(włącz)
W tym momencie nie wiedziała co zrobić, była po między tym co chce, a tym co powinna. Ale kiedy tylko znowu się do niego przyzwyczai, pokocha od nowa, on znów odejdzie, a ona znowu zostanie sama. Znowu...to takie głupie słowo, zupełnie jak samotność. Teraz przyzwyczaiła się do samotności, do bólu, do wszystkiego, czemu miałaby się odzwyczaić? Chciała go z powrotem, ale cofnąć w czasie to jej zdaniem najlepsze wyjście, niestety nierealne, nie chciała go jako dorosłego człowieka, tylko jako małego, wesołego chłopaczka który rozśmieszał ją na każdym kroku. Chciała, żeby czasy w których ich najgorszym przewinieniem były podkradzione cukierki lub zbicie lampy, wróciły. Żeby on nie wyjeżdżał, żeby jej rodzicie byli tu z nią, a nie tam. Właśnie chciała, ale rzeczywistość była inna, on był przy niej, ale ciałem, a ona chciała go duchem. Zmienił się, ale czy na lepsze? Nie dowie się tego jeżeli znowu od niego ucieknie. I właśnie tu był problem. Bała się zaryzykować, w końcu kto by się nie bał? To było jak zapałka. Albo zapalisz nią świecę i mrok cię nie pochłonie, albo nie zdążysz i zginiesz w ciemnościach. Jedyne pytanie jakie nasuwało się jej to czy zaufać mu ponownie, czy nie? Niektórzy pomyślą sobie, nad czym ona się zastanawia? Najwyżej ją zostawi, przecież nie są razem, to tylko jakaś głupia szczeniacka przyjaźń. Czy przyjaźń można nazwać szczeniacką? Jak widać można Ale to było coś więcej, ona nie wytrzymałaby jeżeli on jeszcze raz by ją zostawił. Po kolei odchodziły od niej osoby które kochała. Drugi raz nie chciała tego przeżywać, drugi raz by tego nie przeżyła...
Ale zaufała mu. Coś sprawiło, że mu zaufała. Jego urok osobisty? Nie, to nie to. Być może to, że cholernie jej na nim zależało i na odwrót, w końcu przez prawie 12 lat się ze sobą przyjaźnili. Tego nie da się tak zwyczajnie wymazać z pamięci. Ich relacji nie da się opisać zwykłymi słowami, a niezwykłych nie znam. To było coś jak małżeństwo dwojga dusz. Popatrzała mu w oczy, uwielbiała ich kolor. Wyraziste, mocne, aromatyczne jak kawa, ale nie taka z mlekiem, taka mocna, czarna jak węgiel, oczy ciepłe jak ogień, jak palone drewno w kominku, i gorzkie jak ciemna czekolada. Słodko-gorzkie.
- Skąd miałeś tyle wyobraźni na tak piękne oczy? - zwróciła się do Boga, jedynie myślami, to było pytanie retoryczne, bo przecież on jej nie odpowie.
- Wiesz Des - Zayn zaczął niepewnie. - myślę, że to niedługo się skończy. Nie będzie smutku, łez, będziesz ty i ja popijający kakao, tak jak dawniej. - na samo wspomnienie o tym jak razem siedzieli w domu i popijali podkradzione kakao, a potem roztrzaskali kubki uśmiechnął się pod nosem. A ona wtedy wiedziała co ma zrobić.
- Ten świat bez nas by nie istniał. - powiedziała i przytuliła go. Wybaczyła mu, już dawno to zrobiła, ale nie dopuszczała do siebie tej myśli. Nie chciała. Tak bardzo pragnęła być jeszcze dzieckiem, bawić się z nim.
Tak bardzo nie chciała być dorosła.
- Lepiej już stąd chodźmy, jeszcze Perrie by przyszła. - odsunęła się od chłopaka. Nie wiedziała czemu to powiedziała. Może ze strachu który towarzyszył jej cały czas kiedy z nim przebywała. Czego się bała? Nie, raczej kogo. Odpowiedź jest jedna - Perrie. Nie chce się z nią kłócić, nie wczoraj, nie jutro, nigdy, a przynajmniej nie teraz kiedy złapała garstkę szczęścia. Tym szczęściem była przyjaźń, która być może na nowo urośnie w siłę. Być może. Ktoś powiedział " Tylko mnie kochaj. " Ona wolała powiedzieć
" Tylko mnie nie opuszczaj."
- Chodź, idziemy do mnie. - powiedział Zayn i pociągnął szatynkę za rękę. Nie protestowała, chciała się nim nacieszyć. Kiedy przyszli do domu Zayn'a na kanapie siedział Niall z Louis'em. Mulat dalej nie odzywał się z irlandczykiem, więc nawet na niego nie spojrzał.
- Hej Niall. - uśmiechnęła się w stronę blondyna, a ten odwzajemnił uśmiech.
- Chodź Des. - Zayn widząc, że Des chciała pogadać z Niall'em szybko pociągnął ją do swojego pokoju.
Zayn był zazdrosny o Des i zdawał sobie z tego sprawę, ale nie czuł do niej miłości jaka była między chłopakiem, a dziewczyną, owszem pociągała go fizycznie, ale tego nie dopuszczał do swoich myśli. Uznawał to za chore i okropne, przecież byli przyjaciółmi. A on miał dodatkowo dziewczynę.
- Chciałam się przywitać z blondynem. - powiedziała z wyrzutem szatynka i usiadła na łóżku, Zayn zrobił to samo.
- Zdążysz jeszcze. - odpowiedział jej. W pomieszczeniu przez dłuższą chwilę panowała cisza. Zwykle mieli sobie tyle do powiedzenia, usta im się nie zamykały, a teraz? Teraz stoją nad przepaścią, obydwoje boją się, że powiedzą coś nie tak, coś zepsują. Strach..to takie głupie uczucie, niektórzy mówią, że lepiej by było jeżeliby go nie było, oni wiedzieli, że strach jest potrzebny. Chociażby do tego, żeby nie ranić drugiej osoby, ale ta cisza między nimi była ciężka, nie do zniesienia.
- Zmieniłaś się. - musiał to jakoś przerwać, nie umiał nic innego wymyślić, z drugiej strony dość długo zastanawiał się co się z nią stało, czemu nie jest tak zabawna i rozmowna jak kiedyś? Teraz miał idealną okazję, żeby z nią na ten temat porozmawiać.
- Ludzie się zmieniają Zayn i musisz to przyjąć do wiadomości, albo na lepsze albo na - zamilkła na chwilę - na gorsze. - zastanowiły go słowa dziewczyny. Nie rozumiał ich do końca. Nikt nie zmienia się aż tak. Przecież ona nie mogła stać się taką bezduszną, smutną, cichą istotą. Pomyślał "bezduszna", ale to było cholernie nie trafne określenie. Nigdy by się nie spodziewał ile ona tłumi w sobie uczuć, ile cierpień, ile łez i wszystko to zatrzymuje tylko dla siebie, przynajmniej teraz nie zamierza się nimi z nikim podzielić. Ktoś pomyśli " A marzenia? Przecież musi mieć marzenia." Oczywiście, że je ma, ale już dawno w niej zgasły jak duszony ogarek papierosa, i to on sam je zgasił, jak w popielniczce, a potem one uniosły się i wzleciały w górę. Najpierw uczynił ja piękniejszą, nie chodzi tu o wygląd, bo wyglądem onieśmielała zawsze, duże niebieskie oczy, to było jej atutem, można było się w nie wpatrywać i dokładnie widzieć każdy szczegół. Były jak otwarta księga, kiedy była smutna były przygaszone, ciemne, a kiedy była wesoła, miało się takie wrażenie choćby zawarto w nich wszystkie kolory tęczy. Jednak już od dawna nie było w nich nic widać szczęścia, tylko cierpienie i ból. A kiedy promieniała radością zostawił ją, porzucił, wyjechał..a ona? Najpierw ufała, potem płakała, a teraz? Teraz przebaczyła, ale pamiętać będzie zawsze.
- Przecież możesz się jeszcze zmienić na lepsze. - powiedział i posłał jej uśmiech.
- Ale ja nie mówię o sobie, tylko o tobie. - popatrzała na niego z żalem w oczach, przecież ona nie zmieniła się na gorsze. Może mniej się uśmiecha, ale to nie jest coś złego.
- Jak to o mnie? - obruszył się mulat.
- Tak to, myślisz tylko o sobie Zayn, nie wiesz o mnie już nic, a z góry zakładasz, że zmieniłam się na gorsze. Wiesz jak to boli, a z resztą zapomniałam, ty żyjesz w idealnym świecie pełnym uśmiechu, gdzie nie ma bólu. A ból jest ważny, dzięki niemu stajesz się silniejszy. - powiedziała, a on widział ją już ostatni raz dzisiejszego wieczoru. Mimo to, że mówiła o sile, on widział w jej smutnych oczach przeszywający ją ból. I właśnie teraz już nie musiał się bać, że coś zrobi nie tak, bo już to zrobił. Nieodpowiednie słowa mogą ranić, a z ust najlepszego przyjaciela brzmią tak okropnie, tak obco.
_________________________________________________________________________________
Mamy za sobą pechową 13. W sumie jako tako nie jest taki zły chyba, no nie? Albo...a z resztą. Dziękuję za komentarze. Jak ktoś to przeczytał proszę niech wyrazi swoją opinię, nawet tą negatywną, każda jest dla mnie ważna.
I Love You so much. ;x
Jeju czy Malik zawsze musi coś spieprzyć? Ugh -.-
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że niedługo się pogodzą, ale tak już ostatecznie ;)
Czekam na następny ;)
Rozdział jest jak zwykle superowy : )
OdpowiedzUsuńCzekam na następny : )
Do Cb nie można mieć "negatywnych" opinii ^^
Zgadzam się nie można mieć do cb negatywnych opinii ;).... Po za tym zaje... rozdział ;D
OdpowiedzUsuńPhi! Przestań, wierzysz w przesądy? Dla mnie trzynastka prawie zawsze jest szczęśliwa. Na przykład, w jeden piątek 13 dostałam 6 ze sprawdzianu z matmy. Magia! xD Ale ja nie o tym miałam mówić, wybacz. Muszę się o to zapytać, po prostu muszę. Dlaczego Ty chcesz słyszeć jakiekolwiek negatywne opinie na temat swojego bloga? Proszę Cię, wytłumacz mi to, gdyż jakoś nie mogę tego zrozumieć. Jesteś jedną z najlepszych blogerek, piszesz cudowną historię o przyjaźni, a nie miłości, więc jest to ogromnym sukcesem, masz oryginalny i wspaniały styl, cały Twój blog przyciąga od samego patrzenia na niego, rozsiewa wokół siebie magię, a Ty prosisz o coś negatywnego? Okay, chcesz taką przeczytać, to proszę. Jesteś zua, ponieważ nie wierzysz w swój ogromny talent i czytelniczki, które nie mogą powiedzieć ani jednego negatywnego słowa na temat tej historii. To tyle negatywów. Nie będę się starać, żeby napisać ich więcej, ponieważ, nawet jeśli użyłabym innych wyrażeń i określeń, mówiłyby o tym samym, więc sama rozumiesz. Nie warto się rozpisywać na jeden temat. No to może teraz nieco o rozdziale? Początek był dla mnie nieco zaskakujący, choć poniekąd rozumiem zachowanie Destiny. Bała się, było to widać. Jednak Malik jej niczego nie ułatwiał, nie odzywał się próbując, ją przeprosić. Myślał, że jego obecność wystarczy, aby mu przebaczyła? No to się grubo chłopaczek pomylił. Pomimo tego iż wyraźnie napisałaś, że ona mu darowała, to później wszystko zniszczył. No cóż, to było do przewidzenia. Za każdym razem coś niszczy. Zapatrzony w siebie egoista. Nie żebym go nie lubiła, ale nieco mnie wkurza. W jego głowie jest tylko ON. Nie pomyśli o tym, co czuje Des, a o tym, co ma zrobić, powiedzieć, uczynić. Jasne, Destiny jest ich elementem, lecz to na nim się wszystko skupia. Wiecznie on jest najważniejszy, a tu chyba nie o to chodzi, prawda? Za to perspektywa narratora mówiąca o Des bardzo mi się podobała. Ta jej niepewność i strach były naprawdę zrozumiałe. W każdym calu skupiała się na ich relacjach, a nie na sobie, jak jej domniemany przyjaciel. Słusznie, że bała się, iż Perrie tam przyjdzie. Rozumiem to. Jednak jedno mnie dołuje. Dlaczego Malik na siłę chciał odciągnąć Des od Nialla? Rozumiem, nie podobało mu się to, co usłyszał w ostatniej rozmowie, jednak powinien to sobie z nim wyjaśnić, a nie się do niego nie odzywa. Chyba nie na tym to polega. Najbardziej zabolała mnie ich rozmowa, lecz cieszę się, iż Destiny wyrzuciła z siebie to wszystko. Może Zayn w końcu przejrzy na oczy i zobaczy, jakim jest idiotą. Oby, bo inaczej nie wiem, co zrobię. Wyjdę z siebie i stanę obok. Jego zachowanie już nie jest powalone, a popierdolone! Nie chce jej stracić, a zachowuje się tak, jakby to właśnie było jego pieprzonym priorytetem! Cholera jasna, niech się w końcu zdecyduje, bo zachowuje się gorzej niż niejedna baba! No me gusta. -.- Ugh, już mi ulżyło. Na szczęście jest coś takiego, jak komentarze, w których się mogę wyżyć. Nie przeszkadza Ci to, prawda? I wiesz co? Wydaje mi się, że jest to (jak na razie) mój najdłuższy komentarz na tym blogu. ^.^ Uhuhuh, fajniusio. Musiałam, wybacz. ;3 Co, jak co, ale ten rozdział potrzebował takiego mocnego kopa ode mnie. ^.^ Nie miej mi tego za złe, ok? ;* A wiesz, że kocham Twojego bloga? I że jesteś moim guru? I Cię wielbię? Nie? No to teraz wiesz. <3 Kochana, nie spamię Ci już tutaj więcej. I tak będziesz musiała poświęcić swój czas na czytanie tego. :D Teraz pozostaje mi czekanie na rozdział kolejny. Weny, kochana. ♥♥♥
OdpowiedzUsuńPechowa 13 ? W Twoim przypadku do mega szczęśliwa 13 :) Rozdział jest fantastyczny ! Boże dlaczego Zayn nie używa mózgu ? Czy on zawsze musi coś zepsuć ?
OdpowiedzUsuńOj Zayn'i, Zayn'i ty to musisz coś spieprzyć.... rozdział cudowny ;*
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział:)
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Libster Award przeze mnie szczegóły znajdziesz na moim blogu :) Musiz odpowiedzieć na 11 pytań i tp . :) http://i-miss-youth.blogspot.com/ ;)
OdpowiedzUsuńZayn ty głąbie , zawsze musisz coś zpieprzyć ! ; xx
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Nie ma do czego się przyczepić , piszesz tak czarujaco no normalnie nie wiem jak to opisać. ; DD