- Ten świat bez nas by nie istniał. - powiedziała i przytuliła go. Wybaczyła mu, już dawno to zrobiła, ale nie dopuszczała do siebie tej myśli. Nie chciała. Tak bardzo pragnęła być jeszcze dzieckiem, bawić się z nim.
Tak bardzo nie chciała być dorosła.
- Lepiej już stąd chodźmy, jeszcze Perrie by przyszła. - odsunęła się od chłopaka. Nie wiedziała czemu to powiedziała. Może ze strachu który towarzyszył jej cały czas kiedy z nim przebywała. Czego się bała? Nie, raczej kogo. Odpowiedź jest jedna - Perrie. Nie chce się z nią kłócić, nie wczoraj, nie jutro, nigdy, a przynajmniej nie teraz kiedy złapała garstkę szczęścia. Tym szczęściem była przyjaźń, która być może na nowo urośnie w siłę. Być może. Ktoś powiedział " Tylko mnie kochaj. " Ona wolała powiedzieć
" Tylko mnie nie opuszczaj."
- Chodź, idziemy do mnie. - powiedział Zayn i pociągnął szatynkę za rękę. Nie protestowała, chciała się nim nacieszyć. Kiedy przyszli do domu Zayn'a na kanapie siedział Niall z Louis'em. Mulat dalej nie odzywał się z irlandczykiem, więc nawet na niego nie spojrzał.
- Hej Niall. - uśmiechnęła się w stronę blondyna, a ten odwzajemnił uśmiech.
- Chodź Des. - Zayn widząc, że Des chciała pogadać z Niall'em szybko pociągnął ją do swojego pokoju.
Zayn był zazdrosny o Des i zdawał sobie z tego sprawę, ale nie czuł do niej miłości jaka była między chłopakiem, a dziewczyną, owszem pociągała go fizycznie, ale tego nie dopuszczał do swoich myśli. Uznawał to za chore i okropne, przecież byli przyjaciółmi. A on miał dodatkowo dziewczynę.
- Chciałam się przywitać z blondynem. - powiedziała z wyrzutem szatynka i usiadła na łóżku, Zayn zrobił to samo.
- Zdążysz jeszcze. - odpowiedział jej. W pomieszczeniu przez dłuższą chwilę panowała cisza. Zwykle mieli sobie tyle do powiedzenia, usta im się nie zamykały, a teraz? Teraz stoją nad przepaścią, obydwoje boją się, że powiedzą coś nie tak, coś zepsują. Strach..to takie głupie uczucie, niektórzy mówią, że lepiej by było jeżeliby go nie było, oni wiedzieli, że strach jest potrzebny. Chociażby do tego, żeby nie ranić drugiej osoby, ale ta cisza między nimi była ciężka, nie do zniesienia.
- Zmieniłaś się. - musiał to jakoś przerwać, nie umiał nic innego wymyślić, z drugiej strony dość długo zastanawiał się co się z nią stało, czemu nie jest tak zabawna i rozmowna jak kiedyś? Teraz miał idealną okazję, żeby z nią na ten temat porozmawiać.
- Ludzie się zmieniają Zayn i musisz to przyjąć do wiadomości, albo na lepsze albo na - zamilkła na chwilę - na gorsze. - zastanowiły go słowa dziewczyny. Nie rozumiał ich do końca. Nikt nie zmienia się aż tak. Przecież ona nie mogła stać się taką bezduszną, smutną, cichą istotą. Pomyślał "bezduszna", ale to było cholernie nie trafne określenie. Nigdy by się nie spodziewał ile ona tłumi w sobie uczuć, ile cierpień, ile łez i wszystko to zatrzymuje tylko dla siebie, przynajmniej teraz nie zamierza się nimi z nikim podzielić. Ktoś pomyśli " A marzenia? Przecież musi mieć marzenia." Oczywiście, że je ma, ale już dawno w niej zgasły jak duszony ogarek papierosa, i to on sam je zgasił, jak w popielniczce, a potem one uniosły się i wzleciały w górę. Najpierw uczynił ja piękniejszą, nie chodzi tu o wygląd, bo wyglądem onieśmielała zawsze, duże niebieskie oczy, to było jej atutem, można było się w nie wpatrywać i dokładnie widzieć każdy szczegół. Były jak otwarta księga, kiedy była smutna były przygaszone, ciemne, a kiedy była wesoła, miało się takie wrażenie choćby zawarto w nich wszystkie kolory tęczy. Jednak już od dawna nie było w nich nic widać szczęścia, tylko cierpienie i ból. A kiedy promieniała radością zostawił ją, porzucił, wyjechał..a ona? Najpierw ufała, potem płakała, a teraz? Teraz przebaczyła, ale pamiętać będzie zawsze.
- Przecież możesz się jeszcze zmienić na lepsze. - powiedział i posłał jej uśmiech.
- Ale ja nie mówię o sobie, tylko o tobie. - popatrzała na niego z żalem w oczach, przecież ona nie zmieniła się na gorsze. Może mniej się uśmiecha, ale to nie jest coś złego.
- Jak to o mnie? - obruszył się mulat.
- Tak to, myślisz tylko o sobie Zayn, nie wiesz o mnie już nic, a z góry zakładasz, że zmieniłam się na gorsze. Wiesz jak to boli, a z resztą zapomniałam, ty żyjesz w idealnym świecie pełnym uśmiechu, gdzie nie ma bólu. A ból jest ważny, dzięki niemu stajesz się silniejszy. - powiedziała, a on widział ją już ostatni raz dzisiejszego wieczoru. Mimo to, że mówiła o sile, on widział w jej smutnych oczach przeszywający ją ból. I właśnie teraz już nie musiał się bać, że coś zrobi nie tak, bo już to zrobił. Nieodpowiednie słowa mogą ranić, a z ust najlepszego przyjaciela brzmią tak okropnie, tak obco.
_________________________________________________________________________________
Mamy za sobą pechową 13. W sumie jako tako nie jest taki zły chyba, no nie? Albo...a z resztą. Dziękuję za komentarze. Jak ktoś to przeczytał proszę niech wyrazi swoją opinię, nawet tą negatywną, każda jest dla mnie ważna.
I Love You so much. ;x
W tym momencie nie wiedziała co zrobić, była po między tym co chce, a tym co powinna. Ale kiedy tylko znowu się do niego przyzwyczai, pokocha od nowa, on znów odejdzie, a ona znowu zostanie sama. Znowu...to takie głupie słowo, zupełnie jak samotność. Teraz przyzwyczaiła się do samotności, do bólu, do wszystkiego, czemu miałaby się odzwyczaić? Chciała go z powrotem, ale cofnąć w czasie to jej zdaniem najlepsze wyjście, niestety nierealne, nie chciała go jako dorosłego człowieka, tylko jako małego, wesołego chłopaczka który rozśmieszał ją na każdym kroku. Chciała, żeby czasy w których ich najgorszym przewinieniem były podkradzione cukierki lub zbicie lampy, wróciły. Żeby on nie wyjeżdżał, żeby jej rodzicie byli tu z nią, a nie tam. Właśnie chciała, ale rzeczywistość była inna, on był przy niej, ale ciałem, a ona chciała go duchem. Zmienił się, ale czy na lepsze? Nie dowie się tego jeżeli znowu od niego ucieknie. I właśnie tu był problem. Bała się zaryzykować, w końcu kto by się nie bał? To było jak zapałka. Albo zapalisz nią świecę i mrok cię nie pochłonie, albo nie zdążysz i zginiesz w ciemnościach. Jedyne pytanie jakie nasuwało się jej to czy zaufać mu ponownie, czy nie? Niektórzy pomyślą sobie, nad czym ona się zastanawia? Najwyżej ją zostawi, przecież nie są razem, to tylko jakaś głupia szczeniacka przyjaźń. Czy przyjaźń można nazwać szczeniacką? Jak widać można Ale to było coś więcej, ona nie wytrzymałaby jeżeli on jeszcze raz by ją zostawił. Po kolei odchodziły od niej osoby które kochała. Drugi raz nie chciała tego przeżywać, drugi raz by tego nie przeżyła...
Ale zaufała mu. Coś sprawiło, że mu zaufała. Jego urok osobisty? Nie, to nie to. Być może to, że cholernie jej na nim zależało i na odwrót, w końcu przez prawie 12 lat się ze sobą przyjaźnili. Tego nie da się tak zwyczajnie wymazać z pamięci. Ich relacji nie da się opisać zwykłymi słowami, a niezwykłych nie znam. To było coś jak małżeństwo dwojga dusz. Popatrzała mu w oczy, uwielbiała ich kolor. Wyraziste, mocne, aromatyczne jak kawa, ale nie taka z mlekiem, taka mocna, czarna jak węgiel, oczy ciepłe jak ogień, jak palone drewno w kominku, i gorzkie jak ciemna czekolada. Słodko-gorzkie.
- Skąd miałeś tyle wyobraźni na tak piękne oczy? - zwróciła się do Boga, jedynie myślami, to było pytanie retoryczne, bo przecież on jej nie odpowie.
- Wiesz Des - Zayn zaczął niepewnie. - myślę, że to niedługo się skończy. Nie będzie smutku, łez, będziesz ty i ja popijający kakao, tak jak dawniej. - na samo wspomnienie o tym jak razem siedzieli w domu i popijali podkradzione kakao, a potem roztrzaskali kubki uśmiechnął się pod nosem. A ona wtedy wiedziała co ma zrobić.
- Ten świat bez nas by nie istniał. - powiedziała i przytuliła go. Wybaczyła mu, już dawno to zrobiła, ale nie dopuszczała do siebie tej myśli. Nie chciała. Tak bardzo pragnęła być jeszcze dzieckiem, bawić się z nim.
Tak bardzo nie chciała być dorosła.
- Lepiej już stąd chodźmy, jeszcze Perrie by przyszła. - odsunęła się od chłopaka. Nie wiedziała czemu to powiedziała. Może ze strachu który towarzyszył jej cały czas kiedy z nim przebywała. Czego się bała? Nie, raczej kogo. Odpowiedź jest jedna - Perrie. Nie chce się z nią kłócić, nie wczoraj, nie jutro, nigdy, a przynajmniej nie teraz kiedy złapała garstkę szczęścia. Tym szczęściem była przyjaźń, która być może na nowo urośnie w siłę. Być może. Ktoś powiedział " Tylko mnie kochaj. " Ona wolała powiedzieć
" Tylko mnie nie opuszczaj."
- Chodź, idziemy do mnie. - powiedział Zayn i pociągnął szatynkę za rękę. Nie protestowała, chciała się nim nacieszyć. Kiedy przyszli do domu Zayn'a na kanapie siedział Niall z Louis'em. Mulat dalej nie odzywał się z irlandczykiem, więc nawet na niego nie spojrzał.
- Hej Niall. - uśmiechnęła się w stronę blondyna, a ten odwzajemnił uśmiech.
- Chodź Des. - Zayn widząc, że Des chciała pogadać z Niall'em szybko pociągnął ją do swojego pokoju.
Zayn był zazdrosny o Des i zdawał sobie z tego sprawę, ale nie czuł do niej miłości jaka była między chłopakiem, a dziewczyną, owszem pociągała go fizycznie, ale tego nie dopuszczał do swoich myśli. Uznawał to za chore i okropne, przecież byli przyjaciółmi. A on miał dodatkowo dziewczynę.
- Chciałam się przywitać z blondynem. - powiedziała z wyrzutem szatynka i usiadła na łóżku, Zayn zrobił to samo.
- Zdążysz jeszcze. - odpowiedział jej. W pomieszczeniu przez dłuższą chwilę panowała cisza. Zwykle mieli sobie tyle do powiedzenia, usta im się nie zamykały, a teraz? Teraz stoją nad przepaścią, obydwoje boją się, że powiedzą coś nie tak, coś zepsują. Strach..to takie głupie uczucie, niektórzy mówią, że lepiej by było jeżeliby go nie było, oni wiedzieli, że strach jest potrzebny. Chociażby do tego, żeby nie ranić drugiej osoby, ale ta cisza między nimi była ciężka, nie do zniesienia.
- Zmieniłaś się. - musiał to jakoś przerwać, nie umiał nic innego wymyślić, z drugiej strony dość długo zastanawiał się co się z nią stało, czemu nie jest tak zabawna i rozmowna jak kiedyś? Teraz miał idealną okazję, żeby z nią na ten temat porozmawiać.
- Ludzie się zmieniają Zayn i musisz to przyjąć do wiadomości, albo na lepsze albo na - zamilkła na chwilę - na gorsze. - zastanowiły go słowa dziewczyny. Nie rozumiał ich do końca. Nikt nie zmienia się aż tak. Przecież ona nie mogła stać się taką bezduszną, smutną, cichą istotą. Pomyślał "bezduszna", ale to było cholernie nie trafne określenie. Nigdy by się nie spodziewał ile ona tłumi w sobie uczuć, ile cierpień, ile łez i wszystko to zatrzymuje tylko dla siebie, przynajmniej teraz nie zamierza się nimi z nikim podzielić. Ktoś pomyśli " A marzenia? Przecież musi mieć marzenia." Oczywiście, że je ma, ale już dawno w niej zgasły jak duszony ogarek papierosa, i to on sam je zgasił, jak w popielniczce, a potem one uniosły się i wzleciały w górę. Najpierw uczynił ja piękniejszą, nie chodzi tu o wygląd, bo wyglądem onieśmielała zawsze, duże niebieskie oczy, to było jej atutem, można było się w nie wpatrywać i dokładnie widzieć każdy szczegół. Były jak otwarta księga, kiedy była smutna były przygaszone, ciemne, a kiedy była wesoła, miało się takie wrażenie choćby zawarto w nich wszystkie kolory tęczy. Jednak już od dawna nie było w nich nic widać szczęścia, tylko cierpienie i ból. A kiedy promieniała radością zostawił ją, porzucił, wyjechał..a ona? Najpierw ufała, potem płakała, a teraz? Teraz przebaczyła, ale pamiętać będzie zawsze.
- Przecież możesz się jeszcze zmienić na lepsze. - powiedział i posłał jej uśmiech.
- Ale ja nie mówię o sobie, tylko o tobie. - popatrzała na niego z żalem w oczach, przecież ona nie zmieniła się na gorsze. Może mniej się uśmiecha, ale to nie jest coś złego.
- Jak to o mnie? - obruszył się mulat.
- Tak to, myślisz tylko o sobie Zayn, nie wiesz o mnie już nic, a z góry zakładasz, że zmieniłam się na gorsze. Wiesz jak to boli, a z resztą zapomniałam, ty żyjesz w idealnym świecie pełnym uśmiechu, gdzie nie ma bólu. A ból jest ważny, dzięki niemu stajesz się silniejszy. - powiedziała, a on widział ją już ostatni raz dzisiejszego wieczoru. Mimo to, że mówiła o sile, on widział w jej smutnych oczach przeszywający ją ból. I właśnie teraz już nie musiał się bać, że coś zrobi nie tak, bo już to zrobił. Nieodpowiednie słowa mogą ranić, a z ust najlepszego przyjaciela brzmią tak okropnie, tak obco.
_________________________________________________________________________________
Mamy za sobą pechową 13. W sumie jako tako nie jest taki zły chyba, no nie? Albo...a z resztą. Dziękuję za komentarze. Jak ktoś to przeczytał proszę niech wyrazi swoją opinię, nawet tą negatywną, każda jest dla mnie ważna.
I Love You so much. ;x
niedziela, 18 listopada 2012
12. " Boże, nie zabieraj mi go już nigdy. "
(włącz)
- Des ja chciałem cię przepro..- mulat nie zdążył powiedzieć, bo przed posesją dziewczyny z piskiem opon zatrzymał się samochód. Z niego wysiadła blondynka. Zayn westchnął i spuścił głowę. Teraz będzie piekło. - pomyślał i się nie mylił.
- Des ja chciałem cię przepro..- mulat nie zdążył powiedzieć, bo przed posesją dziewczyny z piskiem opon zatrzymał się samochód. Z niego wysiadła blondynka. Zayn westchnął i spuścił głowę. Teraz będzie piekło. - pomyślał i się nie mylił.
- A więc to tak? Wiedziałam, że mnie z nią zdradzasz! - krzyknęła blondynka.
- To nie tak, chciałem ją tylko odwiedzić. - próbował się wytłumaczyć.
- Jasne, a ty co się tak gapisz? To przez ciebie! - Perrie pokazała na Des palcem. - Pojawiłaś się i znowu wszystko spieprzyłaś! Zawsze taka byłaś, nie umiałaś nic zrobić, byłaś nikim!
Chociaż obie dziewczyny się już nie przyjaźniły się, ani nawet nie utrzymywały ze sobą kontaktu Destiny cholernie to zabolało. Zawsze miała siebie za tą gorszą, ale teraz ma się za jeszcze bardziej żałosną.
- Nie martw się, nie chcę nic od ciebie, ani co gorsza od niego. - szatynka wskazała głową na Malik'a. - A teraz żegnam, jestem zmęczona tym wszystkim. - westchnęła i zamknęła tej dwójce drzwi przed nosem. Nie miała siły, ani kłócić się z Perri, ani rozmawiać z Zayn'em, to i tak by nic nie dało. Wzięła dwie tabletki i zasnęła. Jednak po 30 minutach coś ją obudziło. Nagle zrobiło się ciemno, kątem oka zobaczyła jakieś nisko umiejscowione światło, jakby blask zapalonej świecy. Destiny pomyślała, że to nie możliwe, ale kiedy zobaczyła, że płomień przesuwa się w kierunku drzwi strychu, poderwała się na równe nogi. Myślała, że w jej domu są ci którzy wybili jej okno, ale poza waleniem własnego serca nie słyszała żadnych kroków, ani innego hałasu. Chociaż nic nie słyszała, czuła czyjąś obecność. Dziewczyna zauważyła, że blask świecy jest zwrócony na nią, poczuła nieprzyjemny chłód, jej ciało zdrętwiało, po czole popłynęła stróżka potu. Światło przemieszczało się w jej kierunku, a ona myślała, że umrze ze strachu. Jednak z ciemności wyłoniła się twarz chłopca. Twarz Zayn'a! Automatycznie dotknęła wisiorek który od niego dostała. To był mały Zayn! To nie możliwe! To przez te leki! - myślała. Był ubrany w ten sam strój kiedy ostatni raz go widziała, kiedy był mały, mianowicie w ciemne dżinsy, adidasy i zwykłą koszulkę, a w rękach trzymał świecę. Coś do niej powiedział, ale za cicho, nie umiała usłyszeć. Powtórzył, znowu nic. Patrzała się na ruchy jego warg.
- Poszukaj mnie gdzie nic już nie ma. - powiedział i głowa wskazał na świecę. "...gdzie nic już nie ma." - zrozumiała. Te 4 słowa chodziły po jej głowie i zadawało ból, czuła się jakby ktoś walił ją młotkiem po głowie. Chłopczyk podszedł do niej i pociągnął za rękę, miał strasznie zimną dłoń.
- Obydwoje pamiętamy o tym domku. - zanim poszedł powiedział tylko tyle i zniknął. . Rozpłynął się w powietrzu. Właśnie wtedy się obudziła. Cała roztrzęsiona i zdenerwowana skierowała się do kuchni. Nie wiedziała co się z nią dzieje. To było takie realistyczne, myślała, że to się dzieje na prawdę. Kiedy się opanowała zaczęła myśleć nad słowami chłopca. " Obydwoje pamiętamy o tym domku." Co to miało znaczyć? Myślała, że zwariowała, że jest nienormalna, ale w tym śnie był zawarty głębszy sens. Udała się na strych, poszperała trochę w starych fotografiach i znalazła to czego szukała. W rękach trzymała fotografię starego domku, a w nim bawiące się dzieci. Rozpoznała na niej siebie, Zayn'a i Perrie. Ona z mulatem się przytulali, a Perrie już wtedy spoglądała na nich z zawiścią. I wtedy sobie przypomniała wszystko. W tym dniu kiedy Zayn wyjechał, ten domek się zapalił, nie dało się go ugasić, dopiero kiedy w zupełności się spalił strażacy mogli dogasić niedopałki. To było dziwne, nikt go nie podpalił, to tak jakby spalił się sam z siebie. Zaczynała wszystko składać w całość. I słowa chłopczyka. " Poszukaj mnie gdzie nic już nie ma." To miało sens. Tego domku już nie ma, a świeczka? Ogień, pożar. Ale to i tak nie miało sensu. - To jest tylko jakiś głupi sen. To nie jest prawda. Zaczynam świrować. - pomyślała. Dalej cała się trzęsła, czemu przyśnił jej się Zayn?
- Jestem nienormalna, jestem nienormalna. - powtarzała i chodziła w kółko, w trzęsących się rękach trzymając fotografie. Mimo wszystko i tak chciała iść w miejsce,gdzie kiedyś stał ich domek. Jakaś dziwna siła ją tam ciągnęła. To wszystko było jakieś chore. Poszła tam, mimo tego, że nie wierzyła w ten cholernie pokręcony sen. Siadła pod starym już drzewem, na którym kiedyś mieścił się domek. Zayn tam szedł, szedł w jej kierunku! Kiedy Perrie zrobiła mu awanturę przed domem Des, strasznie się zdenerwował i poszedł na spacer. Tam spotkał małą dziewczynkę, ręce miała poplamione woskiem ze świecy, najzwyczajniej w świecie podeszła do niego i chwyciła za rękę, jej uścisk był strasznie mocny jak na tak małą dziewczynkę.
- Jestem nienormalna, jestem nienormalna. - powtarzała i chodziła w kółko, w trzęsących się rękach trzymając fotografie. Mimo wszystko i tak chciała iść w miejsce,gdzie kiedyś stał ich domek. Jakaś dziwna siła ją tam ciągnęła. To wszystko było jakieś chore. Poszła tam, mimo tego, że nie wierzyła w ten cholernie pokręcony sen. Siadła pod starym już drzewem, na którym kiedyś mieścił się domek. Zayn tam szedł, szedł w jej kierunku! Kiedy Perrie zrobiła mu awanturę przed domem Des, strasznie się zdenerwował i poszedł na spacer. Tam spotkał małą dziewczynkę, ręce miała poplamione woskiem ze świecy, najzwyczajniej w świecie podeszła do niego i chwyciła za rękę, jej uścisk był strasznie mocny jak na tak małą dziewczynkę.
- Chodź, zaprowadzę cię do przeznaczenia. - powiedziała i pociągła go w stronę właśnie tego miejsca, gdzie teraz znajdowała się Destiny. Mulatowi zdawało się to dziwne, pytał dziewczynkę, gdzie jest jej matka, a ta tylko uśmiechała się pod nosem i dalej ciągnęła go za rękę. Zrozumiał, że ona zmierza w stronę miejsca, gdzie był domek.
- Dalej trafisz sam. - powiedziała i zniknęła w mgle. Mulat nawet nie zdawał sobie sprawy, że wokół niego unosi się mgła. Oszołomiony poszedł w stronę tego drzewa. Nie wiedziało o co chodzi. Jakiego przeznaczenia? Kim była ta dziewczynka? Musiał przyznać, że była cholernie podobna do szatynki Wpajał sobie, że to tylko sen, że zaraz się obudzi w swoim pokoju i będzie tak jak wcześniej, że te dziwne zdarzenie zniknie. Poszedł niepewnym krokiem do Des.
- To jest chore. - westchnął i usiadł obok niej.
- Śniłeś mi się. Ty byłeś mały i miałeś świeczkę. - zaczęła, ale nie skończyła, bo zobaczyła, że Zayn ma poplamione ręce woskiem. Odskoczyła od niego jak poparzona.
- Co się stało? - zapytał podchodząc do niej.
- Twoje ręce, chłopczyk, świeca. - wymawiała krótkie wyrazy. Nie umiała się wysłowić. Mulat nic nie rozumiał.
- Wszystko będzie dobrze Des.- podszedł bliżej dziewczyny. - Nie martw się. - mówił spokojnym, opanowanym głosem, chociaż był zdenerwowany nie tylko tym, że ma dwa wyjścia, albo znowu coś schrzani, albo odbuduje straconą przyjaźń, denerwował się również tym incydentem z dziewczynką która zniknęła we mgle, a teraz jeszcze Destiny przestraszyła się wosku. Coś tu nie grało.
- On mi tu kazał przyjść. Rozumiesz? Tam gdzie nic nie ma. Pewnie myślisz, że oszalałam, ale to było na prawdę.
- Wierze ci.
- Właśnie, że nie! Nigdy mi nie wierzyłeś.
- Wierzę ci, nie martw się Perrie, ona już taka jest, przecież wiesz.
- No właśnie! Zawsze to ja musiałam ustępować. Bo Perrie jest ważniejsza! - wybuchła, potok słów cisnął się jej na usta. - Nie wierzysz! Nigdy nie wierzyłeś. Tylko zawsze była Perrie, Perrie to, Perrie tamto. Nawet twoi rodzice! Nikt nie chciał mi uwierzyć, a potem tata. On wrócił z wojny, on był chory psychicznie! Na wszystkich się wyżywał. Ja widziałam,.widziałam filmik, nagrany telefonem komórkowym. Mój tata zabił bezbronnego człowieka, rozumiesz?! Kazali mu to zrobić, a on się nie sprzeciwił, nie zrobił nic. Zabił go! Wojsko odebrało mi ojca, niby przyjaciółka odebrała mi przyjaciela, a śmierć - zrobiła przerwę - śmierć odebrała mi matkę! A potem oni... oni obydwoje zginęli. Zayn, ja nie mam nikogo. - rozpłakała się. W końcu wyznała dosłownie wszystko co męczyło ją przez te długie lata. Nie ukryła przed nim niczego, a on zszokowany nie wiedział co zrobić, ale przytulił ją. Bez żadnego słowa przytulił ją do siebie.
- Boże, nie zabieraj mi go już nigdy. - wyszeptała dławiąc się łzami.
________________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że nie zawiodłam was, ani nie rozczarowałam tym rozdziałem. Po prostu nie chciałam, żeby to było tak prosto, tak banalnie, że przyniósł jej jakiegoś nic nie znaczącego chwasta ona wpadła mu w ramiona, koniec. W tedy brakowałoby jeszcze małego grubaska, w pieluszce i ze strzałą w kształcie serca.
Chciałam, to napisać tak jakoś specyficznie. xd Dziękuję za komentarze ;xx I Love You so much. <3
- To jest chore. - westchnął i usiadł obok niej.
- Śniłeś mi się. Ty byłeś mały i miałeś świeczkę. - zaczęła, ale nie skończyła, bo zobaczyła, że Zayn ma poplamione ręce woskiem. Odskoczyła od niego jak poparzona.
- Co się stało? - zapytał podchodząc do niej.
- Twoje ręce, chłopczyk, świeca. - wymawiała krótkie wyrazy. Nie umiała się wysłowić. Mulat nic nie rozumiał.
- Wszystko będzie dobrze Des.- podszedł bliżej dziewczyny. - Nie martw się. - mówił spokojnym, opanowanym głosem, chociaż był zdenerwowany nie tylko tym, że ma dwa wyjścia, albo znowu coś schrzani, albo odbuduje straconą przyjaźń, denerwował się również tym incydentem z dziewczynką która zniknęła we mgle, a teraz jeszcze Destiny przestraszyła się wosku. Coś tu nie grało.
- On mi tu kazał przyjść. Rozumiesz? Tam gdzie nic nie ma. Pewnie myślisz, że oszalałam, ale to było na prawdę.
- Wierze ci.
- Właśnie, że nie! Nigdy mi nie wierzyłeś.
- Wierzę ci, nie martw się Perrie, ona już taka jest, przecież wiesz.
- No właśnie! Zawsze to ja musiałam ustępować. Bo Perrie jest ważniejsza! - wybuchła, potok słów cisnął się jej na usta. - Nie wierzysz! Nigdy nie wierzyłeś. Tylko zawsze była Perrie, Perrie to, Perrie tamto. Nawet twoi rodzice! Nikt nie chciał mi uwierzyć, a potem tata. On wrócił z wojny, on był chory psychicznie! Na wszystkich się wyżywał. Ja widziałam,.widziałam filmik, nagrany telefonem komórkowym. Mój tata zabił bezbronnego człowieka, rozumiesz?! Kazali mu to zrobić, a on się nie sprzeciwił, nie zrobił nic. Zabił go! Wojsko odebrało mi ojca, niby przyjaciółka odebrała mi przyjaciela, a śmierć - zrobiła przerwę - śmierć odebrała mi matkę! A potem oni... oni obydwoje zginęli. Zayn, ja nie mam nikogo. - rozpłakała się. W końcu wyznała dosłownie wszystko co męczyło ją przez te długie lata. Nie ukryła przed nim niczego, a on zszokowany nie wiedział co zrobić, ale przytulił ją. Bez żadnego słowa przytulił ją do siebie.
- Boże, nie zabieraj mi go już nigdy. - wyszeptała dławiąc się łzami.
________________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że nie zawiodłam was, ani nie rozczarowałam tym rozdziałem. Po prostu nie chciałam, żeby to było tak prosto, tak banalnie, że przyniósł jej jakiegoś nic nie znaczącego chwasta ona wpadła mu w ramiona, koniec. W tedy brakowałoby jeszcze małego grubaska, w pieluszce i ze strzałą w kształcie serca.
Chciałam, to napisać tak jakoś specyficznie. xd Dziękuję za komentarze ;xx I Love You so much. <3
piątek, 16 listopada 2012
11 " Czasami lepiej wyżalić się obcej osobie..."
Obudziła się i przetarła oczy. Znowu jej go brakowało, tak cholernie za nim tęskniła, ale ona też miała swoją dumę. Nie zamierzała robić pierwszego kroku, wolała się męczyć każdego ranka, każdej godziny, każdej minuty, każdej sekundy A przecież mogła wszystko naprawić, ale ona wolała wykorzystać Horan'a, żeby zapełnić pustkę w sercu. Czemu? Bo to było łatwiejsze.
Obydwoje są niewolnikami marzeń,
gubią się w otchłani codziennych wydarzeń.
Siedzą w ciemnościach własnego umysłu,
a teraźniejszość składają z własnego domysłu.
Zagubieni we własnych marzeniach,
oczekujący realizmu w marzeniach,
nie zdający sobie sprawy z tego jak się ranią,
ale on przez swoją dumę nie pobiegnie za nią.
Nie akceptujący swoich słabości,
nie chcący zaznać swojej miłości,
zbyt bardzo dumni by wyznać co czują,
a tym przyjaźni nie odbudują.
Każdy ma ciężko i każdy ma problemy, tylko niektórzy sobie z nimi radzą, a inni nie. Des należała do tej drugiej grupy osób. Nie radziła sobie z niczym. Może to dlatego, że nie miała nikogo bliskiego? No może oprócz Niall'a, ale on też nie był do końca zaufanym i oddanym przyjacielem. Podsumowując Niall był egoistą, a Zayn tchórzem. Czyżby role się odwróciły? Poszła coś zjeść i nakarmiła Whitney'a, potem się ubrała i wyszła z domu. Chciała kupić nową szybę, bo zbliżała się zima i było chłodno. W drzwiach sklepu wpadła na drobną blondynkę.
- Przepraszam zamyśliłam się. - wyjaśniła szybko Des.
- Nie ma sprawy. To ty jesteś dziewczyną Niall'a Horan'a? - zapytała, przyglądając się szatynce.
- Nie. Kto ci takich głupot naopowiadał? - zapytała, ale po chiwili machnęła ręką. - Zaczekasz tu chwilę? Pójdę tylko załatwić pewną sprawę i ci powiem. - blondynka pokiwała głowa i po chwili obie dziewczyny siedziały w małe restauracji popijając kawę.
- Czyli spotkałaś Niall'a jak szłaś do domu i na niego wpadłaś? - upewniła się blondynka. Miała na imię Blair.
- Tak. - odpowiedziała Des. Wcisnęła jej jakąś oklepaną historyjkę jak to wpadła na blondyna w trakcie powrotu do domu. Nie umiała sobie wyobrazić nawet, że ktoś mógłby myśleć, że ona jest jego dziewczyną.
- Ciekawe, ja to bym chciała spotkać Liam'a. - rozmarzyła się Blair. Des nie bardzo wiedziała który to, bo jak na razie znała tylko Niall'a i Zayn'a. - Jak to jest znać wielkie gwiazdy? - ciągnęła temat.
- Normalnie. - odpowiedziała, ale na prawdę chciała jej powiedzieć, że to zadufane w sobie dupki i wcale nie tak łatwo z nimi nawet porozmawiać, oczywiście myślała tu o Zayn'ie, a nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, co ma zamiar zrobić blondyn.
- Normalnie? W sumie to mi się podoba tylko Liam, bo ma taki śliczny głos.
- Nie wiem, nie słuchałam ich. - powiedziała obojętnie Des.
- A poznałabyś mnie z Liam'em? - zapytała z nadzieja w oczach. Destiny była osobą która nie umiała odmawiać, więc się zgodziła. Nie wiedziała jak to zrobić, może spróbuje przez Niall'a. Nagle Des zerwała się z krzesła.
- Przepraszam cię, ale zostawiłam psa w domu, a on jest duży i może mi coś rozwalić. - dziewczyna wytłumaczyła swoje zachowanie.
- A jaka rasa? Bo ja uwielbiam duże psy.
- Malamut.
- O matko! Pokażesz mi go? - poprosiła, ale zaraz po tym się opamiętała. - Znaczy się jeśli mogę.
- Jasne. - uśmiechnęła się i obydwie wyszły z restauracji i skierowały w stronę domu Des. Blair od razu zakochała się w Whitney'u. Kiedy dziewczyna się z nim bawiła Des przypomniała się Waliyha, która przyszła razem z Zayn'em.
- Chcesz herbaty? - zapytała.
- Jak to nie problem. - uśmiechnęła się blondynka i poszła razem z szatynką do kuchni. Des zaparzyła dwie herbaty i po chwili siedziały i rozmawiały jak dwie przyjaciółki.
- Opowiedz mi coś o sobie. - poprosiła szatynka.
- Nazywam się Blair Grant. Mam 19 lat i nieciekawą przeszłość. - przewróciła oczami przy tych słowach. Des poczuła podobne uczucie, kiedy była z Horan'em. Być może zyskała przyjaciółkę. Chciała wiedzieć o niej coś więcej, na szczęście nie musiała pytać, bo dziewczyna sama zaczęła opowiadać. Czasami lepiej wyżalić się obcej osobie, podobno jest wtedy lżej. Blair opowiedziała jak była zmuszana do kradzieży przez matkę, ojciec zginął na wojnie, o tym, że widziała na własne oczy swoją matkę która się puszczała, Destiny jej współczuła.
- Pewnie nie każdemu to mówisz, więc dziękuję, że mnie obdarzyłaś takim zaufaniem. - szatynka poklepała ja po ramieniu.
- Wydajesz mi się dobrą osobą. - stwierdziła blondynka. - Ale też wydaje mi się, że nie powiedziałaś wszystkiego o sobie.
- Tak masz rację. - przyznała dziewczyna. - Ale jak to poznałaś?
- Oczy mówią więcej niż ci się może wydawać. Więc? Chyba należy mi się tez coś za szczerość. - Blair się uśmiechnęła, ale czy szczerze? Szatynka nie bardzo wierzyła w to, że Blair po prostu zobaczyła to w jej oczach. Coś było nie tak, ale opowiedziała jej o swoich rodzicach, o Zayn'ie, ale nie wszystko i o Niall'u.
- Ale z tego Zayn'a to idiota. - stwierdziła dziewczyna po wysłuchaniu historii.
- Ale kochany. - uśmiechnęła się lekko szatynka.
W tym czasie mulat postanowił coś zrobić i przeprosić Des. Stał już pod jej domem w ręku trzymając różę. Zadzwonił do drzwi, które otworzyła mu zaskoczona dziewczyna. Za nią stała blondynka która ubierała buty.
- Pa Blair, wpadnij do mnie jeszcze. - Des pożegnała się z blondynką, ta jej pomachała i poszła do auta w którym siedziało dwóch tych samych typków którzy byli koło jej domu, kiedy pękła szyba. Zayn miał złe przeczucia co do nich, tej dziewczyny i całej tej dziwnej sprawy.
_________________________________________________________________________________
Dziękuję za komentarze. ;xx Dodałam nową postać do zakładki bohaterowie. :)
- Przepraszam zamyśliłam się. - wyjaśniła szybko Des.
- Nie ma sprawy. To ty jesteś dziewczyną Niall'a Horan'a? - zapytała, przyglądając się szatynce.
- Nie. Kto ci takich głupot naopowiadał? - zapytała, ale po chiwili machnęła ręką. - Zaczekasz tu chwilę? Pójdę tylko załatwić pewną sprawę i ci powiem. - blondynka pokiwała głowa i po chwili obie dziewczyny siedziały w małe restauracji popijając kawę.
- Czyli spotkałaś Niall'a jak szłaś do domu i na niego wpadłaś? - upewniła się blondynka. Miała na imię Blair.
- Tak. - odpowiedziała Des. Wcisnęła jej jakąś oklepaną historyjkę jak to wpadła na blondyna w trakcie powrotu do domu. Nie umiała sobie wyobrazić nawet, że ktoś mógłby myśleć, że ona jest jego dziewczyną.
- Ciekawe, ja to bym chciała spotkać Liam'a. - rozmarzyła się Blair. Des nie bardzo wiedziała który to, bo jak na razie znała tylko Niall'a i Zayn'a. - Jak to jest znać wielkie gwiazdy? - ciągnęła temat.
- Normalnie. - odpowiedziała, ale na prawdę chciała jej powiedzieć, że to zadufane w sobie dupki i wcale nie tak łatwo z nimi nawet porozmawiać, oczywiście myślała tu o Zayn'ie, a nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, co ma zamiar zrobić blondyn.
- Normalnie? W sumie to mi się podoba tylko Liam, bo ma taki śliczny głos.
- Nie wiem, nie słuchałam ich. - powiedziała obojętnie Des.
- A poznałabyś mnie z Liam'em? - zapytała z nadzieja w oczach. Destiny była osobą która nie umiała odmawiać, więc się zgodziła. Nie wiedziała jak to zrobić, może spróbuje przez Niall'a. Nagle Des zerwała się z krzesła.
- Przepraszam cię, ale zostawiłam psa w domu, a on jest duży i może mi coś rozwalić. - dziewczyna wytłumaczyła swoje zachowanie.
- A jaka rasa? Bo ja uwielbiam duże psy.
- Malamut.
- O matko! Pokażesz mi go? - poprosiła, ale zaraz po tym się opamiętała. - Znaczy się jeśli mogę.
- Jasne. - uśmiechnęła się i obydwie wyszły z restauracji i skierowały w stronę domu Des. Blair od razu zakochała się w Whitney'u. Kiedy dziewczyna się z nim bawiła Des przypomniała się Waliyha, która przyszła razem z Zayn'em.
- Chcesz herbaty? - zapytała.
- Jak to nie problem. - uśmiechnęła się blondynka i poszła razem z szatynką do kuchni. Des zaparzyła dwie herbaty i po chwili siedziały i rozmawiały jak dwie przyjaciółki.
- Opowiedz mi coś o sobie. - poprosiła szatynka.
- Nazywam się Blair Grant. Mam 19 lat i nieciekawą przeszłość. - przewróciła oczami przy tych słowach. Des poczuła podobne uczucie, kiedy była z Horan'em. Być może zyskała przyjaciółkę. Chciała wiedzieć o niej coś więcej, na szczęście nie musiała pytać, bo dziewczyna sama zaczęła opowiadać. Czasami lepiej wyżalić się obcej osobie, podobno jest wtedy lżej. Blair opowiedziała jak była zmuszana do kradzieży przez matkę, ojciec zginął na wojnie, o tym, że widziała na własne oczy swoją matkę która się puszczała, Destiny jej współczuła.
- Pewnie nie każdemu to mówisz, więc dziękuję, że mnie obdarzyłaś takim zaufaniem. - szatynka poklepała ja po ramieniu.
- Wydajesz mi się dobrą osobą. - stwierdziła blondynka. - Ale też wydaje mi się, że nie powiedziałaś wszystkiego o sobie.
- Tak masz rację. - przyznała dziewczyna. - Ale jak to poznałaś?
- Oczy mówią więcej niż ci się może wydawać. Więc? Chyba należy mi się tez coś za szczerość. - Blair się uśmiechnęła, ale czy szczerze? Szatynka nie bardzo wierzyła w to, że Blair po prostu zobaczyła to w jej oczach. Coś było nie tak, ale opowiedziała jej o swoich rodzicach, o Zayn'ie, ale nie wszystko i o Niall'u.
- Ale z tego Zayn'a to idiota. - stwierdziła dziewczyna po wysłuchaniu historii.
- Ale kochany. - uśmiechnęła się lekko szatynka.
W tym czasie mulat postanowił coś zrobić i przeprosić Des. Stał już pod jej domem w ręku trzymając różę. Zadzwonił do drzwi, które otworzyła mu zaskoczona dziewczyna. Za nią stała blondynka która ubierała buty.
- Pa Blair, wpadnij do mnie jeszcze. - Des pożegnała się z blondynką, ta jej pomachała i poszła do auta w którym siedziało dwóch tych samych typków którzy byli koło jej domu, kiedy pękła szyba. Zayn miał złe przeczucia co do nich, tej dziewczyny i całej tej dziwnej sprawy.
_________________________________________________________________________________
Dziękuję za komentarze. ;xx Dodałam nową postać do zakładki bohaterowie. :)
środa, 14 listopada 2012
10. " W jej głowie panował chaos, w jej ciele rządził strach, a w jej sercu on. "
(włącz)
Mulat nie mógł znieść tej ciszy w domu. Zachował się jak idiota, ale mógł wszystko naprawić. Mógł do niej pójść, przeprosić, przytulić... Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że on nie jest jej na razie potrzebny. Jego miejsce zajął Niall i sam się o tym przekonał. Chciał przeprosić Destiny, tak wielki Zayn Malik chciał kogoś przeprosić. Cuda się zdarzają. W czasie kiedy Zayn szedł w stronę domu Des, ona z Niall'em dalej byli pogrążeni w swoich marzeniach. Niall pragnął jej, ona mulata. Zabawne. Pocałunek tych dwoje przerwał dźwięk tłuczonego szkła. Obydwoje automatycznie upadli na podłogę. Destiny się przeraziła, a blondyn nie wiedział o co chodzi. Ona wiedziała. Oni wrócili..znowu...Tym razem nie odpuszczą tak łatwo. Kiedy wstała z podłogi ujrzała roztłuczoną szybę.
- Tylko nie oni. Błagam, tylko nie oni. - mamrotała pod nosem. Zanim się obejrzała już siedziała skulona pod ścianą i trzęsła się ze strachu. Nie umiała inaczej. W jej głowie panował chaos, w jej ciele rządził strach, a w jej sercu on. Ale teraz nie to było najważniejsze. Niall nie rozumiał niczego. Czemu ona się schowała, czemu pękła szyba? Zadawał sobie te pytania. O co tu chodzi? Nie wiedział, nic nie wiedział, a ona nie miała zamiaru mu powiedzieć, sama nie wiele rozumiała, tylko tyle, że wrócili i tak łatwo nie zrezygnują. Nie tym razem... Kiedy Zayn skręcał w ulicę, na której mieszkała Des zobaczył, że z jej podwórka wybiega dwóch dziwnych typków. Pomyślał, że pewnie uciekają przed policją i nie zwrócił na nich większej uwagi. Zadzwonił do drzwi, o dziwo otworzył mu Niall. Chłopak miał zdezorientowaną minę, ale wpuścił Zayn'a do środka. Kiedy mulat wszedł do środka zauważył pękniętą szybę i skuloną w koncie swoją przyjaciółkę, która we włosach miała kawałki szkła. Podbiegł do niej, również jak Niall nie wiedział o co chodzi.
- Destiny co się tu stało? - tylko tyle mógł wykrztusić.
- Nic, zapomnij, wyjdźcie. - odpowiedziała stanowczym tonem. Próbowała być silna. Przecież musi ich chronić, oni nie mogą się dowiedzieć o chłopcach, ani chłopcy o nich. Narażałaby wtedy Nialla i Zayn'a na niebezpieczeństwo, a tego by nie chciała.
- Nie wyjdę dopóki mi nie powiesz co tu się stało. - oświadczył mulat.
- Wyjdź z mojego domu! - krzyknęła, ale w połowie głos się jej załamał.
- Po raz drugi ci mówię, że nie wyjdę. - wysyczał.
- Zayn zostaw ją w spokoju. - wtrącił się Niall.
- Nie wtrącaj się Horan! - mulat krzyknął na blondyna. Ten nie chciał się kłócić z Zayn'em, bo wiedział, że i tak nie wygra, a dodatkowo chłopak był bardzo nerwowy i mógłby jeszcze blondynowi zrobić jakąś krzywdę.
- Sama sobie z tym poradzę, zostawcie mnie, błagam. - Des skuliła się jeszcze bardziej, chowając twarz w kolanach, nie chciała, żeby ktoś znowu zobaczył, że jest słaba.
- Wyjdź Niall - powiedział już spokojniejszym tonem mulat, a blondyn wyszedł bez słowa. Nie chciał się narażać. Przyjdzie do niej później.
- Powiedz mi do cholery co tu się stało!
- Nie! - krzyknęła dziewczyna i pobiegł do pokoju. Zamknęła drzwi na klucz. Jak zobaczy, że nie wjedzie to pewnie sobie pójdzie. I tak było, chłopak nie widział sensu dalej tu stać i tak mu nie otworzy. Chociaż minęło tyle lat on wiedział, że ona i tak nie otworzy tych drzwi, więc wyszedł i podbiegł do Niall'a.
- Co tam się stało? - wydyszał, kiedy dogonił blondyna.
- Nie wiem, coś stłukło szybę, upadliśmy i tyle, potem wszedłeś ty. - odpowiedział.
- Nie mówisz wszystkiego. - Zayn przeszywał go wzrokiem. W końcu blondyn odpuścił i powiedział, że pocałował Des.
- Co zrobiłeś?! - mulat rzucił się na chłopaka.
- Musze przyznać, że dobrze całuje. - uśmiechnął się zadziornie i oblizał wargi. Umysłem i ciałem Zayn'a kierowała zazdrość, gniew i żal do samego siebie, że nie zrobił z tym nic od razu.
- I wiesz co jeszcze? - blondyn popatrzał na niego z pogardą gdy ten ciągnął go za koszulkę. - Mam zamiar zrobić to jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz, a potem mi się odda. A ciebie nienawidzi, bo jesteś nikim. - mulat był zaskoczony, po raz pierwszy blondyn się tak zachował, on chciał ją wykorzystać i zostawić. Nie pozwoli na to.
- Spróbuj jej coś zrobić, a obiecuję ci, że nie wiele z ciebie zostanie. - wysyczał przez zęby wściekły mulat i i popchnął blondyna na ścianę po czym poszedł do domu. Zanim Zayn odszedł ten jeszcze zdążył krzyknąć.
- Nie powstrzymasz mnie, zakocha się we mnie, zobaczysz, o ile już tego nie zrobiła. - i skręcił w ulicę na której mieścił się klub. W tym czasie Des zbierała resztki szyby z podłogi. Kiedy podnosiła ostatni odłamek szkła zobaczyła, że za fotelem leży kamień, a do niego doczepiona jest karteczka. Kiedy ją przeczytała zamarła.
" Myślałaś, że cie nie znajdziemy? Uważaj na siebie, bo w każdej chwili może ci się stać coś złego. I to w najbliższym czasie. Spisuj już lepiej testament. "
- Nie, to nie może być prawda. Boże, w co oni mnie wplątali. To się nie dzieje naprawdę. - dziewczyna próbowała się uspokoić, ale nie umiała. Dostała drgawek, znowu to się skończyło podobnie. Wzięła leki nasenne. Więcej, o wiele więcej i położyła się spać, nie zdając sobie z prawy z tego jak jest narażona.
_________________________________________________________________________________
DZIĘKUJĘ za komentarze, ale przydałaby mi się jakaś krytyka, bo piszę coraz gorsze rozdziały. Błagam no doczepcie się do czegoś, bo mnie wena opuszcza. xd A i jeszcze jedna sprawa, nie chcę robić z tego typowego love story, bo mi nie o to chodzi, że się odnaleźli, zakochali, pobrali, zrobili sobie gromadkę dzieci i żyli w szczęśliwym świecie pełnym jednorożców i domków z czekolady. -,- Nie o to mi chodzi, nie lubię takich typowych powtarzających się historii. Będzie tam trochę o miłości, ale nie będzie ona typowo szczęśliwa i nie chce, żeby wszystko się w niej układało idealnie, bo według mnie jest to trochę nudne. Kocham i pozdrawiam. ;xx
Mulat nie mógł znieść tej ciszy w domu. Zachował się jak idiota, ale mógł wszystko naprawić. Mógł do niej pójść, przeprosić, przytulić... Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że on nie jest jej na razie potrzebny. Jego miejsce zajął Niall i sam się o tym przekonał. Chciał przeprosić Destiny, tak wielki Zayn Malik chciał kogoś przeprosić. Cuda się zdarzają. W czasie kiedy Zayn szedł w stronę domu Des, ona z Niall'em dalej byli pogrążeni w swoich marzeniach. Niall pragnął jej, ona mulata. Zabawne. Pocałunek tych dwoje przerwał dźwięk tłuczonego szkła. Obydwoje automatycznie upadli na podłogę. Destiny się przeraziła, a blondyn nie wiedział o co chodzi. Ona wiedziała. Oni wrócili..znowu...Tym razem nie odpuszczą tak łatwo. Kiedy wstała z podłogi ujrzała roztłuczoną szybę.
- Tylko nie oni. Błagam, tylko nie oni. - mamrotała pod nosem. Zanim się obejrzała już siedziała skulona pod ścianą i trzęsła się ze strachu. Nie umiała inaczej. W jej głowie panował chaos, w jej ciele rządził strach, a w jej sercu on. Ale teraz nie to było najważniejsze. Niall nie rozumiał niczego. Czemu ona się schowała, czemu pękła szyba? Zadawał sobie te pytania. O co tu chodzi? Nie wiedział, nic nie wiedział, a ona nie miała zamiaru mu powiedzieć, sama nie wiele rozumiała, tylko tyle, że wrócili i tak łatwo nie zrezygnują. Nie tym razem... Kiedy Zayn skręcał w ulicę, na której mieszkała Des zobaczył, że z jej podwórka wybiega dwóch dziwnych typków. Pomyślał, że pewnie uciekają przed policją i nie zwrócił na nich większej uwagi. Zadzwonił do drzwi, o dziwo otworzył mu Niall. Chłopak miał zdezorientowaną minę, ale wpuścił Zayn'a do środka. Kiedy mulat wszedł do środka zauważył pękniętą szybę i skuloną w koncie swoją przyjaciółkę, która we włosach miała kawałki szkła. Podbiegł do niej, również jak Niall nie wiedział o co chodzi.
- Destiny co się tu stało? - tylko tyle mógł wykrztusić.
- Nic, zapomnij, wyjdźcie. - odpowiedziała stanowczym tonem. Próbowała być silna. Przecież musi ich chronić, oni nie mogą się dowiedzieć o chłopcach, ani chłopcy o nich. Narażałaby wtedy Nialla i Zayn'a na niebezpieczeństwo, a tego by nie chciała.
- Nie wyjdę dopóki mi nie powiesz co tu się stało. - oświadczył mulat.
- Wyjdź z mojego domu! - krzyknęła, ale w połowie głos się jej załamał.
- Po raz drugi ci mówię, że nie wyjdę. - wysyczał.
- Zayn zostaw ją w spokoju. - wtrącił się Niall.
- Nie wtrącaj się Horan! - mulat krzyknął na blondyna. Ten nie chciał się kłócić z Zayn'em, bo wiedział, że i tak nie wygra, a dodatkowo chłopak był bardzo nerwowy i mógłby jeszcze blondynowi zrobić jakąś krzywdę.
- Sama sobie z tym poradzę, zostawcie mnie, błagam. - Des skuliła się jeszcze bardziej, chowając twarz w kolanach, nie chciała, żeby ktoś znowu zobaczył, że jest słaba.
- Wyjdź Niall - powiedział już spokojniejszym tonem mulat, a blondyn wyszedł bez słowa. Nie chciał się narażać. Przyjdzie do niej później.
- Powiedz mi do cholery co tu się stało!
- Nie! - krzyknęła dziewczyna i pobiegł do pokoju. Zamknęła drzwi na klucz. Jak zobaczy, że nie wjedzie to pewnie sobie pójdzie. I tak było, chłopak nie widział sensu dalej tu stać i tak mu nie otworzy. Chociaż minęło tyle lat on wiedział, że ona i tak nie otworzy tych drzwi, więc wyszedł i podbiegł do Niall'a.
- Co tam się stało? - wydyszał, kiedy dogonił blondyna.
- Nie wiem, coś stłukło szybę, upadliśmy i tyle, potem wszedłeś ty. - odpowiedział.
- Nie mówisz wszystkiego. - Zayn przeszywał go wzrokiem. W końcu blondyn odpuścił i powiedział, że pocałował Des.
- Co zrobiłeś?! - mulat rzucił się na chłopaka.
- Musze przyznać, że dobrze całuje. - uśmiechnął się zadziornie i oblizał wargi. Umysłem i ciałem Zayn'a kierowała zazdrość, gniew i żal do samego siebie, że nie zrobił z tym nic od razu.
- I wiesz co jeszcze? - blondyn popatrzał na niego z pogardą gdy ten ciągnął go za koszulkę. - Mam zamiar zrobić to jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz, a potem mi się odda. A ciebie nienawidzi, bo jesteś nikim. - mulat był zaskoczony, po raz pierwszy blondyn się tak zachował, on chciał ją wykorzystać i zostawić. Nie pozwoli na to.
- Spróbuj jej coś zrobić, a obiecuję ci, że nie wiele z ciebie zostanie. - wysyczał przez zęby wściekły mulat i i popchnął blondyna na ścianę po czym poszedł do domu. Zanim Zayn odszedł ten jeszcze zdążył krzyknąć.
- Nie powstrzymasz mnie, zakocha się we mnie, zobaczysz, o ile już tego nie zrobiła. - i skręcił w ulicę na której mieścił się klub. W tym czasie Des zbierała resztki szyby z podłogi. Kiedy podnosiła ostatni odłamek szkła zobaczyła, że za fotelem leży kamień, a do niego doczepiona jest karteczka. Kiedy ją przeczytała zamarła.
" Myślałaś, że cie nie znajdziemy? Uważaj na siebie, bo w każdej chwili może ci się stać coś złego. I to w najbliższym czasie. Spisuj już lepiej testament. "
- Nie, to nie może być prawda. Boże, w co oni mnie wplątali. To się nie dzieje naprawdę. - dziewczyna próbowała się uspokoić, ale nie umiała. Dostała drgawek, znowu to się skończyło podobnie. Wzięła leki nasenne. Więcej, o wiele więcej i położyła się spać, nie zdając sobie z prawy z tego jak jest narażona.
_________________________________________________________________________________
DZIĘKUJĘ za komentarze, ale przydałaby mi się jakaś krytyka, bo piszę coraz gorsze rozdziały. Błagam no doczepcie się do czegoś, bo mnie wena opuszcza. xd A i jeszcze jedna sprawa, nie chcę robić z tego typowego love story, bo mi nie o to chodzi, że się odnaleźli, zakochali, pobrali, zrobili sobie gromadkę dzieci i żyli w szczęśliwym świecie pełnym jednorożców i domków z czekolady. -,- Nie o to mi chodzi, nie lubię takich typowych powtarzających się historii. Będzie tam trochę o miłości, ale nie będzie ona typowo szczęśliwa i nie chce, żeby wszystko się w niej układało idealnie, bo według mnie jest to trochę nudne. Kocham i pozdrawiam. ;xx
niedziela, 11 listopada 2012
9. "...nad przyjaźnią trzeba pracować."
(włącz)
- Czego ona tu chciała? - Perrie zwróciła się do mulata.
- Czego ona tu chciała? - Perrie zwróciła się do mulata.
- Nie twój pieprzony interes. - mruknął Malik i wszedł do domu.
- Aaa to teraz tak traktuje się swoją dziewczynę? - weszła za nim.
- Aaa to teraz tak traktuje się swoją byłą najlepszą przyjaciółkę? - Zayn przedrzeźniał dziewczynę. Nie miał ochoty jej dzisiaj już dzisiaj oglądać po tym jak potraktowała Des. Przez drzwi od kuchni wychyliła się mordka Horan'a.
- A gdzie Destiny? - zapytał.
- Widzę, że i ciebie zmanipulowała. - prychnęła Perrie.
- Poszła do domu. - odezwał się mulat i poszedł do swojego pokoju. Nie miał siły kłócić się ze swoją dziewczyną, ani nawet ochoty. Ostatnio ona chciała go sobie podporządkować, z resztą nie tylko jego. Wszystkich. Niall słysząc, że jego nowa przyjaciółka poszła do domu, ubrał szybko buty i pobiegł za nią. Nie wiedział co nim wtedy kierowało. Chciał przy niej wtedy być, chciał jej pomóc, chciał żeby czuła, że kogoś obchodzi, żeby wiedziała, że ma kogoś na kogo może liczyć, komu może się wypłakać. Ona go potrzebowała. Mimo, że odeszła uśmiechnięta w środku krwawiła. Weszła do domu i od razu skierowała się do kuchni, otworzyła szafkę. Były tam, jak zawsze, teraz nie musi ich chować, bo nikt jej nie pilnuje. Wzięła jedną, dwie, trzy, cztery, pięć...siedem. Zapiła jakimś alkoholem. Nawet nie wiedziała jakim. Osiem, dziewięć, dziesięć...wirowało jej w głowie. Nie umiała przestać, nie umiała się opanować. Oparła się o szafkę. Czy tylko ją zabija przyjaźń która miała wszystko naprawić? Przez jego obojętność umierała. Już nie była wesoła. Owszem śmiała się, ale czy szczerze? Udawała, była po prostu dobrą aktorką. Mogła o nim zapomnieć, ale problem tkwił w tym, że pewni ludzie są niezastąpieni.A on zachował się jak dupek. Milczenie i obojętność to największy egoizm który krzywdzi najbardziej.
Będę udawać, że jest dobrze mimo, że tak nie jest. I tak nikt się nie zorientuje. - to była jej zasada.
Znowu sprawił jej ból. I co gorsza znowu ten w którym pokładała największe nadzieje. A na pomoc przybył jej ten, którego się najmniej spodziewała. Niall dzwonił do drzwi, ale nikt nie otwierał. Dziwne, w końcu widział jeszcze jak dziewczyna skręca na swoją posesję. Postanowił wejść do środka. Kiedy wszedł do pokoju przywitał go Whitney. Blondyn go pogłaskał i widząc, że nigdzie nie ma Destiy poszedł do kuchni. Nie spodziewał się tego co tam zobaczył. Jego przyjaciółka miała nieobecny wzrok i podpierała się ręką o szafkę, a kiedy podszedł bliżej poczuł zapach alkoholu.
- Dziewczyno coś ty narobiła.
- Nie martw się Niall nic mi nie jest. Wszystko jest w porządku. - zapewniała.
- Właśnie widzę. - mruknął chłopak i zaprowadził ją na kanapę.
- Coś ty wzięła? - zapytał, a z ręki dziewczyny wyleciały tabletki jedna za drugą. - Chcesz się zabić? - krzyknął.
- Chcę chociaż na chwile nie mieć problemów. W sumie to też jest dobra opcja, nie mam nikogo blondasku. Chociaż nie... mam problemy, dużo problemów, ale nikogo bliskiego, więc po co żyć?
- Dla mnie. Przywiązałem się do ciebie, pokochałem jak siostrę. Jesteś teraz częścią mojego życia.
- Tak, to było wzruszające, ale Zayn też tak mówił i co? I mnie zostawił, a najlepsza przyjaciółka? Myślałam, że mnie rozszarpie. - gorzko się zaśmiała.
- Wszystko słyszałem. Nie martw się, Perrie taka już jest. Z resztą przecież sama dobrze wiesz. - powiedział blondyn. Rozpłakała się. Dobrze wiedziała, jaka jest Perrie, ale ona niczego od niej nie chciała oprócz przyjaźni z Zayn'em. Kiedy Niall ją zobaczył z rozmazanym tuszem i popuchniętymi oczami coś w nim pękło. Jego serce się rozsypało. Cierpiał razem z nią. Wtedy zdał sobie sprawę, że mu na niej zależy, że to prawdziwa przyjaźń.
- Zayn'em się nie przejmuj, zobaczysz jeszcze przyjdzie do ciebie z podkulonym ogonem.
- Nie Niall, on znowu nic nie zrobił. Jemu nie zależy.
- Zależy, tylko on jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że nad przyjaźnią trzeba pracować. - chłopak usiadł na kanapie.
- Dziękuję ci, że jesteś. - Des uśmiechnęła się blado i nieśmiało go przytuliła.
- Przyjaciół się nie zostawia. - odwzajemnił uśmiech.
- Mamy podobny kolor oczu. - stwierdził blondyn przypatrując się dziewczynie.
- Też tak myślę. - potwierdziła jego słowa nawet nie świadoma tego jaka głębia kryje się w jego oczach, ale szybko się o tym przekonała gdy na niego spojrzała. Tak, jego oczy też przyciągały. Były magiczne, tak on myślał o niej. Wyjątkowa i magiczna. Zaintrygowała go swoją osobą. Nagle zapragnął czegoś więcej, ale bał się jej reakcji. Poczuł, że nie chce jej wypuścić z objęć, że chce żeby została w nich jak najdłużej. Akurat nie mówię tu o miłości, bo na to za wcześnie, ale o bardzo specyficznej odmianie przyjaźni. Tak, tak to chyba można nazwać. Zaczął się do niej przybliżać niepewny jej reakcji. O dziwo ona zrobiła to samo. Czemu? Bo tyle czasu brakowało jej bliskiej osoby. Równie dobrze mogłaby teraz całować się z Louisem. Tak ona też zachowała się
egoistycznie, no ale w końcu uczy się od mistrza. Zayn może, to czemu ona nie? Pochylił się i pocałował ją delikatnie w kąciki ust. Ona rozchyliła wargi, więc odpowiedział jej głębokim, ognistym pocałunkiem. Trwali tak złączeni, aż wydawało się, że można usłyszeć syk unoszącej się z ich ciał pary. Kiedy chciała się cofnąć, przytrzymał ją ustami. Nie protestowała, nie chciała opuszczać tej pięknej krainy, do której zawędrowała dzięki niemu.
________________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że chociaż trochę was zaskoczyłam. ;) Dziękuję za komentarze. ;x Kocham was. <33
- A gdzie Destiny? - zapytał.
- Widzę, że i ciebie zmanipulowała. - prychnęła Perrie.
- Poszła do domu. - odezwał się mulat i poszedł do swojego pokoju. Nie miał siły kłócić się ze swoją dziewczyną, ani nawet ochoty. Ostatnio ona chciała go sobie podporządkować, z resztą nie tylko jego. Wszystkich. Niall słysząc, że jego nowa przyjaciółka poszła do domu, ubrał szybko buty i pobiegł za nią. Nie wiedział co nim wtedy kierowało. Chciał przy niej wtedy być, chciał jej pomóc, chciał żeby czuła, że kogoś obchodzi, żeby wiedziała, że ma kogoś na kogo może liczyć, komu może się wypłakać. Ona go potrzebowała. Mimo, że odeszła uśmiechnięta w środku krwawiła. Weszła do domu i od razu skierowała się do kuchni, otworzyła szafkę. Były tam, jak zawsze, teraz nie musi ich chować, bo nikt jej nie pilnuje. Wzięła jedną, dwie, trzy, cztery, pięć...siedem. Zapiła jakimś alkoholem. Nawet nie wiedziała jakim. Osiem, dziewięć, dziesięć...wirowało jej w głowie. Nie umiała przestać, nie umiała się opanować. Oparła się o szafkę. Czy tylko ją zabija przyjaźń która miała wszystko naprawić? Przez jego obojętność umierała. Już nie była wesoła. Owszem śmiała się, ale czy szczerze? Udawała, była po prostu dobrą aktorką. Mogła o nim zapomnieć, ale problem tkwił w tym, że pewni ludzie są niezastąpieni.A on zachował się jak dupek. Milczenie i obojętność to największy egoizm który krzywdzi najbardziej.
Będę udawać, że jest dobrze mimo, że tak nie jest. I tak nikt się nie zorientuje. - to była jej zasada.
Znowu sprawił jej ból. I co gorsza znowu ten w którym pokładała największe nadzieje. A na pomoc przybył jej ten, którego się najmniej spodziewała. Niall dzwonił do drzwi, ale nikt nie otwierał. Dziwne, w końcu widział jeszcze jak dziewczyna skręca na swoją posesję. Postanowił wejść do środka. Kiedy wszedł do pokoju przywitał go Whitney. Blondyn go pogłaskał i widząc, że nigdzie nie ma Destiy poszedł do kuchni. Nie spodziewał się tego co tam zobaczył. Jego przyjaciółka miała nieobecny wzrok i podpierała się ręką o szafkę, a kiedy podszedł bliżej poczuł zapach alkoholu.
- Dziewczyno coś ty narobiła.
- Nie martw się Niall nic mi nie jest. Wszystko jest w porządku. - zapewniała.
- Właśnie widzę. - mruknął chłopak i zaprowadził ją na kanapę.
- Coś ty wzięła? - zapytał, a z ręki dziewczyny wyleciały tabletki jedna za drugą. - Chcesz się zabić? - krzyknął.
- Chcę chociaż na chwile nie mieć problemów. W sumie to też jest dobra opcja, nie mam nikogo blondasku. Chociaż nie... mam problemy, dużo problemów, ale nikogo bliskiego, więc po co żyć?
- Dla mnie. Przywiązałem się do ciebie, pokochałem jak siostrę. Jesteś teraz częścią mojego życia.
- Tak, to było wzruszające, ale Zayn też tak mówił i co? I mnie zostawił, a najlepsza przyjaciółka? Myślałam, że mnie rozszarpie. - gorzko się zaśmiała.
- Wszystko słyszałem. Nie martw się, Perrie taka już jest. Z resztą przecież sama dobrze wiesz. - powiedział blondyn. Rozpłakała się. Dobrze wiedziała, jaka jest Perrie, ale ona niczego od niej nie chciała oprócz przyjaźni z Zayn'em. Kiedy Niall ją zobaczył z rozmazanym tuszem i popuchniętymi oczami coś w nim pękło. Jego serce się rozsypało. Cierpiał razem z nią. Wtedy zdał sobie sprawę, że mu na niej zależy, że to prawdziwa przyjaźń.
- Zayn'em się nie przejmuj, zobaczysz jeszcze przyjdzie do ciebie z podkulonym ogonem.
- Nie Niall, on znowu nic nie zrobił. Jemu nie zależy.
- Zależy, tylko on jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że nad przyjaźnią trzeba pracować. - chłopak usiadł na kanapie.
- Dziękuję ci, że jesteś. - Des uśmiechnęła się blado i nieśmiało go przytuliła.
- Przyjaciół się nie zostawia. - odwzajemnił uśmiech.
- Mamy podobny kolor oczu. - stwierdził blondyn przypatrując się dziewczynie.
- Też tak myślę. - potwierdziła jego słowa nawet nie świadoma tego jaka głębia kryje się w jego oczach, ale szybko się o tym przekonała gdy na niego spojrzała. Tak, jego oczy też przyciągały. Były magiczne, tak on myślał o niej. Wyjątkowa i magiczna. Zaintrygowała go swoją osobą. Nagle zapragnął czegoś więcej, ale bał się jej reakcji. Poczuł, że nie chce jej wypuścić z objęć, że chce żeby została w nich jak najdłużej. Akurat nie mówię tu o miłości, bo na to za wcześnie, ale o bardzo specyficznej odmianie przyjaźni. Tak, tak to chyba można nazwać. Zaczął się do niej przybliżać niepewny jej reakcji. O dziwo ona zrobiła to samo. Czemu? Bo tyle czasu brakowało jej bliskiej osoby. Równie dobrze mogłaby teraz całować się z Louisem. Tak ona też zachowała się
egoistycznie, no ale w końcu uczy się od mistrza. Zayn może, to czemu ona nie? Pochylił się i pocałował ją delikatnie w kąciki ust. Ona rozchyliła wargi, więc odpowiedział jej głębokim, ognistym pocałunkiem. Trwali tak złączeni, aż wydawało się, że można usłyszeć syk unoszącej się z ich ciał pary. Kiedy chciała się cofnąć, przytrzymał ją ustami. Nie protestowała, nie chciała opuszczać tej pięknej krainy, do której zawędrowała dzięki niemu.
________________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że chociaż trochę was zaskoczyłam. ;) Dziękuję za komentarze. ;x Kocham was. <33
piątek, 9 listopada 2012
8. " Przegrała bitwę, ale nie wojnę. "
(włącz)
Niall przyglądał się im z uśmiechem. Nie chciał przeszkadzać więc podglądał ich przez dziurkę od klucza. Chciał, żeby się pogodzili i wszystko idzie w tym kierunku, żeby sobie przebaczyli. To dobrze. Chyba.
- Uhm..sorki pomoczyłam ci koszulę.
- Nie ma sprawy, wyschnie.
- Zayn. - odezwała się cicho. - Nie wyjedziesz już nigdy więcej?
- Nie wyjadę. - spojrzał na nią ciepło.
- Kiedy znowu będziesz chciał mnie zostawić przypomni sobie co mi obiecałeś.
- Nigdy więcej cię już nie zostawię. - zapewnił.
- Och jakie to słodkie. - wymsknęło się Horan'owi. - Dobra ja już sobie idę.
- Czyli mi wybaczasz? - Zayn spojrzał na Des, a ta kiwnęła głową. Są ludzie którym pozwolimy wracać zawsze, choćby nie wiadomo jak nas zawiedli i jak bardzo pozwolili nam cierpieć i mimo że wywołali najokropniejszy ból gdy odchodzili, to wywołują najcudowniejszy uśmiech gdy wracają. Tęsknota za nim sprawiła, że nie namyślała się długo, chciała mieć go przy sobie, chciała go przytulić, rozmawiać z nim. Znaczył dla niej więcej niż wszystko inne.
- Kocham cię. - powiedział i przytulił się do dziewczyny, ta odwzajemniła uśmiech i siedzieli tak przytuleni do siebie na podłodze Przyjaźń nigdy nie umiera, zdarza się jej czasem zdrzemnąć, ale zwykle budzi się jeszcze silniejsza. Niestety nie było tak w przypadku Perrie. Panna Edwards chciała zrobić niespodziankę swojemu chłopakowi i nawet nie spodziewała się tego co zastanie w jego domu. Na początku Niall stawiał opory i nie chciał jej wpuścić, ale ta starannie go wyminęła i udała się do pokoju mulata, a kiedy go tam nie zastała weszła do kuchni.
- Co tu się dzieje? - popatrzała na Destiny. - To ty?
- Nie martw się już sobie idę. - powiedziała Des, wstała z podłogi, to samo zrobił Zayn. Miał w głowie kompletną pustkę. Nie wiedział co zrobić. Stanąć w obronie Destiny czy nie zrobić nic? Wybrał to drugie. Egoistyczny dupek. Wielka gwiazda, ale kiedy trzeba stanąć w obronie tych których się kocha jest taki malutki, że go nawet nie widać. Milczymy by nie pogorszyć sprawy. Tracimy szansę nic nie mówiąc. On właśnie tracił ta szanse.
- Co ty sobie wyobrażasz? Po tylu latach nagle ci się o nas wspomniało? - Perrie robiła się coraz bardziej wściekła.
- Nie. To przez ciebie Zayn wyjechał. To wszystko przez ciebie! Przyjaciółka się znalazła! - krzyknęła Des, czuła łzy w oczach.
- Przeze mnie? Bo to niby ja zabiłam jego siostrę?
- A co nie pamiętasz? Bo ja pamiętam dobrze. Ty ją tam zepchnęłaś. To była twoja wina! - Des ukryła twarz w rękach. Wszystkiemu przysłuchiwał się Louis. Nie wierzył w to co słyszał. Myślał, że Perrie jest miła, przynajmniej sprawiała takie wrażenie. Niall widząc minę przyjaciela również przyparł ucho do drzwi od kuchni.
- Chodź. Wytłumaczę ci wszystko. - powiedział blondyn i poszedł do pokoju prowadząc osłupiałego Louisa. Tam mu wszystko wytłumaczył. Tommo nie znał jeszcze Destiny, ale kiedy Niall mu powiedział, że wierzy bardziej Des, a nie Perrie i Lou uwierzył. Co prawda nie spodziewał się, że dziewczyna mulata mogła zrobić coś takiego, ale ufał Niall'owi, a jeśli blondyn wierzy Des to i on jej wierzy.
- Myślisz, że coś wskórasz, że tu wróciłaś? Wracaj lepiej to tych twoich pożal się Boże rodziców. - krzyknęła Perrie. Des już nie wytrzymała. Nie umiała. Nie mogła. Krzyczała, ale nikt nie słyszał żadnego dźwięku. Płakała, ale nikt nie dostrzegł łez. Krwawiła, ale nikt nie widział krwi. Po prostu stała. Z oczami rozszerzonymi szeroko, niczym porcelanowa lalka. W tedy Perrie wyprowadziła Zayn'a na zewnątrz gdzie zaczęła na niego krzyczeć. A Des dalej stała. Nikt oprócz niej nie wiedział ile emocji kryło się za jej obojętnym spojrzeniem i kamienną twarzą. Przynajmniej tak myślała, ale był na świecie jeden człowiek który ją rozumiał, mianowicie Niall. Widząc Des podbiegł do niej i przytulił. Po prostu bez żadnych pytań ani kazań przytulił. Nie wielu było stać na taką szczerość i otwartość. W chwilach ostatecznego lęku kocha się chyba każdego, kto wtedy przy nas jest. Ważne, że jest blisko nas. Ktokolwiek to jest. W tej chili miała 100% pewność, że ten człowiek jej nie zawiedzie, że będzie z nią zawsze kiedy będzie tego potrzebowała.
- Nie poddawaj się. Walcz. - szepnął jej na ucho. - Wierze ci.
Posłuchała go. Poszła na dwór gdzie stał Zayn z Perrie.
- A ty jeszcze tutaj?
- Jak widać. - Horan dał jej odwagę. To ona będzie bohaterem tej wojny, tym razem jej nie przegra. Nie podda się tak łatwo. Będzie walczyć. O niego.
- Patrz co z sobą zrobiłaś. Jesteś nikim.
- Wiem o tym. - Des uśmiechnęła się lekko, a na twarzy Perrie i Zayn'a pojawiło się zdziwienie, jednak dziewczyna nie przestała wyżywać się na Des. Najgorsze jednak nie było to, że ona ją wyzywała, tylko, że on nic nie zrobił. Stał i patrzył tępo w swoją dziewczynę nie wiedząc co powiedzieć.
- Życzę szczęścia. - Des pomachała im obojgu i poszła. Tak. Zwyczajnie poszła. Nawet się nie odwróciła.
Para patrzała na znikającą postać i nie mogła zrozumieć zachowania dziewczyny. O co jej chodziło? Wie tylko ona sama. Przegrała bitwę, ale nie wojnę.
Niall przyglądał się im z uśmiechem. Nie chciał przeszkadzać więc podglądał ich przez dziurkę od klucza. Chciał, żeby się pogodzili i wszystko idzie w tym kierunku, żeby sobie przebaczyli. To dobrze. Chyba.
- Uhm..sorki pomoczyłam ci koszulę.
- Nie ma sprawy, wyschnie.
- Zayn. - odezwała się cicho. - Nie wyjedziesz już nigdy więcej?
- Nie wyjadę. - spojrzał na nią ciepło.
- Kiedy znowu będziesz chciał mnie zostawić przypomni sobie co mi obiecałeś.
- Nigdy więcej cię już nie zostawię. - zapewnił.
- Och jakie to słodkie. - wymsknęło się Horan'owi. - Dobra ja już sobie idę.
- Czyli mi wybaczasz? - Zayn spojrzał na Des, a ta kiwnęła głową. Są ludzie którym pozwolimy wracać zawsze, choćby nie wiadomo jak nas zawiedli i jak bardzo pozwolili nam cierpieć i mimo że wywołali najokropniejszy ból gdy odchodzili, to wywołują najcudowniejszy uśmiech gdy wracają. Tęsknota za nim sprawiła, że nie namyślała się długo, chciała mieć go przy sobie, chciała go przytulić, rozmawiać z nim. Znaczył dla niej więcej niż wszystko inne.
- Kocham cię. - powiedział i przytulił się do dziewczyny, ta odwzajemniła uśmiech i siedzieli tak przytuleni do siebie na podłodze Przyjaźń nigdy nie umiera, zdarza się jej czasem zdrzemnąć, ale zwykle budzi się jeszcze silniejsza. Niestety nie było tak w przypadku Perrie. Panna Edwards chciała zrobić niespodziankę swojemu chłopakowi i nawet nie spodziewała się tego co zastanie w jego domu. Na początku Niall stawiał opory i nie chciał jej wpuścić, ale ta starannie go wyminęła i udała się do pokoju mulata, a kiedy go tam nie zastała weszła do kuchni.
- Co tu się dzieje? - popatrzała na Destiny. - To ty?
- Nie martw się już sobie idę. - powiedziała Des, wstała z podłogi, to samo zrobił Zayn. Miał w głowie kompletną pustkę. Nie wiedział co zrobić. Stanąć w obronie Destiny czy nie zrobić nic? Wybrał to drugie. Egoistyczny dupek. Wielka gwiazda, ale kiedy trzeba stanąć w obronie tych których się kocha jest taki malutki, że go nawet nie widać. Milczymy by nie pogorszyć sprawy. Tracimy szansę nic nie mówiąc. On właśnie tracił ta szanse.
- Co ty sobie wyobrażasz? Po tylu latach nagle ci się o nas wspomniało? - Perrie robiła się coraz bardziej wściekła.
- Nie. To przez ciebie Zayn wyjechał. To wszystko przez ciebie! Przyjaciółka się znalazła! - krzyknęła Des, czuła łzy w oczach.
- Przeze mnie? Bo to niby ja zabiłam jego siostrę?
- A co nie pamiętasz? Bo ja pamiętam dobrze. Ty ją tam zepchnęłaś. To była twoja wina! - Des ukryła twarz w rękach. Wszystkiemu przysłuchiwał się Louis. Nie wierzył w to co słyszał. Myślał, że Perrie jest miła, przynajmniej sprawiała takie wrażenie. Niall widząc minę przyjaciela również przyparł ucho do drzwi od kuchni.
- Chodź. Wytłumaczę ci wszystko. - powiedział blondyn i poszedł do pokoju prowadząc osłupiałego Louisa. Tam mu wszystko wytłumaczył. Tommo nie znał jeszcze Destiny, ale kiedy Niall mu powiedział, że wierzy bardziej Des, a nie Perrie i Lou uwierzył. Co prawda nie spodziewał się, że dziewczyna mulata mogła zrobić coś takiego, ale ufał Niall'owi, a jeśli blondyn wierzy Des to i on jej wierzy.
- Myślisz, że coś wskórasz, że tu wróciłaś? Wracaj lepiej to tych twoich pożal się Boże rodziców. - krzyknęła Perrie. Des już nie wytrzymała. Nie umiała. Nie mogła. Krzyczała, ale nikt nie słyszał żadnego dźwięku. Płakała, ale nikt nie dostrzegł łez. Krwawiła, ale nikt nie widział krwi. Po prostu stała. Z oczami rozszerzonymi szeroko, niczym porcelanowa lalka. W tedy Perrie wyprowadziła Zayn'a na zewnątrz gdzie zaczęła na niego krzyczeć. A Des dalej stała. Nikt oprócz niej nie wiedział ile emocji kryło się za jej obojętnym spojrzeniem i kamienną twarzą. Przynajmniej tak myślała, ale był na świecie jeden człowiek który ją rozumiał, mianowicie Niall. Widząc Des podbiegł do niej i przytulił. Po prostu bez żadnych pytań ani kazań przytulił. Nie wielu było stać na taką szczerość i otwartość. W chwilach ostatecznego lęku kocha się chyba każdego, kto wtedy przy nas jest. Ważne, że jest blisko nas. Ktokolwiek to jest. W tej chili miała 100% pewność, że ten człowiek jej nie zawiedzie, że będzie z nią zawsze kiedy będzie tego potrzebowała.
- Nie poddawaj się. Walcz. - szepnął jej na ucho. - Wierze ci.
Posłuchała go. Poszła na dwór gdzie stał Zayn z Perrie.
- A ty jeszcze tutaj?
- Jak widać. - Horan dał jej odwagę. To ona będzie bohaterem tej wojny, tym razem jej nie przegra. Nie podda się tak łatwo. Będzie walczyć. O niego.
- Patrz co z sobą zrobiłaś. Jesteś nikim.
- Wiem o tym. - Des uśmiechnęła się lekko, a na twarzy Perrie i Zayn'a pojawiło się zdziwienie, jednak dziewczyna nie przestała wyżywać się na Des. Najgorsze jednak nie było to, że ona ją wyzywała, tylko, że on nic nie zrobił. Stał i patrzył tępo w swoją dziewczynę nie wiedząc co powiedzieć.
- Życzę szczęścia. - Des pomachała im obojgu i poszła. Tak. Zwyczajnie poszła. Nawet się nie odwróciła.
Para patrzała na znikającą postać i nie mogła zrozumieć zachowania dziewczyny. O co jej chodziło? Wie tylko ona sama. Przegrała bitwę, ale nie wojnę.
_________________________________________________________________________________
Rozdział dedykuję Viper. Ty to nawet komentarz umiesz napisać wzruszający. ;xx Dziękuję ci bardzo. ♥
I przepraszam, że ten rozdział jest taki denny, no ale na chwile obecną innego nie wymyślę. ;x
środa, 7 listopada 2012
7. "...dochodzi do mnie świadomość, że mogę cię stracić..."
- Gdzie on jest. - gorączkował się Zayn.
- Harry mi powiedział, że widział Niall'a jak szedł z Des. - wtrącił Liam. Mulat już nie umiał wytrzymać. To prawda kazał blondynowi iść do Des,a le nie od razu pchać się jej do mieszkania!
- Po co on tam polazł?! - krzyknął, a jego twarz przybrała odcień czerwieni. Nie każdy umiał go doprowadzić do tego stanu, Liam wiedział, że boi się, że Destiny zacznie coś czuć do Niall'a. A Destiny w tym czasie siedziała sobie z blondynkiem na kanapie i opowiadała mu o swoim dzieciństwie, o różnych przygodach jej i Zayn'a, o pożegnaniu i o tym co czuje, że nie zamierza już wtrącać się w życie mulata.
- Tracić przyjaźń stopniowo mając tego świadomość... to tak jakby - blondyn nie umiał znaleźć porównania. - wbijać sobie szpilki w serce.
- Być może, ale on tak chciał.
- Wiesz, czasem duma nie pozwala naprawić pewnych spraw.
- Ale mi nie chodzi o dumę. Tylko o ból który on mi zadaje. On mi nie wierzy rozumiesz Niall? Dla niego nie istnieje.
- Nie mów tak Des.
- Problem w tym, że kiedy człowiekowi bardzo zależy wszystko czuje dwa razy mocniej, a mnie to rozrywa od środka. Jestem nikim.
- Dees.- jęknął chłopak. - Nie jesteś nikim. Jesteś śliczna, bardzo miła tylko brak ci wiary w siebie. Ja też taki byłem.
- Śliczny? - zaśmiała się.
- Widzisz i do tego masz piękny uśmiech. - kąciki jej ust podniosły się ku górze. - I tak trzymać. - puścił do niej oczko,a ta się zarumieniła.
- Z tymi rumieńcami też ci do twarzy.
- Nie przyzwyczajaj się. Pewnie jak stąd wyjadę nasz kontakt się urwie. - popatrzała na niego spode łba.
- A to ty tu nie mieszkasz?
- Mieszkam, ale mam też mieszkanie w Londynie.
- No to na pewno się będziemy widzieć. - powiedział uradowany Horan, a Des posłała mu pytające spojrzenie.
- My też mieszkamy w Londynie. Jedynie zrobiliśmy Zayn'owi niespodziankę i tu przyjechaliśmy, a potem jedziemy do domu. - powiedział Horan.
- Fajnie. - powiedziała i położyła się na kanapie. Blondyn usiadł jej na nogach.
- Ej ciężki jesteś. - stwierdziła.
- Wiem.
- No to złaź.
- Nie. - pokazał jej język, ona odwdzięczyła się tym samym, nawet chciała go zrzucić, ale zadzwonił do niego telefon.
(włącz)
- Halo? - odebrał Horan.
- Niall do kurwy nędzy gdzie ty jesteś? - krzyknął Zayn do słuchawki.
- U Des. - przy wypowiadaniu tych słów blondyn się uśmiechnął, zrobił to tak uroczo, że dziewczyna się zaśmiała. Mulata zatkało kiedy usłyszał śmiech jego przyjaciółki. Myślał, że on u niej jest, ale w to nie wierzył. Nie chciał.
- Aha.
- Jakby co to Niall zostaje u mnie na noc! - krzyknęła Des do telefonu, żeby wkurzyć mulata. Chciała mu zrobić na złość, niech zobaczy, że ona wcale się nim nie przejmuje. Chociaż prawda była inna.
- Zmieniłaś się Des. - stwierdził Zayn. Dziewczyna poprosiła Nialla o telefon.
- Nie. To tylko ty zapomniałeś jaka byłam. - powiedziała i oddała telefon blondynowi, a ten się rozłączył.
" Zmieniłaś się Des " to zdanie chodziło jej teraz po głowie. Ona się zmieniła? Nie. To on się zmienił. Zmienił się w egoistycznego dupka, zapatrzonego w siebie. Ona? Ona zrobiła się bardziej skryta, przez niego. Cholernie bolało ją, że jej nie wierzył. Był jej przyjacielem, a przyjaciele bez względu na wszystko sobie wierzą. Na przykład Niall, znają się zaledwie od paru godzin, ale on jej wierzy. Czyli jest jej przyjacielem.
- Bardzo się zdenerwował? - zapytała niepewnie.
- Nie, bardzo to za małe słowo. - wybuchnął śmiechem Niall. - On był wściekły.
- Dobrze mu tak.
W domu Destiny zabrzmiał dzwonek. Dziewczyna poszła otworzyć. Nie spodziewała się, że za drzwiami zastanie Zayn'a.
- Czego chcesz? - zapytała niemiło.
- Przyszedłem po MOJEGO przyjaciela. - zaakcentował słowo "mojego".
- Może ja chce sobie jeszcze z Des posiedzieć? - wtrącił się blondyn.
- Może jednak nie chcesz. - wysyczał przez zęby mulat.
- Przecież on jest pełnoletni, może robić co chce. - powiedziała dziewczyna.
- Ale nie z tobą. - odpowiedział jej Malik.
- A to niby czemu? Bo tobie to nie pasuje? - zaśmiała się.
- A tobie co do tego?
- Masz racje nic mi do tego. Z resztą nikogo nie obchodzi moje zdanie. - spuściła głowę na dól. - Wygrałeś. Zadowolony? - zapytała i poszła do pokoju. Zayn się zdziwił, że tak łatwo odpuściła. Nigdy tego nie robiła, zawsze była silna. Umiała zagiąć każdego, a teraz? Tak po prostu poddała się?
- Widzisz co zrobiłeś? - naskoczył na niego blondyn, w tym czasie Des zdążyła już połknąć 7 tabletek i szukała po półkach więcej. Zayn nie chciał gadać z Niall'em, ale chciał się dowiedzieć czemu Des się poddała, więc wyminął blondyna i poszedł do kuchni. Zobaczył jak dziewczyna połyka jedną tabletkę za drugą.
- Znowu to robisz? - krzyknął, a Des podskoczyła.
- Nic ci do tego. - burknęła i schowała za siebie opakowanie.
- Właśnie, że tak.
- A co nagle się troszczyć o mnie zacząłeś? Proszę cię. - zaśmiała się.
- Troszczę się o ciebie. Pomimo tego, że mnie odpychasz i pomimo tego, że mi nie ufasz. Ja ci ufam. A kiedy się kłócimy i dochodzi do mnie świadomość,że mogę cię stracić,czuję się jak dziecko, któremu upadł na podłogę lizak i nie wie czy uda się go jeszcze uratować. Rozumiesz?
- I tak odejdziesz. Odejdziesz jeszcze raz, ale wtedy już nie wrócisz.
- Nie odejdę! Zrozum to. Kocham cię! Byłaś, jesteś i będziesz dla mnie ważna. Jesteś moją przyjaciółką.
- Byłaś to też dobre określenie.
- Nie.
- Wiesz co jest tak cholernie smutne? Nie wierzysz mi. Jak to sam określiłeś przyjaciółce! I ja mam ci ufać i wierzyć jak ty nie wierzysz mi?
- Wierze ci . Rozumiesz? Wierze ci, wiem, że Perrie to zrobiła.
- Puste słowa. - prychnęła. - Nie wierzysz mi. Nigdy mi nie wierzyłeś! - przegapiła, moment w którym oczy zaszły jej łzami. Osunęła się po szafkach. Znowu to robiła, pokazywała swoją słabość. A kiedy się do reszty rozpłakała,. nie wiedział co zrobić. Przytulał ją, głaskał po włosach, ocierał jej łzy. Co chwila mówił coś takiego, że bezwarunkowo musiała się uśmiechnąć. Grymas na jej twarzy coraz bardziej go martwił. Obiecał, że jak tylko przestanie da jej ulubionego batonika. Cokolwiek... żeby tylko nie płakała i wtedy spoglądając przez łzy w jego oczy ujrzała to po raz pierwszy. Zależało mu na niej. Cholernie mu na niej zależało...
________________________________________________________________________________
Melodia i słowa piosenki od chłopców strasznie mi tu pasowały. ;D Dziękuję tym osobą które komentują. ;x
Jakbyście miały jakieś pytania to tu moje gg. 42810353
- Harry mi powiedział, że widział Niall'a jak szedł z Des. - wtrącił Liam. Mulat już nie umiał wytrzymać. To prawda kazał blondynowi iść do Des,a le nie od razu pchać się jej do mieszkania!
- Po co on tam polazł?! - krzyknął, a jego twarz przybrała odcień czerwieni. Nie każdy umiał go doprowadzić do tego stanu, Liam wiedział, że boi się, że Destiny zacznie coś czuć do Niall'a. A Destiny w tym czasie siedziała sobie z blondynkiem na kanapie i opowiadała mu o swoim dzieciństwie, o różnych przygodach jej i Zayn'a, o pożegnaniu i o tym co czuje, że nie zamierza już wtrącać się w życie mulata.
- Tracić przyjaźń stopniowo mając tego świadomość... to tak jakby - blondyn nie umiał znaleźć porównania. - wbijać sobie szpilki w serce.
- Być może, ale on tak chciał.
- Wiesz, czasem duma nie pozwala naprawić pewnych spraw.
- Ale mi nie chodzi o dumę. Tylko o ból który on mi zadaje. On mi nie wierzy rozumiesz Niall? Dla niego nie istnieje.
- Nie mów tak Des.
- Problem w tym, że kiedy człowiekowi bardzo zależy wszystko czuje dwa razy mocniej, a mnie to rozrywa od środka. Jestem nikim.
- Dees.- jęknął chłopak. - Nie jesteś nikim. Jesteś śliczna, bardzo miła tylko brak ci wiary w siebie. Ja też taki byłem.
- Śliczny? - zaśmiała się.
- Widzisz i do tego masz piękny uśmiech. - kąciki jej ust podniosły się ku górze. - I tak trzymać. - puścił do niej oczko,a ta się zarumieniła.
- Z tymi rumieńcami też ci do twarzy.
- Nie przyzwyczajaj się. Pewnie jak stąd wyjadę nasz kontakt się urwie. - popatrzała na niego spode łba.
- A to ty tu nie mieszkasz?
- Mieszkam, ale mam też mieszkanie w Londynie.
- No to na pewno się będziemy widzieć. - powiedział uradowany Horan, a Des posłała mu pytające spojrzenie.
- My też mieszkamy w Londynie. Jedynie zrobiliśmy Zayn'owi niespodziankę i tu przyjechaliśmy, a potem jedziemy do domu. - powiedział Horan.
- Fajnie. - powiedziała i położyła się na kanapie. Blondyn usiadł jej na nogach.
- Ej ciężki jesteś. - stwierdziła.
- Wiem.
- No to złaź.
- Nie. - pokazał jej język, ona odwdzięczyła się tym samym, nawet chciała go zrzucić, ale zadzwonił do niego telefon.
(włącz)
- Halo? - odebrał Horan.
- Niall do kurwy nędzy gdzie ty jesteś? - krzyknął Zayn do słuchawki.
- U Des. - przy wypowiadaniu tych słów blondyn się uśmiechnął, zrobił to tak uroczo, że dziewczyna się zaśmiała. Mulata zatkało kiedy usłyszał śmiech jego przyjaciółki. Myślał, że on u niej jest, ale w to nie wierzył. Nie chciał.
- Aha.
- Jakby co to Niall zostaje u mnie na noc! - krzyknęła Des do telefonu, żeby wkurzyć mulata. Chciała mu zrobić na złość, niech zobaczy, że ona wcale się nim nie przejmuje. Chociaż prawda była inna.
- Zmieniłaś się Des. - stwierdził Zayn. Dziewczyna poprosiła Nialla o telefon.
- Nie. To tylko ty zapomniałeś jaka byłam. - powiedziała i oddała telefon blondynowi, a ten się rozłączył.
" Zmieniłaś się Des " to zdanie chodziło jej teraz po głowie. Ona się zmieniła? Nie. To on się zmienił. Zmienił się w egoistycznego dupka, zapatrzonego w siebie. Ona? Ona zrobiła się bardziej skryta, przez niego. Cholernie bolało ją, że jej nie wierzył. Był jej przyjacielem, a przyjaciele bez względu na wszystko sobie wierzą. Na przykład Niall, znają się zaledwie od paru godzin, ale on jej wierzy. Czyli jest jej przyjacielem.
- Bardzo się zdenerwował? - zapytała niepewnie.
- Nie, bardzo to za małe słowo. - wybuchnął śmiechem Niall. - On był wściekły.
- Dobrze mu tak.
W domu Destiny zabrzmiał dzwonek. Dziewczyna poszła otworzyć. Nie spodziewała się, że za drzwiami zastanie Zayn'a.
- Czego chcesz? - zapytała niemiło.
- Przyszedłem po MOJEGO przyjaciela. - zaakcentował słowo "mojego".
- Może ja chce sobie jeszcze z Des posiedzieć? - wtrącił się blondyn.
- Może jednak nie chcesz. - wysyczał przez zęby mulat.
- Przecież on jest pełnoletni, może robić co chce. - powiedziała dziewczyna.
- Ale nie z tobą. - odpowiedział jej Malik.
- A to niby czemu? Bo tobie to nie pasuje? - zaśmiała się.
- A tobie co do tego?
- Masz racje nic mi do tego. Z resztą nikogo nie obchodzi moje zdanie. - spuściła głowę na dól. - Wygrałeś. Zadowolony? - zapytała i poszła do pokoju. Zayn się zdziwił, że tak łatwo odpuściła. Nigdy tego nie robiła, zawsze była silna. Umiała zagiąć każdego, a teraz? Tak po prostu poddała się?
- Widzisz co zrobiłeś? - naskoczył na niego blondyn, w tym czasie Des zdążyła już połknąć 7 tabletek i szukała po półkach więcej. Zayn nie chciał gadać z Niall'em, ale chciał się dowiedzieć czemu Des się poddała, więc wyminął blondyna i poszedł do kuchni. Zobaczył jak dziewczyna połyka jedną tabletkę za drugą.
- Znowu to robisz? - krzyknął, a Des podskoczyła.
- Nic ci do tego. - burknęła i schowała za siebie opakowanie.
- Właśnie, że tak.
- A co nagle się troszczyć o mnie zacząłeś? Proszę cię. - zaśmiała się.
- Troszczę się o ciebie. Pomimo tego, że mnie odpychasz i pomimo tego, że mi nie ufasz. Ja ci ufam. A kiedy się kłócimy i dochodzi do mnie świadomość,że mogę cię stracić,czuję się jak dziecko, któremu upadł na podłogę lizak i nie wie czy uda się go jeszcze uratować. Rozumiesz?
- I tak odejdziesz. Odejdziesz jeszcze raz, ale wtedy już nie wrócisz.
- Nie odejdę! Zrozum to. Kocham cię! Byłaś, jesteś i będziesz dla mnie ważna. Jesteś moją przyjaciółką.
- Byłaś to też dobre określenie.
- Nie.
- Wiesz co jest tak cholernie smutne? Nie wierzysz mi. Jak to sam określiłeś przyjaciółce! I ja mam ci ufać i wierzyć jak ty nie wierzysz mi?
- Wierze ci . Rozumiesz? Wierze ci, wiem, że Perrie to zrobiła.
- Puste słowa. - prychnęła. - Nie wierzysz mi. Nigdy mi nie wierzyłeś! - przegapiła, moment w którym oczy zaszły jej łzami. Osunęła się po szafkach. Znowu to robiła, pokazywała swoją słabość. A kiedy się do reszty rozpłakała,. nie wiedział co zrobić. Przytulał ją, głaskał po włosach, ocierał jej łzy. Co chwila mówił coś takiego, że bezwarunkowo musiała się uśmiechnąć. Grymas na jej twarzy coraz bardziej go martwił. Obiecał, że jak tylko przestanie da jej ulubionego batonika. Cokolwiek... żeby tylko nie płakała i wtedy spoglądając przez łzy w jego oczy ujrzała to po raz pierwszy. Zależało mu na niej. Cholernie mu na niej zależało...
________________________________________________________________________________
Melodia i słowa piosenki od chłopców strasznie mi tu pasowały. ;D Dziękuję tym osobą które komentują. ;x
Jakbyście miały jakieś pytania to tu moje gg. 42810353
niedziela, 4 listopada 2012
6. " To ja lecę do domu, ale ten...don't worry, be happy. "
Kiedy Des wybiegła z domu Malik'a poszła się przebrać i taksówką pojechała do klubu. Idiotka, myślała, że w alkoholu zatopi wszystko to co ją dręczy. Właśnie wracała z imprezy, gdy jej wzrok przykuła postać siedząca na ławce. Był to Niall, wyglądał mizernie. Podeszła do niego i usiadła obok.
- Ale ty jesteś brzydki. - powiedziała. Wypity alkohol dał się we znaki.
- A ty pijana. - mruknął.
- Ale ja kiedyś wytrzeźwieje. - zaśmiała się. - A tak właściwie to co ty tu robisz?
- Mógłbym spytać o to samo.
- Ja? Ja hmm co ja tu robię..- zamyśliła się. - tak na prawdę to nie mam pojęcia.
- A mnie Zayn wyrzucił z domu, powiedział, że mam cię znaleźć skoro tak dobrze się pozanliśmy. - odpowiedział, a dziewczyna znowu się zaśmiała.
- Uhmm...
- O co się pokłóciliście? Zdradził cię? - spytał chłopak, a Des spojrzała na niego jak na debila.
- O co się pokłóciliście? Zdradził cię? - spytał chłopak, a Des spojrzała na niego jak na debila.
- Zayn? Nie..My nie byliśmy razem. - próbowała mu wytłumaczyć o co chodzi. Jednak nie powiedziała mu wszystkiego, praktycznie nic mu nie powiedziała.
- Czemu do niego nie pójdziesz? - zapytała.
- Muszę przemyśleć kilka spraw.
- Jakich?
- Dziewczyna mnie rzuciła, bo ją zdradziłem.
- Trzeba było nie zdradzać. - wzruszyła ramionami.
- Ale no...to był jeden raz. Nie chciała iść ze mną na imprezę..- chłopak chciał skończyć, ale Destiny mu weszła w słowo.
- No to zdradziłem ją z kim popadnie. Znam taką historię.
- To było silniejsze ode mnie. - próbował się wytłumaczyć.
- To ja lecę do domu, ale ten...don't worry, be happy. - zaśmiała się na odchodne i ruszyła do domu. Blondyn pobiegł za nią.
- Co chcesz?
- Nic, odprowadzę cię.
- Nie chcę.
- Opowiedz mi skąd znasz Zayn''a. - poprosił, a ona nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Nie chciała mu nic mówić, bo go nie znała, a jeżeli Zayn mu nie powiedział o tym, znaczy, że albo nie ma do niego zaufania, co jest wątpliwe, albo się jej wstydzi. Wybrała tą drugą opcję. W końcu, ma się czego wstydzić. Ona jest żadna, po prostu żadna, nic w życiu nie osiągnęła, taka szara myszka. Taka zwyczajna, ale w środku była wielka. Nagle zapragnęła się komuś wyżalić, nie miała przyjaciółki, ani teraz nawet przyjaciela, a Niall i tak sobie stąd pojedzie więc będzie miała spokój. I tak opowiedziała mu całą swoją historię. Chłopak patrzał na nią i nie dowierzał, taka młoda osoba, a tyle w życiu przeszła.
- Wiesz jak się teraz czuje? Mam ochotę rzucać wszystkim co mi wpadnie w rękę, mam ochotę się rozpłakać tak histerycznie, żeby nikt nie mógł mnie uspokoić, ale nie mogę. A wiesz czemu? Bo od dziecka zawsze uczono mnie, że choćby nie wiem kurwa co, mam nie okazywać słabości.
- Nie wiedziałem, że znasz Zayn'a od tylu lat. Kiedyś przez sen wymówił imię Destiny.
- Właśnie tak mam na imię.
- O kurde, bo ja się nawet nie przedstawiłem. - zaśmiał się chłopak. - Jestem Niall Horan. - ukłonił się nisko i podał Des rękę.
- Destiny Bein. - uścisnęła ją i szli dalej. Kiedy znajdowali się przed drzwiami jej domu Des zaprosiła chłopaka do siebie, on chętnie przyjął te propozycje, wiedział, że Zayn jest strasznie zazdrosny o Des. Udowodnił to tym, że się wściekł kiedy się dowiedział, że blondyn ją przytulał, a jeśli dowie się, że był u niej w domu to będzie katastrofa. Specjalnie zrobi mu na złość, bo nic mu o niej nie powiedział. Destiny przygotowała ciepłe kakao, bo na dworze było dość zimno.
(włącz)
- Czyli jego rodzice osądzają cię o śmierć ich córki, a faktycznie zrobiła do Perrie. - podsumował blondyn.
- Tak.
- Wiedziałem, że ta dziewczyna ma coś za skórą.
- Nie jedno. - westchnęła Des obejmując rękami kubek z kakaem.
- Nie smuć się Des. On na ciebie nie zasługuje. Wiem, że to mój przyjaciel, ale też wiem jaki on jest, a uwierz do aniołka to mu daleko. - zaśmiał się Niall. Na twarzy Destiny pojawił się blady uśmiech.
- Nie widać, że jesteś aż tak pijana. - stwierdził chłopak.
- Nie wypiłam za dużo.
- Współczuje ci. - palnął blondyn. Destiny próbowała zapomnieć, a Niall jej w tym nie pomagał, od razu uśmiech zszedł z jej twarzy, a po policzku popłynęła łza.
- O matko Destiny nie chciałem. - zaczął się tłumaczyć.
- Wiem. - wyszeptała, a chłopak ją do siebie przytulił. Poczuła, że znalazła w nim przyjaciela, może nie takiego jakim był Zayn. Tak to dobre określenie "był". Już niestety nie jest.
Nie martw się, nic mi nie jest,
a przynajmniej niech ci się tak wydaje.
Umieram, ale lepiej będzie jeśli
nie będziesz o tym wiedział.
Po prostu przytul mnie
i nie pytaj o co chodzi,
bo wszystkie te słowa są zbędne,
bo nie na wszystko jest odpowiedź,
ale na najważniejsze pytania
odpowie ci pustka w moim sercu,
którą zostawiłeś po odejściu.
Po prostu usiądź ze mną
i powiedz, że ci na mnie zależy
przytul i powiedz, że kochasz...
Co ja bym dała, żeby tu był Zayn. - pomyślała Des. Bardzo za nim tęskniła, ale nie chciała mu się pokazywać na oczy. Czemu? Bo jej nie wierzył, a to ja bolało najbardziej.
- Spokojnie Des ja ci wierzę.- wyszeptał blondyn. Tego jej brakowało tych głupich 3 słów " ja ci wierzę ". - Wiem, że nie jesteś taka, wiem, że masz niewidzialną maskę, chcesz uciec od samej siebie.
- Nie martw się Niall pewnego dnia wyskoczę z tego przebrania, ale jeszcze nie teraz. - już wiedziała, że zyskała przyjaciela. Człowiek spotyka się całkiem przypadkowo, a okazuje się, że właśnie ten przypadek był przeznaczeniem. Usiadła naprzeciwko blondyna i dokładniej mu się przyjrzała. Był przystojny i miał piękne niebieskie oczy. Kiedy tez się na nią popatrzał, zawstydzona spuściła wzrok na dół. Przypomniała sobie jak Zayn przenikał ją wzrokiem.
- Myślę, że z Zayn doszedł do momentu w którym mnie nienawidzi. - stwierdziła Des.
- Nawet tak nie mów. On cię kocha, tylko jest zaślepiony miłością do Perrie, ale już nie długo.
- Co masz na myśli?
- Nie ważne.
Nienawidziła Perrie, to prawda, ale nie życzyła jej źle. Kiedyś była jej przyjaciółką, miała do niej żal, że ją zostawiła, że nie powiedziała tej cholernej prawdy, a teraz sobie żyje w szczęśliwym związku z Zayn'em.
Musze się zranić w nieodwracalny sposób. Chcę zrobić wszystko, żebym już nie mogła patrzeć na siebie w lustrze. - pomyślała. Nienawidziła siebie za to kim jest, a raczej kim się staje. Nie miała po co żyć. Ani dla kogo. Jeżeli jest coś, czego się komuś nie wybacza, to to, że ma wszystko, do czego inni dążą. I właśnie Des nie wybaczyła Perrie, że ma Zayn'a.
_________________________________________________________________________________
Przepraszam za to, że nie dałam linku do piosenki na youtube, ale jej tam nie znalazłam. Dziękuję za komentarze. ;x
- Dziewczyna mnie rzuciła, bo ją zdradziłem.
- Trzeba było nie zdradzać. - wzruszyła ramionami.
- Ale no...to był jeden raz. Nie chciała iść ze mną na imprezę..- chłopak chciał skończyć, ale Destiny mu weszła w słowo.
- No to zdradziłem ją z kim popadnie. Znam taką historię.
- To było silniejsze ode mnie. - próbował się wytłumaczyć.
- To ja lecę do domu, ale ten...don't worry, be happy. - zaśmiała się na odchodne i ruszyła do domu. Blondyn pobiegł za nią.
- Co chcesz?
- Nic, odprowadzę cię.
- Nie chcę.
- Opowiedz mi skąd znasz Zayn''a. - poprosił, a ona nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Nie chciała mu nic mówić, bo go nie znała, a jeżeli Zayn mu nie powiedział o tym, znaczy, że albo nie ma do niego zaufania, co jest wątpliwe, albo się jej wstydzi. Wybrała tą drugą opcję. W końcu, ma się czego wstydzić. Ona jest żadna, po prostu żadna, nic w życiu nie osiągnęła, taka szara myszka. Taka zwyczajna, ale w środku była wielka. Nagle zapragnęła się komuś wyżalić, nie miała przyjaciółki, ani teraz nawet przyjaciela, a Niall i tak sobie stąd pojedzie więc będzie miała spokój. I tak opowiedziała mu całą swoją historię. Chłopak patrzał na nią i nie dowierzał, taka młoda osoba, a tyle w życiu przeszła.
- Wiesz jak się teraz czuje? Mam ochotę rzucać wszystkim co mi wpadnie w rękę, mam ochotę się rozpłakać tak histerycznie, żeby nikt nie mógł mnie uspokoić, ale nie mogę. A wiesz czemu? Bo od dziecka zawsze uczono mnie, że choćby nie wiem kurwa co, mam nie okazywać słabości.
- Nie wiedziałem, że znasz Zayn'a od tylu lat. Kiedyś przez sen wymówił imię Destiny.
- Właśnie tak mam na imię.
- O kurde, bo ja się nawet nie przedstawiłem. - zaśmiał się chłopak. - Jestem Niall Horan. - ukłonił się nisko i podał Des rękę.
- Destiny Bein. - uścisnęła ją i szli dalej. Kiedy znajdowali się przed drzwiami jej domu Des zaprosiła chłopaka do siebie, on chętnie przyjął te propozycje, wiedział, że Zayn jest strasznie zazdrosny o Des. Udowodnił to tym, że się wściekł kiedy się dowiedział, że blondyn ją przytulał, a jeśli dowie się, że był u niej w domu to będzie katastrofa. Specjalnie zrobi mu na złość, bo nic mu o niej nie powiedział. Destiny przygotowała ciepłe kakao, bo na dworze było dość zimno.
(włącz)
- Czyli jego rodzice osądzają cię o śmierć ich córki, a faktycznie zrobiła do Perrie. - podsumował blondyn.
- Tak.
- Wiedziałem, że ta dziewczyna ma coś za skórą.
- Nie jedno. - westchnęła Des obejmując rękami kubek z kakaem.
- Nie smuć się Des. On na ciebie nie zasługuje. Wiem, że to mój przyjaciel, ale też wiem jaki on jest, a uwierz do aniołka to mu daleko. - zaśmiał się Niall. Na twarzy Destiny pojawił się blady uśmiech.
- Nie widać, że jesteś aż tak pijana. - stwierdził chłopak.
- Nie wypiłam za dużo.
- Współczuje ci. - palnął blondyn. Destiny próbowała zapomnieć, a Niall jej w tym nie pomagał, od razu uśmiech zszedł z jej twarzy, a po policzku popłynęła łza.
- O matko Destiny nie chciałem. - zaczął się tłumaczyć.
- Wiem. - wyszeptała, a chłopak ją do siebie przytulił. Poczuła, że znalazła w nim przyjaciela, może nie takiego jakim był Zayn. Tak to dobre określenie "był". Już niestety nie jest.
Nie martw się, nic mi nie jest,
a przynajmniej niech ci się tak wydaje.
Umieram, ale lepiej będzie jeśli
nie będziesz o tym wiedział.
Po prostu przytul mnie
i nie pytaj o co chodzi,
bo wszystkie te słowa są zbędne,
bo nie na wszystko jest odpowiedź,
ale na najważniejsze pytania
odpowie ci pustka w moim sercu,
którą zostawiłeś po odejściu.
Po prostu usiądź ze mną
i powiedz, że ci na mnie zależy
przytul i powiedz, że kochasz...
Co ja bym dała, żeby tu był Zayn. - pomyślała Des. Bardzo za nim tęskniła, ale nie chciała mu się pokazywać na oczy. Czemu? Bo jej nie wierzył, a to ja bolało najbardziej.
- Spokojnie Des ja ci wierzę.- wyszeptał blondyn. Tego jej brakowało tych głupich 3 słów " ja ci wierzę ". - Wiem, że nie jesteś taka, wiem, że masz niewidzialną maskę, chcesz uciec od samej siebie.
- Nie martw się Niall pewnego dnia wyskoczę z tego przebrania, ale jeszcze nie teraz. - już wiedziała, że zyskała przyjaciela. Człowiek spotyka się całkiem przypadkowo, a okazuje się, że właśnie ten przypadek był przeznaczeniem. Usiadła naprzeciwko blondyna i dokładniej mu się przyjrzała. Był przystojny i miał piękne niebieskie oczy. Kiedy tez się na nią popatrzał, zawstydzona spuściła wzrok na dół. Przypomniała sobie jak Zayn przenikał ją wzrokiem.
- Myślę, że z Zayn doszedł do momentu w którym mnie nienawidzi. - stwierdziła Des.
- Nawet tak nie mów. On cię kocha, tylko jest zaślepiony miłością do Perrie, ale już nie długo.
- Co masz na myśli?
- Nie ważne.
Nienawidziła Perrie, to prawda, ale nie życzyła jej źle. Kiedyś była jej przyjaciółką, miała do niej żal, że ją zostawiła, że nie powiedziała tej cholernej prawdy, a teraz sobie żyje w szczęśliwym związku z Zayn'em.
Musze się zranić w nieodwracalny sposób. Chcę zrobić wszystko, żebym już nie mogła patrzeć na siebie w lustrze. - pomyślała. Nienawidziła siebie za to kim jest, a raczej kim się staje. Nie miała po co żyć. Ani dla kogo. Jeżeli jest coś, czego się komuś nie wybacza, to to, że ma wszystko, do czego inni dążą. I właśnie Des nie wybaczyła Perrie, że ma Zayn'a.
_________________________________________________________________________________
Przepraszam za to, że nie dałam linku do piosenki na youtube, ale jej tam nie znalazłam. Dziękuję za komentarze. ;x
piątek, 2 listopada 2012
5. " Nie wiesz jaka jest na prawdę i dlaczego płacze to jej nie oceniaj."
(włącz)
Des siedziała na parapecie w ręce trzymając kakao. Zayn zaś leżał na łóżku i podrzucał piłką. W górę, w dół, w górę, w dół. Znajdował się w takiej sytuacji jak piłka. Raz na górze, raz na dole. Teraz to kompletnie spadł na dno. Tak bardzo chciał ją przytulić, wyszeptać te trzy kurewsko banalne słowa " Wszystko będzie dobrze." Czemu ona nie chce znowu być jego przyjaciółką? Czemu nie chce zacząć od nowa? Jego przemyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Poszedł otworzyć. Za drzwiami stali jego przyjaciele. Całe One Direction.
Des siedziała na parapecie w ręce trzymając kakao. Zayn zaś leżał na łóżku i podrzucał piłką. W górę, w dół, w górę, w dół. Znajdował się w takiej sytuacji jak piłka. Raz na górze, raz na dole. Teraz to kompletnie spadł na dno. Tak bardzo chciał ją przytulić, wyszeptać te trzy kurewsko banalne słowa " Wszystko będzie dobrze." Czemu ona nie chce znowu być jego przyjaciółką? Czemu nie chce zacząć od nowa? Jego przemyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Poszedł otworzyć. Za drzwiami stali jego przyjaciele. Całe One Direction.
- Co wy tu robicie? - nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Przyjechaliśmy do ciebie. Pewnie czujesz się samotny. - odparł Lou i pokazał na walizki które trzymali.
- I pewnie chcecie żebym was przenocował. - zaśmiał się mulat, a Harry pokiwał głową.
- Eh, no dobra. Wchodźcie. - zaprosił chłopaków do środka. Chłopaki się ugościli, dom Zayn'a był duży więc starczyło miejsca dla wszystkich. Potem zaczęli grac na konsoli, jedynie Zayn nie mógł się skupić. Z Des było gorzej. Najpierw było jej smutno, że tak potraktowała mulata, ale potem przepełniła ją złość.
- Kurwa. - roztrzaskała kubek z kakaem. Muszę go przeprosić, bo nie wytrzymam. - pomyślała i zaczęła się ubierać. Kiedy wyszła na dwór zobaczyła, że leje jak z cebra. Nie bardzo się tym przejęła i spokojnym krokiem ruszyła w kierunku domu mulata. Nie wiedziała co mu powie, nie wiedziała jak zareaguje, a jednak szła. Czemu? Bo jej cholernie zależało, bo go kurwa kochała, bo za nim tęskniła i nie wybaczyłaby sobie gdyby go straciła. Czasem musimy po prostu przestać analizować przeszłość, przestać planować przyszłość, przestać zastanawiać się co tak na prawdę czujemy, przestać decydować rozumem co chce czuć serce. Czasem po prostu musimy powiedzieć sobie " Niech się dzieje co chce." i iść dalej. . Ona właśnie tak zrobiła. Zadzwoniła do jego drzwi. Drzwi otworzyła jego siostra.
- Des! Co ty tu robisz? - uśmiechnęła się.
- Ja do Zain'a.
- Ale ona ma teraz gości, ale jak chcesz to wejdź.
- yyy.. - zmieszała się. - To jak ma gości to przyjdę kiedy indziej. - powiedziała i odwróciła się na pięcie. Mogła się tego spodziewać. Zawsze jej coś musi przeszkodzić. Nie żeby myślała, że się zawiodła, ale kurde był dla niej ważny. Nagle poczuła rękę na ramieniu, odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z Zayn'em.
- Wejdź do środka, bo się przeziębisz. - popatrzał na nią z troską.
- Nie, nie mogę, masz gości. - zaczęła dziewczyna, ale nie dął jej skończyć tylko pociągnął za rękę w stronę drzwi. Weszła, a jej oczom ukazało się 4 chłopaków, którzy się na nią gapili, jeden miał nawet otwarte usta. Zayn chciał żeby się przebrała, ale ona nie chciała.
- Przepraszam. - wyszeptała.
- Za co? - spojrzał na nią.
- Za wszystko. - odpowiedziała i znowu się rozpłakała. Było z nią coraz gorzej. Kiedyś nigdy nie płakała. Kiedyś płakało jej serce, teraz płaczą jej oczy. Jej serce płakało, bo za nim tęskniła, teraz płaczą oczy, bo ma go obok siebie, ale już nie jako przyjaciela.
- Des nie płacz. To ja powinienem przepraszać nie ty.
- Nie wszystkie łzy są złe Zain. - uśmiechnęła się.
- Zayn, ale ty nieżyczliwy jesteś. Nie widzisz, że dziewczyna jest cała morka? Może byś jej dał coś na przebranie. - wtrącił się Hazza i pociągnął Des do góry do pokoju w którym miał walizkę. Rzucił dziewczynie jakieś dresy i zaprowadził do łazienki. Dziewczyna chcąc nie chcąc musiała iść się przebrać, bo już wyczuła, że Harry'emu się nie odmawia. Miała talent do rozpoznawania charakterów ludzi. Przebrała się i nieśmiało zeszła do salonu gdzie siedzieli wszyscy.
- Zayn, możesz na słówko. - poprosiła cicho. Chłopak wstał z kanapy, a Destiny zaprowadziła go do kuchni.
- Gdzie są twoi rodzice? - zapytała.
- Wyjechali do ciotki, juro wracają. - odpowiedział.
- To dobrze. - dziewczyna odetchnęła z ulgą, ale zaraz po tym spuściła wzrok i miętoliła w rękach kawałek przydługiego sweterka.
- Wiem o co ci chodzi Des. Mi też nie było łatwo o tym zapomnieć.
- Ja wiem, że ty myślisz, że to ja. - popatrzała na niego ze łzami w oczach. - Ale cholera ty tam stałeś! Widziałeś, że to nie ja! Widziałeś. - ukryła twarz w dłoniach, gdy do pokoju wszedł Niall.
- Zayn coś ty jej zrobił? - popatrzał zdziwiony na dziewczynę.
- Nic. Z resztą nie ważne. Wyjdź muszę z nią pogadać. - powiedział mulat, a blondyn wyszedł.
- Des, ja nie pamiętam tego, ale pamiętam jak byliśmy przyjaciółmi. Jak przychodziłem do ciebie, kiedy moi rodzice się kłócili. Wtedy siadałaś obok mnie i trzymałaś za rękę. Pamiętasz? Albo kiedy dostałem jedynkę w szkole, bałem się powiedzieć rodzicom, wtedy do mnie przyszłaś i po prostu przytuliłaś mówiąc przy tym " Jesteś odważny. Dasz radę." Nie mam powodów żeby ci nie wierzyć. Ale gdybyś to jednak zrobiła to bym ci przebaczył. - przytulił ją do siebie.
- Ale ja tego nie zrobiłam! - krzyknęła. Do kuchni wszedł Hazza.
- Zayn weź ją puść! Co ona ci zrobiła? - naskoczył na mulata i wyrwał z jego objęć dziewczynę, po czym zaprowadził na sofę i posadził między Lou, a Niall'em.
- On mi nie wierzy. - szepnęła.
- Z czym ma ci nie wierzyć? - zapytał loczek. Za to Niall podszedł do niej i ją po prostu przytulił. Był chłopakiem bardzo delikatnym i nie zadawał dużo pytań, ale na pewno przytulał najlepiej na świecie.
- On mi nie wierzy! Jestem w końcu jego przyjaciółką, a on mi nie wierzy! Wiesz jak to boli? Wiesz? Nie wiesz! Właściwie byłam jego przyjaciółką. To nie ja zrobiłam. Chociaż ty mi uwierz. - przytuliła się jeszcze bardziej do blondyna. Harry szepnął do Liam'a.
- Ona jakaś dziwna jest.
- Nie wiesz jaka jest naprawdę i dlaczego płacze to jej nie oceniaj. - odszepnął Liam.
- Des nie płacz. To ja powinienem przepraszać nie ty.
- Nie wszystkie łzy są złe Zain. - uśmiechnęła się.
- Zayn, ale ty nieżyczliwy jesteś. Nie widzisz, że dziewczyna jest cała morka? Może byś jej dał coś na przebranie. - wtrącił się Hazza i pociągnął Des do góry do pokoju w którym miał walizkę. Rzucił dziewczynie jakieś dresy i zaprowadził do łazienki. Dziewczyna chcąc nie chcąc musiała iść się przebrać, bo już wyczuła, że Harry'emu się nie odmawia. Miała talent do rozpoznawania charakterów ludzi. Przebrała się i nieśmiało zeszła do salonu gdzie siedzieli wszyscy.
- Zayn, możesz na słówko. - poprosiła cicho. Chłopak wstał z kanapy, a Destiny zaprowadziła go do kuchni.
- Gdzie są twoi rodzice? - zapytała.
- Wyjechali do ciotki, juro wracają. - odpowiedział.
- To dobrze. - dziewczyna odetchnęła z ulgą, ale zaraz po tym spuściła wzrok i miętoliła w rękach kawałek przydługiego sweterka.
- Wiem o co ci chodzi Des. Mi też nie było łatwo o tym zapomnieć.
- Ja wiem, że ty myślisz, że to ja. - popatrzała na niego ze łzami w oczach. - Ale cholera ty tam stałeś! Widziałeś, że to nie ja! Widziałeś. - ukryła twarz w dłoniach, gdy do pokoju wszedł Niall.
- Zayn coś ty jej zrobił? - popatrzał zdziwiony na dziewczynę.
- Nic. Z resztą nie ważne. Wyjdź muszę z nią pogadać. - powiedział mulat, a blondyn wyszedł.
- Des, ja nie pamiętam tego, ale pamiętam jak byliśmy przyjaciółmi. Jak przychodziłem do ciebie, kiedy moi rodzice się kłócili. Wtedy siadałaś obok mnie i trzymałaś za rękę. Pamiętasz? Albo kiedy dostałem jedynkę w szkole, bałem się powiedzieć rodzicom, wtedy do mnie przyszłaś i po prostu przytuliłaś mówiąc przy tym " Jesteś odważny. Dasz radę." Nie mam powodów żeby ci nie wierzyć. Ale gdybyś to jednak zrobiła to bym ci przebaczył. - przytulił ją do siebie.
- Ale ja tego nie zrobiłam! - krzyknęła. Do kuchni wszedł Hazza.
- Zayn weź ją puść! Co ona ci zrobiła? - naskoczył na mulata i wyrwał z jego objęć dziewczynę, po czym zaprowadził na sofę i posadził między Lou, a Niall'em.
- On mi nie wierzy. - szepnęła.
- Z czym ma ci nie wierzyć? - zapytał loczek. Za to Niall podszedł do niej i ją po prostu przytulił. Był chłopakiem bardzo delikatnym i nie zadawał dużo pytań, ale na pewno przytulał najlepiej na świecie.
- On mi nie wierzy! Jestem w końcu jego przyjaciółką, a on mi nie wierzy! Wiesz jak to boli? Wiesz? Nie wiesz! Właściwie byłam jego przyjaciółką. To nie ja zrobiłam. Chociaż ty mi uwierz. - przytuliła się jeszcze bardziej do blondyna. Harry szepnął do Liam'a.
- Ona jakaś dziwna jest.
- Nie wiesz jaka jest naprawdę i dlaczego płacze to jej nie oceniaj. - odszepnął Liam.
Co ja robię? Przytulam się do jakiegoś nieznanego blondyna. no może nie nie znanego, bo to w końcu gwiazda, ale ja go nie znam. - pomyślała i wyrwała się z uścisku. Wybiegła z domu, nawet nie biorąc kurtki, tylko w locie złapała buty i po drodze je założyła. Nie uwierzył jej. Myśli, że kłamie. Wieży Perrie. W końcu czego ona się spodziewała? Przecież Perrie to jego dziewczyna, na pewno wierzy jej. I nagle cała jej nadzieja pękła jak bańka mydlana. Nadzieja na lepsze jutro...
czwartek, 1 listopada 2012
4. " Dzieciaki pamiętajcie prawdziwa przyjaźń jest wtedy, kiedy osłaniasz kogoś nawet kosztem siebie."
Kolejny smętny dzień, jedyną różnicą jaka dzisiaj zajdzie w nudnym i monotonnym życiu Destiny to to, że przyjdzie Waliyha z Zain'em. Przynajmniej Des miała taką nadzieję. Robiła to co zwykle. Wstała, ubrała się, zjadła śniadanie, nakarmiła Whitney'a. Nic szczególnego. Potem poszła do pokoju, który jako jedyny nie był przez nią odwiedzany. Coś ją podkusiło, żeby to zrobić. Za drzwiami pomieszczenia znajdowały się różnego rodzaju instrumenty. I wspomnienia znowu wróciły.
- Mamo! Mamo! Chodź zagram ci piosenkę. Tatuś mnie jej nauczył. - powiedziała dziewczynka.
- Już, czekaj chwilę. - odpowiedziała kobieta.
- No chodź już, bo Zain na mnie czeka. - powiedziała i usiadła na kanapie, w ręku trzymając gitarę. W końcu matka Des przyszła i z zainteresowaniem patrzała na dziewczynkę, gdy ta już zaczęła grać. Piosenka która nauczył ją ojciec była wzruszająca, ale zaśpiewana grubym, prześlicznym głosem jaki posiadała Destiny powalała na kolana. Nie było człowieka na ziemi który by się przy tym nie popłakał.
Tak Des miała nieziemski głos, ale nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie odwiedzała tego pokoju dobre 5 lat. Kiedy weszła do pomieszczenia wszystko co się w nim znajdowało 5 lat temu, dalej stało na swoim miejscu. Czyli nikt tu nie był. - przebiegło jej przez myśl. Chciała znowu poczuć w rękach kawałek drewna z którym w dzieciństwie nigdy się nie rozstawała. Podeszła do kąta w którym stała jej gitara. Wyjęła ją z pokrowca i usiadła. Przejechała placem po jej strunach. Znowu poczuła to przyjemne ciepło, które znała z dzieciństwa. Zaczęła powoli ciągnąć struny. Dźwięki gitary po chwili ułożyły się w harmonijną całość, brakowało tylko słów.Zaczęła śpiewać.
(włącz)
He said, "Son, / Powiedział „Synu,
Have you seen the world? / czy widziałeś świat?
Well, what would you say / Więc, co ty na to,
W tym samym czasie Zayn z Waliyha pukali w drzwi Des, ale ona ich nie słyszała, była pochłonięta własnym światem. Chłopak wystraszył się, że dziewczyna wzięła za dużo tabletek, więc otworzył drzwi i szukał jej po całym mieszkaniu. Do jego uszu doszła piękna piosenka, a po chwili ten nieziemski głos. To na pewno ona. - pomyślał.
He walked through bullets and haze / Szedł przez pociski i mgłę
I asked her to stop / Prosiłem by się zatrzymał
I begged her to stay / Błagałem by został
But she pressed on / Ale nie posłuchał
So I lifted my gun / Więc podniosłem broń
And I fired away / I wystrzeliłem
Kolejna zwrotka. Zayn czuł tą magię która unosiła się wokół niej. To było nie do opisania. Ten jej głos. Nigdy nie spotkał się z czymś takim. Owszem on tez śpiewał z zaangażowaniem i miłością, ale ona...Ona pobiła wszystko. Automatycznie zaczął śpiewać z nią. Znał tą piosenkę, ojciec Des ich jej nauczył. Powiedział " Dzieciaki pamiętajcie prawdziwa przyjaźń jest wtedy, kiedy osłaniasz kogoś nawet kosztem siebie." Minęło tyle lat , a on to nadal pamiętał.
And the shells jumped through the smoke / Łuski skakały przez dym
And into the sand / Opadając na piach
That the blood now had soaked / Nasiąknięty krwią
She collapsed with a flag in her hand / Upadł z flagą w swych rękach
A flag white as snow / Z flagą białą jak śnieg
Dziewczyna przestała na chwile grać. Popatrzała na niego zdziwiona, ale on ruchem ręki wskazał jej, że ma grać dalej. Waliyha patrzała na to z niedowierzaniem i podziwem. Ona również poczuła tę magię. Była pod wrażeniem głosu jakim dysponowała Destiny. A przy tej piosence jej głos wydawał się taki potężny, a zarazem lekki, delikatny. Idealnie komponował się z głosem Zayn'a.
A hero of war / Bohater Wojny
Is that what they see / Jedyne co widzą
Just medals and scars / To medale i blizny
So damn proud of me / Są tak cholernie dumni ze mnie
And I brought home that flag / I przyniosłem do domu tamtą flagę
Now it gathers dust / Teraz zbiera się na niej kurz
But it's a flag that I love / Ale to jedyna flaga którą kocham
It's the only flag I had trust /To jedyna flaga której ufałem.
Des odłożyła gitarę z powrotem na swoje miejsce. Właśnie tą piosenkę kojarzyła z tatą. On ją nauczył tej piosenki. Kiedy była mała nie wiedziała czemu akurat ta piosenka, czemu te słowa. Kiedy była większa dowiedziała się, że ta piosenka była związana z przyjacielem jej ojca, który zginął na wojnie. Ten mężczyzna poświęcił się dla swojego przyjaciela. Uratował życie jej tacie. Popatrzała na Zayn'a który stał w drzwiach i również się jej przyglądał. Ona jeszcze nie straciła swojego przyjaciela tak jak jej ojciec. Mogła go odzyskać. On już nie mógł. Kiedy zginął jego przyjaciel wycofał się z wojska, nie chciał patrzeć na cierpienie jego kolegów. Został prokuratorem, ale nie pożył długo. Zabili go. Ta piosenka miała dla Destiny głębszy sens. Widziała cierpienie w oczach ojca kiedy wspominał o swoim koledze. Ona nie chciała przez to przechodzić, chciała mieć Zayn'a zawsze przy sobie. Chciała żeby ją przytulił podczas gdy on stał i patrzył. Waliyha poszła do ogrodu pobawić się z Whit'em, nie chciała im przeszkadzać.
- Co się z nami stało. - wyszeptała Des.
- Nie wiem. - odpowiedział i przyklęknął obok niej.
- Nie było cię. Nie było cię kiedy cię potrzebowałam. Kiedy tak cholernie tęskniłam. Kiedy nikt nie mógł mi pomóc oprócz ciebie. Wiesz jak to jest stracić rodziców i nie mieć nikogo kto cie wesprze? - wyrzucała z siebie wszystko co tłumiła w sobie.
- Nie wiem.
- I jeszcze świadomość o tym, że o mnie zapomniałeś. Przysięgałeś mi, przysięgałeś, że do mnie przyjedziesz. Nie przyjechałeś - łzy poleciały po jej twarzy. Zayn'owi zrobiło się głupio. Nie wiedział co zrobić, więc po prostu ją przytulił. Nie spodziewał się takiego ruchu z jej strony, odepchnęła go i wybiegła z pokoju. Wtedy zdał sobie sprawę, że spieprzył to po całości. I mimo, że mu tak cholernie zależy nie zrobił nic. Miała do niego żal, nie dziwił się temu, w końcu obiecał, tyle razy miał szanse do niej podejść, ale stchórzył, cholernie się bał. Bał się, że ją straci, chociaż nawet nie była jego.
- Mamo! Mamo! Chodź zagram ci piosenkę. Tatuś mnie jej nauczył. - powiedziała dziewczynka.
- Już, czekaj chwilę. - odpowiedziała kobieta.
- No chodź już, bo Zain na mnie czeka. - powiedziała i usiadła na kanapie, w ręku trzymając gitarę. W końcu matka Des przyszła i z zainteresowaniem patrzała na dziewczynkę, gdy ta już zaczęła grać. Piosenka która nauczył ją ojciec była wzruszająca, ale zaśpiewana grubym, prześlicznym głosem jaki posiadała Destiny powalała na kolana. Nie było człowieka na ziemi który by się przy tym nie popłakał.
Tak Des miała nieziemski głos, ale nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie odwiedzała tego pokoju dobre 5 lat. Kiedy weszła do pomieszczenia wszystko co się w nim znajdowało 5 lat temu, dalej stało na swoim miejscu. Czyli nikt tu nie był. - przebiegło jej przez myśl. Chciała znowu poczuć w rękach kawałek drewna z którym w dzieciństwie nigdy się nie rozstawała. Podeszła do kąta w którym stała jej gitara. Wyjęła ją z pokrowca i usiadła. Przejechała placem po jej strunach. Znowu poczuła to przyjemne ciepło, które znała z dzieciństwa. Zaczęła powoli ciągnąć struny. Dźwięki gitary po chwili ułożyły się w harmonijną całość, brakowało tylko słów.Zaczęła śpiewać.
(włącz)
He said, "Son, / Powiedział „Synu,
Have you seen the world? / czy widziałeś świat?
Well, what would you say / Więc, co ty na to,
W tym samym czasie Zayn z Waliyha pukali w drzwi Des, ale ona ich nie słyszała, była pochłonięta własnym światem. Chłopak wystraszył się, że dziewczyna wzięła za dużo tabletek, więc otworzył drzwi i szukał jej po całym mieszkaniu. Do jego uszu doszła piękna piosenka, a po chwili ten nieziemski głos. To na pewno ona. - pomyślał.
He walked through bullets and haze / Szedł przez pociski i mgłę
I asked her to stop / Prosiłem by się zatrzymał
I begged her to stay / Błagałem by został
But she pressed on / Ale nie posłuchał
So I lifted my gun / Więc podniosłem broń
And I fired away / I wystrzeliłem
Kolejna zwrotka. Zayn czuł tą magię która unosiła się wokół niej. To było nie do opisania. Ten jej głos. Nigdy nie spotkał się z czymś takim. Owszem on tez śpiewał z zaangażowaniem i miłością, ale ona...Ona pobiła wszystko. Automatycznie zaczął śpiewać z nią. Znał tą piosenkę, ojciec Des ich jej nauczył. Powiedział " Dzieciaki pamiętajcie prawdziwa przyjaźń jest wtedy, kiedy osłaniasz kogoś nawet kosztem siebie." Minęło tyle lat , a on to nadal pamiętał.
And the shells jumped through the smoke / Łuski skakały przez dym
And into the sand / Opadając na piach
That the blood now had soaked / Nasiąknięty krwią
She collapsed with a flag in her hand / Upadł z flagą w swych rękach
A flag white as snow / Z flagą białą jak śnieg
Dziewczyna przestała na chwile grać. Popatrzała na niego zdziwiona, ale on ruchem ręki wskazał jej, że ma grać dalej. Waliyha patrzała na to z niedowierzaniem i podziwem. Ona również poczuła tę magię. Była pod wrażeniem głosu jakim dysponowała Destiny. A przy tej piosence jej głos wydawał się taki potężny, a zarazem lekki, delikatny. Idealnie komponował się z głosem Zayn'a.
A hero of war / Bohater Wojny
Is that what they see / Jedyne co widzą
Just medals and scars / To medale i blizny
So damn proud of me / Są tak cholernie dumni ze mnie
And I brought home that flag / I przyniosłem do domu tamtą flagę
Now it gathers dust / Teraz zbiera się na niej kurz
But it's a flag that I love / Ale to jedyna flaga którą kocham
It's the only flag I had trust /To jedyna flaga której ufałem.
Des odłożyła gitarę z powrotem na swoje miejsce. Właśnie tą piosenkę kojarzyła z tatą. On ją nauczył tej piosenki. Kiedy była mała nie wiedziała czemu akurat ta piosenka, czemu te słowa. Kiedy była większa dowiedziała się, że ta piosenka była związana z przyjacielem jej ojca, który zginął na wojnie. Ten mężczyzna poświęcił się dla swojego przyjaciela. Uratował życie jej tacie. Popatrzała na Zayn'a który stał w drzwiach i również się jej przyglądał. Ona jeszcze nie straciła swojego przyjaciela tak jak jej ojciec. Mogła go odzyskać. On już nie mógł. Kiedy zginął jego przyjaciel wycofał się z wojska, nie chciał patrzeć na cierpienie jego kolegów. Został prokuratorem, ale nie pożył długo. Zabili go. Ta piosenka miała dla Destiny głębszy sens. Widziała cierpienie w oczach ojca kiedy wspominał o swoim koledze. Ona nie chciała przez to przechodzić, chciała mieć Zayn'a zawsze przy sobie. Chciała żeby ją przytulił podczas gdy on stał i patrzył. Waliyha poszła do ogrodu pobawić się z Whit'em, nie chciała im przeszkadzać.
- Co się z nami stało. - wyszeptała Des.
- Nie wiem. - odpowiedział i przyklęknął obok niej.
- Nie było cię. Nie było cię kiedy cię potrzebowałam. Kiedy tak cholernie tęskniłam. Kiedy nikt nie mógł mi pomóc oprócz ciebie. Wiesz jak to jest stracić rodziców i nie mieć nikogo kto cie wesprze? - wyrzucała z siebie wszystko co tłumiła w sobie.
- Nie wiem.
- I jeszcze świadomość o tym, że o mnie zapomniałeś. Przysięgałeś mi, przysięgałeś, że do mnie przyjedziesz. Nie przyjechałeś - łzy poleciały po jej twarzy. Zayn'owi zrobiło się głupio. Nie wiedział co zrobić, więc po prostu ją przytulił. Nie spodziewał się takiego ruchu z jej strony, odepchnęła go i wybiegła z pokoju. Wtedy zdał sobie sprawę, że spieprzył to po całości. I mimo, że mu tak cholernie zależy nie zrobił nic. Miała do niego żal, nie dziwił się temu, w końcu obiecał, tyle razy miał szanse do niej podejść, ale stchórzył, cholernie się bał. Bał się, że ją straci, chociaż nawet nie była jego.
Subskrybuj:
Posty (Atom)