- Des ja chciałem cię przepro..- mulat nie zdążył powiedzieć, bo przed posesją dziewczyny z piskiem opon zatrzymał się samochód. Z niego wysiadła blondynka. Zayn westchnął i spuścił głowę. Teraz będzie piekło. - pomyślał i się nie mylił.
- A więc to tak? Wiedziałam, że mnie z nią zdradzasz! - krzyknęła blondynka.
- To nie tak, chciałem ją tylko odwiedzić. - próbował się wytłumaczyć.
- Jasne, a ty co się tak gapisz? To przez ciebie! - Perrie pokazała na Des palcem. - Pojawiłaś się i znowu wszystko spieprzyłaś! Zawsze taka byłaś, nie umiałaś nic zrobić, byłaś nikim!
Chociaż obie dziewczyny się już nie przyjaźniły się, ani nawet nie utrzymywały ze sobą kontaktu Destiny cholernie to zabolało. Zawsze miała siebie za tą gorszą, ale teraz ma się za jeszcze bardziej żałosną.
- Nie martw się, nie chcę nic od ciebie, ani co gorsza od niego. - szatynka wskazała głową na Malik'a. - A teraz żegnam, jestem zmęczona tym wszystkim. - westchnęła i zamknęła tej dwójce drzwi przed nosem. Nie miała siły, ani kłócić się z Perri, ani rozmawiać z Zayn'em, to i tak by nic nie dało. Wzięła dwie tabletki i zasnęła. Jednak po 30 minutach coś ją obudziło. Nagle zrobiło się ciemno, kątem oka zobaczyła jakieś nisko umiejscowione światło, jakby blask zapalonej świecy. Destiny pomyślała, że to nie możliwe, ale kiedy zobaczyła, że płomień przesuwa się w kierunku drzwi strychu, poderwała się na równe nogi. Myślała, że w jej domu są ci którzy wybili jej okno, ale poza waleniem własnego serca nie słyszała żadnych kroków, ani innego hałasu. Chociaż nic nie słyszała, czuła czyjąś obecność. Dziewczyna zauważyła, że blask świecy jest zwrócony na nią, poczuła nieprzyjemny chłód, jej ciało zdrętwiało, po czole popłynęła stróżka potu. Światło przemieszczało się w jej kierunku, a ona myślała, że umrze ze strachu. Jednak z ciemności wyłoniła się twarz chłopca. Twarz Zayn'a! Automatycznie dotknęła wisiorek który od niego dostała. To był mały Zayn! To nie możliwe! To przez te leki! - myślała. Był ubrany w ten sam strój kiedy ostatni raz go widziała, kiedy był mały, mianowicie w ciemne dżinsy, adidasy i zwykłą koszulkę, a w rękach trzymał świecę. Coś do niej powiedział, ale za cicho, nie umiała usłyszeć. Powtórzył, znowu nic. Patrzała się na ruchy jego warg.
- Poszukaj mnie gdzie nic już nie ma. - powiedział i głowa wskazał na świecę. "...gdzie nic już nie ma." - zrozumiała. Te 4 słowa chodziły po jej głowie i zadawało ból, czuła się jakby ktoś walił ją młotkiem po głowie. Chłopczyk podszedł do niej i pociągnął za rękę, miał strasznie zimną dłoń.
- Obydwoje pamiętamy o tym domku. - zanim poszedł powiedział tylko tyle i zniknął. . Rozpłynął się w powietrzu. Właśnie wtedy się obudziła. Cała roztrzęsiona i zdenerwowana skierowała się do kuchni. Nie wiedziała co się z nią dzieje. To było takie realistyczne, myślała, że to się dzieje na prawdę. Kiedy się opanowała zaczęła myśleć nad słowami chłopca. " Obydwoje pamiętamy o tym domku." Co to miało znaczyć? Myślała, że zwariowała, że jest nienormalna, ale w tym śnie był zawarty głębszy sens. Udała się na strych, poszperała trochę w starych fotografiach i znalazła to czego szukała. W rękach trzymała fotografię starego domku, a w nim bawiące się dzieci. Rozpoznała na niej siebie, Zayn'a i Perrie. Ona z mulatem się przytulali, a Perrie już wtedy spoglądała na nich z zawiścią. I wtedy sobie przypomniała wszystko. W tym dniu kiedy Zayn wyjechał, ten domek się zapalił, nie dało się go ugasić, dopiero kiedy w zupełności się spalił strażacy mogli dogasić niedopałki. To było dziwne, nikt go nie podpalił, to tak jakby spalił się sam z siebie. Zaczynała wszystko składać w całość. I słowa chłopczyka. " Poszukaj mnie gdzie nic już nie ma." To miało sens. Tego domku już nie ma, a świeczka? Ogień, pożar. Ale to i tak nie miało sensu. - To jest tylko jakiś głupi sen. To nie jest prawda. Zaczynam świrować. - pomyślała. Dalej cała się trzęsła, czemu przyśnił jej się Zayn?
- Jestem nienormalna, jestem nienormalna. - powtarzała i chodziła w kółko, w trzęsących się rękach trzymając fotografie. Mimo wszystko i tak chciała iść w miejsce,gdzie kiedyś stał ich domek. Jakaś dziwna siła ją tam ciągnęła. To wszystko było jakieś chore. Poszła tam, mimo tego, że nie wierzyła w ten cholernie pokręcony sen. Siadła pod starym już drzewem, na którym kiedyś mieścił się domek. Zayn tam szedł, szedł w jej kierunku! Kiedy Perrie zrobiła mu awanturę przed domem Des, strasznie się zdenerwował i poszedł na spacer. Tam spotkał małą dziewczynkę, ręce miała poplamione woskiem ze świecy, najzwyczajniej w świecie podeszła do niego i chwyciła za rękę, jej uścisk był strasznie mocny jak na tak małą dziewczynkę.
- Jestem nienormalna, jestem nienormalna. - powtarzała i chodziła w kółko, w trzęsących się rękach trzymając fotografie. Mimo wszystko i tak chciała iść w miejsce,gdzie kiedyś stał ich domek. Jakaś dziwna siła ją tam ciągnęła. To wszystko było jakieś chore. Poszła tam, mimo tego, że nie wierzyła w ten cholernie pokręcony sen. Siadła pod starym już drzewem, na którym kiedyś mieścił się domek. Zayn tam szedł, szedł w jej kierunku! Kiedy Perrie zrobiła mu awanturę przed domem Des, strasznie się zdenerwował i poszedł na spacer. Tam spotkał małą dziewczynkę, ręce miała poplamione woskiem ze świecy, najzwyczajniej w świecie podeszła do niego i chwyciła za rękę, jej uścisk był strasznie mocny jak na tak małą dziewczynkę.
- Chodź, zaprowadzę cię do przeznaczenia. - powiedziała i pociągła go w stronę właśnie tego miejsca, gdzie teraz znajdowała się Destiny. Mulatowi zdawało się to dziwne, pytał dziewczynkę, gdzie jest jej matka, a ta tylko uśmiechała się pod nosem i dalej ciągnęła go za rękę. Zrozumiał, że ona zmierza w stronę miejsca, gdzie był domek.
- Dalej trafisz sam. - powiedziała i zniknęła w mgle. Mulat nawet nie zdawał sobie sprawy, że wokół niego unosi się mgła. Oszołomiony poszedł w stronę tego drzewa. Nie wiedziało o co chodzi. Jakiego przeznaczenia? Kim była ta dziewczynka? Musiał przyznać, że była cholernie podobna do szatynki Wpajał sobie, że to tylko sen, że zaraz się obudzi w swoim pokoju i będzie tak jak wcześniej, że te dziwne zdarzenie zniknie. Poszedł niepewnym krokiem do Des.
- To jest chore. - westchnął i usiadł obok niej.
- Śniłeś mi się. Ty byłeś mały i miałeś świeczkę. - zaczęła, ale nie skończyła, bo zobaczyła, że Zayn ma poplamione ręce woskiem. Odskoczyła od niego jak poparzona.
- Co się stało? - zapytał podchodząc do niej.
- Twoje ręce, chłopczyk, świeca. - wymawiała krótkie wyrazy. Nie umiała się wysłowić. Mulat nic nie rozumiał.
- Wszystko będzie dobrze Des.- podszedł bliżej dziewczyny. - Nie martw się. - mówił spokojnym, opanowanym głosem, chociaż był zdenerwowany nie tylko tym, że ma dwa wyjścia, albo znowu coś schrzani, albo odbuduje straconą przyjaźń, denerwował się również tym incydentem z dziewczynką która zniknęła we mgle, a teraz jeszcze Destiny przestraszyła się wosku. Coś tu nie grało.
- On mi tu kazał przyjść. Rozumiesz? Tam gdzie nic nie ma. Pewnie myślisz, że oszalałam, ale to było na prawdę.
- Wierze ci.
- Właśnie, że nie! Nigdy mi nie wierzyłeś.
- Wierzę ci, nie martw się Perrie, ona już taka jest, przecież wiesz.
- No właśnie! Zawsze to ja musiałam ustępować. Bo Perrie jest ważniejsza! - wybuchła, potok słów cisnął się jej na usta. - Nie wierzysz! Nigdy nie wierzyłeś. Tylko zawsze była Perrie, Perrie to, Perrie tamto. Nawet twoi rodzice! Nikt nie chciał mi uwierzyć, a potem tata. On wrócił z wojny, on był chory psychicznie! Na wszystkich się wyżywał. Ja widziałam,.widziałam filmik, nagrany telefonem komórkowym. Mój tata zabił bezbronnego człowieka, rozumiesz?! Kazali mu to zrobić, a on się nie sprzeciwił, nie zrobił nic. Zabił go! Wojsko odebrało mi ojca, niby przyjaciółka odebrała mi przyjaciela, a śmierć - zrobiła przerwę - śmierć odebrała mi matkę! A potem oni... oni obydwoje zginęli. Zayn, ja nie mam nikogo. - rozpłakała się. W końcu wyznała dosłownie wszystko co męczyło ją przez te długie lata. Nie ukryła przed nim niczego, a on zszokowany nie wiedział co zrobić, ale przytulił ją. Bez żadnego słowa przytulił ją do siebie.
- Boże, nie zabieraj mi go już nigdy. - wyszeptała dławiąc się łzami.
________________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że nie zawiodłam was, ani nie rozczarowałam tym rozdziałem. Po prostu nie chciałam, żeby to było tak prosto, tak banalnie, że przyniósł jej jakiegoś nic nie znaczącego chwasta ona wpadła mu w ramiona, koniec. W tedy brakowałoby jeszcze małego grubaska, w pieluszce i ze strzałą w kształcie serca.
Chciałam, to napisać tak jakoś specyficznie. xd Dziękuję za komentarze ;xx I Love You so much. <3
- To jest chore. - westchnął i usiadł obok niej.
- Śniłeś mi się. Ty byłeś mały i miałeś świeczkę. - zaczęła, ale nie skończyła, bo zobaczyła, że Zayn ma poplamione ręce woskiem. Odskoczyła od niego jak poparzona.
- Co się stało? - zapytał podchodząc do niej.
- Twoje ręce, chłopczyk, świeca. - wymawiała krótkie wyrazy. Nie umiała się wysłowić. Mulat nic nie rozumiał.
- Wszystko będzie dobrze Des.- podszedł bliżej dziewczyny. - Nie martw się. - mówił spokojnym, opanowanym głosem, chociaż był zdenerwowany nie tylko tym, że ma dwa wyjścia, albo znowu coś schrzani, albo odbuduje straconą przyjaźń, denerwował się również tym incydentem z dziewczynką która zniknęła we mgle, a teraz jeszcze Destiny przestraszyła się wosku. Coś tu nie grało.
- On mi tu kazał przyjść. Rozumiesz? Tam gdzie nic nie ma. Pewnie myślisz, że oszalałam, ale to było na prawdę.
- Wierze ci.
- Właśnie, że nie! Nigdy mi nie wierzyłeś.
- Wierzę ci, nie martw się Perrie, ona już taka jest, przecież wiesz.
- No właśnie! Zawsze to ja musiałam ustępować. Bo Perrie jest ważniejsza! - wybuchła, potok słów cisnął się jej na usta. - Nie wierzysz! Nigdy nie wierzyłeś. Tylko zawsze była Perrie, Perrie to, Perrie tamto. Nawet twoi rodzice! Nikt nie chciał mi uwierzyć, a potem tata. On wrócił z wojny, on był chory psychicznie! Na wszystkich się wyżywał. Ja widziałam,.widziałam filmik, nagrany telefonem komórkowym. Mój tata zabił bezbronnego człowieka, rozumiesz?! Kazali mu to zrobić, a on się nie sprzeciwił, nie zrobił nic. Zabił go! Wojsko odebrało mi ojca, niby przyjaciółka odebrała mi przyjaciela, a śmierć - zrobiła przerwę - śmierć odebrała mi matkę! A potem oni... oni obydwoje zginęli. Zayn, ja nie mam nikogo. - rozpłakała się. W końcu wyznała dosłownie wszystko co męczyło ją przez te długie lata. Nie ukryła przed nim niczego, a on zszokowany nie wiedział co zrobić, ale przytulił ją. Bez żadnego słowa przytulił ją do siebie.
- Boże, nie zabieraj mi go już nigdy. - wyszeptała dławiąc się łzami.
________________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że nie zawiodłam was, ani nie rozczarowałam tym rozdziałem. Po prostu nie chciałam, żeby to było tak prosto, tak banalnie, że przyniósł jej jakiegoś nic nie znaczącego chwasta ona wpadła mu w ramiona, koniec. W tedy brakowałoby jeszcze małego grubaska, w pieluszce i ze strzałą w kształcie serca.
Chciałam, to napisać tak jakoś specyficznie. xd Dziękuję za komentarze ;xx I Love You so much. <3
Świeny !
OdpowiedzUsuńOmójboże. To mi się tak podobało , aż sama się bałam co się stanie.
Mam nadzięję , że się pogodzą ! ; *
Bardzo mi sie spodobał tez rozdział.
Czekam nn ; )
Wera świetny rozdział... i też bardzo bym chciała żeby Des i Zayn się pogodzili ,żeby Niall i Des zostali przyjaciółmi ;D Ale czekam aż napiszesz następny rozdział ;* kocham cię i twojego bloga <3
OdpowiedzUsuńBoski! Ty nigdy nie zawodzisz ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że Des i Zayn wreszcie się pogodzą, a Perrie niech się wypcha ;D
Boski! Ty nigdy nie zawodzisz ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że Des i Zayn wreszcie się pogodzą, a Perrie niech się wypcha ;D
Genialny!;**
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się takiego obrotu akcji ;)
Super rozdział : 33
OdpowiedzUsuńCzekam na next = )
Świetny rozdział czekam aż się pogodzą i oczywiście na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńNiech Perrie spada na bambus prostować banany ! Des i Zayn muszą się w końcu pogodzić.
OdpowiedzUsuńRozdział boski ! :*
Wiesz, chyba powinnam zająć się czymś innym, niż pisaniem kilometrowych komentarzy, jednak nie potrafię napisać kilku prostych słów, w których zawarłabym tylko powierzchowne odczucia. Więc z góry uprzedzam, ten komentarz nie będzie należał do krótkich. (: Początek niby wydaje się nie być wielkim zaskoczeniem, jednak jest w nim coś takiego, że chce się czytać dalej. A gdy już się do tego dojdzie, to nie można się oderwać. Jedynie czego żałuję to, to że się tak szybko skończył. Wiesz co mi się podoba w tym blogu i całej historii? To, że pomimo długość rozdziału jest niewielka, to zawierasz w nim tyle, iż niejedna osoba powinna Ci zazdrościć tak wielkiego talentu. A najlepsze jest to, iż nie wplatasz tu zbyt wielu dialogów, a skupiasz się bardziej na uczuciach. Chwała Ci, Weroniko! Wracając do rozdziału. Ten sen był naprawdę bardzo realistyczny. Na samym początku nie ogarniałam, o co chodzi, jednak kiedy napisałaś o małym chłopcu, którym był Zayn... Wow! Muszę przyznać, że wspaniale wymyślone. Serio, niesamowite jest to, iż w pewien sposób wplotłaś do opowiadania wątek fantastyczny, a nie odczuwa się go aż tak bardzo. Jak najbardziej pasuje do całej historii, wszystkich wydarzeń i wątków. Stanowi spójną i logiczną całość. Wplotłaś to perfekcyjnie do całego rozdziału. Również ta mała dziewczynka, którą była Des, jest tutaj jak najbardziej na miejscu. Czyżby coś więcej chciało, aby ta dwójka w końcu się pogodziła. Cieszy mnie fakt, iż Destiny w końcu się przed kimś otworzyła, ale tak naprawdę. Opowiedziała mu wszystko o sobie. Może i były to słowa rzucone w gniewie, jednak to też coś znaczy. Jakieś ukryte, dogłębnie schowane znaczenie. Historia z domkiem na drzewie, który spłonął w niewyjaśnionych okolicznościach, jest oryginalna i wspaniała. Ma w sobie to coś. Można sobie wyobrazić trójkę dzieci bawiących się w nim. No może dwójkę, ponieważ Perrie mi tam nie pasuje, przykro mi. Dziewczyno, masz niesamowite pomysły! Dalej się zastanawiam, jak Ty to robisz, że każdy rozdział jest coraz lepszy! Naprawdę, talent jak ich mało. *-* Kochana, czekam na rozdział kolejny. Chciałabym Ci jeszcze dosłodzić, lecz ten blog nie skończy się aż tak szybko, a ja muszę mieć jeszcze trochę słów na następne rozdziały. Także ja sobie czekam, a Ty piszesz. ;3 Weny. ♥♥♥
OdpowiedzUsuńWłaśnie uwielbiam czytać te twoje kilometrowe komentarze. ;x
UsuńKochana, nie zabijesz mnie, jeśli napiszę tutaj jedną rzecz? Mam taką nadzieję. :) A mianowicie chodziło mi o to, że zostałaś nominowana do Libster Award na jednym z moich blogów. Wejdź i dowiedz się więcej: http://ifyoutoldmetojump.blogspot.com/2012/11/libster-award.html
UsuńZ góry przepraszam za ten spam. ;< LOVE YA! xxx
Bardzo mi się podoba twój styl pisania, a przede wszystkim temat opowiadania, bo takie książki lubię najbardziej czytać ze wszystkich. Tym rozdziałem wątpię żebyś kogoś rozczarowała, przynajmniej ja do rozczarowanych nie należę . :) Zgadzam się z Viper ;* * kilometrową komentatorką ) że naprawdę nie można się oderwać jak już się zacznie.
OdpowiedzUsuńOby tak dalej. ^.^
Zapraszam : www.littleworldnessy.blogspot.com : odwdzięczam się za każdy komentarz, przepraszam za reklamę, ale nie wiem jak inaczej go spopularyzować. :)
masz wspaniałego bloga! będzie mi miło jeśli spodoba Ci się mój i również go zaobserwujesz ;))
OdpowiedzUsuńps. wspaniale piszesz ;))
Nigdy nie czytałam tak świetnego bloga! Dziewczyno, ty weź napisz książkę! :-*
OdpowiedzUsuń